Zaraźliwy entuzjazm

Łatwo było przewidzieć, że środowy koncert Marca Minkowskiego, kierującego orkiestrą Sinfonietta Cracovia, wypełni salę Filharmonii krakowskiej po brzegi. Z równą dozą prawdopodobieństwa można było założyć, że będzie to wielkie muzyczne wydarzenie. Rzeczywistość - jak zwykle w przypadku tego dyrygenta - przerosła jednak najśmielsze oczekiwania.

27.02.2007

Czyta się kilka minut

Krakowski koncert w całości wypełniły kompozycje Mozarta: uwertura do opery "Il R? pastore" (39), Symfonia Es-dur (KV 543) i 40. Symfonia g-moll (KV 550). W ostatniej chwili Maestro dokonał zmian w programie, przenosząc środek ciężkości na finałowe fugato z 40. Symfonii (zabrzmiała zaraz po uwerturze), z kulminacją na ostatniej, czwartej części (Finale: Allegro) Symfonii Es-dur (po przerwie).

Fakt niby mało znaczący, ale bardzo znamienny. Mogłoby się wydać, że taki niekomercyjny i pozornie mało efektowny układ programu to strategiczny błąd: rezygnacja z korzyści, jakie daje zakończenie koncertu dziełem bardzo dobrze publiczności znanym (i lubianym). Tymczasem Minkowski z właściwą sobie przekorą pokazał, że w jego rękach każdy "samograj" może brzmieć jak prawykonanie i że w mniej znanych kompozycjach drzemie potencjał ogromnej popularności...

Nie trzeba mu wiele - wystarczy dobrej klasy orkiestra (Sinfonietta Cracovia z ogromnym naddatkiem spełnia te wymagania), jako taka akustyka i zawsze dopisująca publiczność. Repertuar? Na życzenie. Magiczna batuta dyrygenta zamieni kiepski instrument w Stradivariusa, a "rewiowego" Offenbacha w klasyka par exellence. Tego wieczora publiczność przekonała się, że nawet Mozarta można udoskonalić, ulepszyć, sprawić, by zabrzmiał nowocześnie, stylowo, jak nigdy dotąd.

A cała rzecz nie w wiernym odczytaniu partytury, czy przeciwnie, w rewolucji, kontestacji, modernizmie. Minkowski nie zatraca się w poszukiwaniu autentyczności. Owszem, w swojej interpretacji stapia klasyczną elegancję i rytmiczny drive rodem z XXI wieku - precyzję, szaleńcze tempa, wirtuozerię. Ale nie to jest najważniejsze. Jego kreacja emanuje prawdą. Nie tą historyczną, ale emocjonalną: płynącą z niezbitej wiary w język muzyki, w jej naturalną elokwencję i ekspresywny potencjał.

Papierkiem lakmusowym jest tutaj zachowanie publiczności (którą Minkowski rozgrzewa do białości) i muzyków, czujnie śledzących najbardziej dyskretny gest dyrygenta, każdy skurcz mięśni na jego twarzy. To nie kwestia subordynacji czy władzy, ale pełni zaufania, które sprawiło, że Sinfonietta Cracovia tego wieczoru była jednym organizmem. Dając się ponieść niezwykłej wyobraźni dyrygenta, muzycy dokonywali cudów; nieomal czuło się, że orkiestra i dyrygent to sterowana pozytywnymi emocjami jedność.

Równie zaraźliwy jest entuzjazm Maestro, widoczny choćby w tym, jak porusza się na scenie. Nic nie krępuje jego swobody - w swej tanecznej zmysłowości co i rusz wyrywa się do przodu, by za chwilę jednym skinieniem czy ruchem ręki zatrzymać orkiestrę w "pełnym biegu". Dokonuje przy tym rzeczy niemożliwych, zaprzeczając istnieniu energii kinetycznej, która wedle wszystkich prawideł fizyki takie nagłe, gwałtowne zwroty winna zamienić w niezbyt przyjemną dla ucha dynamiczną katastrofę.

Nie zdarzyło mi się dotąd słyszeć tak znakomicie wyeksponowanych kontrastów. Tak szalonych i karkołomnych skoków z jednej dynamiki do drugiej. Masywne forte w smyczkach, dobarwione pełnobrzmiącą blachą, na przemian rywalizowało z eterycznym pianissimo, zdumiewającym ilością energii, zawartej w tak przecież delikatnych dźwiękach.

Zaskakujący efekt dało wyeksponowanie w akompaniamencie instrumentów dętych w drugiej części Symfonii g-moll: flety i obój czarowały pełnym blaskiem, by za chwilę oddać głos zmysłowym, niemal zwierzęcym kontrabasom, ustawionym naprzeciw dyrygenta zaraz za wiolonczelami (drugie skrzypce na prawej flance).

Nie więc dziwnego, że publiczność w podziękowaniu za ten wspaniały spektakl zgotowała dyrygentowi kilkunastominutową owację. Spektakl, bo Minkowski zaprezentował więcej niż tylko swój mistrzowski kunszt dyrygencki, dał również popis niesamowitej wręcz ekspresji gestu i ciała.

Wieść niesie, że Minkowski wkrótce powróci; oby jak najprędzej!

NADZWYCZAJNY KONCERT SYMFONICZNY; Filharmonia im. Karola Szymanowskiego w Krakowie; 21 lutego 2007 r., dyr.: Marc Minkowski, Sinfonietta Cracovia. W "TP" 8/2007 drukowaliśmy rozmowę z Markiem Minkowskim.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2007