Zamiast liści

Przemysław Wojcieszek, reżyser: Piłsudski uważał, że demokracja to ustrój dla słabych. Jest idolem Kaczyńskiego, który czeka na zmierzch demokracji i dokonuje rewolucyjnej zmiany w Polsce. Zaczyna ją od wymiany elit.

20.08.2016

Czyta się kilka minut

Przemysław Wojcieszek / Fot. Franciszek Mazur / AGENCJA GAZETA
Przemysław Wojcieszek / Fot. Franciszek Mazur / AGENCJA GAZETA

ARKADIUSZ GRUSZCZYŃSKI: Bohaterowie Pana najnowszego filmu „Knives out” mają po 25 lat. Urodzeni już w III RP, mają do niej zróżnicowany stosunek. Jedni ją nieśmiało akceptują, inni, posługując się nacjonalistycznym językiem, obwiniają ją o zbudowanie lewackiego systemu, inni nie mają zdania. Polem porozumienia staje się nienawiść do obcokrajowców.

PRZEMYSŁAW WOJCIESZEK: Są tu trzy pary, każda reprezentuje inny światopogląd. Jednemu chłopakowi wyszło i jest potentatem na rynku transfuzji krwi. Jego partia, czyli Platforma Obywatelska, właśnie przegrała wybory. Drugi jest zwolennikiem obecnej władzy. Partnerki chłopaków utwierdzają ich w swoich poglądach. Są też dwie koleżanki, które reprezentują liberalną inteligencję, zajmującą się klik-aktywizmem na Facebooku. Przyglądają się.

Jest też Ukrainka. Obca w tym towarzystwie.

Którą trzeba zabić, chociaż z punktu widzenia Polaka to idealny imigrant: jest niewidoczny, posłuszny, z tego samego kręgu kulturowego. Zajmuje się głównie wykonywaniem pracy, której nie chcą Polacy. Imigranci z Ukrainy szybko się asymilują.

To skąd w „Knives out” tyle nienawiści wobec nich?

Bo przypominają nam Polaków sprzed dwudziestu, trzydziestu lat. To najprostsza, najlepsza odpowiedź.

„Wyjebaliśmy prezydenta, wyjebaliśmy rząd, a jak trzeba będzie, to wyjebiemy cały świat” – mówi jeden z bohaterów. Zwyciężył?

To ja przegrałem. Napisaliśmy wspólnie z aktorami scenariusz zaraz po zwycięstwie Andrzeja Dudy. Zdjęcia zaczęliśmy dzień po wygranej Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych. Młodzi ludzie, studenci wrocławskiej szkoły aktorskiej, opowiadali mi o swoich codziennych doświadczeniach ksenofobii, nacjonalizmu i antysemityzmu. Rozmawialiśmy o Jarosławie Kaczyńskim, tragedii w Smoleńsku, moralnej sanacji, nienawiści do imigrantów. Dlatego ten film jest dokumentacyjnym zapisem tego, co dzieje się wśród części młodych ludzi w Polsce. Boję się tego, co dzieje się w Polsce.

Czego dokładnie?

Mamy powtórkę z sanacji. Obóz Jarosława Kaczyńskiego przyznaje się publicznie do fascynacji rozwiązaniami zaproponowanymi przez przedwojennych polityków. Jednocześnie postępuje proces umacniania zdobytej władzy przez PiS. Działa propaganda, która wbija Polakom do głowy, że opozycja jest targowicą. Józef Piłsudski po przewrocie majowym zniszczył w podobny sposób Centrolew. Rozwój dzisiejszych wypadków jest podobny.

Nie uważa Pan, że przed II wojną światową mieliśmy do czynienia z innym kontekstem?

Wtedy też rozpadł się bezpieczny świat. Teraz mamy Brexit, zamachy terrorystyczne i Trumpa w USA. Kaczyński tylko czeka na zmierzch demokracji. W tym jest również podobny do Piłsudskiego, który uważał, że to ustrój dla słabych. Tak samo jak Piłsudski, dokonuje rewolucyjnej zmiany w Polsce. Zaczyna się od wymiany elit.

W teatrze też?

Ministerstwo Kultury kontroluje instytucje, sprawdzając faktury za wynajem sprzętu nagłośnieniowego lub pomieszczeń dla kółka teatralnego. Ludzie, którzy powinni zajmować się pracą nad spektaklem, jego produkcją lub promocją, szukają starych dokumentów. Kontrolerzy chcą znaleźć słabe punkty teatrów.

Jakiś przykład?

Tak dzieje się teraz w teatrze Legnicy, w którym pracowałem.

Akurat ten teatr jest prowadzony przez Urząd Marszałka Województwa Dolnośląskiego, więc jeszcze nic mu nie grozi.

Ale nie przyznano im grantów ministerialnych.

PiS mówi, że teraz trzeba wspierać artystów wyklętych przez poprzednią władzę. Ta idea nie jest Panu bliska?

A kto z wybitnych twórców pozostawał na uboczu?

Politycy mówią o Janie Pietrzaku, Jerzym Zelniku.

No właśnie... Nie wiem, czy są wybitni. PiS ma niezdolnych artystów. Jeżeli więc nie pojawiają się nowi artyści, należy utrudnić życie tym starym. Krystynie Jandzie obcięli dotację.

Jaka jest Pana strategia?

Moim zadaniem jest dokumentować obecną sytuację oraz integrować się z widownią. Przez filmy i spektakle staram się uniwersalizować obecne doświadczenie. Środowiskowa gimnastyka też wiele mi daje. Chodzę po teatrach z tekstem. Jedna na 15 scen się nim zainteresuje, mimo że nie chcę za to wynagrodzenia.

A co z widownią?

Tysiąc osób na bieżąco komentuje nasze wpisy na Facebooku związane z filmem. Powraca pomysł pokazów autorskich, objazdowego kina z udziałem reżysera. Ciekawym doświadczeniem była Legnica, w której graliśmy spektakl „Hymn Narodowy” przy pełnych salach. Pomógł nam oczywiście Jacek Kurski zdejmując „Pegaza”, który miał być poświęcony mojemu spektaklowi. Po tym wszystkim połowa publiczności przyjechała z innych części Polski. Inteligencja, która czuje się teraz zeszmacona, przyjeżdżała na koniec świata, żeby zobaczyć spektakl o Polsce. Nie chodzi co prawda o to, żeby dawać ludziom produkt, na który czekają, ale odpowiadać na ich potrzebę wspólnotowego przeżywania sztuki.

Co z finansowaniem?

To trudny temat. Wydałem na „Knives out” wszystkie swoje oszczędności. W pewnej chwili z dwóch posiłków dziennie zszedłem do jednego. Jadłem jedzenie ze słoików, które dostałem od mojej gospodyni z czasu zdjęć. Musiałem sobie poszukać roboty. Zrobiłem więc spektakl w Legnicy. Jednak kilka dni temu byliśmy pod ścianą w postprodukcji i postanowiliśmy poprosić publiczność o zrzutkę. W tydzień zebraliśmy 20 tys. zł.

Czy jest Pan w stanie pracować w taki sposób?

Kilka dni temu wyjechałem do Berlina. Mieszka tam znajoma, która jest reżyserką, robi animacje z plasteliny. Dostaje pieniądze na każdy projekt, ma piękne mieszkanie pełne kwiatów, na podwórku jest ogródek, je wegańskie jedzenie. Po dwóch dniach myślałem, że umrę z nudy. Lubię ten polski chaos.

To dobrze, że można zmobilizować Polaków do wspierania sztuki. Czy nie jest jednak tak, że instytucje kultury III RP poniosły klęskę? Nagle zaczyna rządzić prawica i przestaje dotować liberalnych twórców. To porażka?

Jeżeli naszymi instytucjami kierują światli ludzie, to dotacje dostaje każdy. Ale ma pan rację – system źle działa. Mamy słabe instytucje. Okazuje się, że teraz mamy kręcić filmy o żołnierzach wyklętych, rotmistrzu Pileckim, chrzcie Polski. Po co? Moi znajomi albo nic nie robią, albo kręcą art house. A przecież dużo się dzieje i trzeba dokumentować ten czas. Mówiąc górnolotnie: trzeba dawać świadectwo temu, co się dzieje. Taki jest obowiązek sztuki. A może tylko mnie się tak wydaje?

Sztuka nie musi być polityczna czy krytyczna. Może też dawać po prostu przyjemność. Uważa Pan, że teraz jest czas na takie filmy i teatr?

Znam artystów, którzy są teraz w siódmym niebie. Tworzą muzykę, kostiumy i piszą scenariusze dla kina historycznego w Polsce. Rządy PiS-u to dla nich żyła złota. Budujesz scenografię życia, komponujesz piosenkę na Światowe Dni Młodzieży, grasz w filmie o Smoleńsku. Obraz komplikują ci, którzy mają czyste sumienie, nie opowiadają się po żadnej ze stron. Są bohaterami drugiego planu, świetnie odnajdują się w każdym systemie. No i są lewacy, którym odetnie się kasę.

Mówi Pan, że inteligencja jest teraz „zeszmacona”. A co z wykluczonymi przez III RP, którzy przez 27 lat byli zapomniani przez państwo?

Nie chcę być adwokatem Leszka Balcerowicza, ale proszę nie zapominać, że jesteśmy biednym krajem. Błędem był brak transferów socjalnych. Tak, wielu ludzi było zgnojonych (cisza). Zawsze jako artysta jestem w dwuznacznej sytuacji. Chciałbym bronić uciśnionych, ale sam jestem bez kasy. Wiadomo, że jestem w innej sytuacji. Żyję od projektu do projektu, ale zdarzają mi się momenty, kiedy myślę o emigracji zarobkowej do Norwegii. Wydaje mi się, że polskie społeczeństwo nie jest gotowe do solidarności międzyklasowej.

W filmie pojawiają się silne wątki ksenofobiczne.

Pisaliśmy scenariusz jesienią, czyli w momencie nasilonego hejtu związanego z uchodźcami. Mam też wielu znajomych ze swojej klasy społecznej, którzy wyrażali podobne poglądy. Można mieć antyislamskie i antyimigranckie poglądy i nie spotkać się ze środowiskowym czy publicznym ostracyzmem.

Kaczyński mówiąc o robactwie, daje sygnał społeczeństwu, że podobne poglądy są normalne.

Ludzie przestają się bać i odkładają na bok polityczną poprawność. Nikt tego nie tępi. Kilka miesięcy temu do mainstreamowych mediów wrócił antysemityzm. Wie pan, jak w prawicowych mediach mówi się dziś słowo „Żydzi”?

Jak?

„Gazeta Wyborcza i Anne Applebaum”. Najlepiej sprawdzić komentarze pod artykułami wykorzystującymi podobne zestawienia. Czysty, endecki antysemityzm, który szerzy się zupełnie bezkarnie.

W filmie spotykają się różne wizje Polski. Ostatecznie wygrywa ta nacjonalistyczna. Interesuje mnie, gdzie według Pana przebiega granica między prawicą a liberałami?

Te podziały to wynik propagandy.

PiS-u czy KOD-u?

Oczywiście, że PiS-u.

Bo?

Komitet Obrony Demokracji jest odpowiedzią na pewną sytuację. Natomiast w propagandzie masowej stosowanej przez obecną władzę KOD to zdrajcy, targowica, wróg wewnętrzny. Jest to podręcznikowy chwyt stosowany przez każdą władzę zmierzającą do autorytaryzmu. Może stąd mój pesymizm. Te podziały pojawiają się zawsze, kiedy władza dąży do siłowej konfrontacji z nieposłuszną częścią społeczeństwa. Kolejnym etapem jest przemoc.

Pański film nie daje żadnej nadziei.

Zastanawialiśmy się, czy to nie jest jego błąd. Nie widzę pozytywnego bohatera, który wkracza i daje nadzieję. Mogę bawić się w półpozytywne zakończenia w teatrze. Robię tak w „Hymnie narodowym” i „Polskiej krwi”, bo nie chcę gnoić widza, który przychodzi wziąć udział w pewnym doświadczeniu wspólnotowym. Ale film jest twardym dokumentem swoich czasów i ma mówić, jak jest. Nie ma i nie widzę nadziei. Myślę, że za kilka miesięcy zacznie się bicie ludzi na opozycyjnych marszach.

Wydaje mi się, że prawica polubi ten film. Przez zabieg dokumentacji obraz jest bardzo realistyczny. Nie boi się Pan, że stanie się bohaterem radykalnej prawicy? Nawrócony reżyser – to brzmi dobrze.

To ciekawy eksperyment myślowy – stać się tubą propagandową obecnej władzy, wydłużyć tę krótką ławkę reżimowych artystów, choćby z niechęci do liberalnych elit, które do dziś siedzą cicho w nadziei, że dostaną pieniądze na kolejne filmy i spektakle. Boże, jak chętnie wrzuciłbym tu parę nazwisk, które nieustannie pojawiają się w naszych prywatnych rozmowach. Ten serwilizm jest niebywały. Niestety, moje poglądy są zbyt anarchiczne, żebym dobrze się z tym czuł. Nie jestem religijny, Piłsudski był dla mnie obrzydliwym faszystą, a polska historia to różne etapy zniewolenia, usłużności czy wręcz niewolnictwa. Nie widzę powodu, żeby wpisywać się w coś równie wstydliwego. ©

PRZEMYSŁAW WOJCIESZEK jest reżyserem filmowym i teatralnym. Debiutował jako scenarzysta filmu Witolda Adamka „Poniedziałek”. W 2004 r. wyreżyserował szeroko omawiany „Made in Poland” w Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy. Rok później w TR Warszawa wystawił „Cokolwiek się zdarzy, kocham cię”. Ostatnio w Legnicy pokazał spektakl „Hymn narodowy”, w Teatrze TrzyRzecze „Polską krew”. Jego najnowszy film „Knives out” miał swoją premierę na tegorocznym festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2016