Zaliczyć Glebę – i przetrwać

Maciek z Białegostoku twierdzi, że ma szczęście. Ale to wersja oficjalna, na użytek wazeliniarskiego quasi-felietonu o mocno persyflażowym charakterze. W rzeczywistości jego aktywa przedstawiają się tyle mizernie, co reprezentatywnie: 24 lata i rozpoczęta praca magisterska na polonistyce, sztywna jak kłoda dziewczyna, rodzinny grajdół i praca w przegniłych "Wiadomościach Podlasia za 896,73 grosze brutto ("to przecież bruttalne - mówi Maciek). I jeśli Maciek czegoś za wszelką cenę nie chce, to przede wszystkim być takim jak jego małostkowy, skąpy ojciec ("bo ojca może i kocham, może, ale na pewno nie lubię).

02.08.2006

Czyta się kilka minut

Jakkolwiek autor by się przed tym bronił, zabawny, grający z językiem i konwencjami debiut Ignacego Karpowicza można uznać za głos jakiegoś pokolenia - przynajmniej pierwszą część powieści. Wszak z wieloma młodymi w naszym kraju jest trochę "niehalo". Co prawda w opisy mąk u progu dorosłości ostatnio obrodziło, ale Karpowicz wygrywa z tamtymi w cuglach. "Niehalo" to błyskotliwa bójka z tym, co irytuje, szczęśliwie przełamana fantastyczną - dosłownie i w przenośni - woltą.

Pokrewieństwo Maćka z postaciami z filmów i literatury Marka Koterskiego jest oczywiste. Bohater "Nienawidzę", monodramu Koterskiego, śpiewał (a Maciek mógłby za nim powtórzyć): "Dość już mam tego chamstwa na ulicach i w sklepach / i w urzędach tej całej hołoty / tych baranów w kolejkach, tej kretyńskiej roboty, / więcej z siebie nie robię idioty".

Źródłem wściekłej frustracji staje się cały widzialny świat. Kraj, rodzina, redakcja, bogoojczyźniany etos i rozpleniona u bliźnich zaraza, "homunculus scurvisinis". Karpowicz jest bezlitosny, pod pisarską lupę bierze wszystko: moherowe berety w postaci promotorki z polonistyki, szkolne "obozy koncentracyjne", prasę obracającą fikcję w rzeczywistość i beznamiętne telewizyjne prezenterki, reklamę, która sprzedaje "lekarstwa" na nadwrażliwość, mafijne klany.

Przetykające nurt obserwacji Maćka raporty z galaktyki Niehalo i inne kursywowane wstawki przypominają oskarżycielską mowę przedstawiciela Thubanu w Organizacji Planet Zjednoczonych u Lema (nazwisko pisarza pada w kontekście pracy magisterskiej Maćka). "Dzienniki gwiazdowe" traktowały o ludzkości jako takiej, tu dostajemy diagnozę lokalną, uaktualnioną i radykalniejszą. Ziemia to planeta Gleba, a śmiertelnie niebezpieczna podróż na nią nosi miano "zaliczenia Gleby". Zaliczyć ją w Białymstoku, "Polsce be, czyli fuj", znaczy stać się jak inni albo przegrać.

Podobnie jak Adaś Miauczyński Maciek nie akceptuje siebie - za tchórzostwo, za pojednawczą strategię życiową. Felerny przeciętniak uchodzi za "porządnego chłopca, czystego i cichego". Wielokrotnie zdumiewa go własny brak reakcji na wysługiwanie się nim ("to naprawdę ja powiedziałem?"). Trzeba kilku piw, by zaczął mówić własnym głosem. Nie znosi pozornych pytań (gdy inni decydują za niego), ale kiedy zapytać go o sprawy najważniejsze, jest bezradny. Jak Miauczyński wybawienie widzi jedynie w wielkiej miłości. Niespójny, świadomy własnego fałszu, pragnie życia naprawdę i na swoich warunkach. Tylko jakich?

"W zasadzie chciałbym, żeby było tak jakoś autentycznie. Ale kiedy tylko zabieram się do pomyślenia o tym, co musiałbym zrobić, czego nie robić, żeby było tak jakoś autentycznie, to się cofam i już wcale nie chcę, żeby było tak jakoś autentycznie. Chociaż nadal chcę".

I gdy już prawie łzy wylewamy nad niedolą młodego frustrata, co to lubi zakląć, i gdy wiemy, że mógłby tak Karpowicz jeszcze długo, bo pisze mu się dobrze, a inteligentne neologizmy i trawestacje (te wszystkie "Pytania", "Nagrody", "Przerwy na reklamę", wystąpienia, fragmenty Ksiąg) sypią się jak z rękawa - autor, świadomy, że dotarł już tam, gdzie doszło wielu przed nim - czyli do socjologicznej ściany - w połowie książki wywraca jej fabularny świat na nice.

Maciek zaczyna anarchizować lichą realność, zrywa z nią kontakt. Jeszcze podsumowuje drogę do upadku: "Uciekłem z pracy. Zdradziłem dziewczynę. Upiłem się. Zgwałciłem jedyną przyjaciółkę. Ukradłem staruszce pieniądze". Już za chwilę odbiera wyłączony telefon i jak Mark Renton w "Trainspotting" Irvine'a Welsha, który szukając w muszli klozetowej zagubionej pigułki antynarkotykowej wpadał do podwodnej fantasmagorycznej krainy, trafia w inny wymiar - tej samej, ale mocno rozchwianej, zawieszonej wręcz rzeczywistości.

To kosmiczno-białostocki haj. Pod wpływem wyrzucenia z pracy, tudzież przedawkowania syropu sosnowego i kalmsów lub próby samobójstwa, rozluźnia się zaciśnięta szczęka Maćka-Miauczyńskiego. Toksyny puszczają, stopniowo zwiększa się pole widzenia. Marszałek Piłsudski, zszedłszy z cokołu, zwija - ręcznie! - glazurę świata, ukazując ciemne, ale jakże zapładniające myśli "Nic".

Szczegółowszy opis wizyjnej połowy "Niehalo" byłby w tym miejscu zwykłą zbrodnią, to trzeba ujrzeć samemu. Przywołajmy tylko finałową apokalipsę: bitwa lewicy z prawicą, wszechpolaków i katopolic z siłami prounijnymi działa na Maćka oczyszczająco. Okazuje się, że swą Glebę, "aktywa", rodzinę można nie tylko niechcąco zaliczyć, ale odkłamać i polubić. Po oślepiającym Big-Bangu początek nowego świata zdarza się nawet w Białymstoku (i wszędzie indziej). I za tę wiarę, która zastępuje szyderstwo, składam Karpowiczowi dzięki. Roger-over, niehalo.

Ignacy Karpowicz, "Niehalo", Wołowiec 2006, Wydawnictwo Czarne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (32/2006)