Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ja na przykład życzyłbym sobie (i Polsce, oraz Polkom tudzież Polakom), żebyśmy się więcej zakładali. Ludzie w tzw. szerokim świecie zakładają się często, gęsto i namiętnie od wieków, a myśmy się drzewiej pojedynkowali, zamiast zakładać, a teraz już nic w zamian nie mamy sobie do zaoferowania poza bezinteresowną serdeczną nienawiściozawiścią o poziomie różnym, niczym na Bugu we Włodawie – różnym, ale zawsze powyżej wyśrubowanej średniej. Gdybyśmy się zakładali, przynajmniej przegrane 50 procent miałoby jako tako racjonalny powód do pretensji, a i chęć rewanżu byłaby przynajmniej (na zdrowy chłopski rozum prześnionej rewolucji) uzasadniona. Więcej zakładów, Polki i Polacy. Ktoś wygra, ktoś przegra, ale zawsze będzie można się odegrać.
Oczywiście, lepiej się zakładać między sobą, ale można też nieco bardziej hazardowo, abstrakcyjnie. Są ludy, które tak lubią i potrafią.
Weźmy przykładnych Norwegów. Nie dość, że fascynująca scena muzyczna oraz brak upałów, ale również i wzorowy zwycięzca zakładu. Richard Helmersen postawił parę zawczasowych groszy na ewentualność, że Luis Suarez ugryzie kogoś na Mistrzostwach Świata w Brazylii. Postawił, i wygrał dużo więcej koron, niż pierwotnie zakładał, bowiem prawdopodobieństwo wyceniono na 1/175. Zaryzykował i zwyciężył – wszak Luis Suarez się odgryzł.
Ponieważ uważam, że Polska nie powinna pozostawać w cieniu kraju Fortynbrasów, więc, aby nie być gołosłownym w czczym nawoływaniu, chciałbym się o coś absolutnie nieprawdopodobnego założyć. Stawiam, że ktoś totalnie niespodziewany zadebiutuje (lepiej późno niż wcale) jako reportażysta. Hmm, Jerzy Trela? Zaryzykuję.