Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Już scenografia spektaklu jest zupełnie odmienna od tego, co zazwyczaj widzimy na scenie kolejnych adaptacji wielkiej tragedii z mitycznych dziejów Szkocji. Płytki basen na proscenium i nieliczne sprzęty w osobliwy sposób harmonizują z zakrywającą większą część okna sceny kurtyną. Pojawiają się na niej reprodukcje prac śląskiego artysty Romana Maciuszkiewicza: surrealistyczne obrazy nieco w stylu René Magritte'a i Giorgia de Chirico, przedstawiające fantastyczną architekturę (puste ulice, sięgające chmur wieże, blanki murów), melancholijne pejzaże marynistyczne i szare, martwe niebo.
Henryk Baranowski czytając dramat Szekspira wyciągnął daleko idące wnioski z powracającej w tekście w rozmaitych konfiguracjach metaforyki wody i nocy; jego "Makbet" jest spektaklem, którego nastrój budowany jest dzięki użyciu nokturnalnej (a zarazem psychoanalitycznej) symboliki: Makbet, dokonując swojej pierwszej zbrodni, "zabił sen"; zarówno on, jak i jego rodzina, wrogowie i sojusznicy snują się po scenie podczas niekończącej się nocy, wpatrzeni w mętne wody, wsłuchani w szum fal. Na tle niezwykłej scenografii, przy wtórze rozwibrowanej muzyki skrzypiec, nawet to, co zwykłe, nabiera znamion niezwykłości (hipnotyzujący Fleance - chłopiec z oswojoną papugą). Akcja toczy się w bliżej nieokreślonej przyszłości, ludzka kultura powoli ustępuje pod naporem bezwzględnej, dzikiej natury. Kostiumy postaci to kombinacja współczesnego umundurowania, eleganckich garniturów, wschodnich szat i zwierzęcych futer i kości; podczas wystawnej uczty przywódcy i ich żony raz po raz wychodzą poza ramy towarzyskiego konwenansu i wcielają się w role wiedźm.
Wszystko w tym świecie jest zimne i jałowe, naznaczone piętnem niespełnienia. Niemożność porozumienia i bliskości budzą okrucieństwo, agresję, cynizm, wyuzdanie. W roli Makbeta obsadzony został Peter Tate; londyńczyk gra bardzo oszczędnie, niemal deklamatorsko, ale wystarcza to do zbudowania intrygującej roli. Podawany w oryginale tekst tego jednego z najdoskonalszych poetycko dramatów Szekspira niesie ze sobą ogromną ilość emocji już na poziomie konstrukcji: urywanych fraz, wznoszącej się i opadającej intonacji, subtelnej melodii i marszowego rytmu. Nie trzeba śledzić tłumaczenia - Tate mówi bardzo sugestywnie, energia i piękno tkwiące w jego mowie kontrastują z jego surową powierzchownością i powściągliwym zachowaniem.
Odmienność Makbeta ma w sobie coś z inności Otella, militarnymi sukcesami i sławą usiłującego uprawomocnić swoje miejsce w społeczeństwie. Podobnie jak Otello, także bohater tragedii szkockiej przy okazji traci to, co mogło być dla niego oparciem, gwarancją normalności i sensem egzystencji - miłość. Jak wielu historycznych tyranów ma niemal kliniczne problemy z emocjonalnością, a wobec kwestii płci jest bezradny i przerażony jak dziecko. Lady Makbet (Barbara Lubos) cierpi z powodu erotycznego niespełnienia i samotności, coraz głębiej zanurzając się w perwersyjnych fantazjach. Tragedię niemożności prowadzenia normalnej rodzinnej egzystencji po dokonaniu szeregu zbrodni świetnie obrazują sceny
w ostatniej części spektaklu, gdy coraz bardziej zmęczeni państwo Makbet spędzają bezsenne noce, przesiadując w pomieszczeniu, które (zamiast gotyckiego zamku) przypomina najzwyklejsze, mocno zagracone mieszkanie, tyle tylko że wraz z nimi w tej szczególnej komunałce gnieździ się też rosnąca rzesza duchów. Sąsiadów nie tyle strasznych, co - poprzez swoją nieustanną obecność - uciążliwych.
Surrealistyczna poetyka koszmaru bezsennej nocy pozwoliła sugestywnie ukazać powolną agonię samozatruwającej się cywilizacji, tragedię niemożliwych do zaspokojenia politycznych i seksualnych apetytów, zmagania się z kompleksami, lękami i wyrzutami sumienia, które przechodzą w całkowitą rezygnację. Nie usprawiedliwia jednak tandety. A tej jest w spektaklu sporo. Przejawia się ona przede wszystkim w projekcjach filmowych, gdzie w industrialnym krajobrazie pojawiają się w "ozdobie" kiczowatych efektów specjalnych anioły, dzieci-zjawy i wiedźmy. Także w bezkrytycznym zapożyczaniu się u twórców o bardziej niż Baranowskiego wyrazistym charakterze teatralnego pisma. Już sama rozpiętość inspiracji może budzić niepokój, w spektaklu pojawiają się bowiem na równych prawach cytaty z Szajny, Kantora i Wajdy, co z... "Makbeta" Mai Kleczewskiej (wyuzdane zabawy transwestyty Malkolma).
Deziluzyjne zabiegi reżysera prowadzą do interesującego rozwiązania akcji: las birnamski to po prostu niemal do końca zasypujące okupowaną przez Makbeta wolną część sceny stosy krzeseł i dekoracji, ostatnie kwestie - spełnionego proroctwa - aktorzy odczytują z egzemplarzy scenariusza, podkreślając umowny charakter autorskiego rozwiązania. Niestety po tym zakończeniu reżyser funduje jeszcze co najmniej kilka finałów, całkowicie sprzecznych w estetyce i wymowie - orgię urządzoną w zamku przez zwycięskie wojska, projekcje filmów dokumentujących klęski żywiołowe, w końcu spłynięcie na scenę śpiewającego arię anioła. Mimo kolejnych prób scalenia i zamknięcia, spektakl pozostaje więc "rozgrzebany", niedomknięty. Kolejny dowód na działanie klątwy "Makbeta"?
WILLIAM SZEKSPIR, "MAKBET". Tłum., inscen. i reż.: HENRYK BARANOWSKI, współpr. reż.: Grzegorz Kempinsky, Lee Jones, scenogr.: Henryk Baranowski, Roman Maciuszkiewicz, kost.: Georgi Lapiaschvili, muz.: Noa Ain, zdj. filmowe: Adam Sikora, premiera w Teatrze Śląskim im. S. Wyspiańskiego w Katowicach 30 marca 2006.