Zabawa

Spostrzeżenie, któremu dziś poświęcimy sekundkę, może być powodem do mniemań, że osobnik, któremu owo przyszło do głowy, jest jednak człowiekiem zwichniętym, zaburzonym bądź w najlepszym wypadku niepoważnym.

14.03.2016

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz /  / Fot. Grażyna Makara
Stanisław Mancewicz / / Fot. Grażyna Makara

Postaramy się tu udowodnić, że takie opinie byłyby niesprawiedliwe, że głoszenie, iż oto polityka stała się odmianą najzwyczajniejszej zabawy, jest opinią całkowicie usprawiedliwioną. Rzecz jasna, na opisanie tego zjawiska przydałoby się więcej miejsca, można by tę zmianę w traktowaniu polityki ogłosić w druku zwartym, opatrzywszy tekst dziesiątkami przypisów, przykładów, słowem: skorzystać z uroku aparatu badawczego, dostępnego każdemu chcącemu i elementarnie gibkiemu.

Nasze tu skromne, siłą rzeczy, rozważania rozpocznijmy od uwagi rezolutnej po stokroć: by pojąć skalę zmiany w traktowaniu przez ogół polityki, trzeba mieć doświadczenie. Trzeba mieć porównanie. By zmianę zarejestrować, trzeba było politykę obserwować za czasów komucha takiego bądź owakiego, trzeba było widzieć komucha upadek, a następnie pojawienie się polityki innego nieco rodzaju. Trzeba było oglądać politykę w rzeczywistości takoż zupełnie różnej od rzeczywistości centralnego zarządzania wszystkim. Trzeba było bacznie obserwować stosunek ludu do polityki przez owych kilkanaście gabinetów, które mieliśmy tutaj, od owego roku 1989, ale też – to chyba takoż byłoby przydatne – warto byłoby rzucić okiem na prezydentów amerykańskich, a zwłaszcza na kandydatów na owo stanowisko, aż po dzisiaj. Słowem: chodzi nie tylko o zmianę w traktowaniu polityki tutaj, na peryferiach świata widzialnego, ale i tam, gdzie jest jej najtwardsze centrum.

Otóż rzec trzeba głośno: przez te wszystkie dziesięciolecia, ktokolwiek by nie rządził, ktokolwiek by do władzy nie aspirował – mieliśmy do czynienia z materią całkowicie pozazabawową w swym sednie. Nie będziemy się wdawać w oceny przeszłych politycznych figur, bo nie o to tu idzie, zwróćmy jednak uwagę, że bez względu na ich jakość lud nie traktował polityki wyłącznie jako czystej zabawy. Słowo „wyłącznie” jest tu kluczowe, bowiem – rzecz jasna – polityka zawsze była grą, czyli poniekąd służyła rozrywce i zabawie, ale – przewszakże – nie do tego stopnia. By grać, bądź grę obserwować, trzeba znać jej zasady, dziś – co zupełnie dla obserwatora z doświadczeniem szokujące – polityka jest rodzajem zabawy dla mas, zabawy – nie gry, a zatem zjawiska, którego trzonem jest rozrywka sama w sobie. Zabawy – co chyba najdziwniejsze – kompletnie w świadomości bawiących się oderwanej od powagi rządzenia bądź administrowania. Oderwanej od powagi, bo przecież zabawa nie jest poważna z definicji.

Zarówno jedno, jak i drugie, to znaczy rządzenie i administrowanie, jeszcze do niedawna były poważnymi zajęciami, których kulawizny i meandry, czasem śmieszne, czasem nieśmieszne, nie były rozrywką w znaczeniu jednoznacznym. Dziś, zważmy, zarządzanie i administrowanie jest zabawy sednem. Wszystko w tych zadaniach i czynnościach może być śmieszne, bądź „na śmieszne” wykreowane, są zatem śmieszne – co wydaje się arcydziwne i zupełnie nieludzkie – aresztowania czy wyrzucanie ludzi z pracy, te czynności stały się po prostu rozrywką dla aresztujących, wyrzucających i to wyrzucanie bądź aresztowanie komentujących. Świadczą o tym zabawowe komentarze jednych i drugich. Ofiary stoją w pewnym pomieszaniu, starają się milczeć i nie rzucać w oczy, bowiem bycie ofiarą zabawy, bycie elementem rozrywki jest i musi być przeżyciem strasznym, nie tylko wtedy, gdy się traci pracę. Zabawą – popatrzmy – stały się stosunki międzynarodowe i wewnętrzne, które zmieniły się właściwie w wielką, kolorową scenę dla ludzi wymyślających skecze, bon moty, słowne gadżety, refreny i proste rymowanki. Nasi ministrowie spraw zagranicznych, wewnętrznych, nasza prezeska Rady Ministrów, poseł rządzący, prezydent, ale i kandydat na amerykańskiego prezydenta – są tu chyba dobrymi przykładami. Ci ludzie bawią się w przemówienia, w grożenie innym, oraz w poglądy i, rzecz jasna, w rządzenie. Ogół patrząc bawi się i rży, ciekawe, kiedy pojawią się łzy.

Końcem tych rozważań winno być przywołanie męża o imieniu Kaligula, który zaiste dla zabawy zrobił konia senatorem, i jest niechybnie patronem traktowania polityki jako rozrywki, zabawy i źródła śmiechu. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2016