Biedna prawica

Warto może zauważyć, że masy pozbywają się „murzyńskości” niezwykle prędko, nie tylko wobec Ameryki czy Europy, ale takoż wobec głowy Kościoła.

04.04.2016

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz /  / Fot. Grażyna Makara
Stanisław Mancewicz / / Fot. Grażyna Makara

Zaiste lektura komentarzy na temat umycia nóg uchodźcom przez papieża była chyba jedną z najbardziej poruszających, odkąd lud tutejszy obchodzi Wielkanoc – czyli załóżmy zgrubnie i brawurowo, od jakichś 1050 lat.

Była to – by ująć owo zjawisko słowem prezesa rządzącego – lektura całkowicie animalna, a spostrzeżenie to dotyczy nie tylko komentarzy anonimowych, ale heroicznie podpisanych imieniem i nazwiskiem. Apele władzy o spokój publiczny przed wizytą papieską, przeplatane niekończącymi się obelgami, takoż pod adresem gościa, tworzą klimat arcyciekawy nawet dla umiarkowanie ciekawskiego badacza katolicyzmu polskiego. Człowiek słuchający, nie tylko przedstawicieli naszego rządu, biskupów tutejszych, ale owych wielbicieli, czuje się zaprawdę jako ta „małpa w czerwonym” i jak małpa reaguje, tzn. brzytwą swych przemyśleń robi sobie krzywdę.

Prezes rządzący – to wtręt nieatrakcyjny, bo absolutnie oczywisty – w swym nazywaniu bliźnich, w porównywaniu ich ze zwierzętami, dotarł niechybnie do kresu naśladownictwa swych mistrzów mowy. Wiele więcej nie da się już powiedzieć. Przed nim – wydaje się – już tylko oryginalność w formułowaniu myśli, ale i konkrety, i tzw. zarządzenie czynności. Pożyjemy, zobaczymy, co będzie dalej. Porzućmy jednak te malaryczne tereny, by rzucić okiem na sytuację prawicy polskiej. Prawicy cierpiącej i wymierającej w okrutnych męczarniach.

Każdy z nas, jak tu ponuro siedzimy, goli się tępą brzytwą polskiej myśli politycznej i zna na pewno kogoś wyznającego poglądy prawicowe lub by rzec inaczej – konserwatywne. Każdy z nas – by rzec więcej – sam był, bądź jest, wyznawcą poglądów podobnych, pokrewnych choćby fragmentarycznie: począwszy od stosunku do wolnego rynku, skończywszy na stosunku do stosunku. No więc, takoż było zawsze, żeśmy sobie lubili z kimś takim, bądź z sobą samym, usiąść, pogwarzyć, ponapinać się światopoglądowo, bądź ideowo, powysnuwać, pożreć się, znaleźć wspólny mianownik, poobmacywać niewiadome, wypić, zapalić, zgodzić się bądź się fundamentalnie nie zgodzić, by wreszcie rozejść się w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, tryumfu bądź sromoty porażki, bez cienia lęku, żeśmy się zsunęli na muliste dno refleksji. Otóż wertując od lat prasę papierową i elektroniczną, prawicową i nieprawicową, słuchając i patrząc, nachodzi nas myśl taka oto, że jeżeli ktoś w Polsce ma dziś przechlapane totalnie, to nie są to ani lewicowcy, ani lewacy, ani libertyni bądź liberałowie, ani kodowcy nawet, ani komuch magiczny, groteskowo pohukujący w dziupli spróchniałej wierzby, a poczciwi, zwykli, prawicowi konserwatyści. Rzecz jasna mamy tu na myśli ludzi normalnych, roztropnych, o poglądach wynikłych z kultury rozmyślań, z lektury, z doświadczenia i z pracy intelektualnej.

Oto mawia się, ale i twierdzi powszechnie, że dziś Polską rządzi prawica. To twierdzenie i owa definicja muszą być dla ludzi prawicy wyżej opisanych doświadczeniem zupełnie strasznym, wręcz traumatycznym, głęboko niesprawiedliwym i upokarzającym. Oto ktoś taki jak prezes rządzący, jak Szydło, Duda, Macierewicz, Szyszko, Gowin, Błaszczak, Ziobro i Waszczykowski, plus rzesza publicystów tamtejszych, piszą im historię prawicy, bo prawicą się wszakże mienią, prawicę reprezentują, za prawicę uchodzą, i to nie tylko tu, ale w świecie szerokim. Oto owi wymienieni o prawicowości mają do powiedzenia – powiedzmy sobie szczerze – maleńko, tak mało, że nie starczyłoby tego na zabazgranie znaczka pocztowego czy zapisania papierka od cukierka, ich teksty są – pardon – jakimiś arcyskąpymi i zanieczyszczonymi ejakulatami, o których rzec, że zawierają jakąś myśl, jest przesadą niegodną złamanego grosza. Widać więc oto okiem nieuzbrojonym, że nikła prawica polska, konserwatyści polscy, jeśli gdzieś są, to siedzą w kompletnie nietwórczej ciszy, spętani mokrymi rzemieniami kaczyzmu i ze zgrozą obserwują, jak owe rzemienie schną i się kurczą, wrzynając się w ich ciała boleśnie; mamroczą oni coś pod nosem albo zmieniają temat.

Jest to tak bardzo smutne, że pierwszy z brzegu czuły obserwator ma ochotę tych ludzi utulić, ululać, piosnkę im jakąś prawicową zaśpiewać, wierszyk Norwida przeczytać, albo choćby Herberta, pocieszyć, a nawet podzielić z nimi jakikolwiek pogląd, byleby utrzymać ich przy nadziei, że kiedyś im słońce prawicy normalnej zaświeci. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2016