Z tej ziemi

Na terenie olbrzymiego dorzecza Amazonki Kościół katolicki jest wypierany przez wspólnoty protestanckie. Kryzysowi ma zaradzić Synod.

07.10.2019

Czyta się kilka minut

Pielgrzymka rzeką Caraparu w dżungli amazońskiej, Santa Izabel do Para, Brazylia,  8 grudnia 2012 r. / PAULO SANTOS / REUTERS / FORUM
Pielgrzymka rzeką Caraparu w dżungli amazońskiej, Santa Izabel do Para, Brazylia, 8 grudnia 2012 r. / PAULO SANTOS / REUTERS / FORUM

Ksiądz był tu ostatnio półtora roku temu. Siostry Wilmy nie było od dawna, ale gdy w końcu przypłynęła, i tak nikt nie przyszedł na nabożeństwo. A gdy je odprawiają Daniela (lat 18) lub Igor (lat 25), miejscowi świeccy przewodniczący liturgii, w kaplicy pojawia się najwyżej kilka osób. Większość z 200 mieszkańców wsi jest już protestantami.

– Mszę mamy najwyżej raz w roku, a ludzie czują się przez Kościół zaniedbani, tracą zainteresowanie, zapominają o jego istnieniu i większość przeszła już do kościołów protestanckich – Armando siedzi przed domem w bujanym fotelu, na wprost rozległej rzeki Madeira. Od lat opiekuje się miejscową kaplicą.

Do wioski Caiçara od katedry w Borbie płynie się trzy godziny Madeirą. Z kolei do Borby z Manaus, stolicy brazylijskiej Amazonii, podróżowałem dwiema taksówkami, busem, barką i dwiema łodziami motorowymi. Cały dzień w drodze, choć na mapie oba miasta dzieli centymetr. Znalazłem się w samym sercu amazońskich lasów deszczowych, które zajmują około 5,3 mln km2, co stanowi 40 proc. powierzchni lasów tropikalnych na świecie.

Największy supermarket świata

Trafiłem tu rok przed Synodem dla Amazonii. Jej terytorium – 7,8 mln km2 – obejmuje dziewięć krajów: Boliwię, Peru, Ekwador, Kolumbię, Wenezuelę, Gujanę, Gujanę Francuską, Surinam i największy z nich – Brazylię.

Brazylia ma też najwięcej na świecie katolików (ponad 130 milionów; na drugim miejscu jest Meksyk z 96 milionami). Najbardziej katolicki kraj świata cierpi jednak na masowy odpływ wiernych do Kościołów protestanckich, a z drugiej strony na dramatyczny brak księży. Są wioski, do których duchowni docierają raz na pięć lat.

Tutejsza prałatura w Borbie to 100 tys. km2 i 150 tys. ludzi. Obejmuje dziesięć wielkich parafii obsługiwanych przez zaledwie dwunastu księży. A każda parafia to 40 do 60 rozrzuconych na olbrzymiej przestrzeni wiosek. W najbardziej oddalonych, dwanaście godzin barką od Borby, proboszczami są Indianie.

Miejscowy biskup Zenildo Luiz Pereira da Silva użycza łodzi motorowej, towarzyszy mi dwóch misjonarzy. Przez kilka dni podróżujemy po parafii św. Antoniego: z katedrą jako kościołem parafialnym obejmuje pół miasta Borba i 62 wioski. Niektóre z nich są już całkowicie protestanckie, ale w większości na razie przeważają katolicy.

O wizycie księdza w Caiçarze półtora roku temu wszyscy już zapomnieli. Armando patrzy na szarą w porze deszczowej rzekę i przekonuje mnie, że wie, dlaczego ludzie odchodzą do protestantów. Wspomina, że w dawnych dobrych czasach nie było w wiosce kaplicy, ale ksiądz co miesiąc odprawiał mszę w jego domu. A kiedy wybudowano kaplicę, zabrakło z kolei księdza. Pojawia się najwyżej raz w roku. Ludzie nie mają dostępu do mszy, nie przyjmują komunii, czują, że Kościół o nich zapomniał. Więc kiedy w latach 70. pojawił się protestancki Zbór Boży, szybko zaczął zagarniać katolików.

Liczne Kościoły protestanckie przybywają ze Stanów Zjednoczonych i coraz śmielej przyciągają do siebie chrześcijan, którymi Kościół katolicki nie jest w stanie się zaopiekować. Przez dziesięciolecia Watykan nie rozumiał odległych problemów Amazonii, a dawni księża skupiali się na sakramentach w miejskich kościołach, zaniedbując ewangelizację i duszpasterstwo.

Jak twierdzi Cláudio, świecki misjonarz, który towarzyszy mi podczas podróży po amazońskich wioskach, brazylijskie seminaria przez lata były ośrodkami kształtującymi elity, nie misjonarzy. Dom, jedzenie, sprzątanie – wszystko tam mają zapewnione. Kiedy te fajne niegdyś chłopaki wychodzą z seminarium jako duchowni, jest już za późno.

– Młodzi księża – opowiada mi Cláudio – nie są zainteresowani ubłoceniem sobie butów. Po seminarium najbardziej interesuje ich trafienie na parafię w mieście, wygodny dom i samochód.

Jeszcze w 1960 r. protestanci stanowili zaledwie 4 proc. społeczeństwa Brazylii. Kraj ten stał się jednak największym supermarketem religijnym świata. A chrześcijanie klientami, o których trzeba zabiegać. Zwycięzcami tej rywalizacji od niemal 20 lat są Kościoły zielonoświątkowe i charyzmatyczne związki wyznaniowe, jak wspomniany Assembleia de Deus, który ma już w całej Brazylii ponad 12 mln wiernych. Inne starają się z nim rywalizować: Congregação Cristã no Brasil (2,3 mln), Igreja Universal do Reino de Deus (1,8 mln), Igreja do Evangelho Quadrangular (1,8 mln). Dziś protestanci w Brazylii stanowią już prawie 30 proc.

Od lat katolickie środowiska Ameryki Łacińskiej alarmowały w tej sprawie Watykan i podsuwały rozwiązania. Watykan milczał. Do czasu, gdy Franciszek w 2014 r. odpowiedział brazylijskiemu biskupowi Erwinowi Kräutlerowi, że czeka na propozycje odważne i konkretne.

Znaki czasu

O problemie tym rozmawiam na drugim krańcu Brazylii, w stanie Parana, z ks. Antonio José de Almeidą. Potomek Włochów, Portugalczyków i Indian, urodzony w 1949 r. Doktorat z teologii dogmatycznej obronił na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie (praca na temat nowych zadań świeckich w Kościele). Jest znawcą roli świeckich i orędownikiem poszerzania ich kompetencji. Kiedy szukam w Brazylii eksperta, który porozmawiałby ze mną o viri probati – żonatych mężczyznach, którzy mieliby stać się kapłanami, kilku biskupów i księży poleca mi właśnie jego.

„Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie?” – Almeida cytuje fragment ewangelii św. Marka, gdy siadamy w jego domu przy kawie: – A czasy się zmieniają. O czym nie pozwolono dyskutować podczas spotkania episkopatów Ameryki Łacińskiej w Aparecidzie ani w Rzymie, o tym teraz już się mówi: brak księży ma dla wiernych katastrofalne skutki, a Franciszek wyraźnie poprosił o propozycje odważne i konkretne, by ten problem rozwiązać.

Almeida wręcza mi kilka swoich książek. Na okładce jednej z nich („Leigos em Quê?”) czytam, że według słowników laik (świecki) to analfabeta, ktoś, kto nie wie i nie potrafi. Tymczasem ks. Almeida udowadnia, że w rzeczywistości jest odwrotnie.

Teolog podaje mi dane: choć w ciągu pół wieku liczba księży w Brazylii niemal się podwoiła, to w stosunku do ogólnej liczby mieszkańców jest ich coraz mniej. W 2010 r. jeden ksiądz przypadał już na ponad 8,5 tys. Brazylijczyków. Aż 70 tys. brazylijskich wspólnot z powodu braku księży nie ma stałego dostępu do mszy. W początkach Kościoła, twierdzi Almeida, do takiej sytuacji nigdy nie dochodziło: Kościół bez Eucharystii nie istniał, a chrześcijanie, za wskazaniem św. Pawła, w każdy pierwszy dzień tygodnia zbierali się na łamaniu chleba.

Kiedy w 2007 r. na Konferencji Episkopatów Ameryki Łacińskiej i Karaibów biskupi znów chcieli o tym problemie rozmawiać, reprezentant Watykanu oznajmił, że nie jest to odpowiednie miejsce ani czas.

– Dla tych, którzy nie rozpoznają znaków czasu – uważa ks. Almeida – nigdy nie będzie odpowiedniego momentu. Na szczęście papież ma całkowitą autonomię, by zezwolić na wyświęcanie żonatych mężczyzn. Bo co jest ważniejsze w życiu i misji Kościoła: kapłaństwo czy celibat? Czy zwykły przepis kościelny powinien ważyć więcej niż boskie prawo do Eucharystii?

Jak u św. Pawła

Ten przepis, zdaniem Almeidy, poważnie ogranicza liczbę księży na świecie i utrudnia ludziom dostęp do komunii. Pytam go, jak ten problem rozwiązać. Opowiada o Fritzu Lobingerze, emerytowanym biskupie Aliwal w Republice Południowej Afryki. Jego propozycja (communitates probatae) odnosi się do podstawowych wspólnot w pierwszych latach chrześcijaństwa i adaptuje je do współczesnych realiów.

Nowo wyświęcani księża mogliby być żonaci lub żyć w celibacie. Wybierano by ich spośród sprawdzonych w pracy dla Kościoła mężczyzn, na przykład diakonów, szafarzy czy świeckich przewodniczących liturgii. Najlepiej po dwóch lub trzech w każdej wspólnocie. Służyliby tylko swoim wspólnotom, poza tym by prowadzili normalne życie: rodzinne i zawodowe.

Bydło ważniejsze od ludzi

Pół dnia drogi od Caiçary, meandrami amazońskiej rzeki Paraná do Urariá i jej dopływami, leży wioska Mucaja. Mieszkają tam Indianie Munduruku. Turystom wstęp wzbroniony. Spotykam się z liderami okolicznych wspólnot katolickich. Daniel, lat 35, na co dzień zajmuje się dystrybucją wody. Levi Paz, lat 45, jest pomocnikiem pielęgniarza i kacykiem wsi, a Adoniz, lat 21 – rolnikiem. Mają po kilkoro dzieci, a po godzinach są liderami swoich wspólnot katolickich i świeckimi przewodniczącymi liturgii. „Miniksiężmi”, jak nazywa ich ks. Almeida, i potencjalnymi kandydatami na prezbiterów wg koncepcji bp. Lobingera.

– Jesteśmy już prawie księżmi – deklarują zupełnie poważnie. A ich żony, które także poznaję, zapewniają mnie, że nie miałyby nic przeciwko wyświęceniu mężów.

Ale brak księży to nie jedyne ich zmartwienia. Na co dzień borykają się z równie wielkimi problemami dotyczącymi całej amazońskiej społeczności.

– Nowe projekty rządowe mogą znów zburzyć nasze życie – narzeka indiański kacyk Levi Paz de Oliveira. Na myśli ma wydobywanie minerałów i zamienianie lasów amazońskich w pastwiska dla bydła. I prawie mnie błaga, by przy okazji pisania o Kościele wspomnieć światu o dewastacji Amazonii.

Z kolei Eurico de Freitas Reis, lider katolickiej wspólnoty w pobliskiej wiosce Laranjal, wspomina, jak w dawnych czasach przodkowie Munduruku cierpieli z powodu myśliwych, posiadaczy ziemskich, handlarzy drewnem: wszyscy chcieli ich stąd wykurzyć.

– Więc przez dziesiątki lat walczyliśmy o ochronę ziemi. I kiedy wreszcie się udało, za prezydentury Luli, a Niemcy sfinansowali wyznaczenie granic chronionej strefy, teraz nowa wspierana przez bogaczy władza Lulę wsadza do więzienia, a nam chce znowu odebrać ziemie.

Nie przesadza. W dokumencie „Instrumentum laboris” sporządzonym na Synod dla Amazonii czytamy, że Amazonia po Arktyce jest najbardziej narażonym regionem świata na konsekwencje zmiany klimatu.

Do tego dochodzi szybki proces urbanizacji, rozwój przemysłu wydobywczego oraz ekspansja gospodarstw rolnych i wielkiego agrobiznesu. Opowiadali mi brazylijscy księża i misjonarze, że podróżując przez położone na południe od Amazonii Mato Grosso ogląda się gigantyczną dewastację przyrody. Potwierdzał to mój włoski przyjaciel Stefano Liberti, który zbierał tam materiały do książki „Władcy jedzenia”.

– Przez tysiąc kilometrów przemierzałem samochodem Mato Grosso i nie widziałem prawie nic innego poza plantacjami soi uprawianymi na potrzeby przemysłu mięsnego – powiedział mi niedawno.

Pogarda dla biedy

„Amazonii zagrażają wielkie interesy ekonomiczne, żądne ropy naftowej, gazu, drewna, złota i monokultur rolno-przemysłowych” – stwierdzono w „Instrumentum laboris”, konkludując, że to region skradzionych ziem.

Z kolei niszczenie i eksploatacja środowiska – czytam dalej – pociąga za sobą systematyczne łamanie praw ludności Amazonii do terytorium czy samostanowienia. Firmy wydobywcze i duże przedsiębiorstwa rolne wydzierają ludziom ziemię, na której żyli od wieków, i często robią to w porozumieniu z władzami lokalnymi czy krajowymi.

Dlatego przedsynodalny dokument odwołuje się do papieskiej encykliki „Laudato si”: „Jednakże nie możemy dziś nie uznać, że prawdziwe podejście ekologiczne zawsze staje się podejściem społecznym, które musi włączyć sprawiedliwość w dyskusje o środowisku, aby usłyszeć zarówno wołanie ziemi, jak i krzyk biednych”.

Wśród największych zagrożeń dla społeczeństw Amazonii „Instrumentum laboris” wymienia między innymi: prześladowania i mordowanie obrońców ziemi, przywłaszczanie i prywatyzację jej zasobów, w tym wody, masową wycinkę drzew, zanieczyszczenia powodowane przemysłem wydobywczym, handel narkotykami, przemoc wobec kobiet, handel ludźmi, a także zanikanie miejscowych kultur i tożsamości.

O wyzysku tutejszej ludności opowiada mi podczas podróży po amazońskich wioskach misjonarz Cláudio, dawny działacz organizacji Movimento Sem Terra (Ruchu Rolników bez Ziemi) i Moradores da Rua (Mieszkańców Ulicy). W samej Brazylii w latach 2003-17 zamordowano 1119 rdzennych mieszkańców za obronę ich terytoriów. Także związanych z Kościołem. Jedną z takich osób była zabita w 2005 r. amerykańska siostra Dorothy Stang. Cláudio też narażał się bandytom, wysłannikom bogatych przedsiębiorców. O mało go nie zamordowali. Jest wdzięczny niektórym księżom, szczególnie tym z prowincji, bo bardzo takich działaczy wspierali: dawali pieniądze, przygarniali na noc.

– Ale wielu brazylijskich księży – twierdzi Cláudio – gardzi prowincją, biedą. W dodatku wciąż uważają, że miejsce świeckiego jest w kościelnej ławce. Bardzo ich boli, gdy Franciszek daje stanowiska kobietom, czarnym, młodym. Wyraz „świecki” dla kościelnej konserwy nie brzmi dobrze, zraża, nie budzi zaufania.

Tymczasem ten Synod, jak może żaden inny, przygotowywały właśnie osoby świeckie. Ton nadał papież Franciszek: podczas wielomiesięcznych przygotowań słuchano nie tylko duchownych, szczególnie do głosu dopuszczono kobiety. To one w Brazylii są liderkami parafii, udzielają komunii, a nawet pod nieobecność księży odprawiają nabożeństwa.

Kto jest dzieckiem Boga

Armando w wiosce Caiçara wciąż kołysze się w swoim bujanym fotelu, patrzy na szybko płynącą Madeirę, z której właśnie wyskakuje delfin.

– Ludzie nadal czekają na księdza, który nigdy tu na stałe nie przyjedzie – zasępia się Armando. – Od dawna nie przyjmowali komunii. Nasi młodzi przewodniczący liturgii nie są jeszcze przygotowani, by jej udzielać. A ostatnio leciwy ksiądz z Aparecidy wypalił, że tylko ochrzczeni są dziećmi Boga. Myślałem, że szlag mnie trafi. To niech tu wreszcie przypłynie i ochrzci nasze dzieci. ©

Autor jest reportażystą, autorem m.in. książki „Raban! O Kościele nie z tej ziemi”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2019