Msza koguta

Zdaniem jednego z najmłodszych brazylijskich biskupów, dom Zenildo, amazońskie Boże Narodzenie można opisać trzema słowami: radość, religijność, prostota.

17.12.2019

Czyta się kilka minut

Św. Mikołaj – wolontariusz  z grupy Jose de Deus, która przygotowuje prezenty dla dzieci z wiosek nad Amazonią, rejon Manaus, Brazylia, 19 grudnia 2015 r. / BRUNO KELLY / REUTERS / FORUMS / FORUM
Św. Mikołaj – wolontariusz z grupy Jose de Deus, która przygotowuje prezenty dla dzieci z wiosek nad Amazonią, rejon Manaus, Brazylia, 19 grudnia 2015 r. / BRUNO KELLY / REUTERS / FORUMS / FORUM

W prawo, w lewo, w prawo, w lewo. Meandry rzeki Paraná do Urariá nie mają końca. Co jakiś czas mijam zdezelowane drewniane łodzie, prymitywne czółna, kopcące spalinami barki. W powietrzu czuć słodki zapach tropikalnego lasu. Z drzew zwisają liany. Niebieskie ptaki szybują tuż nad wodą. Mijamy dryfującego martwego aligatora. Może zdechł, a może ktoś go zabił dla zabawy, w tej części Amazonii nie je się jego mięsa. Kiedy rzeki wysychają, aligatorów widać tu mnóstwo. Wylegują się na słońcu. Niektóre są olbrzymie, nawet siedmiometrowe. Nie atakują ludzi, bo pożywienia mają w bród. Z wody wyskakują rzeczne delfiny, mniejsze od morskich, szare, z jasnoróżowymi paskami.

Przestaje padać, chmury odpływają. Za kolejnym zakrętem ukazuje się widnokrąg, który wydaje się bezkresnym morzem, lecz oczywiście nim nie jest, bo znajdujemy się w samym sercu brazylijskiej Amazonii.

Wieś

Białe plamy na horyzoncie to wioska Laranjal – najstarsza z dwunastu osad Indian Munduruku wzdłuż rzeki Mari-Mari. Mieszka w niej 250 osób. Od 2012 r. działa tu ośmioklasowa szkoła. Przez kilka godzin płynąłem tam z miasteczka Borba, by dowiedzieć się, jak wygląda życie religijne we wsi.

Ksiądz przypływa tu raz, dwa razy w roku. Poza Dniem Indianina (przypada 19 kwietnia) pozostałe święta wytycza kalendarz katolicki. W czerwcu przez dziesięć dni wieś obchodzi święto swojego patrona Jana Chrzciciela. W sierpniu jest ­fiesta ku czci Matki Bożej, a w grudniu na cześć świętej Łucji. Jest jeszcze peregrynacja obrazu Jana Chrzciciela.

Dzień Bożego Narodzenia, po wigilijnym nabożeństwie o północy – odprawianym nie przez księdza, lecz świeckiego przewodniczącego liturgii – mieszkańcy spędzają na plaży. Przez noc i w dzień Bożego Narodzenia stoły uginają się od jedzenia, urządza się turnieje piłki nożnej, tańce i śpiewy. Kto chce, idzie popływać w rzece.

– Nie ma tu piranii. Na plaży jest bezpiecznie, bo jaguary wolą zostać w lesie – opowiada Eurico Freitas Reis. Urodził się w 1949 r. w miasteczku Nova Olinda do Norte, w indiańskiej rodzinie plemienia Maraguá. Do Laranjal ­przyjechał jako pracownik Narodowej Fundacji Indian (FUNAI). Zakochał się w Indiance Munduruku, w 1975 r. pobrali się i Eurico został we wsi na całe życie. Przez 36 lat uczył w szkole historii i geografii. Jako jedynego bierzmowanego we wsi wyznaczono go do przygotowywania innych do tego sakramentu. Został administratorem wspólnoty katolickiej, a potem przewodniczącym liturgii.

Wybrzeże

Brazylijska Amazonia ma ponad 5 mln km kw. i obejmuje 61 proc. terytorium tego kraju. Laranjal leży w jej sercu, dzień drogi wodnej od Manaus, największej metropolii regionu. Do miasta dostać się można samolotem lub Amazonką – pięć dni promem z nadmorskiego Belém, czyli Betlejem. Jak nie spytać w takim miejscu o bożonarodzeniowe zwyczaje?

Pochodzi stąd Mara Nascimento. Znamy się od lat. Jej cała rodzina należy do zielonoświątkowego Kościoła Zbory Boże (Assembléia de Deus). Każde święta Bożego Narodzenia spędzają u rodziny w leżącym nad Atlantykiem stanie Maranhão, także będącym częścią Amazonii.

Droga z Belém do Santa-Inês ma 550 km, dziewięć godzin w autobusie. I dystans, i czas przejazdu to dla Brazylijczyków pestka, rzut beretem, jeśli spojrzeć na mapę. Świętowanie rozpoczyna się od wieczornej pasterki, 24 grudnia. Gwoździem programu jest przedstawienie teatralne o narodzinach Jezusa przygotowane przez parafian. Całe nabożeństwo trwa około trzech godzin.

– Dopiero koło północy wszyscy zasiadają do wigilijnego stołu – opowiada mi Mara. Na stole królują mięsa: indyk, wieprzowina i kozioł przyrządzany przez babcię. Nie może zabraknąć owoców morza. Bożonarodzeniowym specjałem jest tu bacalhau – suszony dorsz z jajkami i krewetkami. Na deser, zamiast ciasta, amazońskie owoce: zazwyczaj kakaowiec cupuaçu i bacuri – oba z soczystym miąższem o słodko-kwaśnym smaku.

Rodzina Mary rzadko spożywa te wieczerze w domu. Każdego roku stoły ustawiają przed budynkiem i biesiadują niemal do białego rana, przez całą noc nawiedzani przez krewnych i sąsiadów, więc liczba i skład gości przy stole nieustannie się zmienia.

Uczestników bożonarodzeniowej celebracji przybywa jeszcze następnego dnia. 25 grudnia zjeżdżają się kolejne ciocie i wujkowie, i wszyscy razem, teraz już około 30 osób, jadą nad jezioro uformowane przez rzekę Pindaré. Ten dzień przeznaczony jest na słodkie lenistwo: plaża, gra w piłkę, ryby z rusztu, opalanie i kąpiele.

Miasteczko

A teraz w głąb Amazonii. Pięć dni Amazonką do Manaus, a stamtąd barką po rzece Madeira aż do 30-tysięcznego miasteczka Borba. Zatrzymuję się tu u Zenildo Pereiry da Silvy, jednego z najmłodszych brazylijskich biskupów, stojącego na czele miejscowej prałatury. W Brazylii do hierarchów kościelnych ludzie zwracają się po imieniu, dodając tytuł grzecznościowy „dom”.

Dom Zenildo zaprasza mnie do swojego skromnego domu z oknami bez szyb, tylko z roletami i moskitierami, i daje pokój z widokiem na rzekę.

Jego zdaniem amazońskie Boże Narodzenie można by opisać trzema słowami: radość, religijność, prostota. Wszystko to widziałem podczas odprawianych przez niego mszy: radosne piosenki i wymachiwanie ramionami podczas celebracji, uśmiechy na twarzach wiernych, ich gorliwość w modlitwie, skromne kaplice, w których trudno znaleźć najmniejszy przejaw przepychu.

– No więc wszędzie jest pełno pisca ­pisca – dom Zenildo opowiada mi o światełkach, które my w Polsce nazywamy choinkowymi. – Tradycją jest bożonarodzeniowa nowenna: dziewięć dni modlitw przygotowujących do narodzin Jezusa, zakończonych uroczystą celebracją w wieczór 24 grudnia. W całej Amazonii po mszy katolicy spotykają się na rodzinnych wieczerzach. Często, w miarę finansowych możliwości, nie brakuje na nich indyka i wina. Jest mnóstwo zabawy i wymiana prezentów. O wiele spokojniejszy jest dzień następny. 25 grudnia rodziny wypoczywają i nie celebruje się tego dnia już z taką intensywnością.

Pytam o pasterkę, po portugalsku nazywaną missa do galo, mszą koguta.

– Niestety – odpowiada dom Zenildo. – Już od lat w Brazylii się z niej rezygnuje. Ze względów bezpieczeństwa.

Więcej opowiada mi o tym świecki misjonarz Claudio Jorge Soares: – Kiedyś msze koguta odprawiano koło północy nawet na stadionach, dla tysięcy ludzi. Ale te czasy minęły. Brazylijczycy przestali używać nazwy missa do galo, niewielu już ją pamięta. W Brazylii niebezpiecznie jest wychodzić o tej porze na ulicę. Tylko zamknięte społeczności, jak wioski Indian Munduruku, mogą pozwolić sobie na mszę o północy. Już nawet w małych mieścinach jak Borba kwitnie przestępczość i teraz msza z okazji Bożego Narodzenia zaczyna się o dwudziestej. Tu przecinają się szlaki przemytu narkotyków. Bywa, że ludzie są napadani po wyjściu z kościoła.

Nie umarła za to, jak opowiada Claudio, tradycja nowenn. Nie tylko w Amazonii, ale w całej Brazylii. I nie tylko w kościołach: bardzo często przez dziewięć dni poprzedzających Boże Narodzenie ludzie spotykają się w domach, codziennie innym, i się modlą.

– Mimo problemów z bezpieczeństwem noc Bożego Narodzenia jest wesoła – przyznaje Claudio. – Gra głośna muzyka, nierzadko na żywo. Kogo nie stać na indyka, a nie stać wielu, je kurczaka. Do tego ryż z fasolą.

Takie właśnie danie jem z parafianami z Borby przy innej okazji: święta patrona. Po mszy odprawionej przez biskupa parafianie rozstawiają przed kaplicą plastikowe krzesła, gra latynoska muzyka, razem z dom Zenildo zajadamy kurczaka palcami i popijamy piwem. Dosiada się do nas João Paulo Marques Gonzaga. Ma 28 lat, kilka lat temu przeprowadził się do Borby ze wsi. Pochodzi z biednej rodziny rolniczej. Jest jednym z dziesięciorga rodzeństwa. Skończył filozofię, teologię i stosunki publiczne. W Borbie uczy w szkole średniej. Chce zostać diakonem, a w przyszłości – kto wie – nawet vir ­probatus, czyli żonatym księdzem. Jego żona Rarisse i syn Nicolas już nieraz widzieli go za ołtarzem podczas odprawiania nabożeństw.

– Nie tylko podczas dziewięciodniowej nowenny; tu w Borbie o Bożym Narodzeniu myślimy i przygotowujemy się już w listopadzie – opowiada. – I nie chodzi tylko o modlitwę. Ostatnio w tym okresie gotowaliśmy zupę i zapraszaliśmy na nią ubogie dzieci, a dla najbiedniejszych rodzin przygotowaliśmy kosze z podstawowymi produktami spożywczymi.

João Paulo, czyli Jan Paweł (oczywiście na cześć papieża z Polski), nakłada sobie tłusty kawałek: – Tutaj w Amazonii wiele rodzin podczas wigilijnej wieczerzy celebruje takie danie z kurczaka, jakby to był najwspanialszy indyk.

W Borbie główna bożonarodzeniowa msza odprawiana jest w katedrze. Odprawia ją dom Zenildo, a trwa od 20 do 22.30. I zawsze jest przedstawienie – dzieci, młodzież i dorośli przygotowują je cały miesiąc, by co roku zaprezentować nowy spektakl o narodzinach Chrystusa. Przed północą wszystkie rodziny siadają do stołów, o północy zaś są życzenia, uściski, krótka modlitwa, a potem radosna uczta czy zabawa.

Metropolia

Pół dnia drogi od Borby, pośrodku największego tropikalnego lasu świata, rozlała się dżungla betonu. Manaus jest ponaddwumilionową metropolią, do której przez lata nie prowadziła żadna droga lądowa, za to w centrum stoi wspaniały budynek opery, a dawni królowie kauczuku wysyłali stąd koszule do prania w Paryżu. Od tamtego czasu miasto zubożało, stało się zaniedbane i bardzo się rozrosło. Od 11 lat mieszka tu polski misjonarz ksiądz Grzegorz Paderewski.

– Tutejsze zwyczaje bardzo się różnią od naszych, a właściwie nie istnieją. Jak się przyjedzie z Polski, to aż boli – uważa. – Do Brazylii trafiłem kilka miesięcy przed świętami, nie mogłem się ich doczekać, a tu nic. Zrobiliśmy sobie z proboszczem coś wigiliopodobnego, a w pierwszy dzień świąt pojechaliśmy do jednej z wiosek odprawić mszę, ale się nie odbyła, bo wszyscy byli pijani. Po prostu: w noc wigilijną zrobili sobie fiestę. W Manaus obsługujemy pięć kaplic, a wszyscy proszą, by odprawić pasterkę jak najszybciej. Pierwsza jest więc o 18.00, ostatnia o 22.30. Bo oni mylą Boże Narodzenie z Nowym Rokiem. O północy zaczynają strzelać race i zaczyna się zabawa. Już wieczorem w kościele nic nie słychać, tyle wokół hałasu. Ale ludzi w kościołach jest dużo, a tego dnia przychodzą też tacy, których nie widać tam przez cały rok.

– Potrawy – kontynuuje ksiądz Grzegorz – pochodzą z Portugalii (suszony dorsz) lub Stanów Zjednoczonych (indyk), a symbolem szczęścia, pożądanym w każdym domu, jest włoska babka panettone. Biedniejsi jedzą tego dnia to, co na co dzień: rybę z Amazonki i kurczaka. Niektórzy ustawiają coś choinkopodobnego z plastiku. Śpiewa się amerykańskie „Jingle Bells”. Jedyną kolędą jest „Cicha noc”, po portugalsku „Noite feliz”. Z Polakami z okolic spotykamy się zawsze kilka dni przed Bożym Narodzeniem. A wtedy Brazylijczycy się dziwią. Po pierwsze, że śpiewamy przy jedzeniu, po drugie, że śpiewamy tak smętnie. A jak tłumaczymy, że śpiewamy o Bożym Narodzeniu, to już w ogóle są zdziwieni.

Cicha noc

Jednak dom Zenildo bardzo lubi amazońskie Boże Narodzenie. Twierdzi, że w jego prałaturze społeczności katolickie są bardzo aktywne religijnie, choć do niektórych ksiądz dociera tylko raz albo dwa razy w roku. Sam to widziałem, kiedy przez kilka dni płynąłem rzekami po gigantycznym terytorium parafii, zamieszkanych głównie przez kaboklów, potomków Indian i Portugalczyków, ale też przez Indian. W wioskach ludzie budują kaplice, sami sobie odprawiają nabożeństwa. W Borbie jest 30 kandydatów na diakonów.

I również tym razem, gdy na horyzoncie zniknie ostatni płynący rzeką Madeira prom, zamilkną silniki spalinowe czółen, a czerwone słońce zniknie za wodą, dom Zenildo zaintonuje w katedrze św. Antoniego „Cichą noc”. ©

 

Autor jest reporterem, autorem m.in. książki „Raban! O Kościele nie z tej ziemi”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51/2019