Z Szaronem lub bez

Dalsze wycofywanie się Izraela z Zachodniego Brzegu Jordanu może być kontynuowane nawet bez obecności Ariela Szarona w bliskowschodniej polityce, gdyż dokładnie tego domaga się większość Izraelczyków.

30.01.2006

Czyta się kilka minut

Ariel Szaron zyskał światową sławę w październiku 1973 r. jako człowiek wojny, gdy dowodzona przez niego 143. Dywizja Pancerna - złożona z rezerwistów, zmobilizowanych w pośpiechu w pierwszych dniach wojny Jom Kippur - wdarła się głęboko na tyły wojsk egipskich, co wymusiło zawarcie rozejmu i w powszechnej opinii uratowało Izrael od klęski. Ostatnio zaś zasłynął jako człowiek pokoju, gdy rządzony przezeń Izrael wycofywał się ze Strefy Gazy. To naturalne, że jego powolne odchodzenie ze sceny politycznej przyciąga międzynarodową uwagę. Jednak, wbrew dominującym komentarzom, niewiele wskazuje, aby miało ono mieć poważne konsekwencje dla polityki bliskowschodniej.

Pomijając oczywiście kwestię jego niewątpliwej pozycji lidera - począwszy od czasów, gdy w 1953 r., w wieku 25 lat, został założycielem pierwszego izraelskiego oddziału komandosów, aż po stworzenie przezeń zarówno partii Likud w 1973 r., jak i nowej partii Kadima. Ta ostatnia powstała w listopadzie 2005 r., kiedy Likud sprzeciwił się Szaronowi i forsowanej przez niego polityce dalszego wycofywania się z terytoriów palestyńskich.

Dlaczego odejście Szarona nie będzie mieć poważniejszych konsekwencji?

Powody tkwią w systemie politycznym Izraela. Szaron nigdy nie dysponował osobistą władzą wykonawczą na wzór tej, którą dzierży prezydent Stanów Zjednoczonych czy nawet brytyjski premier. Za wyjątkiem natychmiastowych decyzji w warunkach ostatecznej konieczności, kiedy decydować może premier, w Izraelu decyzje podejmuje gabinet.

Amerykański rząd składa się z ludzi mianowanych przez prezydenta, których można odwołać w dowolnym momencie. Członkowie gabinetu brytyjskiego to zawsze politycy, wybrani w głosowaniu powszechnym, ale fakt ten daje im wyłącznie pewność miejsca w Izbie Gmin, zaś ich awans ministerialny zależy wyłącznie od premiera. Tymczasem w Izraelu ministrowie wyznaczani są przez partie polityczne, które tworzą koalicję rządzącą; nie wyznacza ich premier. Co za tym idzie, Izrael rządzony jest kolektywnymi decyzjami rady ministrów - która reprezentuje poszczególne grupy elektoratu, składające się na demokratyczną większość - nie zaś decyzjami jednego przywódcy, lepszego czy gorszego, jak to jest w przypadku arabskich sąsiadów Izraela, rządzonych przez dynastie bądź przez dyktatorów.

Wycofanie się Izraela ze Strefy Gazy stało się możliwe, a zarazem i konieczne dlatego, gdyż miliony Izraelczyków chciało zaprzestania konfliktu z Palestyńczykami na taką skalę, na jaką to tylko możliwe. Palestyńczycy z kolei, a wraz z nimi Arabowie z innych krajów, wciąż walczą z religijnymi i historycznymi demonami wcześniejszych etapów swych dziejów.

Niezbędne jest wycofanie się Izraela w ściśle zdefiniowane granice, a to z kolei wyklucza istnienie osadnictwa żydowskiego, rozrzuconego pomiędzy palestyńskimi miastami i wioskami. Całkowite wycofanie było jedyną możliwością w przypadku zatłoczonej Gazy. Na Zachodnim Brzegu Jordanu jest więcej pola manewru do dokonania wyboru. Wybory te powinny być, rzecz jasna, negocjowane, inaczej niż w przypadku jednostronnego wycofania z Gazy.

Ale dopóki prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas nie przeforsuje wśród własnego narodu monopolu władz Autonomii na użycie siły (który musi wszakże posiadać każde państwo), nie mogą być one partnerami negocjacyjnymi dla Tel Awiwu. Zwłaszcza teraz, gdy większość w parlamencie Autonomii Palestyńskiej zdobył radykalny Hamas.

Wszelkie porozumienia są bowiem bezwartościowe, dopóki Islamski Dżihad, Brygady Męczenników Al-Aksa, a przede wszystkim właśnie Hamas - zwycięzca wyborów parlamentarnych - mogą zdecydować się na naruszenie tych porozumień, kiedy tylko zechcą.

Natomiast dalsze wycofywanie się Izraela z Zachodniego Brzegu Jordanu może być kontynuowane z Szaronem lub bez Szarona, bo tego domaga się większość Izraelczyków. A ta większość legitymizuje premiera, który da jej to, czego owa większość chce.

Przełożył MK

EDWARD N. LUTTWAK jest autorem książek nt. polityki międzynarodowej, pracuje w Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (www.csis.org). Stale współpracuje z "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2006