Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na wszystkich drzwiach widniał zagadkowy napis:
K + M + B 1957.
Byłem małym chłopcem i dziadek tłumaczył mi, o co chodzi:
- Gdy Jezus narodził się w Betlejem, trzej Mędrcy ze Wschodu, później nazywani królami, przybyli do Jerozolimy oddać pokłon Bogu. Pierwsze litery ich imion - dziadek uśmiechnął się, jak lubiłem - wypisujemy kredą na drzwiach. Kasper, Melchior, Baltazar.
Tamtego roku i jeszcze przez dwa lata, w starym domu przy ulicy Środkowej 6 ojciec oprawiał choinkę, matka i siostra ubierały ją, a ja ustawiałem na podłodze szopkę, gdzie nie brakowało trzech królów. Na twarze postaci z szopki, wyciętej z brystolu, nakładano rozmaite barwy. Pamiętam, że twarz jednego króla była czarna, a dwaj pozostali mieli twarze różowe. Otwierałem “Poczet królów polskich", patrzyłem w oczy naszym władcom i roiłem sobie, że Baltazar to Bolesław Krzywousty, Melchior - Bolesław Chrobry, a Kasper - Bolesław Wstydliwy.
Minęło czterdzieści siedem lat i przed Bożym Narodzeniem Antoni Libera dał mi nowy przekład wiersza Eliota “Podróż trzech Króli". Wiersz jest monologiem jednego króla, opowieścią o przebiegu pamiętnej wyprawy do Betlejem. Odniosłem wrażenie, iż opowiada Baltazar - ten, który nowo narodzonemu królowi żydowskiemu podarował mirrę (żywicę z kory balsamowców, używaną do sporządzania “świętego oleju namaszczenia"). Monolog króla w przekładzie Antoniego Libery kończą dwa tajemnicze zdania:
Wróciliśmy do siebie, do naszych starych
Królestw,
Ale w tym dawnym obrządku jakoś nam
już nieswojo,
Obco wśród tego tłumu zapatrzonego w swe
bóstwa.
Rad byłbym innej śmierci.
W wigilię Bożego Narodzenia pojechałem na Pragę Północ, do starego domu przy ulicy Środkowej 6 i jak niegdyś szedłem schodami w górę, oglądając drzwi. Na drugim piętrze - tam, gdzie mieszkał pan Wilczyński, właściciel kamienicy zabranej mu przez komunistów, drzwi miały kolor szary. Nasze dawne drzwi, te na trzecim piętrze, także były szare. Na wszystkich drzwiach powtarzał się znajomy napis:
K + M + B 2004.
Pani Czesława Rutkowska, którą poznałem pod drzwiami na drugim piętrze, powiedziała, że odkąd z kapliczki w sieni ukradł ktoś Matkę Boską, jest tam teraz Jezus.
Kiedy dotarłem na strych, pod oknem w dachu znalazłem trzy pióra.
Dwa gołębie i jedno - nieznanego mi ptaka.