Wzbogacone klatki

Z moich amatorskich obserwacji wynika, że zwyczaj piątkowej „wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych” zanika.

20.08.2018

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA /
FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Ludziom trudno chyba pojąć, w jaki sposób chwała Boża zwiększy się, jeśli spożyją tego dnia sushi zamiast boczku. Z kolei znaczna część tych, którzy jednak ów obyczaj zachowują, czyni to, jak przypuszczam, z przyzwyczajenia (które nosi często dumną nazwę tradycji).

W mojej duchowości ta praktyka nie zajmowała nigdy specjalnego miejsca. Traktowałem ją jako archaiczną (z czasów, w których mięso było wielkim rarytasem) niby-szykanę, która jednak na tyle się zakorzeniła, że nikomu nie chce się podjąć ryzyka jej zniesienia i powiedzenia po prostu: „Katolicy! Piątek to szczególny dzień. Jeśli Ten, który wtedy umarł, jest dla was ważny – próbujcie o tym pamiętać. Nie jesteście przedszkolakami, sami wiecie, co zrobić, żeby ten dzień różnił się od innych”.

Dziś, w obliczu zagrożenia, jakim dla podarowanej nam przez Boga planety staje się nadprodukcja niskiej jakości, za to bardzo taniego mięsa, ze zdumieniem zauważam, że ludzie sami odkrywają sens jednodniowej wstrzemięźliwości (w firmowych stołówkach i w restauracjach coraz bardziej popularne stają się np. wegańskie poniedziałki), wychodząc z założeń niereligijnych. Ale czy naprawdę aż tak odległych od naszych?

Rolnictwo przemysłowe zwiększa sumę cierpienia praktycznie wszędzie. Znakomicie opisał to Philip Lymbery, szef brytyjskiej organizacji Compassion in World Farming (CIWF), w głośnej książce „Farmageddon”. Wieloprofilowe gospodarstwa produkujące naturalnie zdrową żywność znikają, zastępowane przez gigantyczne monokultury soi czy kukurydzy (proszę przejechać się dziś polskimi drogami i porównać strukturę upraw dziś i w czasach naszego dzieciństwa). Zwierzęta są zdejmowane z pól, wstawiane do gigantycznych obór, w których całym procesem ich coraz krótszego i coraz bardziej nienaturalnego życia sterują komputery. Ilość nieczystości z fermy, w której przez ciut ponad miesiąc życia egzystuje kilkaset tysięcy kurczaków, można sobie łatwo wyobrazić.

Wszystko stoi na głowie: zwierzęta, które kiedyś przetwarzały rzeczy niejadalne dla człowieka (trawę, odpadki kuchenne) na żywność (mleko, jajka, mięso), teraz zjadają coś, co mógł zjeść człowiek (wysokobiałkową soję, ryby, z których wytwarza się dodawaną do pasz mączkę), by dać mu mięso o wartości odżywczej kilkakrotnie niższej od zwierząt hodowanych w tradycyjny sposób. A wszystko to przy zupełnie nieracjonalnym współczynniku przetworzenia białka: z wyliczeń CIWF wynika, że w chowie przemysłowym z sześciu kilogramów białka roślinnego otrzymujemy średnio około kilograma zwierzęcego.

Sponsorowani naukowcy stają na głowie, by stworzyć kurczaki czy świnie, które będą jeszcze szybciej rozwijać pożądane przez konsumentów części ciał, i wyjaśnić, że kury niosące jajka „trójki” wprost marzą o życiu we „wzbogaconych klatkach” (cudowny oksymoron). Wszystko zaś będzie sprzedawane w opakowaniach z rolnikiem poklepującym wracającą z łąki krowę, z taplającymi się w błocie świnkami, z biegającymi po podwórku kurczakami. „Jajka wiejskie”. Nieprawdy nie napisano – przemysłowych megakurników nie buduje się w mieście. „Świeże, zdrowe mięso”. Prawda – zepsute nie jest, zgodne z normami sanitarnymi, czego tu się czepiać?

Jeśli nie rusza nas los 70 miliardów zwierząt zabijanych co roku na potrzeby człowieka, może powinien poruszyć nas los ludzi, którym rolnicze fabryki i ich dostawcy zatruwają pola, rzeki, powietrze, albo dola rolników, którzy produkując naturalną żywność, nie są w stanie udźwignąć konkurencji globalnych korporacji, proponujących (także w Polsce) np. system „tuczu farmerskiego” (rolnik otrzymuje prosięta z odpowiedniej genetycznej puli, musi kupić paszę od k­orporacji, w najmniejszych detalach postępować zgodnie z instrukcją, a firma odbiera zwierzęta i wiezie do swojej rzeźni). Może powinno nas zastanowić, jaką Bożą ziemię otrzymają nasze dzieci, skoro produkcja kilograma wołowiny przemysłowej zużywa kilkanaście tysięcy litrów słodkiej wody, a farmy przemysłowe emitują taką objętość gazów cieplarnianych jak wszystkie samochody, samoloty i pociągi razem wzięte.

A może to wszystko przez Chińczyków, bo rozwój tej aberracji jest nakręcany przez rosnący apetyt na mięso w bogacących się krajach Azji? Nie wybronię się Chińczykami na moim sądzie po śmierci. Chciwość, nieumiarkowanie, pycha, niewrażliwość – z tymi grzechami nie walczy się dziś na internetowych forach czy w kościołach, ale w sklepie (bo ten świat ma w nosie polemiki i kazania, on rozumie jeden mechanizm: zysk lub jego brak).

Parę lat temu zdecydowałem, że rozciągnę wstrzemięźliwość od mięsa na cały tydzień, by nie pogłębiać światu ran. Teraz, gdy kończę pisać książkę o relacjach człowieka z innymi stworzeniami, gdy dociera do mnie to, co usłyszałem, jeżdżąc po konferencjach, co wyczytałem, co wyrozmawiałem z rolnikami, analitykami i z tymi, których podobno ten system miał ratować – z cierpiącymi głód – jestem bliski decyzji, że dla mnie, wegetarianina, piątki powinny stać się dniami wegańskimi. Co przecież oznacza tylko powrót do pierwotnego pomysłu Boga na żywienie człowieka, patrz Rdz 1, 29.

To ja. Innych nie namawiam do niejedzenia mięsa, namawiam, aby nie jeść go bezmyślnie albo może ciut rzadziej (i odkrywać, że jedzenie nie bierze się ze sklepu). To jest umartwienie z motywacji duchowych. W cierpieniu Chrystusa jest bowiem także ból zabijanych przez moje nawyki, moje panoszenie się, moje „czynienie ziemi poddaną”. Przecież On umarł i zmartwychwstał, by dać nam nowe niebo, ale i nową ziemię, na której ustanie opisywany przez świętego Pawła jęk całego bez wyjątku stworzenia.

Musiałem otrzeć się o ekologiczne nawrócenie, by dotarło do mnie, że piątkowa wstrzemięźliwość w XXI wieku ma wielki sens. Mamy w Kościele potężne narzędzie do zmiany tego świata na lepsze. Pytanie, czy będziemy umieli pokazać sobie nowy jego wymiar i na nowo do jego użycia się przekonać.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2018