Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tu, w stylu wielkiego melodramatu ? la Hollywood, również pokazano cierpienie, cierpienie społeczności Prus Wschodnich, uciekającej przed wkraczającą Armią Czerwoną. Jednak nie może być mowy o fałszowaniu historii. Dzieło filmowe pokazuje Niemców takimi, jakimi byli: odważnych arystokratów, zbrodniczych oficerów Wehrmachtu, tchórzliwych funkcjonariuszy partyjnych i fanatycznych członków Hitlerjugend, którzy nawet w obliczu zbliżającej się klęski bujają w krainie marzeń o "Führerze" i bez skrupułów denuncjują wątpiących.
Tylko kobiety są bohaterkami - a tak było przecież naprawdę. Nie dziwi fakt, że najważniejsza postać w tym filmie, Lena Gräfin von Mehlenberg, wzorowana jest na losie Marion Gräfin Dönhoff, która jako dziennikarka zasłużyła się dla pojednania z Polakami.
"Ucieczkę" zobaczyło około 12 milionów Niemców - niemal tyle samo, ile uciekło z dawnych terenów wschodnich. Skąd ten wzrost zainteresowania wydarzeniem historycznym sprzed 60 laty, do którego w powojennych dziesięcioleciach wracano już wielokrotnie?
Odpowiedź może jedynie brzmieć: po dziesięcioleciach skruchy Niemcy coraz bardziej masowo zaspokajają tęsknotę za pojednaniem z samymi sobą. Przy okazji historia zostaje "zemocjonalizowana", a nawet strywializowana. Chodzi o rodzaj dobrego samopoczucia, "historical wellness".
Przeł. AS