Wygnani z raju

Legendarna szwajcarska tajemnica bankowa odchodzi w przeszłość. Kończy się coś, co trwało kilkaset lat i co kształtowało nie tylko ekonomię, lecz tożsamość kraju: to, jak postrzegano siebie i świat.

03.03.2009

Czyta się kilka minut

Wielu czekało na ten dzień. Jedni z lękiem, inni z nadzieją, słabo skrywaną satysfakcją, a może nawet z poczuciem owej radości z czyjejś klęski, zwanej Schadenfreude.

Frontem przeciw Szwajcarii

Wśród oczekujących na to, co zrobią szwajcarscy bankowcy z UBS - jednej z największych instytucji finansowych świata - było trzystu obywateli USA, którzy swe pieniądze powierzyli temu bankowi, a których amerykański fiskus podejrzewał, że w ten sposób uciekli przed zapłaceniem podatku; dla nich decyzja, która miała zapaść, oznaczała w najlepszym razie kłopoty finansowe, a przy złym obrocie spraw coś znacznie gorszego.

Czekał też, z coraz większą niecierpliwością, Doug Shulman, szef amerykańskich urzędników skarbowych. Czekali urzędnicy z Departamentu Sprawiedliwości USA - gotowi, jeśli Szwajcarzy się nie ugną, pozwać UBS przed amerykański sąd.

Czekał również pewien amerykański senator, bliski Barackowi Obamie, który za punkt honoru postawił sobie walkę z "oazami podatkowymi", do których obywatele USA wyprowadzają pieniądze. Dziś, w czasach kryzysu, potrzebne państwu bardziej niż kiedykolwiek.

Czekali także, co zrozumiałe, szwajcarscy bankowcy z innych instytucji finansowych, na co dzień konkurujących z UBS, ale tym razem ściskający kciuki za rywali. Czekali, co też oczywiste, szwajcarscy politycy, na co dzień prawie nie ingerujący w działalność sektora finansowego. Mimo, a może właśnie dlatego, że sektor ten wytwarza aż 10 proc. PKB Szwajcarii (szacuje się, że tamtejsze instytucje finansowe zarządzają majątkiem rzędu 6900 miliardów franków, z czego ponad połowa pochodzi z zagranicy).

Czekali szwajcarscy urzędnicy z Finma, czyli Komisji Nadzoru Rynku Finansowego: bez ich zgody UBS nie mógł uczynić tego, czego żądały USA: przekazać amerykańskim urzędnikom danych tych trzystu klientów.

Ludzie z Finma nie czekali zresztą bezczynnie: próbowali mediować, od miesięcy, to znaczy od kiedy zaczął się spór między amerykańskimi urzędami a UBS - bankiem wprawdzie szwajcarskim, ale prowadzącym działalność na całym świecie. O tym, jak duży udział w interesach UBS ma rynek amerykański (czyli także: jak bardzo UBS jest podatny na naciski amerykańskich urzędów), niech świadczy fakt, że z 75 tys. pracowników UBS aż 38 proc. pracuje w jego filiach w USA; więcej niż gdziekolwiek indziej, więcej niż nawet w Szwajcarii.

Ale na to, co zrobią (albo nie zrobią) Szwajcarzy, czekał ktoś jeszcze. Choć na co dzień niekoniecznie podoba im się, jak Amerykanie rzucają słabszych od siebie na kolana, tym razem Angela Merkel, Nicolas Sarkozy, a nawet Gordon Brown kibicowali amerykańskiej administracji.

UBS na celowniku

Wszystko zaczęło się latem 2008 r., gdy federalni urzędnicy podatkowi z USA, wsparci autorytetem Departamentu Sprawiedliwości, podjęli postępowanie przeciwko kilkuset obywatelom USA, podejrzanym o to, że korzystając z usług UBS dopuścili się przestępstwa - i nie zapłacili należnych podatków.

Postępowanie początkowo skierowane było przeciwko konkretnym osobom. Z czasem jednak - z braku pozytywnej odpowiedzi od szwajcarskich władz banku, do których zwrócono się z prośbą o tzw. pomoc urzędową - urzędy federalne postanowiły uderzyć bezpośrednio w UBS. Fakt, że akurat zaczął się globalny kryzys finansowy - i że banki w USA generalnie znalazły się na cenzurowanym - stanowił okoliczność sprzyjającą fiskusowi.

Podobnie jak fakt, że prezydentem USA został człowiek blisko związany z senatorem Carlem Levinem - politykiem, który od lat za jeden ze swych celów postawił doprowadzenie do tego, by amerykańskie firmy nie mogły już przenosić swoich siedzib do takich "oaz" podatkowych jak Lichtenstein czy Szwajcaria. Najłatwiej poszło z Lichtensteinem: już jakiś czas temu USA wymusiły na tym księstwie, że będzie udostępniać amerykańskim urzędom dane obywateli USA podejrzanych o unikanie płacenia podatków.

Podwójne upokorzenie

Ze Szwajcarami było gorzej. Banki szwajcarskie bowiem, powołując się na swoje prawo (ustawę o tajemnicy bankowej z 1934 r.) i mając wsparcie miejscowych polityków, odmawiały ujawniania danych klientów - nie tylko fiskusowi amerykańskiemu, lecz także niemieckiemu, brytyjskiemu, francuskiemu itd.

Nic dziwnego, że nie tylko Amerykanie potraktowali sprawę banku UBS - który, jak przyznał niedawno ostrożnie nawet szwajcarski nadzór Finma, istotnie nie był w porządku wobec amerykańskiego prawa - jako przypadek tyleż precedensowy, co pokazowy. Nie mogąc doczekać się na uległość z jego strony, postawili w końcu ultimatum: jeśli do 18 lutego 2009 r. UBS nie przekaże żądanych informacji, wówczas władze amerykańskie skierują do sądu pozew przeciwko bankowi.

Nad UBS zawisła groźba upadłości - bo, jak tłumaczył potem szef Finma, takiego pozwu złożonego przez władze USA nie przeżyło jeszcze żadne przedsiębiorstwo. Ponieważ UBS jest istotną częścią systemu finansowego w Szwajcarii i jego upadek mógłby mieć nieobliczalne skutki dla stabilności tego systemu, nadzór bankowy zgodził się, aby UBS ujawnił dane klientów.

O powadze sytuacji świadczy nie tylko fakt, że aby wydać taką zgodę, UBS mocno nagiął szwajcarskie prawo (część ekspertów twierdzi nawet, że je złamał), a - rzecz niebywała - rząd Szwajcarii dał na to zielone światło. Rzeczą równie niebywałą w kraju Helwetów jest to, że rząd, nadzór bankowy oraz UBS poszły na ugodę z Amerykanami, ignorując fakt, iż przed szwajcarskim sądem administracyjnym trwało już postępowanie, rozpoczęte na wniosek amerykańskich klientów UBS, którzy domagali się, aby to sąd rozstrzygnął, czy prawo zezwala na wydanie ich danych na żer fiskusa. Kłopot w tym, że sąd nie zdążył z orzeczeniem przed tym, jak upłynął termin amerykańskiego ultimatum.

Dlatego wielu komentatorów uznało, że wydarzenia 18 lutego przejdą do historii nie tylko jako precedensowe złamanie legendarnej szwajcarskiej tajemnicy bankowej, lecz również jako dzień, gdy Szwajcaria złamała zasady państwa prawa, wymierzając policzek własnym sądom i "padając na kolana przed Ameryką" - jak powiedziała prof. prawa Susan Emmenegger, dyrektor Instytutu Prawa Bankowego uniwersytetu w Bernie.

A więc: nie tylko precedens, "grzech pierworodny", "trzęsienie ziemi", wygnanie z raju i upokorzenie - ale koniec jakiejś epoki, o trudnych do wyobrażenia skutkach dla Szwajcarii - przede wszystkim ekonomicznych, ale nie tylko.

Historia pewnej legendy

Historia instytucji - bo można tu chyba mówić o swoistej instytucji - szwajcarskiej tajemnicy bankowej jest tak długa jak historia bankowości: zasada, że bank nie udziela nikomu (czyli głównie państwu i jego urzędnikom) informacji o swych klientach, była przez stulecia nie tylko czymś oczywistym. Była także źródłem legendy - dla jednych czarnej, dla innych białej - banków szwajcarskich.

Największy rozkwit szwajcarskiego sektora finansowego zaczął się mniej więcej sto lat temu - i trudno się oprzeć niemiłemu wrażeniu, że im więcej w świecie było chaosu i kryzysów, także gospodarczych, im więcej niepewności jutra - tym bardziej korzystała na tym Szwajcaria. Skalę zjawiska ocenić - i docenić - można było 10 lat temu, gdy dopiero pod naciskiem międzynarodowym szwajcarskie banki zgodziły się ujawnić długie listy z nazwiskami tych, którzy swe pieniądze zdeponowali w Szwajcarii i potem stracili życie podczas II wojny światowej. Było to złamanie tajemnicy bankowej, po raz pierwszy na tak wielką skalę - wszelako dokonane na drodze wyjątku.

Tymczasem masowy napływ kapitału do Szwajcarii przed rokiem 1939 nie był pierwszym ani ostatnim takim zjawiskiem. Pierwsza "wielka fala" miała miejsce już podczas I wojny światowej, druga - podczas Wielkiego Kryzysu lat 30. Wtedy też w państwach Europy, dotkniętych boleśnie kryzysem i jego skutkami - wśród których było i to, co zaczęto nazywać "ucieczką kapitału" - Szwajcaria zaczęła kojarzyć się rządzącym jak najgorzej.

Wtedy też pojawiły się pierwsze naciski polityczne na Szwajcarię, np. ze strony Niemiec i USA. Tymczasem Szwajcarzy dotąd obywali się bez ustawy o tajemnicy bankowej (i tym bardziej bez nadzoru bankowego z prawdziwego zdarzenia; ten stworzono dopiero... pod koniec XX w.). Wystarczało zaufanie, dyskrecja i budowana latami wiarygodność.

Wysuszanie oaz

Paradoks Szwajcarii polegał i polega na swoistej asymetrii: szwajcarska polityka pozostaje prowincjonalna, sektor finansowy zaś od dawna ma charakter globalny. Szwajcarskie (z rodowodu) instytucje finansowe działają na całym świecie i należą do największych.

Zaściankowość szwajcarskiej polityki nie była dla bankowców kłopotem aż do chwili, gdy inne państwa, zatroskane o to, gdzie ich obywatele lokują swój kapitał, zaczęły coraz mocniej naciskać, domagając się współpracy w ściganiu tychże. Dziś okazuje się, że bankowcy nie mogą liczyć na wsparcie od polityków. Niegdysiejsza siła Szwajcarii - jej usytuowanie na marginesie międzynarodowej polityki - okazuje się słabością, gdy trzeba stawić czoło nie tylko Amerykanom, ale także europejskim sąsiadom.

Politycy z zagranicy mogą pozwalać sobie - jak np. niemiecki minister finansów jesienią 2008 r. - na publiczne grożenie, że jeśli Szwajcaria nie włączy się w międzynarodową wymianę informacji podatkowych, znajdzie się na nią skuteczny "bat". Szwajcarskiemu rządowi pozostaje znosić podobne afronty w pokorze.

Kilka dni po wymuszonej ugodzie UBS-USA Komisja Europejska ogłosiła, że oczekuje, iż podobne prośby ze strony krajów UE Szwajcarzy potraktują tak samo jak "prośbę" władz USA. A brytyjski premier oświadczył, że nie tylko nie zamierza zapraszać Szwajcarii na kwietniowe spotkanie G-20 w Londynie, ale dał do zrozumienia, że tematem obrad będzie także problem "oaz podatkowych", które należy "wysuszyć". Szwajcarzy zabiegali o zaproszenie - świadomi, że światowi przywódcy chcą radzić o globalnej architekturze finansowej, nowych mechanizmach kontroli banków i współpracy w ściganiu oszustów podatkowych, a ich decyzje mogą uderzyć także w Szwajcarię.

Oszuści w białych rękawiczkach

Ale faktu, że akurat teraz nad instytucją szwajcarskiej tajemnicy bankowej zbierają się ciemne chmury, nie można zrzucać tylko na globalny kryzys. Zbiegło się kilka czynników - i można sięgnąć po mało odkrywczy wniosek, że skoro świat się zmienia, to zmieniać musi się też Szwajcaria.

Choć bez wątpienia to również kryzys przyczynił się do tego, że Departament Sprawiedliwości USA stracił cierpliwość, a Barack Obama, zanim jeszcze wprowadził się do Białego Domu, zapowiadał, iż zlikwiduje "raje podatkowe", gdzie obywatele ukrywają dochody przed fiskusem. Istnienie "rajów" czy "oaz" podatkowych kłuje w oczy od dziesięcioleci - tyle że dziś jest koniunktura na ich "wysuszanie".

Ale problem Szwajcarów polega na czymś jeszcze: swoją walkę o tajemnicę bankową przegrywają nie tylko na polu politycznym i prawnym, ale także wizerunkowym - w czym sami sobie są w dużej mierze winni. Rzecz nie tylko w aferze z kontami ofiar II wojny światowej, których nie chciano ujawniać potencjalnym spadkobiercom. Rzecz nawet nie tylko - albo przynajmniej nie przede wszystkim - w tym, że pieniądze w szwajcarskich bankach lokować zwykli skorumpowani politycy i dyktatorzy; w ich przypadku Szwajcarzy gotowi są zresztą od dawna na współpracę z instytucjami międzynarodowymi.

Największym problemem jest chyba to, co z ich krajem uczyniła kultura masowa: książki, filmy itd., w których Szwajcaria i jej banki występują nagminnie jako ikony nieprawości, tyle że dokonywanej w białych rękawiczkach. Efekt: na sympatię międzynarodowej opinii publicznej Szwajcarzy nie mają co liczyć.

Nowa architektura globalna

Szwajcarska tajemnica bankowa to jednak coś więcej niż tylko trywialne zagadnienie ze sfery finansowej, politycznej bądź czasem kryminalnej. To także kwestia cywilizacyjna, dotycząca rozumienia relacji między obywatelem a państwem. Akurat tajemnica bankowa - element prywatności - to jeden z kluczowych elementów w kształtowaniu się tych relacji, skoro z definicji stoi ona w sporze z aspiracjami państwa do adekwatnego (polityk użyłby określenia: sprawiedliwego) opodatkowania swych obywateli.

"Wbrew powszechnie przyjętemu poglądowi, prawo państwa do ściągania podatków nie stoi ponad prawem obywatela do prywatności" - pisał Peter Koslowski, niemiecki etyk, zajmujący się sprawami prawno-gospodarczymi. Idąc tropem tej myśli, można powiedzieć, że sposób, w jaki państwa podważają dziś zasadę tajemnicy bankowej, jest odzwierciedleniem ich stosunku do obywatela.

Zwłaszcza w ostatnich latach - globalnego terroryzmu, a teraz globalnego kryzysu, gdy dla budżetu ważny jest każdy dolar, euro i złotówka, a także droga, jaką one przebywają - człowiek jest dla państwa coraz bardziej "przejrzysty". Demontaż prywatności - w imię walki z terroryzmem czy kryzysem - postępuje też w sferze finansów: państwo i jego instytucje aspirują do coraz większych uprawnień w kontrolowaniu pieniędzy obywatela. W Niemczech czy w Polsce tajemnica bankowa jest dziś w znacznym stopniu fikcją, skoro w obu krajach obowiązuje podatek od oprocentowania depozytów (u nas zwany "podatkiem Belki").

Uprawnienia państw są więc duże, a wkrótce będą jeszcze większe - przy czym ich powiększanie dokonywać się będzie, jak zapowiadają np. uczestnicy londyńskiego szczytu G-20, w imię budowy "nowej globalnej architektury finansowej".

Krytycy o poglądach lewicowych mogliby twierdzić, że to droga do państwa policyjnego; ci o poglądach konserwatywnych - że państwo ogranicza swobodę gospodarowania. Ale i jednym, i drugim - jeśli nie są Szwajcarami - ciężko byłoby dostrzec akurat w szwajcarskiej tajemnicy bankowej jakąś cząstkę dobra, które warto bronić.

***

Ugoda między bankiem UBS a amerykańskimi urzędami - i ujawnienie przez bank danych trzystu jego klientów - to dopiero początek konfliktu. Następnego dnia po wymuszonej ugodzie Departament Sprawiedliwości USA zażądał informacji o kolejnych klientach UBS - tym razem w liczbie 52 tysięcy. Amerykański sąd ma teraz ocenić, czy to żądanie jest zgodne z prawem (amerykańskim).

Gra toczy się więc nadal - i w Stanach, i w Europie, a naciski będą coraz silniejsze. Kończy się epoka, w której - jak to niegdyś ujął pewien szwajcarski socjaldemokrata - klienci szwajcarskich banków mogli być pewni, że ich tajemnica jest "nienaruszalna jak zakonnica".

Kończy się czas, gdy Szwajcaria była synonimem zaufania i dyskrecji. Pytanie tylko, czy jest się z czego cieszyć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2009