Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Amerykańska prasa w przededniu szczytu nie szczędziła Rosji krytyki. Wyciągnięto cały arsenał zarzutów: współpraca z Iranem (program nuklearny Teheranu nie mógłby ruszyć z miejsca bez Rosji), pacyfikacja Czeczenii, ograniczanie wolności słowa, ściganie wybranych bogaczy, wahanie co do czynnego poparcia akcji Ameryki w Iraku. Jeszcze jakiś czas temu od szczytu oczekiwano przełomowej deklaracji Rosji w sprawie jej udziału w uregulowaniu sytuacji w Iraku. Moskwa jednak nadal się waha i powtarza dawne mowy tronowe o konieczności wzmocnienia udziału ONZ. W sprawie Iranu też sytuacja jest niejasna. Po czerwcowym spotkaniu w Evian eksperci sugerowali, że Putin zgodził się zrezygnować ze współpracy z Teheranem w zamian za “rekompensatę gospodarczą". Tymczasem w sierpniu br. ujawniono nielegalny transport broni z Rosji do Iranu. Waszyngton skandal zatuszował w imię dobrych stosunków z nierzetelnym partnerem z Moskwy. Żadne zapewnienia o zwinięciu interesu w Iranie ze strony Putina w Camp David nie padły. To jego ulubiony sposób prowadzenia polityki: krok naprzód, dwa kroczki wstecz. Rosyjski przywódca jasne stanowisko zajął tylko w jednej sprawie: w składzie oficjalnej delegacji przywiózł p.o. prezydenta Czeczenii Achmeda Kadyrowa. Gospodarze jednak moskiewskiej marionetki do rezydencji w Camp David nie wpuścili. Skandalu i tym razem nie było. Taki to był szczyt wygładzania ostrych kątów i owijania sporów w antyterrorystyczną bawełnę. Tylko co to ma wspólnego z budowaniem prawdziwego strategicznego partnerstwa?