Wybory bez znieczulenia

75 lat temu komuniści stawiają kropkę nad „i” w swojej walce o władzę w Polsce: głosowanie do Sejmu – gwarantowane w umowie między aliantami a Stalinem – to karykatura demokracji.

17.01.2022

Czyta się kilka minut

„Pogrzeb PSL-u” (symbolizowanego przez widoczną w trumnie „czwórkę”, numer listy PSL w Warszawie w wyborach do Sejmu) na komunistycznej manifestacji na warszawskim Nowym Świecie, ­22 ­stycznia 1947 r. / PAP
„Pogrzeb PSL-u” (symbolizowanego przez widoczną w trumnie „czwórkę”, numer listy PSL w Warszawie w wyborach do Sejmu) na komunistycznej manifestacji na warszawskim Nowym Świecie, ­22 ­stycznia 1947 r. / PAP

Jak na tę zimową porę roku, niedziela 19 stycznia 1947 r. to dzień dość ciepły – jest kilka stopni powyżej zera – a także pochmurny.

Przy ul. Poselskiej w Warszawie 17-letni Zdzisław Podobas rozdaje karty do głosowania na opozycyjne Polskie Stronnictwo Ludowe. Towarzyszy mu o rok młodszy kolega Ryszard Chmielczyk.

Nagle do Podobasa podchodzi nieznajomy mężczyzna. Bezceremonialnie rewiduje go, a znalazłszy peeselowskie karty, bije po twarzy. Drugi napastnik uderza nastolatka głową. Ten upada, ale udaje mu się wstać i uciec. Chowa się w piwnicy pobliskiego domu, gdzie mieszka Chmielczyk. W poszukiwaniu zbiega do mieszkania tego ostatniego wpada siedmiu uzbrojonych komunistycznych bojówkarzy. Nie znajdują Zdzisława. Zanim odejdą, pogrożą domownikom i dotkliwie pobiją Juliana Chmielczyka, właściciela mieszkania.

Wcześniej ucieczkę jego syna udaremnia sierżant „ludowego” Wojska Polskiego, uderzając Ryszarda pięścią w twarz. Gdy nastolatek upada, dobiega do niego cywil i wymierza mu cios rękojeścią rewolweru. Twarz chłopca zalewa krew. Z domu przy Poselskiej wybiega jego matka, zaczyna go bronić. Ryszard ucieka. „Gdyby nie to, to prawdopodobnie byłbym życie postradał” – zanotuje później.

Takie zdarzenia są wówczas na porządku dziennym.

Jak do tego doszło?

„Władzy nie oddamy”

W 1945 r. spełnia się marzenie Stalina. Gromiąc armię Hitlera, Sowieci podbijają pół Europy, także Polska jest w domenie ich wpływów. Wielka Trójka – Churchill, Roosevelt i Stalin – legitymizuje ten stan na konferencji w Jałcie w lutym tego roku. W sprawie polskiej sankcjonuje dokonany przez Kreml zabór Kresów Wschodnich i warunkuje uznanie przyszłego Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej (TRJN) od rozpisania wyborów do Sejmu. Tymczasem już w czerwcu 1945 r. lider Polskiej Partii Robotniczej Władysław Gomułka deklaruje: „Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”.

Dziś wiemy, że zmiana układu politycznego przy pomocy kartki wyborczej była w powojennej Polsce iluzją – jednak w tamtym momencie historycznym wielu w to wierzy. Tymczasem w alfabecie komunistów nie ma miejsca na wolnościowe eksperymenty. Używane przez nich pojęcia są oderwane od ich właściwego znaczenia. Dlatego, choć politycy PPR odmieniają demokrację przez wszystkie przypadki, w Polsce rządzi terror, a demokratyczne mechanizmy zamieniane są w swoje karykatury. Celem wyborów jest to, aby „PSL wyszło z tej rozgrywki z połamanymi kośćmi” – jak to obrazowo ujmuje prominentny komunista Hilary Minc. W tej logice porażka wyborcza PPR nie wchodzi w grę.

Nie można jej jednak wykluczyć, sytuacja polityczna jest labilna. Związek Sowiecki nie ma (jeszcze) argumentu siły w postaci broni atomowej. Komuniści w Polsce liczą się (deklaratywnie) z aliantami zachodnimi. Zbrojne podziemie jest (jeszcze) liczne i aktywne, legalnie działa PSL (jest paradoksem, że na mocy porozumienia moskiewskiego z czerwca 1945 r. jego ludzie zasiadają w TRJN), instytucjonalny Kościół katolicki polemizuje z rzeczywistością polityczną. Stalinizm nie pokazuje jeszcze wszystkich swoich możliwości.

Wybory wymagają więc takiego przygotowania, by ich wynik był zgodny z oczekiwaniami Stalina i PPR, a zarazem nie doprowadził do masowej anty- systemowej kontestacji. Są wstępnie zaplanowane na jesień 1946 r. Jednak pepeerowcy chcą je odwlec w czasie – także po to, by scenariusz wyborczy przećwiczyć „na sucho”. Tylko jak to zrobić?

Referendum: test metod

Rozwiązaniem jest zapowiedziane na 30 czerwca 1946 r. Głosowanie Ludowe (referendum). Polacy mają w nim odpowiedzieć kolejno na pytania o zniesienie Senatu, utrwalenie w przyszłej konstytucji ustroju gospodarczego wprowadzonego przez reformę rolną oraz o prawa Polski do przyznanych jej w Poczdamie ziem niemieckich.

W przeciwieństwie do komunistów (i ich satelitów, na czele z Polską Partią Socjalistyczną), którzy apelują o potrójne „tak”, PSL chce głosowania na „nie” na pierwsze pytanie i „tak” na dwa pozostałe. Przyjmuje tę koncepcję nie dlatego, że jest przywiązane do instytucji Senatu, lecz by się odróżnić od komunistów, którzy traktują referendum jako narzędzie do legitymizacji swej władzy i przedwyborczą grę na czas.

Wydarzenie to jest próbą sił między komunistami a ich antagonistami. Głównym celem tych pierwszych jest sprawdzenie, czy aparat partyjno-państwowy i policyjny może dokonać ogólnopolskiego fałszerstwa, któremu towarzyszą represje. To test metod, jakie – w ulepszonej postaci – zostaną wdrożone podczas wyborów do Sejmu.

Referendum oficjalnie wygrywają komuniści, ale jego wynik wypaczają fałszerstwa i terror. Nie wywołuje to masowego sprzeciwu w kraju ani protestów za granicą – co jest dobrym prognostykiem dla PPR.

Obiekcje mimo to zostają. Stąd, dążąc do zapewnienia sobie monopolu władzy, komuniści proponują szeroką formułę wyborczą w ramach „bloku”. Po referendum rozmawiają o tym z ludźmi PSL, których kuszą m.in. gwarantowaną jedną czwartą mandatów w Sejmie. Ale peeselowcy domagają się niemożliwego, w tym reorganizacji Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Ostatecznie decyduje głos prezesa PSL Stanisława Mikołajczyka, który odrzuca koncepcję „bloku” (co jednak nie odpowiada wszystkim ludowcom) i decyduje o samodzielnym starcie w wyborach.

Ludowców wabi też część środowiska PPS, optująca za większą niezależnością od PPR. Ludzie ci uważają, że samodzielny start w wyborach będzie dla PSL politycznym samobójstwem, które ugruntuje hegemonię komunistów. Zapewniają, że w przypadku porozumienia partia Mikołajczyka będzie mogła liczyć na lojalność socjalistów. Mimo to ludowcy odmawiają, co otwiera komunistom drogę do otwartego ataku na tę formację (już z akompaniamentem PPS).

Kampania nienawiści

Propagandowy walec rusza po wakacjach 1946 r. Obraz ludowców jest odmalowany grubą kreską: przedstawia się ich jako „sługusów” Zachodu i zbrojnego podziemia, na czele z Narodowymi Siłami Zbrojnymi. Walka na słowa nie wystarcza. Działacze PSL są mordowani, trafiają do aresztów, padają ofiarą pobić i prowokacji, ich lokale są niszczone. Trwoga zapanowuje zwłaszcza na prowincji. Ale komuniści są tak pewni siebie, że ich ataki na opozycyjną partię nie omijają też Warszawy, np. 8 września dochodzi do napaści na siedzibę główną PSL w Alejach Jerozolimskich 85. To pokazowa demonstracja, że w walce z partią Mikołajczyka komuniści nie cofną się przed niczym.

Prawo wyborcze zostaje przyjęte 22 września przez namiastkę parlamentu, czyli Krajową Radę Narodową. Tylko PSL głosuje przeciw, uznając, że ordynacja nie gwarantuje bezstronności głosowania. W listopadzie Prezydium KRN, bazując na ustaleniach PPR i PPS, wyznacza jego termin na 19 stycznia 1947 r. Komuniści i ich sojusznicy – czyli PPS, Stronnictwo Demokratyczne i Stronnictwo Ludowe oraz (w okręgach wyborczych na ziemiach poniemieckich) PSL „Nowe Wyzwolenie” i Stronnictwo Pracy – wchodzą do tzw. Bloku Stronnictw Demokratycznych i Związków Zawodowych.

Kampania wyborcza rusza jesienią, a jej ostrze jest wymierzone w PSL i innych wrogów nowego systemu, określanych zbiorowo jako „reakcja”. Do – rozumianej dosłownie – walki wyborczej zostają zmobilizowani janczarzy systemu: funkcjonariusze UB, wojsko, Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, milicja, pepeerowscy bojówkarze. W styczniu 1947 r. do stolicy przybywa grupa sowieckich specjalistów od fałszowania wyborów.

Pod propagandową parą są media; idee komunistów wspierają akcje plakatowe i ulotkowe, a zwłaszcza przedwyborcze wiece organizowane jak kraj długi i szeroki. Trwa bombardowanie nienawiścią. Członkowie i sympatycy PSL stają się też ofiarami terroru bezpośredniego, który nasila się zwłaszcza na przełomie 1946/47 r.

Słabnąca wiara

Komuniści manipulują też prawem wyborczym. Np. nie rejestrują list peeselowskich kandydatów na posłów, podważając legalność złożonych na nich podpisów obywateli. Pozbawiają prawa wyborczego osoby oskarżone – często bezpodstawnie – o kolaborację z Niemcami i/lub pomoc podziemiu. Wbrew prawu wyborczemu, PPR apeluje o jawne i grupowe głosowanie na partie Bloku. Dotyczy to zwłaszcza państwowych instytucji i zakładów pracy, gdzie urządza się w tym celu instruktażowe wiece.

Komuniści wprowadzają też kontrolowany chaos, który dezorientuje wyborców. O ile lista Bloku ma we wszystkich okręgach kraju ten sam numer 3, o tyle listy kandydatów PSL w poszczególnych okręgach dostają różne numery (1, 2, 4 i 5). PPR unieważnia dziesięć okręgowych list partii Mikołajczyka, z których w sumie miało zostać wybranych 76 posłów. Odstępując od swego zasadniczego stanowiska, PSL ogłasza w tych okręgach bojkot wyborów.

Pod koniec 1946 r. rusza seria procesów politycznych, które mają zdyskredytować i zastraszyć podziemie niepodległościowe oraz wykazać jego rzeczywiste lub fikcyjne związki z PSL. Wojsko i KBW pacyfikują obszary, gdzie konspiracja jest szczególnie aktywna, zwłaszcza Lubelszczyznę – tam partia Mikołajczyka ma duże wpływy.

Tymczasem „leśni” są podzieleni w sprawie głosowania. Całkowicie odrzucają je NSZ. Jednak partyzanci to w większości młodzi chłopscy synowie – wielu z nich łudzi się, że po wygranych przez PSL wyborach nastąpi powrót do wolności i do domu. Są także oddziały, które atakują komisje wyborcze. W walkach giną głównie zasiadający w nich zwolennicy systemu i ludzie aparatu policyjno-wojskowego.

Kampania wyborcza PSL jest stłumiona. Promuje program ludowców w prasie, a zwłaszcza w ogólnopolskiej „Gazecie Ludowej” (ma ona ograniczony nakład), na afiszach, ulotkach i za pośrednictwem tzw. szeptanej propagandy. Formacja Mikołajczyka mobilizuje swoich zwolenników, bo nastroje są dość minorowe. Ale szykany i represje niweczą te wysiłki – szeregi ludowców topnieją, słabnie wiara w zwycięstwo wyborcze.

Stalin nie odpowiedział

Mikołajczyk łudzi się, że międzynarodowy nadzór nad głosowaniem zapewni przynajmniej jego bezkolizyjny przebieg. Czas pokaże, że adresowane do ambasadorów amerykańskiego, brytyjskiego i sowieckiego (sic!) memoriały w sprawie fałszerstw nic nie zmienią.

Przyparci do muru, ludowcy podejmują desperacką interwencję: w październiku 1946 r. kierują do Stalina dokument, w którym zapewniają go o swoim pozytywnym stosunku do Związku Sowieckiego oraz oskarżają PPR i UB o prześladowanie PSL, co w ich ocenie może przyczynić się do zaburzenia relacji łączących Polskę z jej wschodnim sąsiadem. Oceniają, że Kreml powinien się oprzeć na PSL, gdyż reprezentuje ono większość społeczeństwa. List pozostaje bez odpowiedzi.

Ludowcy próbują złamać monopol PPR na kontrolę wyborów, angażując do tego swoich mężów zaufania i dziennikarzy, którym można zaufać (są wśród nich też korespondenci zagraniczni), oraz organizując tajny system obserwacji przebiegu głosowania. I do końca karmią się nadzieją.

W przeddzień wyborów „Gazeta Ludowa” pisze o budowie przyszłości i dobrobytu, odwołuje się do sumienia i podnosi na duchu wątpiących: „postawa jednego żołnierza może być chwilą narodzin epoki. Bez walki idei nie ma jej triumfu”.

Cuda nad urnami

W niedzielę wyborczą króluje bezprawie. Zamieniane są urny, podrzuca się do nich karty, przygotowuje po dwa egzemplarze protokołów (jeden jest gotowy do wpisania wyników odpowiadających PPR), obywateli zmusza się do jawnego głosowania na listę Bloku, podmienia się głosy, niszczy karty z poparciem dla PSL, zamyka wcześniej lokale, szykanuje mężów zaufania, atakuje wolontariuszy PSL – jak chłopców z ul. Poselskiej.

Anomalie wyborcze obserwuje ograniczone przez komunistów do minimum grono mężów zaufania PSL. W Warszawie zamiast 166 jest ich tylko 23, a i tak pracować mogą tylko nieliczni z nich. Ich protesty nie mają zresztą znaczenia.

Tymczasem ludzie chcą głosować, przed lokalami ustawiają się długie kolejki. Tam, gdzie proces wyborczy napotyka na przeszkody, dochodzi – jak np. w stolicy – do incydentów, które pacyfikują milicja i wojsko.

Obok terroru, kluczem do oficjalnego zwycięstwa PPR są składy komisji wyborczych. Zasiadający w nich wierni nowemu systemowi ludzie są rękojmią „cudów nad urną”. Trafiają tam osoby z predyspozycjami do politycznej brudnej roboty. Za ich selekcję odpowiada głównie bezpieka, która w komisjach lokuje też swoich konfidentów.

Dzięki temu wyniki są fałszowane już na poziomie komisji – choć nie dotyczy to wszystkich przypadków, o czym informują mężowie zaufania PSL. Cząstkowe wyniki trafiają z terenu w postaci podpisanych imiennie protokołów do generalnego komisarza wyborczego w Warszawie.

Ciąg dalszy nastąpił

Oficjalnie w wyborach uczestniczy blisko 90 proc. uprawnionych, z których ponad 80 proc. ma głosować na listę Bloku. PSL otrzymuje rzekomo poparcie tylko co dziesiątego wyborcy. Protesty ludowców są odrzucane, Zachód milczy.

Jakie były prawdziwe wyniki tego głosowania? Fałszerstwo odbywało się na tylu poziomach, że nie da się dziś tego zrekonstruować. Nie było też sondaży, z których można by wnosić, jak rozkładały się wtedy sympatie polityczne Polaków. Można tylko spekulować, że PSL uzyskało więcej głosów, niż to zostało oficjalnie ogłoszone. Ale tego, czy partia ludowców uzyskała większość – według Mikołajczyka nawet rzędu 60-70 proc. – chyba nigdy się nie dowiemy.

Po 19 stycznia 1947 r. komuniści triumfują. Mało kto wierzy już w podważenie ich monopolu na władzę. Zanika opór „leśnych”. W lutym 1947 r. partia władzy ogłasza drugą po wojnie tzw. amnestię (pierwszą ogłoszono w sierpniu 1945 r.), której celem jest rozbicie antykomunistycznego oporu. Indagowanie ujawnionych ma pomóc w wykryciu kryjówek ostatnich „leśnych”. Wielu z tych, których obejmuje ta niby-łaska reżimu, wkrótce ponownie trafi zresztą do więzień lub padnie ofiarą mordów.

PSL się rozpada, co ostatecznie dopełnia ucieczka jego lidera na Zachód w październiku 1947 r. Ostatnimi oazami wolności pozostają Kościół i sfera prywatno-rodzinna. Po tamtej niedzieli przez ponad cztery dekady politykę w Polsce będą kształtować marionetki Kremla. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.©

Autor jest historykiem, pracuje w IPN w Warszawie. Badacz dziejów najnowszych Polski, członek redakcji „Przeglądu Archiwalnego IPN”. Ostatnio wydał „Międzynarodówkę antykościelną” (o kontaktach zagranicznych Urzędu ds. Wyznań w czasach PRL). Wkrótce ukaże się jego monografia o historii PSL w Warszawie w latach 1945-49.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2022