Wszystkie plagi Libanu

„Zdawało się, że wyczerpaliśmy dawkę nieszczęść, jakie na nas spadły. Okazuje się, że nie” – Katrina, właścicielka bejruckiego baru, walczy o przetrwanie. Libańskie państwo pogrąża się w kryzysie.
z Bejrutu

20.06.2022

Czyta się kilka minut

Dzielnica rządowa zamknięta ogrodzeniem w narodowych barwach Libanu. Bejrut, maj 2022 r. / Marcin Rychły
Dzielnica rządowa zamknięta ogrodzeniem w narodowych barwach Libanu. Bejrut, maj 2022 r. / Marcin Rychły

Właśnie rozkwitły na fioletowo jakarandy. Efektowne drzewa, z kwiatami zebranymi w dużych wiechach, tworzą spektakularne szpalery przy ulicach Bejrutu. Podobnie jak kasztanowce w Polsce, są znakiem dla libańskich uczniów, że na naukę do egzaminów kończących rok szkolny jest już zbyt późno. Ci zaś biegają po nadmorskiej promenadzie, zajadają prażone migdały i mrożone owoce opuncji. Sprzedają je zwykle uchodźcy z Syrii, prosto z wózków przyczepionych do rowerów.

Starsi, w zależności od zasobności portfela, przesiadują w eleganckich restauracyjnych ogródkach. Biedniejsi piknikują, grają w domino i palą fajki wodne na skałach, pod które podjeżdżają skuterami z bardziej odległych, a więc biedniejszych dzielnic. Na niektórych słupach wciąż wiszą plakaty po wyborach parlamentarnych, które odbyły się tutaj niedawno.

Późnowiosenne słońce przygrzewa i wielu bejrutczyków – niezależnie, czy są maronitami (chrześcijańska ludność Bliskiego Wschodu), czy muzułmanami – znajduje orzeźwienie w chłodnych jeszcze wodach Morza Śródziemnego. Próbują choć na chwilę uciec od zmartwień codzienności i pogarszającej się sytuacji ekonomicznej.

W cieniu „naszej Hiroszimy”

A udręk mają sporo. Prócz kryzysu gospodarczego Liban od lat trapią serie nieszczęść. Wciąż odczuwalne skutki wojny domowej, która zakończyła się w 1990 r., rola szyickiego Hezbollahu jako „państwa w państwie”, wojna w sąsiedniej Syrii i kryzys uchodźczy, wątpliwa walka z epidemią (jako jedyny kraj Liban miał całodobową godzinę policyjną), wreszcie eksplozja w bejruckim porcie w sierpniu 2020 r. – wszystko to radykalnie pogorszyło poziom życia w tym jednym z najzamożniejszych kiedyś krajów regionu.

Wspomnienia dramatu sprzed dwóch lat wciąż wywołują emocje. Rozmawiam o nim z Katriną, 28-letnią współwłaścicielką sympatycznego lokalu przy ulicy Gouraud w Gemmayze, dzielnicy artystów. W ciągu dnia funkcjonuje on jako kawiarnia, a wieczorem zmienia się w koktajlbar.

Przedsiębiorcza dziewczyna jest maronitką i graficzką z wykształcenia. Lokal, który prowadzi wraz z parą przyjaciół ze studiów, leży w odległości kilometra od portu, gdzie stał magazyn z nawozami. 4 sierpnia 2020 r. w wyniku wybuchu 2750 ton saletry amonowej zginęły 204 osoby, 6,5 tys. zostało rannych, całe dzielnice zostały zniszczone, 300 tys. ludzi straciło dach nad głową. ONZ i UE oceniły szkody materialne na 4 mld dolarów.

– Miałam wtedy wolny dzień, nie było mnie tutaj. Pojechałam do rodziców, którzy mieszkają w Byblos, 20 km na północ od Bejrutu. Huk był niewiarygodny, odczuwalny również tam – wspomina Katrina. Mówi, że eksplozja była porównywalna z jedną piątą siły uderzeniowej bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę i siłą trzęsienia ziemi równą 4,5 w skali Richtera. Przez kilka dni bała się wracać do lokalu. Ludzie panikowali, że powietrze może być skażone, że jest groźba ponownego wybuchu.

– Wszystkie szyby były wybite, zawaliła się elewacja sąsiedniego budynku. Trudno było się dostać do kawiarni. Ale najważniejsze, że nikt z moich bliskich nie zginął – wspomina.

Kolejne bankructwo

Katrina zaznacza, że i tak musiałaby wtedy zamknąć lokal, gdyż na dzień przed tragedią rząd wprowadził lockdown i godzinę policyjną ze względu na szczyt zachorowań na covid. Pandemia wymknęła się ówczesnym władzom spod kontroli z powodu uporu społeczeństwa i buntu przeciw środkom, które podejmowało ministerstwo zdrowia. – Wtedy wydawało się, że Liban wyczerpał dawkę nieszczęść, jakie spadły na nasze państwo, i będzie już tylko lepiej. Okazuje się, że jednak nie. Ciekawe, czy nowemu rządowi uda się wyprowadzić nas z gospodarczego kryzysu – zastanawia się Katrina.

Wybory parlamentarne odbyły się 15 maja. W ich wyniku Hezbollah i jego sojusznicy utracili na rzecz ugrupowań maronickich większość, którą mieli od 2018 r. Stronnictwo szyickie będzie mieć tylko 62 mandaty w 128-osobowym parlamencie, a nowy rząd będą budować partie chrześcijańskie.

To niełatwe zadanie w tutejszym systemie politycznym opartym na sektarianizmie, tj. odgórnym podziale władzy między grupy etniczno-konfesyjne. Polega on na parytetach, według których miejsca w parlamencie i wyższe stanowiska w służbie cywilnej są dzielone między przedstawicieli wszystkich 18 grup wyznaniowych. Ugrupowania maronickie doszły do władzy pod hasłem szybkich reform, krytykując poprzedników za nieudolność w walce z kryzysem. Głównym zadaniem nowego rządu będzie uzdrowienie gospodarki.

Jest ona w stanie bardziej niż opłakanym. Na krótko przed wyborami, 5 kwietnia, wicepremier Saadeh al-Shami ogłosił w mediach bankructwo banku centralnego i samego Libanu. To już drugie bankructwo w ostatnich latach – poprzednie ogłoszono w marcu 2020 r.

To efekt wieloletnich zaniechań: braku reform, co doprowadziło do krachu ­finansowego i gospodarczego. W ostatnich miesiącach funt libański stracił 90 proc. wartości, przez co zmniejszył się dostęp ludzi do podstawowych dóbr. Powszechne są przerwy w dostawach prądu i wody pitnej, a także niedobór leków i brak paliwa.

Roczna stopa inflacji na poziomie 462 proc. zmieniła życie Libańczyków w ciągłą niepewność – szybciej ceny rosną tylko w Sudanie Południowym i Wenezueli. Siła nabywcza pensji maleje, dolary są dostępne tylko na czarnym rynku. Równowartość płacy minimalnej to ok. 30 dolarów.

W efekcie 80 proc. ludności żyje dziś w ubóstwie, Bank Światowy szacuje stopę bezrobocia na ponad 40 proc., a PKB zmniejszyło się o połowę w ciągu ostatnich trzech lat.

Opodatkowany WhatsApp

– To wina korupcji i złego zarządzania państwem przez tych nieudaczników! Ludzie, którzy doszli do władzy w czasie wojny domowej, trzymają się jej do dziś – irytuje się 50-letni Hasan. – Oni kompletnie powariowali. Najpierw ociągali się z reformami, od których międzynarodowe instytucje uzależniły wsparcie dla Libanu, a potem, jak już było źle, zaczęli szukać oszczędności w dziwnych miejscach – emocjonuje się nienaganną angielszczyzną kierowca Ubera, próbując przedrzeć się wysłużoną toyotą przez zakorkowane ulice.

Rzeczywiście dziwnych: w 2019 r. władze wprowadziły podatek od korzystania z aplikacji typu WhatsApp, a na kolejne lata zapowiedziały dodatkowe opodatkowanie tytoniu i benzyny. Uderzyło to w najbiedniejsze grupy społeczne i Libańczycy wyszli na ulice. Były to największe i najgwałtowniejsze protesty od lat. Diaspora libańska (jej liczbę szacuje się na 10 mln) zaczęła masowo wycofywać z tutejszych banków swoje depozyty, podczas gdy to na nich oparty był system finansowy państwa. Nagła utrata płynności w sektorze bankowym wywołała kryzys.

– Zobacz, co się dzieje z naszą walutą. Wczoraj kupowałem dolara za 33,5 tys. funtów, dziś cena spadła do 25 tys. funtów. Jeszcze w połowie 2019 r. dolar kosztował 1500 funtów. Nic nie można zaplanować. Nawet algorytmy Ubera nie nadążają z aktualizacją cen za przejazdy, a przecież ceny paliw zmieniają się codziennie – żali się Hasan. – Z dnia na dzień przynoszę do domu mniej pieniędzy, na coraz mniej mnie stać.

Praca w taksówce jest jedynym źródłem utrzymania jego pięcioosobowej rodziny. Dodatkowo co miesiąc otrzymują 100 dolarów od jego brata z Brazylii. Wcześniej Hassan pracował jako kierownik recepcji w hotelu, którego konstrukcja została uszkodzona podczas wybuchu w porcie i musiał zostać rozebrany. Odtąd nie ma stałego zatrudnienia. – Nowych hoteli nikt nie buduje. Wciąż jest wiele takich, które zamknięto w czasie epidemii i których nie planuje się na razie ponownie otwierać – tłumaczy.

Przyjaciele Teheranu i Asada

Na kwestie zatrudnienia i niskich zarobków narzeka też Omar, z którym wspólnie podróżuję mikrobusem z Baalbek do Bejrutu. 40-latek wraca z rodzinnego domu, gdzie odwiedzał chorą mamę. W dwóch plastikowych torbach wiezie zawinięte w gazetę mięso kozy zabitej rano przez brata.

Omar jest sunnitą, mieszka w Bejrucie z żoną i trójką dzieci. Pracuje w drukarni, ale od roku jest to praca na pół etatu, za równowartość 60 dolarów. Tymczasem Omar fachu uczył się w Los Angeles, w drukarni kuzyna (i dlatego posługuje się dobrym angielskim).

– To były wspaniałe cztery lata. Zarobiłem tam na mieszkanie, nauczyłem się angielskiego i jeszcze rodzicom wysyłałem pieniądze – wspomina z nostalgią. – A teraz nie mam szans nawet, by wyjechać na kilka miesięcy, podreperować budżet domowy. Nie mówiąc już o tym, że najchętniej wyjechalibyśmy tam z całą rodziną i zostali na stałe. A to wszystko przez Hezbollah! – dodaje z żalem.

Omar pochodzi z Baalbek w Dolinie Bekaa, tuż przy granicy z Syrią. Ta część Libanu to kolebka szyickiej Partii Boga, która przez niektóre państwa, w tym USA, uznawana jest za organizację terrorystyczną. Dlatego pomimo starań i faktu, że ma rodzinę w Kalifornii, a sam należy do sunnitów, którzy tradycyjnie nie głosują na Hezbollah, Omar od kilku lat nie może uzyskać promesy wizowej na wyjazd. – Hezbollah to przekleństwo naszego państwa, oni odciągają od zachodnich wartości i uwsteczniają – ścisza głos. – To przyjaciele Teheranu i Asada, najchętniej stworzyliby tutaj drugi Iran – dodaje już szeptem.

Hezbollah jest główną szyicką siłą polityczną i militarną w kraju. Liban ma normalną armię, a Hezbollah ma własną, z którą muszą liczyć się nie tylko inne partie w kraju, ale też sąsiedni Izrael, oficjalnie pozostający wciąż w stanie wojny z Krajem Cedrów.

Tu, w Libanie, Hezbollah zdobył popularność dzięki programom społecznym, prowadzeniu przychodni i szpitali, udzielaniu wsparcia finansowego obywatelom i programom edukacyjnym. Pomógł też wyprzeć wojska izraelskie, kończąc w 2000 r. izraelską okupację południowego Libanu, trwającą jeszcze od lat 80. XX w.

– Każdy, kto ma fach w ręku, próbuje stąd uciec – uważa Omar. – Dla mnie USA są zamknięte, ciężko będzie też dostać wizę do Europy Zachodniej, gdzie jest już wielu uchodźców z Ukrainy. Najłatwiej będzie pewnie wyjechać do Brazylii, tam jest sporo naszych.

Szacuje się, że w Brazylii mieszka ok. 6 mln osób pochodzenia libańskiego. Po części to potomkowie imigrantów przybyłych jeszcze za panowania Imperium Otomańskiego. Później przez prawie cały wiek XX Libańczycy masowo emigrowali nie tylko do Brazylii, ale też do innych krajów Ameryki Łacińskiej.

Uchodźcy nieformalni

– Do niedawna nie musiałam pilnować godzin włączania prądu ani martwić się, czy dojedzie pod blok cysterna z wodą pitną. Ciężko się żyje – rozkłada ręce Tamara, 50-letnia sprzedawczyni napojów na plaży w Surze, mieście bardziej znanym pod starożytną fenicką nazwą Tyr. – Teraz nie mam stałej pracy. To, co zarobię, od razu staram się wymieniać na dolary – tłumaczy. – Pierwsza informacja, którą sprawdzam każdego ranka, to wartość dolara.

Tamara jest maronitką. Wcześniej pracowała w biurze podróży; zna francuski, angielski i rosyjski. Oprowadzała turystów po ruinach Tyru i Sydonu, biblijnych miast. – Teraz turystów przyjeżdża znacznie mniej. Szef mnie zwolnił jeszcze na początku epidemii. Covid się skończył, a gości nie ma. Muszę sobie jakoś radzić – pokazuje na dwie przenośne lodówki i ratanowy kosz pełen woreczków z pop- cornem i słodyczami, które postawiła na piasku.

O największe problemy Libanu Tamara oskarża uchodźców z Syrii. – Na co oni nam potrzebni, ile czasu mogą przesiadywać w namiotach, wołać o jedzenie i nic nie robić? – denerwuje się. Twierdzi, że zabierają pracę Libańczykom, oskarża ich o gwałty, kradzieże i rozboje. – Nawet do lekarza trudniej się dostać, to przez nich rząd wprowadził opłaty za usługi medyczne – dodaje.

W ten sposób zaburzona została także religijna równowaga, która zapewniała Libanowi względne pokojowe współistnienie muzułmanów i chrześcijan. Ciekawym faktem jest, iż Bejrut nie jest sygnatariuszem Konwencji Genewskiej z 1951 r., dotyczącej statusu uchodźców. Ze względu na trudne doświadczenia z palestyńskimi wysiedleńcami po izraelskiej wojnie o niepodległość, Libańczycy nie chcą nadawać Syryjczykom oficjalnego statusu uchodźców.

Rząd szacuje, że od początku wojny w Syrii do Libanu przybyło półtora miliona uchodźców; według danych UNHCR z 2020 r. zarejestrowanych jest tu ok. 880 tys. syryjskich uchodźców. Obie liczby są ogromne dla państwa o powierzchni zbliżonej do wielkości województwa opolskiego i mającego 7 mln obywateli. W ciągu trzech lat od wybuchu wojny syryjskiej Liban stał się krajem o największej na świecie koncentracji uchodźców w przeliczeniu na mieszkańca.

Gospodarka, nie ideologia

Wynik ostatnich wyborów pokazuje, że rośnie grupa tych, którzy chcą zmian. Gospodarka jest pod ścianą, rząd musi zacząć reformy. Wydaje się, że Libańczycy są już tak wykończeni kryzysem, iż gotowi są wyjść kolejny raz na ulice, jeśli nowe władze będą wikłać się w polityczne gry, zamiast dbać o ich dobro. Bejrut potrzebuje niskooprocentowanych pożyczek, restrukturyzacji długu i reform systemu bankowego. – Ratunkiem dla kondycji państwa mogą być też turyści i dolary, które przywożą – uważa Katrina.

Kraj Cedrów, uchodzący za najbardziej liberalny kraj arabski, od dekad jest celem turystycznych przyjazdów mieszkańców państw islamskich. Tu pary mogą trzymać się za ręce, a kobiety nie muszą zasłaniać głowy.

– Turystów przyjeżdża do Bejrutu coraz więcej. Ty ich nie zauważasz, bo mówią po arabsku i są podobni do Libańczyków – uśmiecha się Katrina, zaparzając kawę za pomocą popularnego w Libanie dripa.

– Wciąż czekamy jednak na gości z Europy Zachodniej, zwłaszcza na Francuzów i Niemców, którzy chyba wciąż boją się epidemii. Poza tym media straszą, że nie ma tu wody i prądu, co jest nieprawdą, bo pod względem dostaw hotele są uprzywilejowane. Mam nadzieję, że turyści wrócą, a nasz nowy rząd wreszcie zajmie się gospodarką, a nie ideologią – dodaje dziewczyna i akcentuje słowo „nasz”, pokazując srebrny krzyżyk na szyi.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2022