Skrwawione ręce, które nas głaskały

Chcą, aby ich ojcowie zostali osądzeni. Są nawet gotowi zeznawać przeciwko nim w sądzie – dzieci oficerów z czasów wojskowej dyktatury w Argentynie.

28.05.2018

Czyta się kilka minut

Pierwsza manifestacja Argentyńczyków z organizacji Historie Nieposłuszne. Buenos Aires, 3 czerwca 2017 r. / NATACHA PISARENKO / AP / EAST NEWS
Pierwsza manifestacja Argentyńczyków z organizacji Historie Nieposłuszne. Buenos Aires, 3 czerwca 2017 r. / NATACHA PISARENKO / AP / EAST NEWS

To nie była zbrodnia, lecz ludobójstwo, które trzeba rozliczyć! – mówi podniesionym głosem 40-letnia Gabriela. Wraz z kilkudziesięcioma Argentyńczykami założyła organizację Nieposłuszne Historie. Ich celem jest walka o możliwość zeznawania w sądach przeciwko... swoim rodzicom: tym, którzy mieli dopuścić się zbrodni w czasach wojskowej dyktatury. Do dziś, choć od jej upadku minęło 36 lat, wielu winnych nie zostało osądzonych.

– Ojciec był strasznym człowiekiem. Właściwie wciąż nim jest, bo żyje. Ostatni raz widziałam się z nim 13 lat temu na pogrzebie mamy. I nie chcę się już z nim nigdy zobaczyć. Chyba że w sądzie – mówi 37-letnia Paula. Ma ciemną karnację, okulary w grubej oprawce i polsko brzmiące nazwisko. – To po matce – wyjaśnia. Prosi, aby go nie podawać. – Boję się, by ojciec nie chciał złożyć pozwu o zniesławienie.

Znienawidziłam go

Dziadkowie Pauli ze strony matki przybyli tu w 1936 r. z ówczesnej wschodniej Polski. Argentyna miała być dla nich nadzieją na lepsze jutro: – Ciężko pracowali na proste, ale godne życie. Nie dorobili się większego majątku. Dopiero ich córka, moja przyszła mama, wychodząc za mąż za absolwenta prestiżowej wojskowej uczelni, osiągnęła wyższy status społeczny.

Paula mówi spokojnie. Dużo gestykuluje, ale nie okazuje emocji, choć to sprawy dla niej trudne: – Ojciec to oschły człowiek, wojskowy bez uczuć. Nigdy nie miałam z nim dobrego kontaktu. Teraz jest już stary i chory. Nie wiem nawet, gdzie mieszka... O tym, czym zajmował się w armii, zaczął mi opowiadać, gdy miałam kilkanaście lat. Na początku nie wiedziałam, co o tym sądzić. Twierdził, że nie zabijał. Że nie brał udziału w „lotach śmierci” ani nie rozstrzeliwał. Ale pośrednio odpowiadał za śmierć dziesiątek ludzi. On uważał, że zawsze działał dla dobra swej ojczyzny. Gdy go pytałam, czy nie żałuje, zarzekał się, że znów postąpiłby tak samo. Po jakimś czasie prawdziwie go znienawidziłam.

W czasie wojskowej dyktatury (1976-82) ojciec Pauli był oficerem wywiadu. Namierzał ludzi niewygodnych dla junty: – Ojciec gromadził o nich informacje. Na ich podstawie inni wojskowi wskazywali, czy ktoś będzie więziony, torturowany, czy od razu zabity.

A mundial trwał

Ten czas nazywany jest dziś „brudną wojną” (guerra sucia). Władzę w państwie sprawowała wtedy prawicowa junta wojskowa. Generał Jorge Videla przejął rządy w wyniku zamachu stanu 24 marca 1976 r., usuwając prezydent Isabelę Peron i jej ministrów. Rozwiązał parlament, zawiesił partie i związki zawodowe, zakazał wszelkiej działalności politycznej.

Twierdząc, że walczy z anarchią, korupcją i chaosem gospodarczym, junta przejęła pełnię władzy. Naruszanie praw obywatelskich stało się normą. Działaczy opozycji, osoby podejrzane o działalność związkową czy w ogóle o nieprzychylne nastawienie do władz masowo aresztowano, torturowano i zabijano. Represji nie wstrzymano w czasie mundialu, w 1978 r. rozgrywanego właśnie w Argentynie (wygrała drużyna argentyńska).

Ludzi porywanych i mordowanych określano mianem desaparecidos („zniknięci”), gdyż ginął po nich ślad. Padali ofiarą tzw. „lotów śmierci”. Uwięzieni w Szkole Mechaników Marynarki Wojennej (ESMA) pod Buenos Aires, byli wywożeni na lotniska, gdzie czekały na nich samoloty. Na pokładzie wstrzykiwano im środki odurzające, po czym żołnierze wyrzucali ich (nadal żywych) do rzeki La Plata lub oceanu. W ten sposób pozbywano się też dowodów zbrodni. Według oficjalnych danych za rządów junty zginęło 13 tys. ludzi – organizacje praw człowieka mówią o 30 tys. zabitych.

Kres junty

Na początku lat 80. atmosfera terroru, kryzys gospodarczy i bezrobocie sprawiły, że poparcie dla junty spadało. Wtedy gen. Leopoldo Galtieri, który przejął władzę w 1981 r., stworzył plan ataku na brytyjski archipelag Falklandów: liczył na patriotyczne nastroje, które odwrócą uwagę obywateli.

Ale Argentyna przegrała wojnę z Brytyjczykami, a klęska zapoczątkowała kres junty i przemiany demokratyczne.

W 1983 r. wojskowi rozpisali wybory, po których władzę przejęli cywile. Ale nie chcieli oni osądzać poprzedników. Byli przywódcy junty pozostali na wolności. Niektórzy z sukcesem startowali nawet w kolejnych wyborach.

Przez 36 lat, jakie minęły od końca rządów generałów, ich zbrodnie w dużej mierze pozostały nierozliczone. Wielu oprawców nie osądzono, a wielu bliskich ofiar nadal nie wie, co się stało z ich krewnymi. Choć na tle innych państw Ameryki Łacińskiej Argentyna i tak rozlicza się ze swą historią najlepiej.

Najgłośniejszy był tu proces zakończony w 2010 r., gdy osądzono 45 oficerów, w tym Videlę. Pierwszego przywódcę junty skazano na dożywocie już w 1985 r., ale cztery lata później ułaskawił go prezydent Menem. W listopadzie 2017 r. wyroki dożywocia usłyszeli m.in. Alfredo Astiz (zwany „Blond Aniołem Śmierci”) i Jorge Acosta (pseudonim „Tygrys”).

Mozolne rozliczenia

Wcześniej Astiz oskarżał byłą prezydent Cristinę Fernández de Kirchner o promowanie w celach politycznych niesprawiedliwych – jego zdaniem – procesów. Po latach amnestii zarówno ona, jak też jej mąż i poprzednik na stanowisku prezydenta Néstor Kirchner (już nieżyjący) zachęcali do rozliczeń z juntą. Proces m.in. Astiza, który skończył się w listopadzie 2017 r., trwał pięć lat i dotyczył 789 przypadków porwań, tortur i zabójstw. Po raz pierwszy skazano też organizatorów „lotów śmierci”.

Mimo rosnącej liczby procesów i wyroków, nadal wiele krzywd nie zostało osądzonych. Utrudnia to el pacto de silencio, zmowa milczenia: dawni zbrodniarze solidarnie nie chcą zeznawać przeciwko sobie.

Przykładowo, w całym 2017 r. sądy skazały 198 osób (uniewinniły 36). Liczby te świadczą o przyspieszeniu rozliczeń. Jednak organizacje praw człowieka krytykują opieszałość sądów. Średnio procesy trwają po pięć lat i wielu oskarżonych umiera przed ogłoszeniem wyroku.

Wciąż nie brak też decyzji kontrowersyjnych. Np. w maju 2017 r. Sąd Najwyższy obniżył karę 13 lat więzienia Luisowi Muiña. Uczestniczył on w akcji, podczas której aresztowano cały personel szpitala Posadas; zatrzymani byli potem torturowani. Przeciwko tej decyzji demonstrowano na ulicach, aż parlament przyjął prawo zakazujące skracania kar za zbrodnie popełnione w czasach junty.

Pod koniec 2017 r. sędziowie podjęli kolejną kontrowersyjną decyzję: dawny dyrektor wydziału dochodzeń stołecznej policji Miguel Etchecolatz – uznawany za jednego z najbardziej okrutnych – może odbywać karę dożywocia w areszcie domowym.

My, potomkowie zbrodniarzy

– Trudno zrozumieć, że sprawcy do dziś nie odpowiedzieli. Mój ojciec też powinien stanąć przed sądem – mówi Paula. Bez emocji czy zakłopotania, jakby rzeczywiście mówiła o obcym człowieku. – My, potomkowie zbrodniarzy, często mamy problem z oceną rodziców. Słyszę o wewnętrznych rozterkach i próbach rozdzielania ich ról: na ojców i działaczy reżimu. Dzieci anestezjologów mówią, że trudno im uwierzyć, iż ręce, które ich głaskały, wstrzykiwały zastrzyki torturowanym. Ale ja nie mam takich dylematów. Ojca oceniam jednoznacznie.

Od lat o sprawiedliwość walczą dwa stowarzyszenia zrzeszające kobiety. To Babcie z Plaza de Mayo i Matki z Plaza de Mayo. Ich nazwy pochodzą od miejsca cotygodniowych spotkań: placu Majowego, jednego z głównych w Buenos Aires. Celem obu organizacji, powstałych jeszcze w czasach junty, jest poszukiwanie zaginionych wnuków i dzieci. Nadal co jakiś czas dochodzi do spektakularnych odkryć – np. łączenia nielegalnie adoptowanych dzieci osób zamordowanych z ich krewnymi.

W czerwcu 2017 r. pojawiła się nowa inicjatywa. Wyszła nie ze strony ofiar, lecz od dzieci oprawców. Utworzono organizację, która nosi nazwę Historias Desobedientes (Nieposłuszne Historie). Skupia ludzi, którzy nie boją się mówić o zbrodniach swych rodziców i nawołują do ich rozliczania.

Jej członkiem jest także Paula: – Chyba najważniejszym bodźcem do założenia naszej organizacji była książka „Dzieci z lat 70.”, którą Carolina Arenes i Astrid Pikielny wydały w 2016 r. Zestawia opowieści dzieci zbrodniarzy z historiami potomków ofiar. Jedną z nich jest relacja Analíi Kalinec, której ojciec, zwany Doktorem K., brał udział w „lotach śmierci”. Przeczytała ją Liliana Furio, jej ojciec też pracował dla reżimu i tak jak Doktor K. został skazany na dożywocie. Kobiety skontaktowały się przez Facebooka. Dołączyła do nich Mariana, córka Miguela Etchecolatza. A potem Laura, Bibiana, Pablo i ja...

Dla wielu to abstrakcja

Organizacja ma kilkudziesięciu członków. Nie wszyscy chcą podawać nazwiska. Podobnie jak Paula, obawiają się o reakcję ojców. Celem Nieposłusznych jest walka o możliwość zeznawania w sądach przeciw swoim bliskim. Prawo w Argentynie zabrania bowiem zeznawać przeciw rodzicom w sprawach dotyczących praw człowieka (uzasadnienie jest takie, że w ten sposób państwo chce chronić rodziny przed rozbiciem).

– Skala zaangażowanych w rządy junty była duża. Może nasz rząd boi się, że ludzie wykorzystywaliby zmienione prawo do regulowania rodzinnych porachunków? Albo że wywołałoby to zbyt duży chaos? – zastanawia się Gabriela. Kobieta ma 40 lat i jest jedną z Nieposłusznych. Chce pozostać anonimowa. Tłumaczy swoje zaangażowanie: – Często bliscy oprawców są jedynymi świadkami. Zmiana prawa oznaczałaby w wielu przypadkach konieczność spojrzenia prawdzie w oczy i zakończenie zamiatania problemu pod dywan. A to nie były zbrodnie, lecz ludobójstwo, które trzeba rozliczyć!

Nazwa stowarzyszenia została zapożyczona z nazwy fanpage’u Analíi Kalinec: „Historias Desobedientes y con Faltas de Ortografía” (Historie Nieposłuszne i z Błędami w Pisowni), na którym Kalinec publikowała swoje przemyślenia. – Wszyscy czujemy się w pewnym stopniu nieposłusznymi, dlatego stwierdziliśmy, że nazwa będzie idealnie pasować – dodaje Gabriela.

– Gdy po raz pierwszy wyszliśmy na miasto z banerem „Historias Desobedientes”, w centrum stolicy, trochę się denerwowałam. Bałam się, jak zareagują ludzie. Nie spotkałam się z żadnym wyrazem nienawiści. Choć dla wielu nasze działania są abstrakcją – mówi Argentynka.

Był lekarzem junty – i opiekuńczym ojcem

– Nie używaj proszę pojęcia „brudna wojna”, bo to nie była żadna wojna. To było ludobójstwo i walczymy, żeby świat tak nazywał tę okrutną część naszej historii – mówi impulsywnie Gabriela. – Dla mnie ważne jest spotkanie z ludźmi, którzy mają takie same zmartwienia. Bo nasze spotkania, dzielenie się historiami z innymi, to jak wizyty u psychologa – tłumaczy, gdy pytam, dlaczego dołączyła do Nieposłusznych.

Jej ojciec pracował dla junty jako lekarz. Gabriela nie chce zdradzić, jaką miał specjalizację i czym dokładnie się zajmował: – Od dawna nie mam z nim kontaktu. Może to przykre, ale teraz już nawet nie dążę do jego odnowienia... Wspomnienia z dzieciństwa mam dobre. Wydaje mi się, że był opiekuńczym ojcem, niczego mi w domu nie brakowało. Teraz bardzo trudno o tym mówić, bo na wszystko patrzę przez pryzmat tego, czym zajmował się w czasie ludobójstwa...

– Podziwiałam go – dodaje. – Uwielbiałam chwile, gdy wracał z przychodni ze swoją czarną lekarską torbą. Pamiętam jej zapach: skóry i farmaceutyków. Zakładałam jego kitel i stetoskop, udając doktora osłuchiwałam całe rodzeństwo. Wypisywałam nawet recepty, choć nie wiem jak, bo chyba pisać jeszcze nie umiałam. Wtedy było dla mnie oczywiste, że też zostanę lekarzem. Chęci minęły, gdy dowiedziałam się o jego hańbiącej przeszłości. Byłam wtedy w szkole średniej.

Junta współpracowała z lekarzami różnych specjalności. Anestezjolodzy pomagali w „lotach śmierci”. Ginekolodzy przyjmowali porody od porwanych kobiet, które następnie ginęły, a ich urodzone w aresztach dzieci oddawano do adopcji. Inni lekarze prowadzili eksperymenty medyczne: brali udział w torturach, a ich zadaniem było również opracowywanie nowych metod torturowania.

Najodważniejszy

44-letni Pablo Verna jest jednym z nielicznych mężczyzn wśród Nieposłusznych. Dla wielu uchodzi też za najbardziej odważnego. W listopadzie 2017 r. Verna złożył w parlamencie projekt zmian do kodeksu karnego. Towarzyszyło mu 25 Nieposłusznych, głównie kobiet.

Ojciec Pabla, Julio Verna, mieszka dziś jako emeryt w Buenos Aires. Był lekarzem w szpitalu wojskowym w Campo de Mayo – bazie, która stała się miejscem wielu zbrodni. „Mój ojciec uczestniczył w »lotach śmierci«, otumaniał zastrzykami ludzi, których następnie wrzucano żywcem do oceanu” – wyznał Verna na łamach brytyjskiego „Guardiana”.

Pablo Verna jest twarzą organizacji Historie Nieposłuszne. Chce zeznawać przeciw ojcu, który jako lekarz uczestniczył w „lotach śmierci”. / FOT. NATALIA KIDD / EFE

Pablo dowiedział się o działalności ojca kilka lat temu. Jego życie zmieniło się po trudnej z nim rozmowie. „Dzielę moje życie na dwa etapy. Pierwszy to ten do momentu, gdy się dowiedziałem o zbrodniczej działalności ojca. Drugi zaczyna się od chwili, gdy muszę żyć z tym bolesnym faktem. Mimo wielu podejrzeń, nie byłem gotowy na spowiedź ojca” – wspominał.

Po długiej wewnętrznej bitwie zdecydował, że jest gotów zeznawać. Twierdzi, że nikt nie wie o zbrodniach ojca, zatem jego zeznania mogą być jedynym dowodem. Aby wystąpić przed sądem jako świadek, musi doprowadzić do zmian w prawie.

Długo żył w rozterce. Teraz bije się z myślami, czy postępuje właściwie. „Mój ojciec nie jest potworem, jest normalnym człowiekiem z dobrymi i złymi stronami – ale jest zbrodniarzem” – mówił na łamach brytyjskiego dziennika.

Jesteśmy im to winni

Jeśli misja Pabla Verny, wspieranego przez Nieposłusznych, skończy się sukcesem i parlament zmieni przepisy, może to ułatwić zamknięcie tego rozdziału z historii Argentyny.

Gabriela: – W naszej chrześcijańskiej tradycji obowiązkiem rodziny zmarłego jest pochowanie jego ciała. Argentyńczycy, którzy stracili krewnych w czasie rządów junty, nie mogą tego zrobić od 40 lat. Co więcej, wielu nie jest pewnych losu bliskich. Ta świadomość jest chyba najgorsza, współczuję tym ludziom.

– Mój ojciec, podobnie jak inni zbrodniarze, może wiedzieć, gdzie są ukryte listy zamordowanych albo mapy z zaznaczonymi masowymi mogiłami – dodaje kobieta, która urodziła się w drugim roku istnienia junty. – Gdy dojdzie do procesu mojego ojca, będzie musiał podzielić się tą wiedzą. Dla rodzin ofiar informacja o tym, co stało się z ich bliskimi, i ich godny pochówek mogą być ważniejsze niż świadomość, że oprawcy siedzą w więzieniu. Wszystkim rodzinom desaparecidos jesteśmy to winni.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2018