Czterdziestu ostatnich. Słynna polska wieś w Turcji pustoszeje

Polaków jest tu coraz mniej. Tych, którzy zostali, cechuje przedsiębiorczość i zmęczenie rządami prezydenta Erdoğana.
z Polonezköy (Turcja)

10.06.2023

Czyta się kilka minut

Restauracja z polskimi motywami ludowymi w Polonezköy, wsi założonej w XIX  wieku przez powstańców listopadowych, dziś na obrzeżach aglomeracji Stambułu. Maj 2023 r. / MARCIN RYCHŁY
Restauracja z polskimi motywami ludowymi w Polonezköy, wsi założonej w XIX wieku przez powstańców listopadowych, dziś na obrzeżach aglomeracji Stambułu. Maj 2023 r. / MARCIN RYCHŁY

Siedemdziesięciolatek siedzi na ławce przed skąpanym w zieleni domem. Biała elewacja budynku, w którym mieści się restauracja, jest przyozdobiona wzorami łowickimi.

Mężczyzna popija herbatę z tureckiej szklanki w kształcie tulipana. – Za co my mamy chwalić tego naszego nieszczęsnego sułtana, z czego się cieszyć? – zastanawia się, gdy pytam o Recepa Erdoğana, zwycięzcę tureckich wyborów prezydenckich. – Nas tutaj nigdy nie dostrzegał, nie chciał nas odwiedzić – dodaje nienaganną polszczyzną.

Frederik Nowicki jest byłym sołtysem miejscowości Polonezköy, położonej ­kilkadziesiąt kilometrów od centrum Stambułu, w azjatyckiej części Turcji. Jego prapradziadek Andrzej pochodził z okolic Płocka i był jednym z czternastu powstańców listopadowych, którzy w połowie XIX w. osiedli na tureckiej ziemi.

DZIEJE MIEJSCOWOŚCI sięgają roku 1842: wtedy książę Adam Czartoryski, przeciwstawiając się rosyjskim wpływom w Imperium Osmańskim i mając świadomość politycznej wagi Stambułu, położonego na styku kontynentów, utworzył polską osadę w Anatolii. Na jego cześć nazwano ją Adampolem; później nazwę zmieniono na Polonezköy.

Z czasem do uchodźców po powstaniu listopadowym dołączyli polscy weterani Wiosny Ludów (1848-49) i wojny krymskiej (1853-56). Miejscowość stała się nie tylko miejscem azylu dla Polaków, ale też ośrodkiem politycznej emigracji.

Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. wielu potomków osadników z Adampola wróciło do ojczyzny przodków, ale większość pozostała, kultywując tradycje, religię i język. Dziś żyje tu już tylko ok. 40 Polaków. I choć są mniejszością we wsi liczącej ok. 400 mieszkańców, społeczność polska wciąż kształtuje jej charakter. Przykładem tradycja wybierania gospodarza Polonezköy spośród Polaków.

FREDERIK NOWICKI piastował tę funkcję przez cztery kadencje. Równocześnie z żoną Sułtan i córką Dianą otworzył restaurację i agroturystykę. W pewnym momencie zdecydował się na wyprowadzkę do Sucholasek koło Giżycka. – Kupiłem tam kilka hektarów, zbudowałem domki letniskowe. Jednak po pewnym czasie zrozumiałem, że lepiej czuję się w Turcji, i wróciłem – opowiada. Narzeka, że jego zdaniem Polacy z Polonezköy nie chcą już się wspierać i współpracować jak dawniej: – Jeśli nie będziemy działać razem w imię naszych wspólnych interesów, to będzie koniec Adampola.

Nowicki prowadzi izbę pamięci poświęconą historii Adampola – w budynku stojącym na podwórku pełnym starych aut i niewykorzystanych materiałów budowalnych. Zgromadził w niej czarno-białe zdjęcia, stare mapy okolicy, zakurzone proporczyki poświęcone przyjaźni narodów polskiego i tureckiego. Z dumą dzieli się opowieściami rodzinnymi, z patosem mówi o miłości do Polski. Pokazuje fotografie z ludźmi, którzy odwiedzali Polonezköy, gdy pełnił urząd sołtysa, w tym z prezydentami Wałęsą i Kwaśniewskim. Jest też fotografia z Janem Pawłem II, którego sołtys odwiedził wraz z innymi mieszkańcami w Watykanie.

Jest także zakurzony manekin kobiety w polskim stroju ludowym i duży drewniany krzyż. – Próbowałem go ustawić w miejscu, gdzie dawniej stał podobny krzyż, ale na mnie donieśli. Już po kilku godzinach dzwonili do mnie z Ankary, z MSW. Potem też ze Stambułu, z władz samorządowych. Kazali od razu usunąć – wspomina.

Stawianie krzyża w centralnym punkcie wsi położonej w muzułmańskiej Anatolii, zaraz obok popiersia Mustafy Kemala Atatürka, ojca współczesnej Turcji, mogło spotkać się z niechęcią nie tylko jego sąsiadów. Nowicki: – Przecież zakładaliśmy tę wioskę, dziadowie wycinali tu puszczę, by postawić domy. Jesteśmy autochtonami, którym wolno więcej.

REPUBLIKA TURECKA, która powstała w 1923 r. na gruzach Imperium Osmańskiego, miała opierać się na jednolitym etnicznym fundamencie i świeckich zasadach. W tych warunkach katolicyzm i polskość nie broniły Adampola. Polacy przegrali praktycznie wszystkie spory z turecką administracją: o zmianę nazwy miejscowości (Adampol – Polonezköy), o obywatelstwo mieszkańców, o możliwość nauki polskiego w szkole.

Odizolowanie i słaby kontakt z otoczeniem konserwowały jednak polską tradycję i kulturę. I choć z czasem liczba osób posługujących się językiem Mickiewicza zaczęła się drastycznie zmniejszać, społeczność polska do dziś kultywuje wiarę i obyczaje przodków.

Polonezköy nie jest skansenem i idzie z duchem czasów. Z pierwotnie rolniczej i pasterskiej, wieś przekształciła się w podmiejski zamożny kurort, do którego chętnie zaglądają mieszkańcy nie tylko Stambułu, ale i innych regionów Turcji. W ostatnich latach powstało dużo klimatycznych pensjonatów, luksusowych SPA i dobrych restauracji.

Wiele ma swojsko brzmiące nazwy: Karcma, Obora, Polina, Adampol. W menu można znaleźć dania kuchni polskiej, jak sernik, pierogi, kluski śląskie, pieczoną kaczkę. Dzięki przychodom z turystyki wzrosła zamożność mieszkańców. Domy i obejścia są zadbane, ludzie jeżdżą dobrymi autami.

CZĘŚĆ LOKALI w Polonezköy prowadzą tureckie rodziny, które z polskością nie mają żadnych więzi. Osiedliły się tu w ostatnich pięciu dekadach – przyciągnęły je przyroda i spokój okolicy, bądź chcieli zainwestować w turystykę.

Również pracownicy pensjonatów i restauracji, także tych należących do Polaków, są Turkami – przyjeżdżają tutaj do pracy ze Stambułu albo nawet z odległych części Anatolii. Dla nich polskość Adampola to tylko osobliwość, która może przyciągnąć dodatkowych turystów. Korzystają z polskiego dziedzictwa i potrafią je dyskontować – również w knajpkach prowadzonych przez Turków można zjeść pierogi. Polaków traktują z szacunkiem i uznaniem, doceniają ich przedsiębiorczość. Wielu po prostu dobrze się czuje w sąsiedztwie potomków osadników znad Wisły.

Wieś nie wydaje się czymś problematycznym także dla Turków o poglądach bardziej nacjonalistycznych (ten trend jest dziś coraz bardziej popularny w całym kraju) – Polonezköy można by porównać do tatarskich wsi na wschodzie Polski. Polscy turyści chętnie próbują tatarskiego pierekaczewnika w Bohonikach i zwiedzają meczet w Kruszynianach. Tutaj zaś Turcy odwiedzają miejscowy polski cmentarz i kosztują kaczki, bez zastanawiania się, czy ta odmienność zagraża ich kulturze.

PROTOKÓŁ Z WYNIKAMI głosowań wisi na drzwiach polskiego domu kultury –podczas niedawnych wyborów prezydenta i parlamentu posłużył on jako lokal komisji wyborczej. Gdyby mieszkańcy wsi mieli rozstrzygnąć te wybory, Recep Tayyip Erdoğan pożegnałby się z urzędem i ustąpiłby miejsca Kemalowi Kılıçdaroğlu: 150 z 222 oddanych głosów padło na kontrkandydata prezydenta, który sprawuje władzę już od 20 lat.

– Nikogo chyba nie dziwi słaby wynik Erdoğana i jego partii w naszej wsi – mówi Barbara, właścicielka hotelu i restauracji, z którą rozmawiam przed sobotnią wieczorną mszą w kościele Matki Boskiej Częstochowskiej. – Prezydent ma bardzo dobre relacje z politykami w Warszawie, z nami już niekoniecznie. Przez 20 lat nie przyjął zaproszenia do nas, a jak już przyjechał, to spotkaliśmy się w lesie.

Z tym spotkaniem było tak: mieszkańcy Polonezköy wykorzystali fakt, że prezydent odwiedzał położony nieopodal ośrodek zajmujący się ochroną zwierząt. Barykadując drogę, którą przejeżdżała jego kolumna aut, wymusili spotkanie z głową państwa i przekazali mu postulaty dotyczące regulacji zabudowy działek przylegających do terenów leśnych.

Przez wiele lat mieszkańcy Polonezköy walczyli, by ochronić obszary leśne otaczające ich miejscowość i jednocześnie nie zostać wchłoniętymi do dynamicznie rozprzestrzeniającej się aglomeracji Stambułu. Władze wysłuchały próśb, wprowadzając na tyle restrykcyjne przepisy, że wiele osób nie może dziś rozbudować swoich domów. Jednocześnie instytucje zarządzające lasami wycinają drzewa na dużą skalę.

– Jak takie działania mają się do ochrony przyrody? – pyta Barbara.

– Nieważne, na kogo głosujemy. To przecież nasz prezydent. Mieliśmy prawo oczekiwać spotkania z nim – wtóruje jej mężczyzna przysłuchujący się rozmowie.

Może Erdoğan boi się, że nie zostałby tu przyjęty tak ciepło, jak Atatürk ponad 80 lat temu? – Jesteśmy gościnni, docenilibyśmy fatygę pana prezydenta – odpowiada mężczyzna. I dodaje, że mniejszości w Polsce też nie głosują na PiS: – Weźmy Białorusinów z Podlasia, im też nie po drodze z partiami prawicowymi. Poza tym uważam, że Turcja potrzebuje zmian.

PRZEWODNICZKĄ po Domu Pamięci ­Zofii Ryży jest Sylwia. W obrośniętym glicynią i otoczonym starymi leszczynami budynku z 1882 r. prezentowane są pamiątki po jednej z bardziej wpływowych rodzin z Polonezköy, a także najbardziej znanej mieszkance wsi. W ciągu długiego życia Zofia Ryży była świadkiem zachodzących tu przemian, prowadzących do ograniczania polskiego charakteru wsi. Walczyła o przetrwanie polskiej tożsamości, a jej dom pełnił funkcję ośrodka kultury; spotykała się w nim młodzież.

Sylwia jest wnuczką Lesława Ryżego, który był wójtem Polonezköy, i prawnuczką Wincentego – jednego z pierwszych osadników i założyciela Adampola. Zofia była jej ciocią.

Wychowana w Polsce, Sylwia studiuje turkologię na Uniwersytecie Warszawskim. W przeciwieństwie do większości polskich mieszkańców wsi, znajomości tureckiego nie wyniosła z domu rodzinnego. Do Polonezköy przyjeżdżała tylko na wakacje. Jest dumna ze swojego pochodzenia i historii polskiej społeczności nad Bosforem. Opowiada o bliskich, prezentuje szafę z podręcznikami do polskiej gramatyki, które przywoziły kolejne pokolenia Polaków, a także zdjęcia polityków, którzy odwiedzili wieś w ostatnich 150 latach.

Szczególną uwagę poświęca zdjęciu z 1937 r., z wizyty Atatürka. – To mój dziadek Lesław, jedyna do dzisiaj żyjąca we wsi osoba, która miała przyjemność poznać ojca narodu tureckiego – wskazuje chłopca na zdjęciu. Atatürk przyjechał, gdyż był zainteresowany dobrze rozwiniętym tu rolnictwem. Chodził po gospodarstwach, próbował polskiego masła i mało popularnej w muzułmańskim kraju wieprzowiny.

CO DALEJ Z POLONEZKÖY? Takie pytanie młoda przewodniczka musi słyszeć od wielu odwiedzających. – Niektórzy pewnie najchętniej by nas ogrodzili i zakazali wyjeżdżać – żartuje Sylwia. Przyznaje, że pojawiają się opinie sugerujące miejscowym Polakom konieczność walki o zachowanie polskości wsi za wszelką cenę. – Nie rozumiem, czemu miałoby to służyć. Na co to komu powtórne polonizowanie tego terenu i zamknięcie nas w skansenie? – zastanawia się. – Adampol powstał, by zagwarantować bezpieczne schronienie naszym przodkom w czasach, gdy Polski nie było na mapie. Od lat jednak państwo polskie istnieje i pod niektórymi względami życie tam jest prostsze niż tutaj.

Sylwia uważa, że polskość powinno się kultywować przez pielęgnowanie takich miejsc jak dom cioci Zosi czy wprowadzanie większej liczby polskich dań w menu restauracji. Natomiast oczekiwanie od kogoś, że ma mieszkać na wsi i poświęcić swoją przyszłość w imię konserwowania polskości, jest niesprawiedliwe. – Nie możecie mieć nam za złe, że chcemy się zmieniać i rozwijać, a więc po prostu stąd wyjeżdżać do Stambułu, Warszawy czy Sydney. Bo nawet tam wielu stąd wyjechało za chlebem.

SYTUACJA EKONOMICZNA Turcji jest zła. Sylwia wskazuje na wysoką inflację, ogromną liczbę uchodźców z Syrii i skutki lutowego trzęsienia ziemi na pograniczu turecko-syryjskim; jej zdaniem to największe problemy państwa.

– Dwa lata temu pieczona kukurydza kosztowała na Taxim 2 liry, dziś 10-12 lirów – wylicza. Taxim to jeden z najważniejszych placów Stambułu.

– Wyjdź na spacer po centrum Stambułu w nocy. Zobaczysz dziesiątki syryjskich dzieci poszukujących jedzenia w śmietnikach i żebrzących o bułkę – dodaje. – Obawiam się, jak nowy-stary prezydent sobie z tym wszystkim poradzi. To są nasze rzeczywiste problemy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Czterdziestu ostatnich