Wszystkie kryzysy Kosowa

Donald Trump chciał zakończyć konflikt między Serbią i Kosowem. Zamiast tego przyczynił się do upadku rządu, z którym mieszkańcy najmłodszego – i bardzo skorumpowanego – kraju Europy wiązali wielkie nadzieje.

18.05.2020

Czyta się kilka minut

Od wojny o niepodległość w 1999 r., w której USA wsparły Kosowian przeciw Serbii, Stany cieszyły się tu wielką sympatią. Na zdjęciu: dowódca drużyny strażackiej wciąga na maszt flagę USA obok pomnika ówczesnego prezydenta Billa Clintona. Prisztina, 2 maja / VALDRIN XHEMAJ / EPA / PAP
Od wojny o niepodległość w 1999 r., w której USA wsparły Kosowian przeciw Serbii, Stany cieszyły się tu wielką sympatią. Na zdjęciu: dowódca drużyny strażackiej wciąga na maszt flagę USA obok pomnika ówczesnego prezydenta Billa Clintona. Prisztina, 2 maja / VALDRIN XHEMAJ / EPA / PAP

Mieszkańcy Prisztiny żartują, że epidemia pokazała Europejczykom, jak to jest żyć w Kosowie. Jako jedno z niewielu państw kontynentu, Kosowo jest objęte przez kraje Unii Europejskiej obowiązkiem posiadania wiz, a te zdobyć trudno. Teraz, gdy wszystkim ograniczono swobodę podróżowania – dodają moi rozmówcy ze stolicy Kosowa, z nadzieją w głosie – być może Unia przychylniej odniesie się do zniesienia wiz.

Jednak w ostatnich tygodniach, wraz z rozwojem epidemii, Kosowianie mieli coraz mniej powodów do żartów. W jej cieniu toczyła się bowiem inna walka, brutalniejsza – o władzę.

Zamrażanie i łagodzenie

Na wieść o rozprzestrzeniającej się w Europie pandemii rząd Kosowa zareagował szybko. Zanim jeszcze zdiagnozowano pierwszą infekcję COVID-19, zamknięto szkoły, przedszkola, kawiarnie i restauracje. Kosowo miało szczególne powody, aby obawiać się epidemii: państwowa ochrona zdrowia w tym kraju praktycznie nie istnieje, a szpitale są głównie prywatne.

Z czasem restrykcje zaostrzano. W połowie kwietnia godzinę policyjną zastąpiono zakazem wychodzenia z domów. Dozwolone było jedynie wyjście na zakupy, ale tylko raz dziennie i na 90 minut, w godzinach określanych przez pierwszą cyfrę numeru PESEL.

Analityk z Prisztiny Denion Galimuna przyznaje w rozmowie z „Tygodnikiem”, że choć początkowo ludzie byli niezadowoleni z ograniczeń, to szybko zorientowali się, iż działania podejmowane przez rząd przynoszą efekty. Liczba osób zakażonych nie wzrastała tak gwałtownie jak w innych państwach, a śmiertelność udało się utrzymać na niskim poziomie: do połowy minionego tygodnia w tym niespełna dwumilionowym kraju zmarło 28 osób. Nie protestowano więc, gdy kwarantanną objęto całe miasta: stołeczną Prisztinę i Kosowską Mitrowicę, zamieszkaną przez mniejszość serbską.

Między Prisztiną i Belgradem

W szczególnie trudnej sytuacji znaleźli się właśnie Serbowie, funkcjonujący między dwoma systemami. Miodrag Milićević z serbskiej organizacji Aktiv tłumaczy w rozmowie z „Tygodnikiem”, że początkowo nie wiedzieli oni, których zaleceń przestrzegać: tych wydawanych przez Belgrad (na który orientują się kosowscy Serbowie) czy tych płynących z Prisztiny. Tym bardziej że komunikaty kosowskiego rządu były tłumaczone na język serbski z opóźnieniem i dopiero presja aktywistów spowodowała poprawę sytuacji.

Milićević wskazuje, że zamknięcie Mitrowicy – gdzie funkcjonuje jedyny serbski szpital – było szczególnie uciążliwe. Jednak Serbowie podporządkowali się restrykcjom wprowadzanym przez rząd Kosowa. Kryzys wymusił też współpracę między Belgradem a Prisztiną: dzięki włoskiej mediacji obie stolice – pozostające w konflikcie od secesji Kosowa dwie dekady temu – zaczęły wymieniać się informacjami (choć z Prisztiny nie przekazywano ich dalej władzom lokalnym, co potęgowało niepewność wśród Serbów). W geście dobrej woli władze Serbii przekazały nawet Kosowu tysiąc testów na obecność koronawirusa.


Czytaj także: Agnieszka Rostkowska: O czym śni Kosowo


Kosowska analityczka Donika Emini z Platformy Civi-Kos podkreśla w rozmowie z „Tygodnikiem”, że rząd zawdzięcza sukces w walce z pandemią ministrowi zdrowia Arbenowi Vitii. Ten polityk z ruchu Samostanowienie (Vetëvendosje), który sam jest lekarzem, cieszy się dużą popularnością w społeczeństwie. Skuteczności rządu nie osłabiły ani wotum nieufności (przegłosowane 25 marca), ani nawoływania prezydenta – będącego w opozycji do rządu – do nieprzestrzegania restrykcji ze względu na ich rzekomą niekonstytucyjność.

Malejąca liczba nowych zakażeń pozwoliła na złagodzenie restrykcji już od 4 maja. W efekcie popularność Samostanowienia przekroczyła w sondażach 50 proc. Nie oznacza to jednak, że partia ta będzie dalej rządzić.

Nieskalany bojownik i skorumpowane elity

Powstały na początku lutego tego roku rząd, na czele którego stanął 45-letni premier Albin Kurti, lider Samostanowienia, dla wielu oznaczał nadzieję na zmiany i lepszą przyszłość – dla wszystkich, a nie tylko dla tych, którzy należeli do wąskiej grupy byłych członków Armii Wyzwolenia Kosowa.

To właśnie oni, byli partyzanci, dominowali bowiem na scenie politycznej od 2007 r. Wprawdzie ich rządy były niestabilne i naznaczone konfliktami personalnymi, ale dawnych partyzantów mocno łączyły dwa czynniki: pragnienie pomnażania własnego majątku i zarzuty o zbrodnie, których mieli się dopuścić podczas wojny o niepodległość Kosowa w 1999 r.

Postaciami symbolicznymi dla tej partyzanckiej elity są obecny prezydent Hashim Thaçi i były już premier Ramush Haradinaj. Gdy ten drugi objął w 2017 r. władzę, dwukrotnie zwiększył pensje członków rządu, twierdząc, że dotychczasowa nie wystarcza mu na zakup odpowiedniej garderoby. Zimowy urlop Haradinaj zwykł spędzać wraz z rodziną w szwajcarskim kurorcie Sankt Moritz. Donika Emini mówi mi, że to właśnie ogromna frustracja społeczna po latach korupcji i nepotyzmu, które cechowały rządy dawnych partyzantów, wyniosła Kurtiego do władzy.

Drugim ważnym źródłem popularności Kurtiego był – jak podkreśla Emini – konsekwentnie budowany wizerunek bezkompromisowego obrońcy interesów mieszkańców, bez oglądania się na osobiste koszty. Wojna w Kosowie zastała go w serbskim więzieniu, gdzie miał spędzić 15 lat – skazany za organizowanie studenckich demonstracji. Zwolniony w 2001 r. po obaleniu w Serbii reżimu Slobodana Miloševicia, wrócił do Kosowa i jako lider ruchu protestów krytykował lokalne elity, a także działania oenzetowskiej misji UNMIK i unijnej EULEX. Kolejnym rządom zarzucał, że zgadzają się na niekorzystne porozumienia z Serbią, gdyż w zamian Zachód miał gwarantować im bezkarność – tolerując korupcję i brak rozliczenia zbrodni wojennych.

Ambitne priorytety Kurtiego

Kontestowanie negocjacji z Serbią, radykalne metody walki politycznej i odwołania do idei zjednoczenia z Albanią nie przysparzały Kurtiemu zwolenników na Zachodzie. Jednak w kraju jego popularność rosła – proporcjonalnie do niezadowolenia społecznego, widocznego zwłaszcza wśród młodych. W październiku 2019 r. udało mu się wreszcie wygrać przedterminowe wybory parlamentarne. Nawet sceptyczni wobec jego stylu działania analitycy podkreślają, że jedynie Kurti może wprowadzić rzeczywiste reformy w Kosowie. Podobne głosy można usłyszeć w unijnych stolicach.

Przejmując władzę, Albin Kurti nie ukrywał, że priorytetem będzie dla niego reforma państwa i rozwój gospodarczy. Pierwsze decyzje – obniżka wynagrodzeń członków rządu, zdymisjonowanie politycznych nominatów w radach nadzorczych publicznych firm i zapowiedź lustracji majątkowej sędziów – zostały dobrze przyjęte przez społeczeństwo. Kwestia porozumienia z Serbią miała zejść na dalszy plan, choć – jak mówi mi Naim Rashiti, dyrektor kosowskiego think tanku Balkans Policy Research Group – zarówno państwa Unii, jak też USA naciskały na szybki powrót do dialogu z Serbią. I wtedy przyszła pandemia.

Szybki koniec koalicji

Tracący poparcie społeczne prezydent Hashim Thaçi uznał, że walka z pandemią to dobry moment, aby powrócić do gry – i wezwał rząd do wprowadzenia stanu wyjątkowego. Oznaczało to bowiem przejęcie władzy w kraju przez prezydenta. Postulat Thaçiego wsparła Liga Demokratycznego Kosowa – ta sama, którą wcześniej z ruchem Kurtiego połączyły hasła walki z korupcją i dążenie do odsunięcia od władzy partyzantów, a która współtworzyła z nim teraz koalicję rządową.

Skąd taka wolta? Wcześniej politykom Ligi zdarzało się rządzić – na poziomie lokalnym i centralnym – w sojuszu z byłymi partyzantami. Gdy okazało się, że Kurti i jego Samostanowienie naprawdę chcą walczyć z korupcją, wielu działaczy Ligi poczuło się zagrożonych. Poza tym, jak wskazuje Naim Rashiti, tworząc rząd nie ustalono wspólnej strategii w kluczowych kwestiach, a poziom nieufności między partnerami koalicyjnymi był wysoki. Liga to najstarsza kosowska partia, a Samostanowienie to wciąż bardziej ruch protestu skupiony wokół charyzmatycznego lidera, który ma wspierających go bezwarunkowo wyznawców i jest niechętny kompromisom. Politycy Samostanowienia od początku podejmowali decyzje nie konsultując ich z Ligą.

Pomimo apeli z Unii Europejskiej o utrzymanie jedności, Liga złożyła wotum nieufności wobec własnego rządu. Mieszkańcy Prisztiny nie mogli protestować na ulicach, więc manifestowali uderzając w garnki i patelnie na balkonach. W innych państwach dziękuje się tak służbom medycznym, a my musimy bronić swojego rządu – komentowano.

Denion Galimuna mówi, że ludzie byli wściekli, iż prezydent i jego sojusznicy wykorzystali epidemię do obalenia Kurtiego, zamiast wspierać rząd w tak trudnym momencie. Thaçi wyznaczył już nowego kandydata na premiera: ma nim zostać 44-letni Avdullah Hoti, niezbyt popularny polityk Ligi. Samostanowienie zaskarżyło tę decyzję do Trybunału Konstytucyjnego – wyrok ma zapaść pod koniec maja.

Kurti chce wykorzystać rosnące poparcie i dąży do przedterminowych wyborów, a winą za obalenie swojego rządu obciąża USA. Dlatego akurat Stany?

Donald Trump szuka sukcesu

W ostatnich kilkunastu latach Waszyngton nie angażował się aktywnie na Bałkanach, choć z niepokojem obserwował wzrost aktywności Rosji i Chin w tym regionie. Brak sukcesów na arenie międzynarodowej i walka o reelekcję sprawiły jednak, że Kosowo znalazło się w orbicie zainteresowań administracji Donalda Trumpa.

Zakończenie konfliktu między Belgradem a Prisztiną miało być tym sukcesem, którym prezydent USA mógłby pochwalić się w trakcie kampanii wyborczej. Do tej misji wyznaczono specjalnych przedstawicieli: mającego doświadczenie w kwestiach bałkańskich Matthew Palmera oraz Richarda Grenella – mniej doświadczonego, za to zaufanego współpracownika Trumpa, który od lutego pełni obowiązki szefa wywiadu, równocześnie będąc nadal ambasadorem w Niemczech.

Negocjacje kosowsko-serbskie, pod auspicjami Unii, od dawna tkwią w martwym punkcie. Przy wsparciu Chin i Rosji Belgrad blokuje działania Kosowa na arenie międzynarodowej i zabiega (z sukcesami) o wycofywanie uznania niepodległości tego państwa przez kolejne kraje. Wykorzystuje też kontrolę nad Serbską Listą – ugrupowaniem mniejszości – do blokowania reform w Kosowie. Próbując wzmocnić swoją pozycję wobec Belgradu, poprzedni rząd w Prisztinie wprowadził stuprocentowe cła na produkty serbskie – od ich zniesienia władze w Belgradzie uzależniają powrót do rozmów.

Jest oczywiste, że sukces w tych negocjacjach pozwoliłby Trumpowi utrzeć także nosa Europejczykom.

Negocjacje i groźby

Receptą na szybkie porozumienie miała być wymiana terytoriów, choć formalnie ta propozycja nigdy nie została skonkretyzowana. Czy więc Kosowo miałoby przekazać Belgradowi cały obszar na północy zamieszkały przez serbską mniejszość (wraz z Kosowską Mitrowicą, jedynym serbskim miastem w kraju), czy jedynie kilka wsi? Czy Prisztina dostałaby w zamian Dolinę Preszewa zamieszkaną przez Albańczyków? Tego do dziś nie wiadomo.

Choć Belgrad nie kwapił się do zawarcia porozumienia, serbski prezydent Aleksandar Vučić odniósł się do tej koncepcji pozytywnie. Po stronie kosowskiej sojusznikiem Stanów okazał się natomiast prezydent Thaçi, który spadek poparcia w kraju chciał zrekompensować sobie wsparciem Białego Domu. Przeciwnicy Thaçiego twierdzą nawet, że w zamian za kosowskie terytorium chciał zapewnić sobie bezkarność.

Sprawy miały pójść szybko. Naim Rashiti wskazuje, że Richard Grenell nie czekał nawet na ukonstytuowanie się rządu w Kosowie po wyborach z jesieni 2019 r. W styczniu i lutym w jego obecności Prisztina (reprezentowana przez prezydenta Thaçiego) i Belgrad zawarły porozumienia o wznowieniu połączeń lotniczych i kolejowych. Amerykanie naciskali na jak najszybsze zniesienie ceł i powrót do dialogu politycznego.

Gdy na początku lutego Albin Kurti został premierem, był gotowy spełnić ten postulat. Ale żądał od Serbii wzajemności i zaprzestania stosowania pozacelnych barier, które blokują dostęp kosowskich produktów do serbskiego rynku. Kurti zdecydowanie odrzucał natomiast jakąkolwiek korektę granic i chciał zająć miejsce Thaçiego przy stole negocjacyjnym. To nie wróżyło łatwych rozmów. Biały Dom spróbował jeszcze gróźb: dwóch bliskich Trumpowi senatorów i jego syn zasugerowali, że USA powinny rozważyć wycofanie swoich wojsk z Kosowa (są tam obecne od wojny w 1999 r., obecnie jako siły stabilizacyjne – obok żołnierzy z krajów Unii).

Gdy to nie przyniosło rezultatów, poszukano innych rozwiązań.

Czekając na kryzys

Prawdopodobieństwo, że Trump będzie mógł chwalić się zakończeniem tego sporu, jest jednak niewielkie. W szybką ugodę między Belgradem a Prisztiną nie wierzą ani Kosowianie, ani Serbowie. Serbię czekają wybory parlamentarne, które z powodu epidemii przełożono na 21 czerwca. W Kosowie sytuacja jest bardziej skomplikowana. Nawet jeśli Liga utworzy rząd, będzie mieć on niewielkie poparcie społeczne i silną opozycję ze strony Samostanowienia. A jeśli dojdzie do nowych wyborów, oznacza to dłuższą przerwę w negocjacjach.

Wyznaczenie na stanowisko specjalnego przedstawiciela Unii ds. dialogu kosowsko-serbskiego Miroslava Lajčáka oznacza z kolei, że Bruksela wraca do gry. W ostatnich dniach Lajčák podkreślił, że nie ma zgody na wymianę terytoriów. W Unii jest zbyt wiele państw obawiających się, że taki precedens – dostosowanie granic do linii podziałów etnicznych – wykorzysta Rosja, by usankcjonować swoje zdobycze terytorialne i sięgać po więcej.

Tymczasem mieszkańcy Kosowa zastanawiają się teraz głównie nad tym, jak głęboki będzie kryzys gospodarczy spowodowany pandemią. W kraju produkuje się niewiele, więc skutki zamknięcia gospodarki nie są tak dotkliwe. Tym bardziej że rząd zagwarantował wsparcie dla małych firm, dla osób samozatrudnionych i dla tracących pracę. Paradoksalnie dzięki kryzysowi Kosowo ma najniższy poziom oficjalnego bezrobocia od trzech dekad: aby ubiegać się bowiem o pomoc z rządowych pakietów antykryzysowych, trzeba było wyjść z szarej strefy i zarejestrować pracowników.

Donika Emini podkreśla jednak, że Kosowo żyje głównie dzięki licznej diasporze: emigranci nie tylko co miesiąc przesyłają pieniądze na utrzymanie swoim bliskim, ale przyjeżdżali masowo na wakacje i w odwiedziny, by organizować tu wesela i inne uroczystości. Wszystko to napędzało gospodarkę. Kryzys w Europie może ograniczyć też środki, które Kosowo otrzymuje od rządów Wielkiej Brytanii, Niemiec czy Szwajcarii.

Jeśli więc granice pozostaną zamknięte w okresie letnim, będzie to poważny cios dla gospodarki. ©

Autorka jest analityczką w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie, gdzie zajmuje się tematyką bałkańską.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2020