Wszystkie kolory świata

Opowieść wigilijna

13.12.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Ulrik Pedersen / NURPHOTO / FORUM
/ Fot. Ulrik Pedersen / NURPHOTO / FORUM

I.

Kłopot nie lada mają w tym roku wioski i miasteczka w Tyrolu, Styrii oraz Dolnej Austrii.
Co począć z diabłem? Jak sprawić, by nie straszył dzieci, które ledwie kilka tygodni temu znalazły tu nowy dom? Jakich słów użyć, by wyjaśnić im, dlaczego, jak zawsze przed Bożym Narodzeniem, biega tu po ulicach w poszukiwaniu tych niegrzecznych?

W Virgen, dwutysięcznej wsi pod szczytami Wysokich Taurów, po długich naradach, do mieszkających tu od października dwudziestu dwóch muzułmańskich uchodźców – w tym dwanaściorga dzieci – wysłano przed tygodniem specjalną delegację.

Zadanie: wytłumaczyć, że to tylko przypominający diabła Krampus, znany w niektórych regionach Austrii i Niemiec pomocnik świętego Mikołaja, za którego przebierają się mieszkańcy. Delegacja – w skład której wchodził tłumacz z arabskiego – pokazała dzieciom maski z kozimi rogami, które zakładają przed wyjściem na ulice, pozwoliła się pobawić przyczepianymi do futrzanego kostiumu owczymi dzwonkami.

„Kiedy Krampus rzuca się na przechodniów, ma to symbolizować porwanie niegrzecznych dzieci, przypominać, że nieprzestrzeganie zasad może się źle skończyć” – wyjaśniano młodym uchodźcom. Ci uśmiechali się i bawili. Obiecali, że nie będą się Krampusa bać.
 

II.

Kilka lat wcześniej, w innym austriackim miasteczku trwał właśnie festyn świąteczny, pierwszy w nowym milenium, kiedy na rynku ustawiono podium z dwoma mikrofonami. To jakaś organizacja z Wiednia wpadła na pomysł, aby mieszkańcy poznali się w końcu z imigrantami.

Był to dla kraju trudny czas. Parę miesięcy wcześniej zaczęła nim współrządzić pewna populistyczna partia, która podczas kampanii wyborczej występowała przeciwko przybyszom z zewnątrz, zwłaszcza tym z krajów muzułmańskich. Austrię, od kilku lat członka Unii Europejskiej, zaczęto na kontynencie wskazywać palcami. Mocna była pokusa, aby zamknąć się w sobie, „bronić własnych wartości”, nie dać się „dyktatowi obcych” – ani tych islamskich, ani tych brukselskich.

Dlatego pomysł owej organizacji z Wiednia był całkiem na miejscu. Obie grupy – Austriaków z „dziada pradziada” oraz imigrantów – namówiono do zadawania sobie pytań, dzielenia się wątpliwościami. Przez kilka godzin niedzielnego popołudnia mieli się poznawać bez pośrednictwa prasy.

Wkrótce na podest wdrapała się staruszka z nieodległej wsi.

„Bardzo państwa przepraszam – zaczęła – ale przyjechałam tu specjalnie, żeby zadać wam pytanie. Choć mam sporo lat, w życiu nie widziałam zbyt wielu miejsc. Rzadko wyjeżdżałam. Niedawno załatwiałam coś w mieście, w Grazu. Tam, na rynku, zobaczyłam Murzyna. Stał, trochę się kręcił, ale nic specjalnego nie robił. Chciałam państwa zapytać – proszę się nie obrażać – czy to jest normalne? Czy ten czarnoskóry pan może sobie tak stać na rynku w Grazu? Jak państwo sądzą? Proszę o odpowiedź”.

Wtedy do mikrofonu podszedł inny Austriak. Wyjaśnił: tak, to zupełnie normalne – tak długo jak ten pan nie robił nic złego, miał pełne prawo, jak wszyscy wolni ludzie w tym kraju, stać na rynku w Grazu.
„Rozumiem” – powiedziała staruszka i uprzejmie podziękowała.
 

III.

Jeszcze jedno miasteczko w Austrii. Jeszcze wcześniej, w grudniu 1981 roku.

Na podwórku koszar wojskowych w Traiskirchen pod Wiedniem, zamienionych w centrum recepcyjne, rzeczniczka MSW tłumaczyła wtedy zagranicznym korespondentom, dlaczego jej kraj udzielił tymczasowej gościny 20 tysiącom uchodźców z Polski.

„Jesteśmy pierwszym wolnym państwem, do którego docierają w drodze na Zachód. Musimy ich przyjąć” – mówiła, a za jej plecami dziesiątki Polaków, w większości młodych mężczyzn, stały w kolejce po nowe dokumenty tożsamości.

Kanclerz Austrii zaapelował wtedy do innych państw o solidarność i wsparcie. Część polskich uciekinierów przyjęły kraje skandynawskie i Szwajcaria, innym drzwi otworzyły Kanada i Stany Zjednoczone. W kolejnych miesiącach tysiące uchodźców z Traiskirchen zaczęły tam nowe życie.
W tamtym czasie, gdy w Polsce trwał stan wojenny, interesowały się nimi największe światowe redakcje. 2 stycznia 1982 r. „New York Times” wydrukował zdjęcie polskiej uchodźczyni z Traiskirchen.

„Odmawia podania imienia, ale mówi, że ma nadzieję dotrzeć do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszka już jej syn” – czytamy w podpisie. Administracja prezydenta Reagana ogłosiła Międzynarodowy Dzień Solidarności z Polską. Amerykańska telewizja nadała specjalny program – „Żeby Polska była Polską” – w którym o poparcie „sprawy polskiej” apelowali Kirk Douglas, Paul McCartney, Orson Welles i członkowie ABBY. A Frank Sinatra nawet zaśpiewał po polsku.
 

IV.

Zanim zaczął życie w innym kraju, przez to samo Traiskirchen – tyle że trzydzieści lat później – przeszedł Kidane (imię zmienione), uciekinier z Afryki.

Nie miał pojęcia, dokąd trafi w Europie. W wyborze pomógł mu Facebook. Czytał tu opinie, gdzie najlepiej traktuje się przybyszów z jego kraju. Wybrał Szwecję. Inni z jego grupy – podróżowali wspólnie, aby chronić się przed szmuglerami i gangami, które zasadzały się na nich podczas drogi przez pustynię – wybrali Danię, Norwegię i Niemcy.

Kidane nie żałuje, że postawił na Szwecję. Jego znajomy opowiada, że przywykł już do chłodu i śniegu oraz do życia w wiejskiej społeczności, gdzie, w ramach specjalnego trzyletniego programu, wysłał go urząd do spraw imigrantów. Program ma dwa cele: pomóc w integracji obcokrajowców oraz przyzwyczaić Szwedów, także tych spoza Sztokholmu, do życia z nimi.

Kidane celów ma więcej: nauczyć się szwedzkiego, znaleźć pracę, ściągnąć do Europy żonę i dziecko, którzy zostali w Afryce.
 

V.

Czasem wspomina przeprawę przez morze. I to, jak na tym europejskim brzegu i lądzie uchodźców i migrantów podejmowali niezwykli ludzie.

Kiedyś na włoską wyspę Lampedusa poleciał papieski jałmużnik. Zdarzył się wypadek, zatonęła łódź. Kiedy w porcie żandarmi pytali półżywych migrantów o imiona, ksiądz dyktował im: „Jorge Bergoglio, Jorge Bergoglio, Jorge Bergoglio”.

W lokalnym kościele świętego Gerlanda rybacy przygotowali wtedy bożonarodzeniową szopkę: Maryja i Józef, zamiast w stajence, płyną łodzią po wzburzonym morzu. Jezus rodzi się inaczej – podejmują go prosto z wody.

Szopki tej nie rozbiera się jednak po świętach, stoi w kościele cały rok.

Przez stulecia wydawało się nam, że Europę reprezentują Londyn, Paryż czy Rzym. Ale w tym roku lepiej w tej roli sprawdziły się inne miejsca: znacznie skromniejsze, mniej reprezentacyjne, nienawykłe do niezwykłej roli. Pozallo, Gewgelija, Kos, Dobova, Ásotthalom, Idomeni – wszędzie, dokąd trafiali uchodźcy.

Rok temu nie wiedzieliśmy nawet, gdzie te wszystkie miejsca leżą.

W greckim Kos, na przedmieściach miasta, migranci postawili namioty. Szkielet powstał z prętów niby-bambusa; pokryli go strzępami tkanin, fragmentami opakowań, kartonami. Powyścielali słomą lub suchą trawą, połączyli węzłami z foliowych siatek. Niedaleko rósł rozłożysty krzew. Rozłożyli gałęzie, weszli do środka, uwili coś w rodzaju gniazda.

W serbskiej Suboticy, w starej cegielni miejsce do modlitw urządzili obok starej studni, na której ścianach wypisali wersety z Koranu. Ale grupka chrześcijan z Iraku wyszła wieczorem do centrum. Akurat trwały „urodziny miasta”. Przypatrywali się więc projekcjom filmów na fasadzie kamienicy nieopodal dworca, a na placu przed ratuszem słuchali zespołu grającego covery Pink Floyd. Ich pierwsze tygodnie w Europie.

Kilka dni później, w pociągu na Węgrzech, zatrzymanym nocą przez policję w szczerym polu, kobiety ułożyły dzieci do snu nad głowami wszystkich, na półkach na bagaż.
 

VI.

Na granicach pytali, gdzie są. I jak dotrzeć do następnej. Podróżowali od punktu do punktu, bez geograficznego wyobrażenia Europy.

Tak też, po tym samym kontynencie, przemieszczali się średniowieczni pielgrzymi. Przygotowywane dla nich mapy przedstawiały paski – prowadzące od punktu do punktu, od miasta do miasta.
Takie same mapy uchodźcy przewijają teraz kciukami na ekranach smartfonów.
 

VII.

Na tamtym, afrykańskim brzegu niektórzy dostali ulotki, które przygotowała – po angielsku, arabsku i francusku – jedna z organizacji humanitarnych.

Czytali w nich: „Czy jesteś pewien, że chcesz ryzykować życiem płynąc do Europy? Zastanów się nad niebezpieczeństwem, na jakie się narazisz. Setki ludzi giną co roku, próbując przekroczyć środkową część Morza Śródziemnego. Wiele łodzi idzie na dno niedługo po odbiciu od brzegu z powodu złego stanu technicznego. Inne toną, ponieważ są przeładowane, ze względu na złą pogodę lub panikę, która czasem wybucha na pokładzie. Zdarza się, że kończy się im paliwo i potem, przez dni lub tygodnie, dryfują po morzu, ich pasażerowie powoli umierają z głodu i pragnienia”.

Kidane zastosował się do niektórych rad. Zanim wsiadł na łódź, skopiował i wysłał mailem do znajomych, którzy już byli w Europie, swoje dokumenty. Podpisał bagaże. Nie było ich wiele, zmieściły się, opasane, pod kurtką. Naładował telefon i sprawdził, czy ma na koncie kredyt.

Nie musiał, na szczęście, testować innych rad: „Jeśli do wody wpadnie kilka osób w kamizelkach ratunkowych, należy podpłynąć do siebie i utworzyć koło – po to, aby się nazwajem ogrzewać. Jeśli w wodzie znajdą się ludzie bez kamizelek, utonięciu może zapobiec położenie się na plecach i trzymanie się za ręce”.

Tam, na morzu, niebo było dla nich połową świata.
 

VIII.

Dawno temu – opowiada jedna z erytrejskich bajek – na niebie nigdy nie pojawiała się tęcza.

Wszystkie barwy, jakie istniały, mieniły się nad ziemią osobno, tworząc zmienne, lecz zawsze jednokolorowe sklepienie. Awanturowały się też między sobą – o to, który kolor jest najpiękniejszy. Kłóciły się tak długo i zawzięcie, że w końcu doszło do bójki. Nie wiadomo, jak by się skończyła, gdyby nie oślepiający błysk i głośny huk, który wstrząsnął wtedy światem, oraz zimno i ulewny deszcz, jakie po nim nastały.

Kolory bardzo się tego przestraszyły i od razu przytuliły się do siebie. Próbując ogrzać się nazwajem, utworzyły wielki łuk, spinający ze sobą dwa horyzonty.

Tak powstała tęcza.

„Tam, gdzie ludzie często skazani są na przymusowe migracje, np. w Afryce, związki plemienne muszą być silne, bo inaczej człowiek – porzucony, zagubiony w obcym świecie – zginąłby. Dlatego gdziekolwiek są, szukają się nawzajem, próbują mieszkać w pobliżu, zachowywać wspólne wierzenia i obyczaje, »wyczuwać swoim łokciem obecność sąsiada«. To zwiększa poczucie bezpieczeństwa potrzebne każdemu, kto znajdzie się w obcym świecie” – pisał w „Lapidariach” Ryszard Kapuściński.
 

IX.

Jeszcze przed Bożym Narodzeniem Komisja Europejska miała ogłosić plan przesiedlenia ze Szwecji do innych państw członkowskich Unii ok. 23 tys. uchodźców, głównie z Syrii, Iraku i Erytrei. Prawie dwa tysiące z nich powinno trafić do Polski.

Może się zdarzyć, że znajdzie się wśród nich Kidane.

Wioski i miasteczka w Wielkopolsce, Mazowszu i na Podkarpaciu mogą mieć wtedy kłopot nie lada. Jak wytłumaczyć mu, kim jest turoń, nasz własny Krampus, który chodzi po kolędzie od wsi do wsi? ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2015