Wśród książek

16.02.2003

Czyta się kilka minut

Ewa Bieńkowska: PISARZ I LOS. O TWÓRCZOŚCI GUSTAWA HERLINGA-GRUDZIŃSKIEGO -„Czytanie Herlinga na różne sposoby, również w małych dawkach, układanie mozaiki fragmentów ma dość niesamowitą właściwość - zauważa autorka pod koniec książki. - Na cokolwiek padnie nasz wzrok, jakąkolwiek stronicę otworzy przed nami prawo przypadku, zawsze trzymamy go całego. Trzymamy - złe słowo. Przebłyskuje nam cały - bo nie da się schwycić, zdefiniować. Jego »żelazna« konsekwencja naprowadza na sprzeczności, które są bogactwem każdego pisarza. U niego przybierają charakter czegoś, na co nie całkiem przyzwala sobie świadomie, czego wolałby uniknąć. W imię jasności i jednoznaczności, jakich od siebie wymaga, gdy porusza się poza literacką fikcją”.

Tymczasem uważna lektura „Dziennika” i nowel Herlinga ujawnia coraz więcej miejsc i problemów niejednoznacznych, niejasnych, nierozstrzygniętych.

Może więc - pyta Bieńkowska - „jak Gombrowicza, należy go czytać wspak, wstecz, na ukos; może należy czytać go wbrew niemu? To jak zabawa z rysunkiem, który pod różnymi kątami daje inne postacie w gmatwaninie kresek. Mam wrażenie, że patrzono zwykle pod stałym kątem, rzadko trafiała się pokusa zobaczenia innej figury w splocie linii”. Wbrew niemu, ale na pewno nie przeciw niemu. „Pisarz i los” to świadectwo fascynacji dziełem Herlinga i jeśli w zacytowanych tu zdaniach pobrzmiewa nuta buntu przeciw zbyt prostym jego odczytaniom, to ów bunt podnoszony jest w imię obrony wartości Herlingowej prozy, choćby i przed samym autorem.

„Twórczość Gustawa Herlinga-Grudzińskiego nie ma odpowiednika w literaturze polskiej - stwierdza autorka zdecydowanie już w pierwszych zdaniach. - Świat i horyzont tego dzieła, jego intelektualne napięcie, język wypracowany z rzadką świadomością i dyscypliną - to w polskim piśmiennictwie nowość... Dla nas, którzy byliśmy jego współczesnymi i mamy żywą pamięć jego osoby, roli, jaką odgrywał w emigracyjnych, a potem krajowych debatach i sporach, do dzieła dodaje się człowiek, charakter z żaru i stali, nie dający się pominąć, odsunąć na bok w myśleniu o dzisiejszym krajobrazie polskim”.

Książka Ewy Bieńkowskiej nie jest monografią, systematycznym opisem całej twórczości Herlinga, nie zajmuje się na przykład prawie wcale najsłynniejszą jego książką - „Innym światem”. Jest natomiast świadectwem uważnej, wielokrotnej i wielostronnej lektury. Próbą odpowiedzi na pytanie o tkwiące w osobowości i biografii autora „elementy zarodkowe” jego dzieła, próbą odczytania komunikatów w nim zawartych. Refleksją nad miejscami i ludźmi ważnymi dla Herlinga-pisarza, nad jego stosunkiem do literatury i do malarstwa, nad rolą snu w jego prozie. Nad zagadką nieobecności „tematu żydowskiego”, który dotykał przecież pisarza osobiście, nad wątkami religijnymi i ewolucją, jaka się w ich traktowaniu u Herlinga dokonuje. Nad znaczeniem formy, jaką dla siebie wybrał, nad jej ograniczeniami, nad wzajemnym stosunkiem „Dziennika pisanego nocą” i towarzyszących mu nowel.

*

Po wydaniu na początku lat 50. „Innego świata”, w twórczości Herlinga następuje przerwa; potem jest kilka niezwykłych opowiadań i od 1971 roku w „Kulturze” zaczyna ukazywać się „Dziennik pisany nocą”, już jako dzieło literackie (bo wiemy, że zapiski dziennikowe jego autor prowadził od dawna). „Na początku - zauważa Bieńkowska - »Dziennik« rozwija się kosztem prozy narracyjnej, jakby pochłaniał pisarza bez reszty. Dopiero później, gdy »Dziennik« będzie już rozpędzony, okrzepły, nastąpi powrót do noweli”. Lata 80. i 90. to czas narastającej obfitości, pisarskiego spełnienia: trzy czwarte zawartości dwutomowego wydania „Opowiadań zebranych” (1999) pochodzi z tego właśnie okresu.

Dlaczego jednak - pyta autorka - odkrywszy zalety „Dziennika” jako formy „totalnej”, ogarniającej cały wewnętrzny świat narratora i stanowiącej instrument niesłychanie elastyczny, Herling potrzebował jeszcze noweli? I proponuje następującą odpowiedź: „Gdy stanęła przed nim z taką jaskrawością zagadka Zła i tryumfy Zła w stuleciu, musiał zdać sobie sprawę, że »Dziennik« ugina się pod nią jak most pod zbyt wielkim ciężarem. »Dziennikopisarz nocny«, powtarzający stale to groźne słowo i ilustrujący je przykładami, w sumie osłabia je, odbiera mu uderzeniową siłę wyobraźni, degraduje do listy potworności lub faits divers”. Stąd nowele lat 80. i 90., w istocie będące odłamkami „Dziennika”, opowiadającymi w różnych wersjach o Złu i dramacie życia. „W sferze zła moralnego i zła przyrodzonego, ale również w sferze namiętności, szaleństwa wzbudzonego między mężczyzną i kobietą (pojawia się ono częściej w twórczości późnej), Herling nie potrafi już prowadzić spokojnie »Dziennika«, wyobraźnia popycha go ku staremu i wspaniałemu wynalazkowi ludzkości: noweli esencjalnej”.

Zastanawiając się nad specyfiką nowelistyki autora „Wieży”, Bieńkowska tak ją metaforycznie ujmuje: „Nowela Herlinga jest zjawiskiem paradoksalnym: snem zamienionym w bryłkę kryształu, ulotnością zakrzepłą w kształt geometryczny, czymś, czego materia przesypuje się przez palce, a co tworzy przedmiot, który możemy ująć, obracać na różne strony, obserwować pod różnymi kątami. Można by zaryzykować metaforę, że te opowiadania są zrobione z lodu: parzą wzięte do ręki, lecz jest to ukąszenie zimna; zmieniają stan skupienia, przepływają przez ręce jak woda, gdy tylko spuścimy z nich wzrok”.

Metaforę kryształu odnieść można według niej także do języka pisarza: „Język wypracowany przez Herlinga w najlepszych momentach jest nie analityczny, lecz całościowy, zbiorczy. Zbierający w jednym, paru zdaniach zapamiętany obraz, konstrukcyjny kościec przeżycia, nieuchwytny sens dany pomiędzy słowami. Te słowa domagają się natychmiastowej mobilizacji czytelnika, pracy odtwórczej na wszystkich planach. Czytanie Herlinga to rzadka duchowa przygoda, zbudowana z nieroz-różnialnego stopu inteligencji, zmysłowego konkretu, pamięci historycznej, dyskretnie dozowanych symboli...”. W wielu fragmentach „Dziennika” i w większości nowel część daje wgląd w całość, wprowadza in medias res; dlatego lekturę rozpoczynać można, jak proponuje Bieńkowska, od dowolnego właściwie miejsca; i tak od razu znajdziemy się w sercu Herlingowej problematyki. (Zeszyty Literackie, Warszawa 2003, s. 176. Na końcu indeks nazwisk. W „Tygodniku” publikowaliśmy dwa rozdziały tej książki: „Świat z Pierwszych Elementów” oraz „Ludzie”.)

„Solaris” raz jeszcze
■ Stanisław Lem: SOLARIS - pisałem tu niedawno o kolejnych tomach „Dzieł zebranych” Lema, wśród których znalazła się także najsłynniejsza powieść „Solaris”. Tymczasem do naszych kin wchodzi druga już jej ekranizacja. O filmie Soderbergha pisze obok Anita Piotrowska, wcześniej odnotował na naszych łamach jego pojawienie się w Ameryce Paweł Potoroczyn, mnie pozostaje zapowiedzieć „filmowe” (bo z filmowym kadrem na okładce) wznowienie książki, z po-słowiem Jerzego Jarzębskiego.

Jarzębski podkreśla w nim wielowarstwowość powieści, cytując amerykańskiego badacza węgierskiego pochodzenia Istvana Csicsery-Ronaya, który napisał, że „Solaris otwiera kilka równoległych, a nawet sprzecznych interpretacji” i że te sprzeczne, a zarazem wzajemnie się motywujące odczytania z założenia wpisane są w jej lekturę. Dobrze o tym pamiętać, zważywszy że Soderbergh z wielu dróg interpretacyjnych wybrał jedną i przeniósł na ekran jedną tylko warstwę Lemowej fabuły. Dobrze też przypomnieć sobie niesamowite w swej precyzji i sensualności opisy tworów solaryjskiego Oceanu, których - pisze o tym nasza recenzentka - w filmie również nie znajdziemy. Myślę zresztą, że każdy, kto „Solaris” przeczytał, ma w głowie własny film wedle niej nakręcony, adaptację zaś Soderbergha potraktuje raczej jako dzieło równoległe, a nie ekwiwalent wizji, którą zawdzięczamy pisarzowi. (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003, s. 242.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 7/2003