Wschodnia wioska

Za kilka dni w Londynie przedstawienie zdobywcy Oskara Danny’ego Boyla rozpocznie Igrzyska Olimpijskie. Na razie miasto zmaga się z groźbą strajku pracowników transportu i kiepską pogodą.

24.07.2012

Czyta się kilka minut

Autobus wiozący z lotniska amerykańskich sportowców utknął w drodze do wioski olimpijskiej na cztery godziny. „Jesteśmy śpiący, głodni i chce nam się sikać – skarżył się na Twitterze biegacz Kerron Clement – Nienajlepsze pierwsze wrażenia z Londynu”.

W brytyjskiej stolicy zaczęło się końcowe odliczanie do Olimpiady, jednak po serii wpadek optymizm jest raczej urzędowy. Londyn to jedyne miasto na świecie, które stało się gospodarzem igrzysk po raz trzeci, doświadczenia więc Brytyjczykom nie brakuje. Rozgrzali się też w czerwcu organizacją wielkiego jubileuszu królowej Elżbiety II. Być może więc kolejnych kilka tygodni będzie jednak wspaniałych. Ma nawet przestać padać.

Ale niemiecki „Der Spiegel” wyrokuje: „Londyn i olimpiada kompletnie do siebie nie pasują”.

CUD W STRATFORD

W centrum handlowym Westfield we wschodnim Londynie ludzie przechadzają się jak zawsze, nastolatki oblegają stoiska z iPadami i konsolami, dorośli korzystają z wyprzedaży. W otwartym patio stoją leżaki, na których można odpocząć po zakupach i ewentualnie zapalić. Westfield to jednak przede wszystkim brama do Parku Olimpijskiego, i to w sensie dosłownym, bo ocenia się, że przejdzie tamtędy 70 proc. widzów. To tam mieści się główny stadion olimpijski i Orbit Tower, kontrowersyjna rzeźba autorstwa Anisha Kapoora, która przypomina poskręcaną po wypadku kolejkę górską.

Z centrum handlowego przechodzimy więc płynnie pod ogrodzenie, za które wstęp mają tylko nieliczni. Zwykłym śmiertelnikom pozostaje skromny taras widokowy w wielkim sklepie John Lewis i kupienie na pociechę kilku gadżetów – od śpioszków dla niemowląt z olimpijskim logo po piłki i inny sprzęt sportowy. Na razie nie ma nadmiernego tłoku ani kolejek, wiadomo jednak, że za kilka dni, gdy rozpocznie się Olimpiada, o leżakach i kawie będzie można zapomnieć.

Jeszcze kilka lat temu Stratford, część Londynu, w której ulokowano park olimpijski (i centrum handlowe Westfield), było wielkim polem zapomnianych poprzemysłowych nieużytków. Nieczynne fabryki, podejrzane firmy, bloki mieszkalne o kiepskiej reputacji... Teraz to się zmieniło. Koszt Olimpiady szacuje się na ok. 9 miliardów funtów, a lwia część tej kwoty została wpompowana we wschodni Londyn. Stratford dostał nie tylko park i stadion, ale także nowe szybkie połączenie komunikacyjne z centrum, ok. 10 tysięcy nowych miejsc pracy, a w perspektywie nowoczesne osiedla mieszkaniowe. Projekt rewitalizacji tego miejsca był jednym z największych wyzwań planistów, architektów i ekonomistów, jeśli chodzi o rozwój miast w Wielkiej Brytanii. Olimpiada to dopiero początek – kiedy igrzyska się skończą, Park Olimpijski pozostanie i otrzyma imię Królowej Elżbiety, będzie otwarty dla ludzi, którzy mają zająć ponad 10 tysiecy mieszkań. Ma być tam zielony park, miejsce spotkań, odpoczynku – słowem tętniący życiem miejski ośrodek.

Pozostanie też Orbit Tower, najwyższa rzeźba w Wielkiej Brytanii, na którą będzie można wjechać tuż po Olimpiadzie. To wszystko ma przyciągnąć kolejne inwestycje, stworzyć kolejne miejsca pracy, a te – dać mieszkańcom pieniądze, które będą wydawać może właśnie w Westfield.

Olimpiada jest zatem szansą przede wszystkim dla mieszkańców wschodniego Londynu. „To wszystko okaże się warte zachodu, jeśli tylko dzięki temu wschodni Londyn dogoni resztę stolicy” – pisał w dzienniku „Guardian” pisarz i publicysta Dave Hill, dając odpór krytykom Olimpiady, narzekającym na marnotrawienie środków publicznych.

KATASTROFA W ROZMIARACH OLIMPIJSKICH

Powody do zmartwień, niestety, nie znikają. Niespełna dwa tygodnie przed rozpoczęciem Olimpiady prywatna firma G4S, która miała odpowiadać za bezpieczeństwo na igrzyskach, przyznała, że nie jest w stanie zapewnić potrzebnych ochroniarzy. Brytyjski rząd, nie mając wyjścia, postanowił sprowadzić na ich miejsce żołnierzy, co jest jakimś rozwiązaniem, jednak zważywszy na rangę imprezy, pozycję gospodarza i czas, który miał na przygotowania – dość prowizorycznym. Pozostaje też pytanie o pieniądze – ściągnięcie żołnierzy, ich zakwaterowanie i wyżywienie przecież kosztuje. Sami wojskowi są wściekli i upokorzeni ustawianiem doświadczonych marines na bramkach. Do Londynu na razie ściągnięto ich kilka tysięcy, ale premier zgodził się już na wykorzystanie 19 tys. żołnierzy – czyli dwa razy więcej niż wynosi brytyjski kontyngent w Afganistanie.

Na tydzień przed Olimpiadą nie widać też końca przerw w funkcjonowaniu metra. „Czekamy na sygnał. Nasz pociąg będzie pierwszym, który ruszy” – stara się pocieszać pasażerów motorniczy. Powodem podobno są bezpieczniki... Ale to nic w porównaniu z tym, co może się zdarzyć – mianowicie strajkiem pracowników transportu. Protest kierowców autobusów został zażegnany niemal w ostatniej chwili dzięki dodatkowi 500 funtów, jaki dostaną za pracę w czasie Olimpiady. Niemniej strajk zapowiada jeden ze związków zawodowych kolejarzy, co może sparaliżować połączenie między Londynem a innymi miastami. Do tego strajk urzędników imigracyjnych na dzień przed Olimpiadą, jakby lotnisko Heathrow i tak nie przeżywało najgorszych tygodni w historii po tym, jak w maju okazało się, że na kontrolę paszportową zdarza się tam czekać i cztery godziny.

Problemy z transportem to źródło największych obaw Londyńczyków, władz i turystów. Metro i tak pęka w szwach, a przecież będą z niego korzystać setki tysięcy dodatkowych pasażerów. Niektóre ze stacji będą więc przeznaczone tylko dla wysiadających, a inne tylko dla wsiadających – tak np. postanowiono zwiększyć przepustowość obiektów w pobliżu Hyde Parku, gdzie odbędą się nie tylko zawody pływackie, ale także organizowane są koncerty, ustawione telebimy itd.

Zresztą od miesięcy w londyńskim metrze wiszą ostrzeżenia: „Ta stacja będzie bardzo zatłoczona podczas Olimpiady”, i sugestie, by raczej poruszać się na rowerze, a najlepiej pieszo. Rozdawane są mapy, zachęcające do pieszego przemierzania miasta – napisano na nich nie tylko, jaka odległość dzieli główne atrakcje, ale nawet ile kalorii spalimy w marszu.

Nie brakuje innych bolączek – powodów do paniki dało odcięcie na kilka godzin dostaw wody do kawiarni w wiosce olimpijskiej. Londyńczyków irytują wyrzutnie pocisków ziemia-powietrze, które mają zapobiec atakowi terrorystycznemu, ale znajdują się również na dachach budynków mieszkalnych. Zaledwie tydzień przed Olimpiadą zmiany wprowadzane są nawet w scenariuszu ceremonii otwarcia. Impreza ma być krótsza o pół godziny, aby ludzie mieli szansę wrócić do domu, zanim po północy stanie metro. Reżyser Danny Boyle, który dostał Oskara za film „Slumdog. Milioner z ulicy”, wymarzył sobie przedstawienie w każdym calu brytyjskie – nazywać się ma „Isles of Wonder” w nawiązaniu do przemowy Kalibana z „Burzy” Szekspira. Pokazana ma być Brytania idylliczna i rustykalna, sielska i anielska. „200 lat temu ta ziemia była łąką, i jedną ze wspaniałych rzeczy w dziedzictwie Olimpiady jest to, że wschodni Londyn znów będzie miał park” – tłumaczył Boyle, prezentując swoją wizję zielonej areny z rzekami, żywymi krowami, kozami i kurami. Ale już wtedy padło pytanie, czy uda się to pogodzić z wymogami transmisji telewizyjnej. Na rezultat trzeba poczekać, lecz na kilka dni przed wielkim wydarzeniem za 27 milionów funtów, wiadomo, że atmosfera jest fatalna. Jak donosi prasa, stosunki między reżyserem a firmą Olympic Broadcasting Services (OBS) są tak napięte, że do przyczepy Boyle’a przydzielono dodatkowych ochroniarzy.

PRZEPRASZAM, GDZIE TA OLIMPIADA

Londyńska dzielnica Greenwich z pewnością może zaliczyć 2012 r. do udanych. Najpierw dostała tytuł „królewskiej gminy” z okazji jubileuszu królowej, teraz szykuje się do Olimpiady. Już rok temu drogę na wzgórze do słynnego obserwatorium astronomicznego otaczały barierki, a przygotowania do przyjęcia zmagających się sportowców w jeździectwie i pięcioboju nowoczesnym szły pełną parą. Teraz prace nadal są prowadzone, tyle że droga na wzgórze jest po prostu zamknięta i pilnowana przez żołnierzy. Za wysokimi barierkami i płotami, które odgradzają budynki i tereny sportowe, śladów Olimpiady jeszcze nie widać.

Być może to, że na londyńskich ulicach jest niewiele olimpijskich motywów wynika z wprowadzenia ostrych przepisów regulujących prawo do używania symboli igrzysk. Chodzi o ochronę interesów oficjalnych sponsorów, ale sprawa wygląda na absurdalną. Brytyjska prasa rozpisuje się o nieszczęsnym kierowniku kawiarni w południowym Londynie, który wywiesił na wystawie precle w kształcie pięciu kół. Niemal natychmiast wpadli urzędnicy, grożąc mu sądem i żądając natychmiastowego zdjęcia dekoracji. „Na litość boską, to tylko kawałek chleba w oknie” – próbowali bronić go klienci, ale bezskutecznie. Podobną nieprzyjemną przygodę miał rzeźnik w Dorset, który wywiesił kiełbaski połączone w koła. W rezultacie jednym z nielicznych miejsc, gdzie można zobaczyć olimpijskie symbole, jest Tower Bridge, pod którym olimpijskie koła zawisły już kilka tygodni temu.

Dużo radości dostarczają za to dzieciom (i turystom) figurki olimpijskich maskotek, Wenlocka i Mandeville. Ponad 80 z nich ustawiono w różnych punktach miasta. Poprzebierane w charakterystyczne stroje, mają symbolizować różnorodną kulturę miasta – Mandeville w stroju strażnika Tower na wybrzeżu Tamizy w pobliżu twierdzy jest oczywistością, ale już Dickensowski Wenlock na Whitechapel Road zaskakuje i bawi. Whitechapel pojawiała się u Dickensa często, ale ta okolica zmienia coraz bardziej charakter, w miarę jak przybywa tam imigrantów, i niewiele przypomina dawną Anglię. Wenlock stoi więc pośrodku chodnika, koło kosza na śmieci, mijany przez przechodniów zmierzających do meczetu lub na pobliski bazar, podczas gdy Mandeville przy Tower oblegany jest przez turystów, którzy robią sobie z nim zdjęcia.

***

Olimpiada już jest sukcesem dla wschodniego Londynu i jego mieszkańców. W brytyjskiej stolicy przybyło 50 tysięcy miejsc pracy, a bezrobocie spadło o ponad procent. Mimo recesji Londyn idzie do przodu. „Ważne, co stanie się potem. Część rzeczy będzie dobra. Popatrzmy na Park Olimpijski. Przeszedłem się wokół niego i wierzę, że gdy zostanie otwarty dla ludzi, za około rok, będzie eleganckim miejscem, pełnym życia. Bez względu na to, co stanie się ze stadionem olimpijskim, jestem przekonany, że sportowe obiekty dadzą nam wiele radości – a ja będę stał na początku kolejki” – pisze Dave Hill.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2012