Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
MAREK ZAJĄC: - Czy gdyby ks. Henri Kremer - w przekonaniu, że uratuje współbraci z Dachau i rodzinę z Luksemburga - napisał dokument, którego domagali się od niego naziści, zasługiwałby na miano Judasza?
KS. ROMUALD JAKUB WEKSLER-WASZKINEL: - Biorąc pod uwagę, jak pokazano w filmie ks. Kremera, pod żadnym pozorem nie napisałby takiego dokumentu. Gdy oglądałem, jak rozmawia z SS-manem, cały czas miałem przed oczyma rozmowy, które większość księży - włącznie ze mną - toczyło za czasów komunizmu, choć oczywiście nie w tak dramatycznym kontekście. Zdawaliśmy sobie wtedy sprawę, że zdrada jest po prostu zdradą. Skutkiem podpisania czegokolwiek byłoby spełnienie zamiarów władzy. Gdyby ks. Kremer napisał pochlebny dla nazistów dokument, i tak nie wypuszczono by księży z Dachau, a Hitler z pewnością uczyniłby wszystko, co zaplanował wobec tych, którzy stawiali mu opór.
- Milczenie Piusa XII
GERHARD GNAUCK: - Mocno przeżywając film, cieszymy się wraz z głównym bohaterem, że jednak nie napisał wiernopoddańczego dokumentu. Ale sądzę, że nawet gdyby to zrobił, nie zasługiwałby na miano Judasza. Bo Judasz działał z własnej woli, a bohater filmu Schlöndorffa znalazł się pod straszliwą presją. Ks. Kremer nie bał się cierpienia, był gotów wrócić do obozu. Ale najcięższe brzemię, jakie nałożyli na niego gestapowcy, stanowiła odpowiedzialność za innych. Jeśli w ogóle podpisałby tamten dokument, uczyniłby to z troski o współbraci.
TADEUSZ SOBOLEWSKI: - Dla mnie to film o trzech kuszeniach, przez które przechodzi ks. Kremer. Pierwsze - ewidentne, połączone z bluźnierstwem: w obozie, gdy księżom rozkazano pić wino. Po drugie, kuszenie przez SS-mana, który odwołuje się do symboli religijnych takich jak krucjata, wojna z bezbożnictwem, uratowana przez hitlerowców rosyjska ikona, wreszcie - Judasz. Trzecie kuszenie związane jest z postawą Kościoła i Piusa XII. To najciekawszy, pikantny wątek filmu.
Kilka lat temu w Berlinie można było zobaczyć “Amen", film Costy-Gavrasa. Już sam plakat oddawał jego ideę: widniał na nim krzyż wpisany w swastykę. Bohaterem filmu jest SS-man, który informuje aliantów o tragedii obozów koncentracyjnych, zaś drugim - jezuita, który usiłuje zdobyte wiadomości przekazać Papieżowi. Ale film Costy-Gavrasa był bardzo schematyczny. U Schlöndorffa natomiast pojawia się ciekawy do rozważenia argument historyczny: Pius XII prowadzi dialog z hitlerowcami po to, żeby ratować Kościół. Dla współczesnych brzmi to skandalicznie: jak można tak ratować Kościół?
- W filmie mowa jest o liście jednego z holenderskich biskupów, który tak rozsierdza nazistów, że przynosi zagładę Żydów-konwertytów. Faktycznie w lipcu 1942 r. - ponoć z inspiracji samego Piusa XII - biskupi holenderscy wydali list pasterski, w którym potępili "niemiłosierne i niesprawiedliwe traktowanie Żydów". Efekt okazał się odwrotny do zamierzonego - konwertytów aresztowano i wywieziono do obozów. Wśród nich znalazła się Edyta Stein, która zginie w komorze. Pinchas Lapide skomentował: "Najsmutniejszym i najbardziej dającym do myślenia wnioskiem jest ten, że kiedy katoliccy księża w Holandii protestowali przeciwko prześladowaniu Żydów głośniej, kategoryczniej i częściej niż hierarchia jakiegokolwiek innego okupowanego przez nazistów kraju, więcej Żydów - około 110 tys., czyli 79 proc. wszystkich - zostało deportowanych z Holandii do obozów śmierci".
Niektórzy obrońcy Piusa XII twierdzą, że historia tamtego listu utwierdziła Papieża, iż lepiej nazistów nie ekskomunikować, ponieważ tylko zaostrzą się represje. Główny rabin Danii Markus Melchior tłumaczył: "Gdyby papież się wypowiedział, Hitler prawdopodobnie dokonałby masakry sześciu milionów Żydów i pewnie dziesięć razy po dziesięć milionów katolików, gdyby tylko był w mocy tego dokonać"...
KS. ROMUALD JAKUB WEKSLER-WASZKINEL: - Po pierwsze, nie słyszałem dotychczas, że list biskupów holenderskich napisano z inspiracji Piusa XII. Po drugie, nie widzę usprawiedliwienia dla postawy Piusa XII podczas wojny. Jestem Żydem uratowanym w roku 1943... Jeszcze wówczas były do zamordowania dzieci jak ja. Dla chrześcijanina najstraszniejsza nie jest śmierć, lecz złe życie. Źle się dzieje, gdy kunktatorstwo i polityka biorą górę nad świadectwem.
Wiem, że Watykan otworzył swe mury i uratowało się dzięki temu wielu Żydów. Sama Golda Meir dziękowała Piusowi XII. Ale wiem też, że w żadnym przemówieniu z czasów wojny Pius XII nie wymienił nawet słowa “Żyd". I niezależnie od tego, co zrobił, wiadomo też, czego nie zrobił. Nie padło z jego ust ani jedno słowo obrony wobec tych, których nazywamy dziś “starszymi braćmi w wierze".
Jan Paweł II pytał: barbarzyńcy chcieli sponiewierać naszą ziemię - czy można sponiewierać ziemię prochami świętych? Gdy zatem mówi się o świętych męczennikach chrześcijańskich, warto pamiętać też o męczennikach żydowskich. A głos w ich obronie był w czasie wojny za słaby. Mówi to ksiądz katolicki, który mocno przyznaje się do swego żydostwa.
W filmie przypomina się o życzeniach, które Hitlerowi przez całą wojnę składał nuncjusz apostolski. Trzeba pamiętać, że Stolica Apostolska podpisała konkordat - wprawdzie zrobiła to jeszcze przed wojną, w 1933 r., ale nigdy go nie zerwała. Tymczasem w Dachau umierali księża. Przecież to nie tylko problem Żydów, ale i Kościoła. Nie jestem w stanie tego zrozumieć.
- Poszukiwacze sensu
GERHARD GNAUCK: - Uważam - podobnie jak wielu krytyków i dziennikarzy w Niemczech - że to dla tego kraju film niezwykły. Po pierwsze, niemiecki reżyser spróbował dotknąć rzeczywistości obozu koncentracyjnego. Mówił o tym sam Schlöndorff w wywiadzie sprzed kilku miesięcy. Po drugie, Schlöndorff nie kojarzył mi się dotąd z Kościołem. Dlatego chylę czoło przed decyzją zrobienia takiego filmu. Może chodzi tu o coś ważnego dla samego reżysera, o tym również zresztą wspominał w wywiadzie. Ale mówił również o tym, że kwestia roli Piusa XII - mimo że przewija się przez film - była dla niego rzeczą marginalną. Interesowało go - jak zawsze - zachowanie jednostki.
- Niektóre wątki oparto na dzienniku ks. Jeana Bernarda, więzionego w Dachau na początku lat 40., który w 1955 r. został biskupem Luksemburga. Ciekawe, że ks. Bernard - bohater nie celuloidowy, lecz z krwi i kości - gdy został zwolniony z obozu, powiadomił Watykan: "Kiedy tylko pojawiają się protesty, natychmiast pogarsza się traktowanie więźniów". Zatem dylemat Piusa XII nie był mu obcy.
TADEUSZ SOBOLEWSKI: - Cały film opiera się na przeplataniu scen kuszenia ze wspomnieniami obozowymi, jakby ks. Henri w ciągu tych dziewięciu dni w Luksemburgu był równocześnie w obozie. Jakby stale towarzyszyło mu poczucie winy.
“Dziewiąty dzień" współgra z innym niemieckim filmem z tego roku: “Sophie Scholl - ostatnie dni", opowiadającym o organizacji “Biała Róża", która w Niemczech stawia opór nazistom. Właściwie to film o świętej, o Joannie d’Arc czasów hitlerowskich, również oparty na dokumentach. Akcja toczy się wokół jej przesłuchania. Sophie wygrywa intelektualnie pojedynek z gestapowcem, chociaż zostaje skazana na śmierć. Tam też pada słowo “Bóg".
Wprawdzie Schlöndorff nie stawia tak mocnych akcentów, ale oba obrazy pokazują zagadnienie charakterystyczne dla dzisiejszych filmów o zbrodniach hitlerowskich: szukanie sensu. Po wielu latach, gdy filmy obozowe opowiadały o klęsce człowieka i zaniku Boga, obecnie - szuka się sensu, ba, znajduje się go. Przychodzi mi na myśl austriacki psycholog - Viktor Frankl, więzień Oświęcimia i Dachau. Frankl napisał książkę “Psycholog w obozie koncentracyjnym", a potem następną - “Nieuświadomiony Bóg". Twierdził, że ci, którzy przeżyli obóz, byli właśnie poszukiwaczami sensu. Było to także widać w cyklu Michała Bukojemskiego i Marka Millera pokazywanym w 60. rocznicę wyzwolenia Auschwitz. Wygląda, jak gdyby w kinie zaczynało się od nowa opowiadać historię obozu - dla nowych pokoleń. I robi się to w inny sposób - także dlatego, że przywykliśmy do zła, którego mnóstwo oglądamy dziś w mediach. Paradoksalnie, jesteśmy ze złem bardziej oswojeni niż widzowie sprzed dwudziestu, trzydziestu lat, którzy oglądali takie arcydzieło jak “Pasażerka" Andrzeja Munka. Tymczasem Rwanda czy Biesłan to tragedie wprost zestawiane dziś z rzeczywistością kacetów. Widza atakują obrazy zła, które w jakimś sensie przebijają tamto.
Dzisiejszy film o przeżyciu obozowym opowiada więc o czymś innym, o czym nie mówiono tuż po wojnie, w czasach Tadeusza Borowskiego. Ukazała się wtedy książka Zofii Kossak-Szczuckiej, która - gdy przywieziono ją na rampę w Auschwitz - zobaczyła skrzyżowane światła reflektorów przypominające krzyż i ujrzała w tym znaku nadzieję. Borowski tę książkę wyszydzał. Dziś jesteśmy na zupełnie innym etapie.
GERHARD GNAUCK: - “Gazeta Wyborcza" pisała o filmie “Karol", który ogromnie mnie wzruszył, że jest niezwykły w tym sensie, iż do polskich kin zdominowanych przez “Dzień świra" czy “Cześć, Tereska" wnosi afirmację życia. Pewnie dotyczy to też “Dziewiątego dnia".
TADEUSZ SOBOLEWSKI: - Tak. Gdy chodzi o film “Karol", to - choć mnóstwo w nim uproszczeń i kiczowatych momentów - jednak nie mogłem się powstrzymać przed uczuciem zazdrości, że myśmy takiego filmu nie zrobili. I że trzeba aż Jana Pawła II, żeby pokazać postać, która ma w sobie tak wielką radość wewnętrzną. W tym sensie zaakceptowałem “Karola". Siedziała koło mnie młoda redaktorka “Gazety", która przed seansem czyniła sceptyczne uwagi, ale po filmie zobaczyłem, że była zapuchnięta od płaczu.
Jednak Schlöndorff to nie przypadek sentymentalny, lecz kino intelektualne, mówiące o poszukiwaniu sensu. Jeszcze raz polecam Państwu Frankla - psycholog dowodzi, że stłumieniem naszych czasów, z którym ludzie nie umieją dziś sobie poradzić, nie jest stłumienie Erosa, a stłumienie Logosu, czyli Boga. Frankl prowadził psychoterapię w Nowym Jorku, która wydobywała z ludzi stłumione uczucie religijne. I to właśnie wydaje mi się znamienne.
KS. ROMUALD JAKUB WEKSLER-WASZKINEL: - Edyta Stein pisze, że dopiero wykłady Maxa Schelera uzmysłowiły jej, że o zjawisku religijności można mówić jako o czymś ważnym. Przechodzimy ciekawą transformację, gdy pokazuje się bohaterów dotykających rzeczywistości Boga. Ale jakiego Boga? SS-man w filmie też mówi o Bogu. Rysuje się tu konflikt bogów - tego, który każe kochać tylko własną rasę, a nienawidzić innych; następnie tego, który każe kochać własną rodzinę i postawić bliskich ponad wszystko. I wreszcie - Tego, który mówi: “Kto kocha ojca i matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien". I to jest dopiero chrześcijaństwo w najpełniejszym wymiarze. Takie, które gotowe jest umrzeć za człowieka.
Ten film - może nawet niechcący - pokazuje prawdę o Bogu, który tak bardzo każe kochać innego człowieka. Innego: nie z własnej rasy, klasy czy rodziny. Bo istnieją też totalitaryzmy wmawiające, że najważniejsze są rodzina, naród, Kościół... Tymczasem w “Dziewiątym dniu" okazuje się, że to człowiek jest najważniejszy. Każdy inny człowiek. I chyba właśnie to uzmysławia nam film, którego bohater wraca do obozu, bo jego Bóg każe mu umrzeć, żeby żyć. Muszę powiedzieć, że gdy patrzyłem na księdza Kremera, przypominał mi się ks. Jerzy Popiełuszko.
- Sąd sumienia
- Pomijamy w tym filmie jeszcze jeden dylemat moralny. Chodzi o moment, kiedy ks. Kremer nie dzieli się ze współwięźniem znalezioną w rurze wodą. Pytanie: czy zgrzeszył? Wiąże się z tym kluczowa według mnie scena filmu: rozmowa Kremera z siostrą. Siostra tłumaczy, że zbrodnicza natura systemu polega na tym, iż wszystkich chce wciągnąć w szeregi katów, winnych.
TADEUSZ SOBOLEWSKI: - Wydaje mi się raczej, że retrospekcje z kroplą wody pokazują poczucie winy, które chroni księdza znajdującego się w moralnie dwuznacznej sytuacji.
- Księże Romualdzie: zgrzeszył, czy nie?
KS. ROMUALD JAKUB WEKSLER-WASZKINEL: - To mówi każdemu sumienie. W filmie widzimy, że sumienie ks. Kremera jednak zarzuca mu grzech.
- ...biorąc jeszcze pod uwagę, że wcześniej współwięzień podzielił się z nim wodą.
KS. ROMUALD JAKUB WEKSLER-WASZKINEL: - Tak. Ale w filmie pokazane są sytuacje najtrudniejsze. Nikt z nas nie jest wolny od grzechu. Oczywiście, sumienie ks. Kremera jest piękne - sportretowany został tu niemal jako święty, o bardzo wrażliwym sumieniu. Sądząc z jego zachowania, zgrzeszył. A jak ocenia to każdy z nas?
GERHARD GNAUCK: - ...niech pierwszy rzuci kamień.
KS. ROMUALD JAKUB WEKSLER-WASZKINEL: - Dokładnie. Osobiście uważam, że ks. Kremer zachował się tak, jak w danych okolicznościach mógł się zachować - i to wszystko.
TADEUSZ SOBOLEWSKI: - Najbardziej w tym filmie uderza mnie rzecz następująca: otóż pytał Ksiądz o to, kim dla poszczególnych postaci jest Bóg. Na pewno nie jest tym, którego afirmuje się wyłącznie przez ofiarę. W końcu ks. Kremer przeżyje obóz.
Istnieją dwa skrajne przedstawienia istoty chrześcijaństwa: jednym był film “Pasja", stawiający w centrum ofiarę i cenę zapłaconą za innych. U Schlöndorffa jest inaczej - reżyser mówi do ludzi takich jak prawdopodobnie on sam - dodajmy, wychowanek jezuickiego gimnazjum - że liczy się to, co jest wewnątrz człowieka. Nie chcę się kusić o amatorską teologię, wydaje mi się natomiast, że w szyderstwach hitlerowców, którzy chcą poniżyć i zgładzić więźniów wieszając ich na krzyżu, tkwi niesamowita perwersja. Dla nich ta ofiara jest jednoznaczna z chrześcijaństwem. Tymczasem istotą chrześcijaństwa jest według idei filmu coś innego - życie, nie śmierć.
KS. ROMUALD JAKUB WEKSLER-WASZKINEL: - Tu bym polemizował: nie wiem, czy hitlerowcy w ogóle podejmowali refleksję nad chrześcijaństwem. Chodziło im po prostu o to, żeby sponiewierać krzyż. Bo jeżeli jeszcze żołnierze Wehrmachtu nosili dewizę “Gott mit uns" (“Bóg z nami"), SS-mani mieli “Blut und Ehre" (“krew i honor"). Armia Himmlera reprezentowała absolutne pogaństwo, o Bogu nie było tu mowy. To było szyderstwo z chrześcijaństwa, czego Kościół w swoim najwyższym przedstawicielu nie rozpoznał. W seminarium uczono mnie, że Pius XII uważał, iż największe zagrożenie płynie z bolszewizmu...
GERHARD GNAUCK: - Film przedstawia system totalitarny na dwóch płaszczyznach. Pierwsza, w krótkim wstępie, to cała brutalność obozu. Schlöndorff koncentruje się jednak na wyrafinowanych sposobach wciągania człowieka w tryby systemu: za kulisami, w zaciszu gabinetu.
Dylemat księdza Henri polegał na tym, że zanim w ogóle zaczął zastanawiać się nad sytuacją, musiał zbrodniarzom uwierzyć na słowo. Uwierzyć, że gdy podpisze - on i jego towarzysze zostaną uwolnieni.
- Cierpiąc z honorami
- Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną postać: biskupa Luksemburga. Pozornie jest bohaterem: zrywa wszystkie kontakty z nazistami i raz dziennie, na znak oporu, każe bić w dzwon katedralny. Ale zauważmy, że w gruncie rzeczy biskup milczy, nikogo wprost nie potępia, siedzi zamknięty w rezydencji, udaje chorego. Czy nie jest większym bohaterstwem postawa ks. Kremera, który musi rozmawiać z nazistami? Kiedy dochodzi do spotkania Kremera z biskupem, ten ostatni nie wie, co poradzić podwładnemu. Jest przerażony tym, że ksiądz może stać się Judaszem, ale jednocześnie usprawiedliwia milczenie Piusa XII.
TADEUSZ SOBOLEWSKI: - Biskup nie chce ofiary, śmierci księdza. Dlatego te rozmowy są dwuznaczne.
Warto zapytać, co naprawdę myślą funkcjonariusze systemu. W nowych filmach niemieckich, także w “Sophie Scholl", można to wyczytać wyłącznie z twarzy postaci. To w nich najciekawsze: czy wierzą w to, co mówią? Ktoś powiedziałby, że to banalizacja hitleryzmu. Nic podobnego, to naturalne. Na ile nosi się maskę? Na ile ze strachu się udaje? Jak daleko może być posunięta gra? To bardzo ludzkie dylematy.
- Powtórzmy pytanie wprost: czy biskup Luksemburga jest bohaterem, czy może ucieka przed odpowiedzialnością?
TADEUSZ SOBOLEWSKI: - Nie ucieka. Odmawia współpracy z najeźdźcą. Jego milczenie jest formą protestu. Ale nie chce, żeby za niego, w jego imieniu, ktoś ponosił ofiarę.
KS. ROMUALD JAKUB WEKSLER-WASZKINEL: - Biskup na pewno nie jest kolaborantem. Jego milczenie jest, jak powiedziano, formą protestu, podczas gdy wielu biskupów niemieckich bynajmniej nie protestowało. Są straszliwe zdjęcia hierarchów wyciągających ramię w hitlerowskim pozdrowieniu. Natomiast protestujących biskupów nie było wielu.
GERHARD GNAUCK: - Gdy teraz się nad tym zastanawiam, zaczynam na biskupa patrzeć krytycznie. Warto sięgnąć do pism ewangelickiego teologa Dietricha Bonhoeffera - męczennika, który dwa ostatnie lata wojny spędził w hitlerowskich więzieniach i został zabity na miesiąc przed kapitulacją Rzeszy. Bonhoeffer pisał: “Wolność jest tylko w czynie, nie zaś w ucieczce myśli". Zastanawiam się, czy to, co robił biskup, to czyn, czy ucieczka myśli. Następnie czytamy: “Jest nieskończenie łatwiej cierpieć będąc posłusznym rozkazowi człowieka, aniżeli cierpieć w wolności własnego, odpowiedzialnego czynu. Jest łatwiej cierpieć w grupie niż samotnie. Jest łatwiej cierpieć publicznie i z honorami niż w ukryciu i w hańbie". Narzuca się tu zestawienie postaci ks. Kremera i biskupa. Czy ten ostatni przypadkiem nie cierpiał “publicznie i z honorami"?
KS. ROMUALD JAKUB WEKSLER-WASZKINEL: - Chcę tylko zaznaczyć, że biskup odpowiada za wszystkich księży z diecezji. Wspaniały teolog Bonhoeffer odpowiadał tylko za siebie.
Owszem, nasuwa się uwaga, że wobec tego Papież odpowiada za cały Kościół. Ale mimo wszystko nie chcę usprawiedliwić Piusa XII. Uważam, że Piotr powinien dawać świadectwo, zwłaszcza wtedy, gdy świadectwo było najpotrzebniejsze. Gdyby dał świadectwo, mielibyśmy świętego Piusa XII. A tak, toczymy walkę o to, czy jest błogosławionym, czy nie. Myślę, że z Edytą Stein byłoby im w tym samym niebie bardzo ciasno.
- Inwentarz do zbawienia
- Biskupem-bohaterem czasów wojny jest Clemens August Graf von Galen, nazywany Lwem z Münster. 9 października tego roku został beatyfikowany. W pierwszy konflikt z nazistami popadł już dziewięć dni po ingresie. W czasie wojny w listach pasterskich wprost, a nie aluzyjnie, potępiał zbrodnie gestapo. Postawił tamę - na pewien czas - dla programu eutanazji w Niemczech. Ten życiorys ma jednak pewną rysę. Otóż, po wojnie Galen wyrzucał sobie, że nigdy nie stanął w obronie Żydów. Kazał tylko w parafiach zorganizować serię katechez, gdzie tłumaczył, że każdy - także Żyd - jest dzieckiem Bożym powołanym do zbawienia i ma własną godność. Zauważmy, że ten sam człowiek podjął dwie różne decyzje: raz milczał, raz głośno przemawiał.
KS. ROMUALD JAKUB WEKSLER-WASZKINEL: - Cóż, postanowił przemawiać w obronie chrześcijaństwa. Trzeba pamiętać, że jeszcze po wojnie modliliśmy się w Wielki Piątek za “perfidnych Żydów", co zmienił dopiero Sobór Watykański II. Powinniśmy więc pamiętać, że Kościół uczył odrzucania Żydów, stawiał im zarzut bogobójstwa.
Gdy po wojnie poszedłem do szkoły, nie wiedziałem, że jestem Żydem. A najbardziej bolało mnie, że ewentualnie mógłbym być, bo przecież moja gęba od dzieciństwa była bardzo żydowska. Kościół nie patrzył wówczas na Żydów jak na “starszych braci w wierze". Przy chrzcie dorosłego Żyda szafarz zobowiązany był wymówić słowa: “Miej wstręt do żydowskiej perfidii, wypluj hebrajski przesąd". Tylko Kraków był szczęśliwym miastem, bo miał taki cud jak Karol Wojtyła, który w 1949 r. nie chciał ochrzcić żydowskiego chłopca będącego pod opieką katolików, ale postanowił czekać na decyzję jego rodziców.
Jeśli spojrzymy na tamte czasy przez pryzmat teologii przedsoborowej, zrozumiemy, dlaczego Galen nie występował w obronie Żydów. Żydzi po prostu nie wchodzili jeszcze w skład “inwentarza do zbawienia". Dopiero dziś mówimy, że “kto spotyka Jezusa, spotyka judaizm". Ale nauczał tego dopiero nieodżałowanej pamięci Jan Paweł II. Biskupowi Galenowi, Piusowi XII i wielu hierarchom do takiej wizji Kościoła było jeszcze daleko. Dziś żyjemy w innej rzeczywistości, za którą co dzień, jako ksiądz katolicki, dziękuję Panu Bogu.
Notował MK
Ks. Romuald Jakub Weksler-Waszkinel (ur. 1943) jest doktorem filozofii, działa na rzecz dialogu chrześcijańsko-żydowskiego. Od 1971 r. pracownik KUL, gdzie wykłada w Katedrze Metafizyki. Opublikował m.in. “Błogosławiony Bóg Izraela" (2001), “Zgłębiając tajemnicę Kościoła" (2003). Uratowany przez Polkę z getta niedaleko Wilna, tuż przed jego likwidacją. O żydowskim pochodzeniu dowiedział się w 1978 r.
Dr Gerhard Gnauck (ur. 1964) jest historykiem i politologiem. Od 1999 r. korespondent konserwatywnego niemieckiego dziennika “Die Welt" w Warszawie. Publikuje też m.in. w “Neue Zürcher Zeitung" (Szwajcaria), w “Tygodniku Powszechnym" oraz prasie ukraińskiej.
Tadeusz Sobolewski (ur. 1947) jest krytykiem filmowym, dziennikarzem i publicystą. W latach 1974-81 w tygodniku “Film", od 1981 r. w miesięczniku “Kino" (1990-94 - redaktor naczelny). Obecnie krytyk filmowy “Gazety Wyborczej" oraz felietonista “Kina". W TVP wraz z Grażyną Torbicką prowadzi program “Kocham kino". Opublikował m.in.: “Dziecko Peerelu" (2000), “Za duży blask: o kinie współczesnym" (2004).