Wódka z ludzką twarzą

Solidarność Polsko-Czechosłowacka była niespotykanym w skali całego bloku komunistycznego fenomenem: sprawna, choć działająca nielegalnie i częściowo głęboko zakonspirowana międzynarodowa organizacja.

22.10.2012

Czyta się kilka minut

W 1978 r. student Tomas Petřivy nawiązał kontakt z polską opozycją i zorganizował w górach, na granicy polsko-czechosłowackiej, pierwsze spotkanie dysydentów z obu krajów. Było tam wszystko, co potrzebne, by zaczęła się legendarna historia: Petřivy mieszkał w Pradze, ale był Słowakiem, na spotkaniu naprzeciw Václava Havla usiedli wspólnie Adam Michnik i Antoni Macierewicz, a esbecy i ich czechosłowaccy „koledzy” estebacy szaleli, bo nie bardzo wiedzieli, jak śledzić ludzi na górskich szlakach. Historia jednak na jakiś czas wyhamowała, Petřivy dostał dwa lata więzienia, z planów współpracy jeszcze nic nie wyszło.

Góra i Vrch

Nasza opowieść ponownie nabiera tempa latem 1981 r. Na I Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność” uchwalono właśnie „Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej”. Moskwa jest wściekła. Internacjonalizm w tamtych czasach nie dotyczył przecież zwykłych ludzi, był przywilejem polityków i wojskowych. Niewiele przejmował się tym Aleksander Gleichgewicht, wrocławski delegat na zjazd Solidarności. Zawiózł uchwałę do Pragi, gdzie podczas spotkania z Petrem Uhlem i Anną Šabatovą zapadła decyzja o utworzeniu Solidarności Polsko-Czeskiej, wkrótce przemianowanej na Polsko-Czechosłowacką. W październiku ogłoszono jej powstanie równolegle w Warszawie i w Pradze.

Teraz historia nabiera zbyt dużego przyspieszenia: grudzień 1981 r., stan wojenny, Gleichgewicht wylądował w obozie internowania, wszystkie kontakty zostały zerwane. Opowieść może jednak trwać dalej dzięki Mirkowi Jasińskiemu, studentowi Uniwersytetu Wrocławskiego, który wraz z przyjaciółmi, już w pełnej konspiracji, odbudowuje siatkę kontaktów i organizuje sieć kurierów, przerzucających przez granicę nielegalne dokumenty, bibułę, materiały drukarskie. Po drugiej stronie partnerem jest ks. Václav Malý i oczywiście Anna Šabatová.

Przez następne lata dzięki ludziom z Pragi, Wrocławia, Warszawy, Brna, potem także Cieszyna, Bielska-Białej i Kłodzka, powstała Solidarność Polsko-Czechosłowacka: fenomen w skali całego bloku komunistycznego. Kto pamięta, jak wyglądały wówczas zasieki na granicach, co groziło za przemyt nielegalnych książek, jak utrudniony był kontakt telefoniczny i ilu wopistów – czyli żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza – siedziało w krzakach na górskich szlakach, ten zrozumie, jakim ryzykiem było obarczone takie działanie, jakiego wysiłku wymagało perfekcyjne zorganizowanie nielegalnej roboty.

Znakiem rozpoznawczym Solidarności Polsko-Czechosłowackiej były spotkania w górach i przerzut bibuły przez granicę. I te góry nadały SPCz charakterystyczny rys, niespotykany w innych formach opozycyjnej działalności w latach 80. W górach, jak to w górach: większa swoboda niż na dole, bardziej pasowały te wszystkie swetry i dżinsy, łatwiej się oddycha pełną piersią i łatwiej o przyjaźnie przy słynnej „wódce z ludzką twarzą”, czyli przy Starej Mysliveckiej, która miała na etykiecie twarz myśliwego. Podczas jednego ze spotkań Havel miał stwierdzić: „Skoro nie mamy socjalizmu z ludzką twarzą, to chociaż napijmy się wódki z ludzką twarzą”; zwyczaj ten na stałe wszedł do kanonu spotkań SPCz. I pewnie dlatego po SPCz pozostało równie wiele heroicznych opowieści, jak i pysznych anegdot, jak choćby ta o lingwistyczno-topograficznym nieporozumieniu między polskimi a czeskimi kurierami: Polacy czekali w umówionym miejscu na Borówkowej Górze, a Czesi kilkanaście kilometrów dalej okupowali Borůvkový Vrch.

Ale SPCz to także inne działania, bardziej licujące z powagą antykomunistycznej opozycji. Np. podziemna seria wydawnicza czeskiej i słowackiej literatury niezależnej, w której po raz pierwszy w Polsce publikowano m.in. utwory Hrabala, Škvoreckiego i Havla. To akcja „Patronat”, dzięki której niezależne środowiska w Polsce obejmowały opieką konkretnych więźniów politycznych w CSRS. To zainicjowanie Wschodnioeuropejskiej Agencji Informacyjnej, jedynej w owym czasie niezależnej międzynarodowej agencji prasowej w bloku wschodnim. To demonstracje w obronie Petra Pospíchala, aresztowanego za rozpowszechnianie polskich wydawnictw niezależnych. To akcje ekologiczne w Karkonoszach i w Cieszynie. I charakterystyczna dla tej solidarności słabych z jeszcze słabszymi: demonstracja pod ambasadą rumuńską w proteście przeciw masakrze w Timişoarze w 1988 r.

Jeden dywiz

A potem nadszedł rok 1989 i historia znowu przyspieszyła, zaś wraz z nią nasza opowieść. SPCz w Polsce działała już całkiem otwarcie, efektem tego było np. zorganizowanie w Cieszynie wielotysięcznej demonstracji w rocznicę interwencji wojskowej i stłumienia Praskiej Wiosny w 1968 r. Przede wszystkim jednak we Wrocławiu SPCz zorganizowała na początku listopada międzynarodowe seminarium o Europie Środkowej i Przegląd Czechosłowackiej Kultury Niezależnej, na którym kilka tysięcy młodych Czechów i Słowaków po raz pierwszy od lat mogło posłuchać Karela Kryla, słynnego poety i pieśniarza zmuszonego do emigracji. Największa impreza w dziejach niezależnej kultury Czechosłowacji odbyła się w polskim Wrocławiu.

Ledwo czescy studenci zdążyli wrócić z Wrocławia do domów, historia zaczęła galopadę także w Pradze. A po aksamitnej rewolucji nic już nie było takie samo. Niczego już nie trzeba było przemycać przez granicę, drukować w piwnicach, zapisywać szyfrem. Z istniejącego od dwóch lat Kręgu Przyjaciół SPCz wyłonił się polski minister Jacek Kuroń, słowacki premier Ján Čarnogurský, czeski prezydent Václav Havel. W rozmowie jednego z liderów SPCz Zbyszka Janasa z Havlem pojawił się pomysł Trójkąta Wyszehradzkiego. Wkrótce z Trójkąta zrobił się Czworokąt, a Solidarność Polsko-Czechosłowacka musiała dodać jeden dywiz i zmienić nazwę na Solidarność Polsko-Czesko-Słowacką. Heroizm kontaktów z lat 80. zastąpiła codzienna praca przygranicznych samorządów, rządowych grup roboczych i dyplomatycznych komisji. Jeszcze trzeba było, wbrew Václavowi Klausowi, zawalczyć o mały ruch graniczny, ostatecznie przekreślić plany budowy gigantycznej koksowni w Stonavie, tuż nad polską granicą, jeszcze trzeba było postarać się o włączenie Polaków z Zaolzia w demokratyczne życie w porewolucyjnych Czechach, ale powoli polityczne znaczenie SPCzS malało.

Bliski Inny

W nowej rzeczywistości SPCzS wróciła tam, gdzie się jako idea narodziła – do kultury. Bo pomysł SPCz narodził się w umysłach ludzi otwartych na swoją kulturę, przyjaźnie nastawionych do Innego, również tak bliskiego Innego. Przestrzeń do takich spotkań tworzą literatura, teatr, kino. Od lat 90. do teraz głównym polem „solidarności” Polaków i Czechów stała się kultura: tutaj SPCzS odgrywa nadal sztandarową rolę. Nie tylko dlatego, że ludzie wywodzący się z SPCz kierowali ośrodkami kultury polskiej w Pradze i Bratysławie, że szefowali wspierającemu kulturę Funduszowi Wyszehradzkiemu, ale także dlatego, że SPCzS jest inicjatorem kilku ważnych imprez kulturalnych na pograniczu. Zaliczyć do nich można cieszyński Festiwal Teatralny „Bez Granic”, z główną nagrodą – Złamanym Szlabanem) czy kłodzkie Polsko--Czeskie Dni Kultury Chrześcijańskiej. Coraz większe znaczenie ma cieszyński przegląd filmów czeskich i słowackich.

Początkowa działalność SPCz, zepchnięta do podziemia, represjonowana, ograniczana administracyjnie i ośmieszana, stanowić może doskonałą ilustrację tez ze słynnego eseju „Siła bezsilnych” Václava Havla. Jest też znakomitym przykładem „dyplomacji obywatelskiej”, która przełamuje monopol państwa na definiowanie celów dyplomacji, która potrafi przekraczać granice wbrew własnym rządom. Znawcom problematyki trudno sobie bez SPCz wyobrazić otwarte granice, wspólne przedsięwzięcia transgraniczne i międzynarodowe inicjatywy polityczne, triumfalny pochód przez Polskę filmów Zelenki, książek Hrabala, sztuk Havla i pieśni Nohavicy. Oczywiście, przy okazji przypominania historycznych wydarzeń i zasług, należy pochylić głowę przed tymi, którzy stwierdzą, że nieuchronne procesy historyczne i tak by doprowadziły – z SPCz czy bez niej – do erozji komunizmu i zbudowania normalnych relacji polsko-czeskich i polsko-słowackich. Nie od rzeczy będzie jednak i im przypomnieć słowa Miłosza: „lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach”. Nie ulega wątpliwości, że dzięki działalności SPCz uniknęliśmy w relacjach polsko-czeskich niejednej niebezpiecznej lawiny.

***

28 września br., w rocznicę męczeńskiej śmierci św. Wacława, obchodzonej jako święto czeskiej państwowości, w małej podopolskiej wsi Komprachcice na jednej z prywatnych posesji załopotała czeska flaga, pod którą pięćdziesiąt osób wysłuchało okolicznościowego przemówienia o zawiłościach czeskiej historii (a potem oczywiście zjadło czeskie brambory i napiło się czeskiego piwa). Wśród gości był wspomniany Mirek Jasiński, ale większość stanowili ludzie miejscowi: po prostu sąsiedzi i znajomi gospodarzy. Gospodarzami było małżeństwo Bartusków, Elżbieta i Aleš. On Czech, ona Polka. Poznali się jeszcze w latach 80., dzięki działalności w SPCz. Już ponad dwadzieścia lat codziennie dają przykład polsko-czeskiej solidarności, której efektem jest też dwoje polsko-czeskich dzieci. W tym roku po raz pierwszy zaprosili sąsiadów. I ci polscy sąsiedzi, zgromadzeni pod czeską flagą, są najlepszym dowodem na to, ile od pierwszych spotkań w górach zmieniło się wokół nas. I w nas.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2012