Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W badaniach, których wyniki niedawno opublikowano (A. Gheorghiu, „Facial appearance affects...”), uczestników poproszono o ocenę, na podstawie fotografii, czterech cech 216 naukowców: kompetencji naukowych, towarzyskości (jak bardzo dana osoba jest sympatyczna), moralności (jak bardzo jest godna zaufania) i atrakcyjności. Inni uczestnicy oceniali później tych samych naukowców ze względu na to, czy są oni „dobrymi naukowcami” i czy ich badania są interesujące. Okazało się, że na to, czy ktoś oceniany jest jako „dobry naukowiec”, wpływa pozytywnie wysokie postrzeganie jego kompetencji i moralności, jednak negatywnie – towarzyskości i atrakcyjności. Na to, czy jego badania są interesujące, wpływały pozytywnie wszystkie te cechy.
Krótko mówiąc: ideałem rzetelnego naukowca jest niesympatyczny, moralny, kompetentny brzydal. Klikniemy natomiast na link prowadzący do wykładu osoby nie tylko moralnej i kompetentnej, ale sympatycznej i atrakcyjnej. (Nie stwierdzono wpływu rasy i płci.)
Nieco chyba kłóci się to ze znaną od lat prawidłowością, że osoby o wyższym statusie naukowym (i w ogóle: autorytecie) postrzegane są równocześnie jako mające większy wzrost (zaś osoby wyższe uważane są za atrakcyjniejsze). W klasycznym badaniu (Dannenmaier i Thumin, „Authority status as a factor...”) kazano ludziom oszacowywać wzrost człowieka zależnie od pełnionej przez niego roli w instytucji naukowej: od szeregowego studenta po dyrektora. Wzrost dyrektorów przeszacowywano średnio o 1,5 cm; studentów natomiast niedoceniano, średnio o prawie 2 cm.
Szkoda byłoby nie wspomnieć tu o badaniu (Solley i Haigh, „A note to Santa Claus”), w którym mierzono wzrost Świętego Mikołaja na rysunkach dzieci. W miarę zbliżania się do Wigilii Mikołaj robił się coraz większy. Po świętach jego wzrost dramatycznie malał. Wiem, że ma to niewielki związek. Ale urocze, prawda? ©