Wierna rzeka

26.04.2021

Czyta się kilka minut

Zbierałem właśnie własne myśli z pól, kiedy rozległo się stukanie dzięcioła. Przypomniało mi ono, że słuchałem do snu audiobooków. Bo skończył się Hugo-Bader, a zaczęła biografia da Vinci i tam zaraz na wstępie Walter Isaacson przywołuje jedną z wariackich notatek Leonarda: „Opisz język dzięcioła”. Inną podobną do niej jest wydane sobie polecenie opisania szczęki krokodyla.

Jeśli człowiek wyraźnie czuje przywiązanie, sympatię lub zgoła miłość zwierząt, to znaczy, że uczucia te mają miejsce. Nawet jeśli znajdują dla siebie miejsce tylko w człowieku – bo co siedzi w zwierzęciu, to tajemnica. Tę ewentualną jednostronność uczuć wcale nie ujmującą im ważności można sobie przetłumaczyć na ekstremalnym przykładzie stosunków człowieka z maszyną. Hugo-Bader pisze o więzi, jaka nawiązuje się między człowiekiem a jego samochodem, jeśli od tego samochodu zależy życie człowieka, jego los. Tankiści ciągnący na Berlin o czołgach, których dosiadają, a podróżnicy motocyklowi czy rowerowi o swych jednośladach mawiają tak samo: wierna maszyna. Rozmawiają z nimi. Przytulają je do serca lub sami tulą się do ich silników. Co więc mówić o chwiluni, kiedy człowiek, który wie, że w maszynie mieszka nic, poczuje więź ze zwierzęciem!

Ktoś tu zabił łabędzia. Jakiś człowiek, bo o ile mi wiadomo, nie istnieją ryby, które by się zajmowały polowaniem na łabędzie, wywlekaniem ich na brzeg i patroszeniem. Kiedy się wczoraj zjawiłem, w pobliżu smutnych resztek zabitego ptaka pływał po rzece drugi łabędź. Krążył. Samotny. Tak mi się przynajmniej wydawało. Tym bardziej że niedługo przepłynęła przede mną para. Potem druga para, która pobiegła po wodzie i odleciała.

Przenocowałem w przyzwoitej odległości od białych szczątków, ale w pobliżu. Kiedy się rano wyczołgałem na świat, przed nosem znów mi się przesunął łabędź. Nie wiem, czy ten sam. Na widocznych z wału polach cały czas przesiaduje duże ich zgromadzenie, z daleka przypominają bociani sejmik. W ogóle to starorzecze Wisły to łabędzi raj. Nawet w nocy słyszałem starty i lądowania na rzece. Opisz łapę łabędzia. Oczywiście nic o łabędziach nie wiem. Z tego, co słyszałem, te tutaj są raczej nieme niż krzykliwe. W każdym razie to chyba niemożliwe, żeby młodzież uczyła się pierwszych kroków w chmurach w marcu, więc te wodowania i wzloty to pewnie tak, dla samego latania. Posiedzę tu parę godzin. Pewnie niewiele się nauczę, chyba że o sobie. Ale zobaczę przynajmniej, czy jest tu więcej samotnych łabędzi, czy rzeczywiście tylko ten jeden.

Czy trzeba dużo wiedzieć o łabędziach, żeby jednego z nich zabić?

W reportażu Hugo-Badera pada znajome, choć prawie zapomniane nazwisko Raisy Smietaniny. Błyszcząca złotem biała legenda mej młodości, radziecka królowa nart odkopuje się z zaspy lat. Hugo-Bader opisuje jej przyjaciółkę z radzieckiej kadry, Emmę Łysenko. Spotkał ją w Moskwie w początkach XXI wieku, zaprzyjaźnili się. „Waży czterdzieści jeden kilo. Szuka w śmietnikach jedzenia, butelek, puszek po piwie. Chla rozrobiony spirytus techniczny. Obgryza pazury”. I dowiaduję się, że i Łysenko, i Smietanina to nie żadne „zawodniczki radzieckie”, tylko rdzenne Komiaczki z Syktywkaru.

Zawsze mnie dziwiło, że dzięcioły nie doznają wstrząsów mózgu od nieustannego napierdzielania głową w drzewo. Nie grozi im otępienie i parkinsonizm w młodym wieku, jak bokserom. Teraz, dzięki książce, wiem, że to kwestia języka. Zarówno mózg, jak i język bokserów nie są czymś, czym szermierze na pięści mogliby się chlubić. Natomiast język dzięcioła jest trzy razy dłuższy od jego dzioba, żeby mógł wyłapywać robaki z ich kryjówek. Więc kiedy go nie używa, dzięcioł owija sobie język wokół ptasiego móżdżku. Robi sobie z niego amortyzator.

Amortyzator to dziwne słowo, bo amor i mort są w nim sczepione ze sobą jak psy, a notatki da Vinci wcale nie były wariackie. Jak się ma sprawa ze szczęką krokodyla, wiem od czasu, kiedy zobaczyłem krokodyla z paszczą owiniętą taśmą klejącą w studiu telewizyjnym. Dzięki dodatkowemu stawowi i masywnym mięśniom krokodyl ma najsilniejsze szczęki ze wszystkich zwierząt. Ale tylko, kiedy je zaciska. Coś za coś. Mięśnie do zamykania paszczy tak się u niego rozwinęły, że prawie nie zostawiły miejsca mięśniom do jej otwierania. Nie trzeba dużo wiedzieć o krokodylu, żeby go przywlec do studia telewizji. Dlatego ludzie renesansu w ogóle się w telewizji nie pokazują.

Czas płynie. I smętne długoszyje ptaszysko wciąż pływa w zasięgu mojego spojrzenia. Teraz wsadziło łeb pod wodę i szuka czegoś tam, gdzie ja nie widzę niczego. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, prozaik, dziennikarz radiowy, tłumacz i felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Laureat licznych nagród literackich, pięciokrotnie nominowany do Nagrody Literackiej „Nike”. W 2015 r. otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką „Silesius” za… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18/2021