Wielka tragedia Wielkiej Schizmy

Nie ulega wątpliwości (pisał o tym przed tygodniem ks. Grzegorz Ryś), że w świadomości Greków dzień 13 kwietnia 1204 r. uchodzi za największą zbrodnię i najbardziej brutalny epizod w procesie powolnego rozłamu między Kościołem łacińskim i greckim. Do dzisiaj fakt ten pozostaje bolesnym symbolem podziału między chrześcijańskim Wschodem i Zachodem; jednym z głównych źródeł nieufności, niechęci i wzajemnego wyobcowania.

25.04.2004

Czyta się kilka minut

Gustave Dore "Wkroczenie krzyżowców do Konstantynopola" /
Gustave Dore "Wkroczenie krzyżowców do Konstantynopola" /

Miasto zostało zaatakowane w Wielki Wtorek, 12 kwietnia. Po łatwym zwycięstwie, dokonanych grabieżach i spaleniu kilku budowli napastnicy wycofali się w obawie przed zasadzką. Powrócili w Wielką Środę, aby dokończyć dzieła zniszczenia. Grabież wstrzymano dopiero 14 kwietnia, w Wielki Czwartek wieczorem, aby - jak mówiono - nie sprofanować Wielkiego Piątku!

Pod sztandarem krzyża

Oto jak zdobycie miasta opisuje w swojej “Historii" jeden z bizantyjskich notabli, Nicetas Choniates. Był on świadkiem politycznego upadku na szczytach władzy w stolicy cesarstwa, który doprowadził do tragedii. “Na dźwięk trąby, wymachując obnażonymi mieczami zabrali się za plądrowanie domów i kościołów. Nie wiem, jak podjąć się opisu niegodziwości, które popełnili ci zbrodniarze. Rozbijali święte obrazy czczone przez wiernych. Rzucali relikwie męczenników w miejsca hańbiące, które wstydzę się wymieniać. Wylewali ciało i krew Pana... Ci prekursorzy Antychrysta, ci sprawcy profanacji, które mają poprzedzić jego przyjście, brali kielichy i pateny za zdobycz wojenną. Niektóre z nich rozbili, a pozostałe kielichy zabierali na swoje stoły, aby z nich jeść i pić... Nie sposób pomyśleć bez przerażenia o profanacji dokonanej na Wielkiej Świątyni [Hagia Sophía]. Zniszczyli ołtarz zrobiony w całości z cennych materiałów, przedmiot podziwu dla wszystkich narodów; łupieżcy podzielili się jego fragmentami, tak jak dzielili się wszystkim, co było najbardziej cennego w świątyni... Wprowadzili do nawy muły i konie, aby zabrać poświęcone naczynia, obrobione dłutem srebro i złoto, które wyrwali z tronu, pulpitu i drzwi, jak również sprzęty, które tylko mogli znaleźć; kiedy niektóre spośród tych zwierząt ślizgały się i upadały, kłuli je nożami, a świątynia została splamiona ich krwią i odchodami. Posadzono prostytutkę... na tronie patriarchy i znieważano Jezusa Chrystusa; śpiewano sprośne piosenki i tańczono w bezwstydny sposób w świętym miejscu... Z dzikim szałem gwałcili oni kobiety, nawet najbardziej godne szacunku, najbardziej cnotliwe, najbardziej niewinne młode dziewczęta, mniszki poświęcone Bogu... Całe miasto było jedynie rozpaczą, łzami, krzykami, jękami".

Wschodnie chrześcijaństwo nie zapomniało do dzisiaj tamtych trzech dni Wielkiego Tygodnia. “W porównaniu z tymi ludźmi, którzy na swych ramionach noszą Krzyż Chrystusowy, nawet Saraceni są litościwi i łaskawi" - zapewniał Nicetas Choniates. Jeszcze bardziej szczegółowy opis podał ówczesny metropolita miasta Kyzikos, Cyryl (Kyrillos Konstantinos Stilbes). Pisał on o spaleniu wielu świątyń niezwykłej piękności. W sanktuarium Hagia Sophia nie oszczędzono niczego. Bogato zdobiony stół ołtarzowy świątyni został rozbity na kawałki, złote i srebrne przedmioty świątynne przerabiano na pasy, sprzączki i ostrogi lub rozdawano kurtyzanom na pierścienie, naszyjniki, kolczyki i inne ozdoby. Nakrycia ołtarzowe i szaty liturgiczne zamieniano na stroje dla mężczyzn i kobiet oraz na derki pod siodła. Marmurowe płyty świątyni rozwleczono po ulicach. Relikwie świętych wyrzucano z relikwiarzy jak nieczyste przedmioty. W jednym z przytułków zabrano ikonostas, porobiono w nim otwory, aby służyły chorym krzyżowcom jako deska sedesowa. Ikony palono, deptano, używano jako mebli do siedzenia lub zamiast drewna na opał; inne miały ozdabiać domy, służyć jako wykładzina podłogowa czy nawet jako drabki na siano dla koni.

Metropolita Kyrillos podkreśla, iż wielu mieszkańców Konstantynopola (zarówno duchownych, jak i świeckich) zabito w świątyniach, gdzie szukali schronienia. Jak zachowywali się w tej sytuacji duchowni łacińskiego Kościoła? Opis metropolity jest równie lakoniczny, co drastyczny. Pisze o biskupach i kapłanach depczących ikony, przeszukujących i okradających groby świętych oraz członków rodziny cesarskiej. Jadąc na koniu w stroju rycerskim na czele zdobywców, jeden z biskupów trzymał oburącz krzyż jak sztandar; był świadkiem grabieży i świętokradczych występków. “Pewien kardynał - pisze Kyrillos - udawszy się do kościoła Archanioła w Anapulos kazał w tym miejscu zamazać wapnem liczne ikony świętych, potem wrzucić relikwie świętych do pobliskiego morza, aby później je sobie przywłaszczyć".

Raport metropolity mówi o “niezmierzonej krzywdzie", która spotkała niewinnych ludzi, wyznawców tej samej religii chrześcijańskiej. Przybysze z daleka zjawili się po to, by palić, zabijać i rabować. Dla wszystkich pokrzywdzonych życie stało się “przedłużoną śmiercią", losem gorszym od tego, który spotkał tych, co od razu zginęli.

Gdyby nawet założyć, że ten opis jest w pewnych szczegółach przesadzony, trzeba przynajmniej przyznać, że pozwala zrozumieć pogardę, jaką łacinnicy żywili wobec chrześcijan wschodnich. Tylko głęboko zakorzeniona pogarda, idąca w parze z nienawiścią, mogła stać się przyczyną masowego gwałtu dokonanego na Bizancjum.

Niegodziwa absolucja

Dramatyczny opis Kyrillosa zgodny jest z tym, czego dowiedział się później Innocenty III. Papieżowi doniesiono o okropnościach popełnionych w stolicy wschodniego cesarstwa przez krzyżowców podczas drugiego oblężenia miasta. Dowiedział się także o absolucji (rozgrzeszeniu z papieskiej ekskomuniki, nałożonej na krzyżowców po wcześniejszym zdobyciu Zary) udzielonej przez legata Piotra przed zdobyciem bizantyjskiej stolicy. Oburzony napisał do niego list 12 lipca 1205 r. Zbyt późno było już wszakże na żale i protesty. “Tam, gdzie wydawało się, że osiągamy korzyść, cofnęliśmy się, a powody do radości przekształciły się w przedmiot lęku. Jak można będzie sprowadzić Kościół grecki do jedności Kościołów i do oddania względem Stolicy apostolskiej, kiedy został zgnębiony tylu nieszczęściami i prześladowaniami? Widzi on w łacinnikach jedynie przykład zguby i uczynków ciemności - do tego stopnia, że obecnie, nie bez racji, nienawidzi ich bardziej niż psów. (...) Kiedy krzyżowcy porzuciwszy pielgrzymkę, którą im proponowano, wrócą do siebie rozgrzeszeni, uwolnieni od wszelkiej odpowiedzialności, czyż ludzie nie powiedzą, że te rzeczy wydarzyły się nie z powodu zbrodni, jaka miała miejsce, lecz z powodu twojego złego postępku?" [tj. absolucji, której legat udzielił przedtem napastnikom].

Innocenty III potępiał najpierw popełnione w stolicy wschodniego chrześcijaństwa zbrodnie, potem zaś łagodził swoje stanowisko na korzyść procesu latynizacji chrześcijańskiego Wschodu. Sporo listów papieskich dotyczących sytuacji w Konstantynopolu napisanych zostało w duchu apologetycznym, uzasadniających zachodnią wizję zjednoczenia Kościołów pod władzą papieża. Nie była to wizja prawdziwej jedności, lecz postulat podporządkowania się Greków łacińskiemu modelowi Kościoła. Ustanawianie paralelnych hierarchii na terenach wschodniego chrześcijaństwa to jedna z głównych przyczyn podziału w Kościele, wyraz zaprzeczenia eklezjalności Kościoła wschodniego, odmowa braterstwa ze strony siostrzanego Kościoła rzymskiego.

Na tym tle jakże zrozumiałe są końcowe refleksje greckiego metropolity z Kyzikos o braku zdecydowanych sankcji ze strony Kościoła rzymskiego w stosunku do tych, którzy dopuścili się straszliwych przestępstw, popełnionych “przeciwko Bogu i ludziom". Dla Greków było to potwierdzenie faktu, że hierarchia łacińska w gruncie rzeczy sprzyjała takiemu niegodziwemu postępowaniu. Uważano zatem, że na niej również ciąży odpowiedzialność za to, co się stało.

Prawosławny teolog Aleksander Schmemann piętnował przed laty “osobliwą żądzę jedności Kościoła", wskutek której papieże dążyli do podporządkowania sobie całego świata chrześcijańskiego. Problematyka jedności sprowadzała się w owym czasie do uznania absolutnego prymatu biskupa rzymskiego.

Grzech podziału

Wstydliwa dla Kościoła zachodniego data gwałtu na Bizancjum była przez wieki starannie wymazywana z jego historycznej pamięci lub bezkrytycznie usprawiedliwiana łacińską ideologią teologiczną (Kościół rzymski jako mater et magistra wszystkich innych chrześcijan). Winą za zaistnienie schizmy obarczano Greków, nie uznających prymatu Kościoła rzymskiego. Zgoła inaczej sprawy te wyglądają w oczach chrześcijan prawosławnych. W wydarzeniach roku 1204 widzą oni coś najgorszego, co mogło spotkać Bizancjum z rąk Łacinników. Prawosławny historyk Nicolas Zernov pisał: “Złupienie Konstantynopola jest jednym z największych nieszczęść, jakie zapisały dzieje chrześcijaństwa. (...). W przeciągu trzech dni ludzkość straciła niezliczoną ilość arcydzieł sztuki, Kościół swą jedność, a cesarstwo siły niezbędne do stawienia czoła azjatyckim najeźdźcom. Zaniknęło ostatecznie poczucie łączności między Wschodem i Zachodem, które dotąd jeszcze przetrwało mimo tylu ciosów i przejść, i zdołało się oprzeć tylu próbom rozłamu. Odtąd nie można było mówić o Grekach i Łacinnikach jako o członkach tego samego Kościoła".

Zachodnie wmieszanie się do bizantyjskiej polityki, związane z napaścią i świętokradztwem, przyniosło wielkie nieszczęścia i niewyobrażalne straty dla Kościoła. Istniejące wcześniej różnice dogmatyczne, kultyczne i zwyczajowe zostały teraz wzmocnione przez uczucie zranionej dumy narodowej, nienawiści i złości. To właśnie IV krucjata sprowadziła rozłam między Kościołami na poziom dostępny dla szerokich rzesz wierzących, wcześniej (po roku 1054) nawet nie uświadamiany po obydwu stronach. Kpiny ze świętości chrześcijańskiego Wschodu sprawiły, że pojawił się złowrogi duch nienawiści, goryczy i nieufności. O ile schizma roku 1054 była początkiem rozłamu, to definitywny podział nastąpił dopiero po zdobyciu Konstantynopola przez krzyżowców. Schmemann pisał: “Podział Kościoła przestał być sporem hierarchów i sporem teologicznym, aby na wieki przejść w ciało i krew ludu, stać się stałym elementem świadomości kościelnej. »Łacinnicy« na Wschodzie i »Grecy« na Zachodzie stali się synonimem zła, herezji, wrogości, wręcz negatywnym określeniem. Teraz spotykali się już nie hierarchowie, a masy ludu, zaś w ich psychologii rozłam przemienił się w żywiołową nienawiść, w której wierność swojej wierze i żal za przecierpiane krzywdy mieszały się z odrzucaniem wszystkiego, co obce, bez rozróżniania rzeczy dobrych i złych. Cała groza rozłamu Kościoła zawiera się w tym, że w ciągu wieków nie spotykamy w ogóle przejawów troski o jedność, świadomości nienormalnej sytuacji, grzechu z powodu podziału Kościoła".

Czy jest to sytuacja bez wyjścia? Prawosławni teologowie przyznają, że obie strony powinny teraz spojrzeć w przeszłość z żalem i skruchą. Biskup Kallistos Ware napisał niedawno zastanawiające słowa: “Obie strony powinny szczerze przyznać, że mogły i powinny uczynić więcej, aby tej schizmie zapobiec. Obie strony ponoszą odpowiedzialność za błędy popełnione na czysto ludzkiej płaszczyźnie. Prawosławni np. powinni obwiniać się za dumę i lekceważenie, z jakim w okresie bizantyjskim traktowali Zachód; powinni winić się za incydenty, jak na przykład zamieszki w 1182 r., kiedy to bizantyjski motłoch zmasakrował łacińskich rezydentów Konstantynopola (jednak ze strony Bizantyjczyków nie były to działania porównywalne z łupieżą roku 1204). Upierając się przy tym, że jest tym jednym prawdziwym Kościołem, każda strona musi przyznać, że na płaszczyźnie ludzkiej została przez ten podział boleśnie zubożona. Grecki Wschód i łaciński Zachód potrzebowały i ciągle potrzebują się wzajemnie. Dla obu stron wielka schizma okazała się wielką tragedią".

Czynem i zaniedbaniem

Dopiero na początku XXI w. dokonało się ze strony Kościoła katolickiego publiczne wyznanie winy za zło wyrządzone Grekom przed 800 laty. Uczynił to Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Grecji, na spotkaniu z arcybiskupem Christodoulosem w dniu 4 maja 2001 r. Biskup Rzymu po raz pierwszy w historii odwiedził Ateny.

W przemówieniu poprzedzającym wystąpienie Jana Pawła II, arcybiskup Christodoulos opisywał oczekiwanie na słowa, które sprzyjałyby oczyszczeniu kościelnej pamięci o bolesnych doświadczeniach przeszłości, spowodowanych “niebraterskim postępowaniem zachodniego świata chrześcijańskiego wobec narodów prawosławnych podczas drugiego millennium". Przypomniał, że świadomość prawosławnych domaga się “formalnego potępienia niesprawiedliwości popełnionych przeciwko nim przez chrześcijański Zachód", że jest to oczekiwanie wciąż niespełnione. “Prawosławna ludność Grecji, bardziej niż inne narody prawosławne, intensywniej odczuwa w swojej świadomości religijnej i narodowej pamięci urazowe doświadczenia, które pozostają otwartymi ranami zadanymi (...), jak wszystkim wiadomo, przez niszczycielską manię krzyżowców i okres rządów łacińskich, jak również przez nieuprawniony prozelityzm Łacińskiej Unii. Jednakże do tej pory nie usłyszano ani jednej nawet prośby o wybaczenie. (...) Oczekujemy odważnego słowa (...), słowa Chrześcijańskiego Biskupa, które mówi do naszego serca. To słowo musi położyć kamień węgielny, na którym budowane będzie zrozumienie, przebaczenie i pojednanie".

Oczekiwanie na “odważne słowo" zostało spełnione. W obecności arcybiskupa Aten i całej Grecji, członków Świętego Synodu i biskupów Greckiego Kościoła Prawosławnego Jan Paweł II mówił: “To prawda, że ciążą na nas dawne i współczesne spory oraz nie wyjaśnione dotąd nieporozumienia. (...) Potrzebny tu jest oczywiście wyzwalający proces oczyszczenia pamięci. Za wszystkie dawne i współczesne sytuacje, w których synowie i córki Kościoła katolickiego zgrzeszyli czynem lub zaniedbaniem przeciw swoim prawosławnym braciom i siostrom, niech Pan udzieli nam przebaczenia, o które Go prosimy. Niektóre wspomnienia są szczególnie bolesne, a pewne wydarzenia z odległej przeszłości pozostawiły do dziś głębokie rany w ludzkich sercach i umysłach. Mam na myśli brutalną grabież cesarskiego miasta Konstantynopola, które przez tak długi czas było bastionem chrześcijaństwa na Wschodzie. To tragiczne, że napastnicy, którzy wyruszyli z zamiarem zapewnienia chrześcijanom swobodnego dostępu do Ziemi Świętej, zwrócili się przeciw własnym braciom w wierze. Fakt, że byli to chrześcijanie łacińscy, budzi w katolikach głębokie ubolewanie. Czyż możemy nie dostrzec tutaj mysterium iniquitatis działającego w ludzkim sercu? Sąd należy wyłącznie do Boga, dlatego też powierzamy ciężkie brzemię przeszłości Jego nieskończonemu miłosierdziu, błagając Go, aby uleczył rany, które nadal przysparzają duchowych cierpień narodowi greckiemu".

Trzeba było ośmiu wieków, aby w dobie ekumenii zabrzmiały słowa przeprosin. Czy wystarczy to jedno wyznanie winy i wyrazy “głębokiego ubolewania" za “głębokie rany w ludzkich sercach i umysłach"? “Ciężkie brzemię przeszłości" nie zostało jeszcze zdjęte ze świadomości chrześcijańskiego Wschodu.

Wspólny dramat

Potrzebna jest dziś głęboka refleksja nad przyczynami rozłamu. Trzeba z pokorą przyjąć wielką część winy i współodpowiedzialności za ostateczne przypieczętowanie schizmy między Wschodem i Zachodem. Nie jest to jedynie “Schizma wschodnia", lecz wspólny dramat Wielkiej Schizmy, która na długie wieki podzieliła jeden Kościół Chrystusa. Bez przyznania się do tego nie będziemy w stanie dokonać koniecznej rewizji w rozumieniu jej zaistnienia i trwania.

Data schizmy, wiązana ze wzajemnymi ekskomunikami między Rzymem i Konstantynopolem w 1054 r., jest bardziej wydarzeniem symbolicznym niż definitywnym rozłamem. Dopiero to, co stało się w 1204 r. uczyniło rozłam czymś boleśnie rzeczywistym i trwałym. W świadomości Wschodu pamięć o barbarzyńskim podboju Konstantynopola wciąż jest raną nie zaleczoną. Dopiero czasy ekumenizmu niosą ze sobą nowe możliwości uzdrawiania pamięci i rzeczywistego pojednania. Czy zostaną wykorzystane? Nie dokona się to w sferze słów.

Trzeba było długich wieków, abyśmy zaczęli myśleć o tym, co się wówczas wydarzyło. Pamięć o tym wydarzeniu skłania jednak do czegoś więcej niż do okolicznościowej zadumy, która nie pozostawi żadnego trwałego śladu w naszym myśleniu i postępowaniu wobec innych chrześcijan. Potrzebna jest prawdziwa metánoia, wewnętrzny wstrząs, który prowadzi do szczerego duchowego nawrócenia i przynosi błogosławiony owoc ekumenicznego czynu pojednania.

Wielki Tydzień 2004

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2004