Czyny ciemności

W historii relacji między Kościołami wschodnim i zachodnim dwie daty budzą najboleśniejsze skojarzenia - od jednej dzieli nas 950 lat; od drugiej - równe 800. Pierwsza to podręcznikowa data tzw. schizmy wschodniej: 15 lipca 1054 r.; druga - dzień zdobycia Konstantynopola przez łacińskie rycerstwo IV krucjaty: 12 kwietnia 1204. Bez drugiej, ta pierwsza okazałaby się może niewiele znaczącym epizodem...

18.04.2004

Czyta się kilka minut

Zdobycie Konstantynopola przez krzyżowców. Miniatura z "Kroniki Filipa Dobrego, księcia Burgundii", 1462 /
Zdobycie Konstantynopola przez krzyżowców. Miniatura z "Kroniki Filipa Dobrego, księcia Burgundii", 1462 /

W długich procesach historycznych daty spełniają najczęściej rolę symboliczną, ściśle umowną. Czy można z całą powagą traktować np. rok 1492 (lub - jak chcą inni dziejopisarze - 1517) jako datę końca średniowiecza? Czy 1 stycznia 1493 wszyscy obywatele świata obudzili się w poczuciu przynależności do nowej epoki? Albo czy trudno jest wskazać w XIV w. ludzi o mentalności i kulturze (przynajmniej w niektórych elementach) “nowożytnej"? Czy trwająca przez tysiąc lat komunia chrześcijan wschodu i zachodu mogła się nagle rozpaść wskutek dwóch (i to wątpliwej ważności!) ekskomunik? I - konsekwentnie - czy jedność Kościołów może zostać skutecznie przywrócona na drodze jednego czy drugiego, najbardziej nawet spektakularnego aktu (prawnego - jak tzw. unie; symbolicznego - jak cofnięcie ekskomuniki)? A może ową lekcję podziału czy lepiej: rozchodzenia się Kościołów, trzeba przerobić w sposób o wiele dojrzalszy?

Trudna jedność

Wypada zacząć od tego, że już owo pierwsze, wspólne tysiąclecie w historii Kościołów nie było zgoła czasem łatwej jedności. To właśnie w nim wykrystalizowały się niemal wszystkie linie przyszłych podziałów: spór o prymat (ściślej: o jego rozumienie), o model Kościoła (monarchiczny czy pentarchialny, stawiający na czele Kościoła pięć równoprawnych patriarchatów?), o wykładnię dogmatu trynitarnego (Filioque), różnice w sprawowaniu liturgii i w dyscyplinie kościelnej. Za nimi kryły się głębokie różnice kulturowe - między greckim wschodem a łacińskim (po wędrówce ludów: barbarzyńskim) zachodem, przekładające się także na różnorodność w stylu i metodzie uprawiania teologii. Zachód traktował ją wręcz jak naukę ścisłą (scientia), wschód - bardziej jako doświadczenie mistyczne; zachód ulegał potrzebie definiowania i dowodzenia; wschód - potrzebie nie-definiowania i przeżycia religijnego. Obrazy religijne zachód wykonywał w celach dydaktycznych (litteratura illitteratorum); wschód zaś traktował wręcz quasi-sakramentalnie i mówił o potrzebie czci “świętych" obrazów (lepiej: ikon). Tej z kolei zachód nie rozumiał i aż po wiek XIII wyraźnie wyżej od obrazów cenił sobie choćby relikwie.

Z biegiem czasu różnic przybywało. W celebracji Eucharystii na zachodzie używano chleba przaśnego, na wschodzie - kwaszonego; zachód w teologii Eucharystii podkreślał rangę słów konsekracji; wschód - znaczenie epiklezy (modlitwy o zesłanie Ducha Świętego na dary ofiarne w celu ich przemienienia - red.); od VII wieku na wschodzie ustabilizowała się praktyka udzielania święceń kapłańskich żonatym mężczyznom; zachód - powoli dojrzewał do kapłańskiego celibatu.

A jednak.

Przez pierwsze tysiąclecie wszystkie te różnice z zasady (choć nie bez wstrząsów) postrzegano bardziej jako bogactwo niż przekleństwo Kościoła. Trudno się zresztą dziwić. W pierwszych pokoleniach wszyscy, także rzymscy i zachodni chrześcijanie, modlili się przecież po grecku, i w tym języku uprawiali teologię, jak choćby Ireneusz, biskup Lyonu (+202). Po dramacie wędrówki ludów w VII, VIII, a nawet IX stuleciu Rzym znowu wydawał się bardziej “wschodni" niż “zachodni". W okresie od roku 650 do 750 na siedemnastu papieży tylko pięciu było Rzymianami, jeden pochodził z Italii; pozostałych jedenastu związanych było z grecką tradycją kościelną (pięciu Syryjczyków, trzech Sycylijczyków i trzech Greków). A przecież to ciągle był czas, kiedy biskupa Rzymu wybierał kler i lud miasta! Trudno się jednak dziwić greckim wpływom, jeśli pamiętamy o fali wschodnich chrześcijan, którzy w VIII wieku, chroniąc się przed atakami obrazoburstwa, przybyli do Rzymu, a postawione wówczas przez nich kościoły do dziś urzekają swą bizantyjską ikonografią.

Kiedy 14 lutego 869 roku w Rzymie umarł Cyryl (brat Metodego, współpatron Europy), papież - jak czytamy w “Żywocie" - “rozkazał wszystkim Grekom, którzy byli Rzymie, a także i Rzymianom zejść się ze świecami w ręku i śpiewać nad nim, i pogrzeb mu odprawić, jakby się odprawiało dla samego papieża". A przecież grzebano greckiego mnicha, który w sam środek Europy (na Morawy) przeszczepił wschodnią liturgię, tłumacząc greckie księgi na język słowiański.

Pierwszy poważny wstrząs, jakim była tzw. schizma focjańska, zakończył się jeszcze podług tej samej logiki, zasadą przyjętą na unijnym synodzie w Konstantynopolu (879-880): “Każdy Kościół posiada pewne stare zwyczaje, przekazane mu jako dziedzictwo. Nie powinno się kłócić ani dyskutować na ich temat. Niech Kościół rzymski zachowa swoje słuszne sposoby postępowania. Ale niech Kościół konstantynopolitański zachowa [także] pewne zwyczaje, które pochodzą z dawnej przeszłości. Niech będzie tak samo w innych stolicach wschodnich. Wiele rzeczy byłoby w przyszłości Kościołom zaoszczędzone, gdyby się stosowały do tejże reguły".

Niestety, tak się nie stało...

Chleb niezgody

Z końcem pierwszego tysiąclecia narastał - i to zapewne w obu Kościołach - duch, który o. Wacław Hryniewicz nazywa duchem “ekskluzywizmu", a więc absolutyzowania własnej tradycji, teologii i kultury religijnej. Zachód stawał się coraz bardziej “rzymski", zwłaszcza od czasu tzw. reformy gregoriańskiej (od połowy XI wieku), która przekształciła łaciński Kościół w rodzaj “papieskiej monarchii". W nowym modelu tylko papieżowi przysługiwała w Kościele “pełnia władzy" (plenitudo potestatis); biskupów uczyniono papieskimi wikarymi, powoływanymi przez następcę Piotra jedynie do “części jego powszechnej odpowiedzialności" (vocati in partem sollicitudinis). Wschód niewiele z tego rozumiał, a biskup Konstantynopola w połowie XI wieku sięgnął ponownie po tytuł patriarchy ekumenicznego. Kiedy na południu Italii greccy duchowni spotkali się z poważnymi trudnościami (aż po bojkot sprawowanych przez nich sakramentów), a na wschodzie patriarcha Cerulariusz postanowił “zreformować" ośrodki posługujące się łacińskim rytem, zamiast rozmawiać, sięgnięto po obustronną ekskomunikę.

To właśnie był ów 15 lipca 1054, kiedy papieski legat, kard. Humbert z Moyenmou-tier na ołtarzu kościoła Bożej Mądrości w Konstantynopolu zostawił bullę ekskomunikującą Cerulariusza, wyliczającą 10 wschodnich “herezji", z których najpoważniejsze to: udzielanie święceń żonatym mężczyznom i usunięcie Filioque z wyznania wiary (podczas gdy zostało ono raczej “tylnimi drzwiami" wprowadzone do Credo przez Kościół zachodni)!

Czy to była schizma? Jeśli tak, to jedynie między Kościołem w Rzymie i Kościołem w Konstantynopolu; nie zaś wszystkimi Kościołami na wschodzie. Prawie pół wieku później - w połowie lat 90. XI stulecia - papież Urban II w przededniu I wyprawy krzyżowej określał chrześcijan w Jerozolimie, Antiochii i innych Kościołach wschodnich jako Christiani nostri, fratres nostri, membra Christi (“nasi Chrześcijanie", “nasi bracia", “członki [ciała] Chrystusa"). Co więcej, za ekskomunikowanego w Konstantynopolu uważał jedynie patriarchę, ale już nie cesarza, z którym gotów był prowadzić dialog (także eklezjalny). Podobnie na wschodzie, już w czasie krucjat - np. w Antiochii jeden patriarcha przewodził zarówno melchitom, jak i łacinnikom aż po rok 1100, a po tej dacie - mimo dwóch równoległych linii patriarszych - w pismach hierarchów melchickich nie sposób natrafić na wypowiedzi antyrzymskie.

Jednakże na linii Rzym-Konstantynopol niewątpliwie iskrzyło. W atmosferze sporu wszystko to, co przez tysiąc lat było jedynie różnorodnością, stawało się teraz linią demarkacyjną ortodoksji i herezji. Przykładowo, kwestia kwaszonego lub przaśnego chleba używanego w liturgii eucharystycznej stała się naraz kluczem do właściwej interpretacji wydarzeń ewangelicznych. Ostatnia wieczerza - mówili teologowie łacińscy - była wieczerzą paschalną; a więc Chrystus użył w jej trakcie chleba nie kwaszonego. Ale gdzież tam - odpowiadano na wschodzie: relacja ewangeliczna wyraźnie wskazuje, że Msza święta została ustanowiona nie w sam wieczór Paschy, lecz dzień wcześniej. Więc użyty do niej chleb mógł być kwaszony. Ważniejsza jest jednak - kontrargumentowali łacinnicy - ratio mysterii: kwas jest w Biblii symbolem zepsucia; Chrystus nazwany jest “naszą Paschą", a chrześcijanie są wezwani, by świętować zbawcze wydarzenia przy użyciu “przaśnego chleba szczerości i prawdy". Kwas - odpowiadali Grecy - może być jednak także uznany za symbol Ducha Świętego, i przenika chlebowe ciasto tak, jak Duch przeniknął ciało Maryi, w której począł się Chrystus. Żadną miarą - protestowano na zachodzie: właśnie ciasto pozbawione kwasu jest znakiem bezgrzesznego poczęcia Jezusa w łonie Matki Bożej. Grekom zostało już sięgnąć jedynie po argument ad personam: jesteście “żydujący" (iudaizantes). A wy - oddawali policzek teologowie zachodni - jesteście heretykami i herezjarchami; i to właśnie najbardziej pokazuje “kwas", którego nie chcieliście “usunąć z własnego domu". Łacińscy teologowie, także biskupi, a nawet papieże mówili o “nierówności obrządków" (disparitas rituum) wschodniego i zachodniego; wschodni kapłani obmywali w celach ekspiacyjnych ołtarze w swoich świątyniach (quasi essent profanata), jeśli odprawiono na nich łacińską Eucharystię.

To tylko jeden obszar sporu, który - z dzisiejszego punktu widzenia - trudno uznać za pierwszorzędny. Ale wśród wschodnich hierarchów nie brakowało takich, którzy uważali, że jedność między Kościołami jest nie do przywrócenia, jeśli “ta rana" (różnorodność chleba w liturgii) nie zostanie zaleczona. Na zachodzie podobnie: papieże (np. Innocenty III) stwierdzali, że niezgodność w obrządku jest wyrazem różnic dogmatycznych i - jako taka - musi zostać zlikwidowana.

Święta zbrodnia

Taka mniej więcej atmosfera panowała między “pierwszym" a “drugim" Rzymem, kiedy w łacińskiej Christianitas eksplodował ruch krucjatowy, i kiedy na początku XIII wieku przystąpiono do organizowania IV z kolei wyprawy krzyżowej (1202-1204).

Nie miejsce tu z pewnością na detaliczną prezentację jej przebiegu. Wystarczy zwrócić uwagę na kilka przełomowych momentów. Francuskie rycerstwo zwróciło się do Wenecji z prośbą o morski transport (oczywiście odpłatny) do Egiptu. Ostatecznie jednak okazało się, że nie jest w stanie uiścić umówionej uprzednio sumy. Wtedy doża wenecki Henryk Dandolo złożył krzyżowcom ofertę swojego udziału w krucjacie (i w jej zyskach, oczywiście) oraz umorzenia części zapłaty w zamian za pomoc w zajęciu miasta Zary na wybrzeżu adriatyckim. Mimo oporu ze strony części krzyżowców Zara została zdobyta 26 listopada 1202. Łacińskich “zbrojnych pielgrzymów" nie powstrzymały ani krzyże, które obrońcy wywiesili na murach, ani fakt, że miasto należało do króla Węgier, który złożył ślub udziału w krucjacie.

Wyprawa zatrzymała się na pół roku. A kiedy ponownie ruszyła, jej celem nie stał się - jak pierwotnie planowano - Egipt (po podbiciu którego zamierzano zaatakować Palestynę), lecz... Konstantynopol. Tymczasem bowiem w obozie krzyżowców zjawił się młody następca tronu bizantyjskiego, Aleksy, którego ojciec, Izaak, został obalony, oślepiony i uwięziony. W zamian za pomoc w odzyskaniu władzy Aleksy obiecał krzyżowcom militarne i (przede wszystkim) finansowe wsparcie krucjaty, a także powrót do jedności kościelnej z Rzymem. Papież Innocenty III, który na wieść o zdobyciu Zary obłożył krzyżowców ekskomuniką, wszelkimi środkami usiłował ich teraz powstrzymać przed atakiem na stolicę wschodniego chrześcijaństwa: “Niech nikt z was się lekkomyślnie nie zaślepia, że może godziwie zajmować i grabić ziemię Greków, ponieważ ci odmawiają należnego posłuszeństwa Stolicy Apostolskiej, a ich cesarz, odsunąwszy, a nawet oślepiwszy swego brata, uzurpuje sobie władzę nad Konstantynopolem. Prawdą jest, że tak w tej, jak i w wielu jeszcze innych sprawach ów cesarz i powierzeni jego władzy ludzie błądzą, nie waszą jest jednak rzeczą wydawać sąd o ich wykroczeniach, i nie po to przyjęliście znak krzyża, aby mścić ową niesprawiedliwość, lecz raczej dla pomszczenia zniewagi Ukrzyżowanego, którego służbie oddaliście się w szczególny sposób. (...) Porzućcie niedorzeczne preteksty i udawane potrzeby, a zwróćcie swe siły ku pomocy Ziemi świętej". Jeszcze w maju 1203 przez swojego legata Innocenty oznajmiał krzyżowcom, że wyprawa na Konstantynopol uczyni z nich “wojsko odrzucone przez Pana" i ciągle wierzył, że krucjatę uda się jeszcze skierować versus Hierosolymam. Na próżno. Wyprawa już dawno nie kierowała się jakimikolwiek religijnymi ideałami krzyżowców, lecz polityczno-ekonomicznymi apetytami Wenecji.

W lipcu 1203 łacińskie rycerstwo zajęło Konstantynopol; Izaak wrócił na tron, Aleksy został koronowany na współcesarza. Po pół roku było już jasne, że ani nie chce, ani nawet nie jest w stanie dotrzymać złożonych obietnic. Kiedy w stolicy doszło do kolejnego przewrotu na szczytach władzy, krzyżowcy - nie spodziewając się już niczego - zdobyli (w kwietniu 1204) miasto po raz drugi...

Plądrowanie Konstantynopola trwało trzy dni. Mordowano ludzi, gwałcono mniszki, palono domy, profanowano kościoły, rabowano cesarskie i kościelne skarbce, kradziono złota, srebra i relikwie. Następnie przystąpiono do zaprowadzenia nowego porządku, zgodnie zresztą z umową, zawartą między krzyżowcami a Wenecjanami jeszcze przed podbojem miasta. Wybrano nowego, łacińskiego cesarza (został nim Baldwin z Flandrii), a następnie nowego, również łacińskiego, patriarchę Konstantynopolitańskiego - Tomasza Morosiniego, Wenecjanina. Teraz oczy wszystkich zwróciły się na Rzym: czy papież zaakceptuje nowe struktury w Bizancjum? Jak zareaguje na wieści o tym, w jaki sposób doszło do ich powstania? Czy potępi krzyżowców za coś, co po blisko ośmiuset latach jeden z najlepszych znawców krucjat nazwie wprost “zbrodnią przeciw ludzkości"? Odetnie się od zdegenerowanej krucjaty? Czy raczej spróbuje wykorzystać jej efekty? W jakim kierunku? Czy dla celów kościelnej jedności? I w jaki sposób pojmowanej?

Pytania o papieża

W podręcznikach najczęściej opisuje się postawę Innocentego III według klucza: “potępił gwałty, lecz usankcjonował rezultaty". Prawda: w papieskich listach kierowanych do nowych władców Konstantynopola nie zabrakło słów potępienia, wręcz zgrozy: “Jakżeż Kościół Greków, udręczony tyloma cierpieniami i prześladowaniami, miałby teraz powrócić do kościelnej jedności i do poddania Stolicy Apostolskiej? Czyż może widzieć w łacinnikach coś innego niż tylko przykład potępienia i czyny ciemności, zasłużenie nimi gardząc bardziej niż psami? Wierzono, że [wyruszyli], aby szukać nie swoich korzyści, lecz Chrystusowych. A oto miecze, których mieli użyć przeciw poganom, splamili krwią chrześcijan, nie zważając ani na religię, ani na wiek ni płeć; na oczach wszystkich dopuścili się [wszelkiego] bezwstydu, cudzołóstwa i nierządu, wydając nawet matrony i dziewice Bogu poświęcone nieczystemu żołdactwu" - to słowa zawarte w liście do papieskiego legata, i powtórzone w korespondencji z dowódcą wyprawy, Bonifacym z Montferratu. Równie mocne zdania skierował papież do weneckiego doży, Henryka Dandolo: “Tak Ty, jak i twoi ludzie, dopuściliście się niegodziwie licznych i wielkich zbrodni, nie tylko przeciw Bogu i Rzymskiemu Kościołowi, ale wręcz przeciw [całemu] ludowi Chrześcijańskiemu. Najpierw przez zburzenie miasta Zary, gdzie nie tylko sami pobłądziliście, ale także pociągnęliście za sobą wojsko Pana, aby walczyć z Chrześcijanami, zamiast - jak powinniście - z Saracenami. Odepchnąwszy [rady] papieskiego legata, zlekceważywszy karę ekskomuniki, złamaliście śluby krzyżowe i zdradziliście Ukrzyżowanego. Potem zaś - by nie mówić o wszystkim - w czasie zdobycia Konstantynopola złupiliście skarby kościołów, zajmując kościelną własność, jakbyście chcieli sanktuarium Pana posiąść jako swoje dziedzictwo, zawarowując to sobie w niegodziwych układach. Odwróciliście [od właściwego celu] wojsko Chrześcijańskie - tak wspaniałe, szlachetne i potężne, zebrane i zgromadzone tak wielkimi zabiegami i pracą, i za cenę tak wielkich wydatków; wojsko, które bez cienia wątpliwości było w stanie odzyskać nie tylko Jerozolimę, ale nawet wielką część królestwa Babilońskiego. Jeśli bowiem potrafiło zdobyć Konstantynopol i podporządkować sobie Grecję, czyż nie było mocne wyzwolić - i to o wiele łatwiej - Aleksandrii i Egiptu, a potem Ziemi świętej z rąk pogan? Prawda, powrót Bizancjum do posłuszeństwa wobec swojej matki [czyli] świętego Rzymskiego Kościoła jest dla nas cenny, ale cenniejszym byłoby oddanie Jerozolimy na nowo w ręce Chrześcijańskiego ludu".

Ostro, zdecydowanie, konkretnie. Mogłoby się wydawać, że papież stanął na wysokości zadania. Gdyby nie kilka wątpliwości.

Po pierwsze, cytowane tu teksty powstały po stosunkowo długim czasie od opisywanych wydarzeń. Pierwszy po 15 miesiącach; drugi - jeszcze później. Przed nimi kancelarię papieską opuściło z górą 30 listów odnoszących się do sytuacji w Bizancjum po 12 kwietnia 1204; ocena zaś w nich zawarta jest zdecydowanie łagodniejsza, czasami wręcz przeciwna. Po wielekroć Innocenty stwierdza, że Konstantynopol został zdobyty na mocy sprawiedliwego Boskiego wyroku (iusto Dei iudicio), że Bóg rękami krzyżowców (prawda, że niecnymi) wypełnia plany odwiecznie ukryte w Jego Opatrzności, a nawet - że krzyżowcy w pewnej mierze mieli sprawiedliwy tytuł do ataku, skoro Aleksy - “zwiedziony grecką perfidią" - nie dotrzymał złożonych im obietnic.

Po drugie, nawet przy lekturze tych najbardziej krytycznych tekstów, jakie wyszły spod papieskiego pióra, trudno nie zadać sobie pytania, co tak naprawdę Innocenty potępia: gwałty i zbrodnie wyrządzone Grekom czy może raczej zahamowanie krucjaty i porzucenie jej właściwego celu? Świętokradztwa i profanacje greckich kościołów czy zamach na kościelną własność w ogóle, chęć sprawowania nad nią kontroli i samowolne dysponowanie tak majątkiem, jak personaliami kościelnymi w Konstantynopolu?

Nie sposób nie zapytać wreszcie o to, co ostatecznie proponował papież Grekom? Jedność czy jednolitość? Komunię eklezjalną czy wkomponowanie w gregoriańskie, monarchiczne tryby zachodniego modelu Kościoła?

“Pan - pisze Innocenty do cesarza Baldwina - Cesarstwo Greków przeniósł z nieposłusznych i bałwochwalców na posłusznych i pobożnych synów, którzy na miłym Mu ołtarzu złożą owoc swoich warg. Po tym zaś, jak zostało przeniesione cesarstwo, koniecznym jest, aby przemianie uległy także ryty i obrządek kapłański - aby Efraim, powróciwszy do [jedności z] Judą, odrzucił stary kwas, a karmił się przaśnym chlebem szczerości i prawdy". Trudno czytelniej sformułować postulat unifikacji (latynizacji) liturgii. W kolejnych listach papież rozpisze go na etapy i środki. Oto w kościołach opuszczonych przez greckich duchownych należy mianować łacińskich; podobnie trzeba zainstalować ich tam, gdzie do tej pory posługują wyłącznie wschodni kapłani. Na wschód powinna ruszyć z Europy fala łacińskiego duchowieństwa (diecezjalnego i zakonnego); poprzedzić ją musi transmisja ksiąg liturgicznych i teologicznych: “Z waszej obfitości wspomóżcie ich niedostatek - pisze papież do zachodnich klasztorów - by w służbie Bożej nie było [dłużej] rozdźwięku między Kościołami Wschodnim i Zachodnim; lecz - jak jest jedna wiara i jeden Bóg, tak niech jednymi ustami chwali Go i wysławia zgodnie Wschód i Zachód". Najpierw jednak pojawiają się - raczej nieznane wcześniej Grekom - kościelne struktury: przy kościele Bożej Mądrości kapituła katedralna (papież uznał tę strukturę za oczywistą, chociaż przez wiele lat walczył z jej wyłącznie wenecką obsadą), a w ślad za nią beneficja i prebendy, prepozytury, kanoniczne konfirmacje i instalacje - raz po raz dokonywane bezpośrednio przez papieża, z pominięciem patriarchy. W maju 1205 przybywa do Konstantynopola papieski legat a latere. Od tej pory to on będzie najwyższym hierarchą duchownym w Bizancjum, zachęcanym wprost przez papieża do uchylania zbyt proweneckich decyzji Morosiniego.

Najbardziej wymownym przykładem takiej tendencji jest - jak się wydaje - list Innocentego III do patriarchy Morosiniego, datowany na 2 sierpnia 1206. List otwiera obraz zaczerpnięty z Apokalipsy św. Jana: “a w środku tronu i dokoła tronu cztery Zwierzęta pełne oczu z przodu i z tyłu: Zwierzę pierwsze podobne do lwa, Zwierzę drugie podobne do wołu, Zwierzę trzecie mające twarz jak gdyby ludzką i Zwierzę czwarte podobne do orła w locie" (Ap 4,7). Dla papieża to alegoria czterech wschodnich patriarchatów: Jerozolimy, Antiochii, Aleksandrii i Konstantynopola; Innocenty uderza więc w tony niesłychanie bliskie greckiemu myśleniu. Co więcej, nieco dalej wprost stwierdza, że w gronie owych czterech Kościołów pierwszeństwo przysługuje Konstantynopolowi, chociaż chronologicznie jest on wśród nich najmłodszą stolicą biskupią. Spełnia się jednak w ten sposób ewangeliczna zasada o “ostatnich, którzy będą pierwszymi". Ostatecznie jednak cały ten wykład zostaje zapakowany w monarchiczne, gregoriańskie ramy. Cztery Zwierzęta - pisze papież - znajdują się “w środku tronu", to znaczy jakby w matczynym łonie Kościoła Rzymskiego, i “dokoła tronu" - na wzór służebnych otaczających swą panią, i oczekujących na jej polecenia. W takiej optyce papież kieruje do patriarchy cały szereg szczegółowych rozporządzeń - od najważniejszych (określających zasady relacji między patriarchą a legatem czy między patriarchą a podlegającymi jego władzy biskupami, sprawy rekrutacji duchowieństwa, obrządku, wschodniego życia zakonnego itd.), przez wszystkie kwestie materialne i sądowe (które wymagają zwrócenia się do Rzymu, a które nie), aż po najbardziej błahe i szczegółowe (jak zasady awansu i odznaczania duchownych).

***

Innocenty III był niewątpliwie jednym z najwybitniejszych papieży średniowiecza, i w wielu najtrudniejszych sprawach - jak np. w podejściu do włoskich humiliatów (wspólnota dobrowolnego ubóstwa, pierwotnie heretycka, w części pojednana z Kościołem przez Innocentego III jako zakon - red.), czy choćby w stosunku do Franciszka i Dominika - potrafił się zdobyć na niezwykłą wręcz wyobraźnię i otwartość. Tym razem jednak wyraźnie mu ich zabrakło. To, co proponował Wschodowi, nie mogło budować jedności, lecz jedynie petryfikować schizmę. To nie propozycja budowania kościelnej wspólnoty; to wyraz ambicji niemal “ręcznego sterowania".

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Po upływie zaledwie dekady papież dostrzegał już fiasko swojego projektu. Stąd, w dokumentach soboru laterańskiego IV (1215), choć wypominał Grekom ich “pogardę" względem Rzymu i łacińskich rytów, to jednak zalecał wyraźnie, by “uznać - na ile możemy to uczynić w Panu - ich obyczaje i obrządek". Za późno. IV krucjata i ostateczne uznanie jej przez papieża przeniosły schizmę z pułapu prawnych orzeczeń kościelnych hierarchów na poziom powszechnej wrażliwości, naznaczonej poczuciem krzywdy i wzajemnymi uprzedzeniami.

Tego nie mogły zmienić zawierane jeszcze w trakcie średniowiecza kościelne unie, ustanawiane zresztą bardziej z politycznych niż religijnych motywów. Zdecydowanie za mało po obu stronach było ludzi takich, jak choćby dominikanin Humbert de Romanis, który mówił, że aby przywrócić jedność, trzeba się najpierw zacząć wzajemnie słuchać. Postulował więc ożywienie studiów nad greką na zachodzie; pogłębioną lekturę dzieł greckich teologów i translację łacińskich traktatów na język grecki; ożywione kontakty kościelne, towarzyskie, handlowe itp. oraz (!) “zaniechanie prześladowań wschodnich chrześcijan przez łacinników" (cessatio Latinorum ab oppressionibus illorum). Historia jeszcze dość długo (tak naprawdę, aż po drugą połowę XIX wieku) miała biec raczej w przeciwnym kierunku. Tym bardziej, że nawet ów “ekumenicznie" nastawiony Humbert nie miał wątpliwości, iż całą winę za schizmę ponoszą Grecy, a Konstantynopol został zdobyty przez łacińskie rycerstwo słusznie i w oparciu o kościelne rozpoznanie (auctoritate Ecclesiae).

Być może obchodzone przez nas w tym roku rocznice są właśnie po to, by ostatecznie wykorzenić przejawy takiego myślenia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2004