Wiara, wolność, sumienie

Każda władza deprawuje, władza absolutna deprawuje absolutnie - to zdanie Lorda Actona, jednego z prekursorów liberalnego katolicyzmu, weszło do kanonu myśli politycznej. Ale też znajomość jego poglądów w Polsce rzadko wychodzi poza tę jedną frazę.

19.12.2004

Czyta się kilka minut

Ukazał się u nas zaledwie niewielki wybór jego esejów: dwieście stron - prawda, że najważniejszych - z kilku tysięcy. Nie doczekaliśmy się żadnej poświęconej mu monografii, a artykuły można by policzyć, bodaj dosłownie, na palcach jednej ręki. Dlatego opublikowana właśnie (w zasłużonej serii Ośrodka Myśli Politycznej) praca Arkadego Rzegockiego wypełnia dotkliwą lukę. Rzegocki zaznacza, że pisząc “Wolność i sumienie" interesował się przede wszystkim doktryną polityczną angielskiego pisarza, jest to jednak deklaracja i trochę na wyrost (bo lord Aldenham nie stworzył żadnej rozbudowanej teorii państwa czy polityki), i zbyt skromna. W rzeczywistości bowiem książka przynosi całościowe omówienie poglądów Actona i dowodzi - takie jest przynajmniej moje odczytanie - że na jej najważniejszą warstwę składają się nie refleksje ściśle polityczne, ale rozważania na temat etycznych podstaw polityki i jej związków z religią.

Cztery fale

Rzegocki gruntownie omawia intelektualną biografię swego bohatera, jego rozumienie wolności i relacji łączących ją z sumieniem, sposób pojmowania historii (która, zdaniem Actona, nie powinna poprzestawać na badaniu faktów, lecz analizować to, co jest motorem dziejów: idee), przedstawia nieudane próby napisania monumentalnej historii wolności, porządkuje Actonowski katalog wrogów wolności, by zamknąć książkę niezwykle ciekawym wątkiem liberalnego katolicyzmu.

Jak zauważa autor, recepcja myśli Actona układa się w cztery fale. Za życia widziano w nim przede wszystkim uczestnika debat na temat Kościoła i jego stosunku do nowoczesnej cywilizacji; w epoce, kiedy w Kościele dominowali ultramontanie (dziś powiedzielibyśmy: integryści) i kiedy ukazał się manifest katolickiego sprzeciwu wobec nowoczesności (encyklika “Quanta cura" z dołączonym do niej “Syllabusem"), Acton należał do nielicznego grona tych, którzy usiłowali stworzyć “alternatywny sposób myślenia w łonie Kościoła". Zniechęcony rezultatami Soboru Watykańskiego I, zrezygnował z publicznych wystąpień na tematy kościelne i skoncentrował się na badaniach historycznych. W ten właśnie sposób - jako historyka i badacza idei - postrzegano go przez pierwsze dziesięciolecia po śmierci.

Na nowo odkryto i odczytano Actona po II wojnie światowej. Stał się wówczas jednym z mistrzów środowiska skupionego wokół Friedricha von Hayeka. Usiłując, z powodzeniem, doprowadzić do odrodzenia tradycji liberalnej, myśliciele ci wydobywali z dorobku Actona przede wszystkim akcenty antytotalitarne, jego pełne pasji wystąpienia w obronie wolności jednostki, zagrożonej przez nacjonalizm, socjalizm, rozrost biurokracji i interwencjonizmu państwowego.

Dopiero w latach 70. ubiegłego wieku zwrócono uwagę na to, co najważniejsze było chyba dla samego Actona: poszukiwania syntezy katolicyzmu i myśli liberalnej. Dało to początek nowej odmianie liberalizmu, a angielski historyk stał się - jak pisze Rzegocki - “patronem tych, którzy próbowali pokazywać wspólne wątki części tradycji liberalnych oraz posoborowych dokumentów i encyklik poszczególnych papieży" (dopowiedzmy: z Janem Pawłem II na czele).

Jak się wydaje, również dla samego autora ten właśnie rys twórczości Actona jest najistotniejszy. Spróbujmy więc - za Rzegockim - zastanowić się, na czym polega swoistość i atrakcyjność Actonowskiego liberalizmu.

Kruchy owoc wolności

Twórczość XIX-wiecznego pisarza to wielki hymn na cześć wolności. Zapewne nie bez związku z jego własnym położeniem: jako katolik należał w Anglii do dyskryminowanej mniejszości (dyskryminacji tej doświadczył osobiście, gdy trzykrotnie odmawiano mu - ze względów wyznaniowych - prawa do podjęcia studiów w Cambridge; rekompensaty moralnej doczekał się po półwieczu, gdy zaoferowano mu objęcie najbardziej prestiżowej katedry). Trudno się więc dziwić, że położenie opozycji i równouprawnienie mniejszości uważał za papierek lakmusowy wolności. Nie mniej ważna była dla Actona sytuacja jednostki. Zdawał sobie sprawę, że Europa wchodzi w epokę umasowienia, w której jednostka poddana będzie nowemu rodzajowi presji: ze strony gustów, przekonań i politycznych preferencji większości. Nie sprzeciwiając się demokracji i opowiadając za systemem przedstawicielskim, bez złudzeń dostrzegał, że również ten rodzaj władzy wyradzać się może w absolutyzm. Ważna jest nie forma władzy czy jej źródło, lecz zakres: to, czy respektuje ona nienaruszalne granice prywatności jednostki. Dlatego troska o wolność wymaga bezustannego patrzenia rządzącym na ręce, podzielenia władzy, stworzenia systemu, w którym poszczególne ośrodki władzy, rywalizując ze sobą, będą się nawzajem ograniczać. Jak pisze Rzegocki, “amerykańskie rozpowszechnienie monteskiuszowskiej zasady check and balance oraz federalizm i związana z nim zasada samorządu mają stanowić przeszkody dla wszelkich prób zbytniego umocnienia i centralizacji władzy, a co za tym idzie, zabezpieczenia autonomii i niezależności poszczególnych instytucji, a także jednostek". Równie ważne jak odpowiedni ustrój państwowy są jednak ograniczenia nakładane władzy przez obyczaje, moralność i religię.

W nieufności do demokracji czy do etatyzmu i biurokracji Acton zbliżał się do konserwatystów. Podobne zabarwienie miało także przekonanie, że wolność nie jest stanem naturalnym człowieka. Przeciwnie, wolność to “delikatny owoc cywilizacji w pełni swego rozwoju", rzadkie w dziejach ludzkości zwieńczenie długotrwałych procesów historycznych. “Wolność nie jest darem - pisał Acton - ale zdobyczą; nie stanem spoczynku, ale wysiłkiem i rozwojem; nie punktem wyjścia, ale efektem rządzenia".

Jednak wbrew konserwatystom angielski uczony nie dowierzał trybunałowi dziejów ani ciągłości historycznej. W tradycji osadza się raczej to, co oparte jest na sile niż na idei wolności. Zauważając, że nowożytne rewolucje na ogół torują drogę absolutyzmowi, Acton przyznawał jednocześnie, że w warunkach opresji zerwanie ciągłości i gwałtowne zmiany mogą przynieść skutki dobroczynne.

Rządy sumienia

Na tle epoki trzeba poglądy Actona uznać za nowatorskie, choć do naszych czasów zdążyły się zbanalizować, a niekiedy nadaje się im formy, których sam na pewno by nie zaakceptował (np. słuszna obrona praw mniejszości na naszych oczach przeradza się w walkę o zapewnienie im przywilejów). Tym, co oryginalne w twórczości angielskiego pisarza i co szczególnie dzisiaj inspirujące - jak słusznie podkreśla Rzegocki - jest sposób rozumienia wolności i jej relacji z sumieniem.

Wolność, zdaniem Actona, nie jest tożsama z samowolą. Jest prawem nieskrępowanego pójścia za tym, co uważa się za swój obowiązek. Mówiąc najzwięźlej: wolność to rządy sumienia. “We wspomnianej definicji - pisze Rzegocki - skupia się więc zarówno liberalna, jak i katolicka wizja wolności. Podkreślając znaczenie obowiązku, Acton kładzie akcent na wewnętrzną sferę człowieka, która z kolei poprzez sumienie odnosi się do Absolutu. Sumienie wskazuje nam bowiem, co powinniśmy czynić, aby postępując zgodnie z samym sobą, zgodnie ze swoim głosem wewnętrznym, stawać się wolnym. Za każdym razem, gdy działamy zgodnie z poczuciem obowiązku, doskonalimy swój zmysł moralny i swoje sumienie, a więc w coraz większym stopniu korzystamy ze swej wolności". Między wolnością człowieka a odwiecznym ładem obiektywnych norm moralnych nie tylko nie ma sprzeczności, ale wpisanie się w ten ład, ciągłe odczytywanie go na nowo, poszukiwanie w jego przestrzeni własnej drogi przy pomocy busoli sumienia to warunek wolności. Tak rozumiana wolność - oddajmy znów głos autorowi książki - jest “pośrednikiem pomiędzy wartościami ziemskimi a transcendentnymi, pomiędzy materią i duchem, ciałem i duszą. Być może sama wolność ma naturę boską i to jest właśnie jeden z najważniejszych powodów trudności, jaki nam sprawia, oraz faktu, że tak często nas przerasta".

Acton nie był filozofem ani teologiem, jego refleksje nad związkami wolności i sumienia ograniczały się do generalnych intuicji, nic więc dziwnego, iż Rzegocki posiłkuje się rozważaniami bliskiego Actonowi kardynała Newmana. Wątek wolności sumienia przewija się przez całą książkę i niewątpliwie autorowi można postawić zarzut, że nie uniknął powtórzeń. Bardzo trafnie wskazuje jednak, że najbardziej odrażającą dla Actona formą zniewolenia jest uniemożliwianie działania zgodnego z głosem sumienia. W tym miejscu dotykamy sedna sporu, jaki angielski historyk toczył o Kościół - nierzadko z samymi ludźmi Kościoła.

Spór o sobór

Przez całe życie był żarliwym katolikiem. Ale z hierarchią i nurtem ultramontańskim spierał się od młodości. Na początku chodziło o stosunek do nauki i o wolność poszukiwań intelektualnych. Powołując się na św. Tomasza, Acton twierdził, że prawda naukowa w niczym nie może przynieść uszczerbku prawdzie wiary. Przeciwnie, lepsze zrozumienie dzieła Stwórcy ułatwia unikanie grzechu. Co więcej - podkreślał Acton - swobodne dociekanie prawdy, otwarta dyskusja poszerza zakres wolności sumienia, a zatem jest sojusznikiem wiary. Współredagowane przez niego pismo, stawiające sobie za cel z jednej strony obronę Kościoła przed dyskryminacją, ale z drugiej - intelektualne pogłębienie angielskiego katolicyzmu, spotykało się z coraz surowszą krytyką biskupów; w końcu redaktorzy zrezygnowali z jego wydawania. Dotychczasowe napięcia były jednak zaledwie łagodnym preludium do gwałtownej burzy, która stała się najbardziej dramatycznym i traumatycznym doświadczeniem w życiu Actona. Chodziło o Sobór Watykański I.

Angielski myśliciel należał do środowiska, które zdecydowanie sprzeciwiało się przyjęciu dogmatu o nieomylności papieża. Acton wyjechał do Rzymu, by wpływać na przebieg soboru swymi publikacjami, a także koneksjami arystokratycznymi i dyplomatycznymi. Bezskutecznie. Niektórzy z jego przyjaciół (przede wszystkim długoletni wychowawca i mistrz ks. Döllinger) padli ofiarą ekskomuniki. Inni przeszli do Kościoła starokatolickiego. Acton pozostał. Do śmierci nie wyzwolił się jednak z poczucia porażki, rozgoryczenia i osamotnienia. Jego poglądy radykalizowały się, tracąc w ten sposób na przenikliwości. Przeoczył nawet - jak wytyka mu Rzegocki - iż dogmat przyjęty został w formule kompromisowej, uwzględniającej większość obiekcji oponentów.

Liberalny katolicyzm

W swych dociekaniach historycznych Acton dowodził, że chrześcijaństwo - z jego podziałem na to, “co boskie", i na to, “co cesarskie" - stworzyło przestrzeń, w której pojawić się mogła wolność. Porządek społeczny i państwo nie mogą istnieć bez religii, gdyż to ona tworzy zwornik więzi społecznych: poczucie obowiązku. Ponadto religia wyznacza granice władzy świeckiej i przeciwdziała jej absolutystycznym zakusom. Ale z drugiej strony, najgroźniejsze zbrodnie popełniane są w imię religii. “Nie tylko bowiem - streszcza poglądy swego bohatera Rzegocki - czyniono je z przykazaniem miłości bliźniego na ustach, ale też niszczyły one sumienie zarówno prześladowców, jak i prześladowanych, a także tych, którzy prawdy nie znali lub nie chcieli jej poznać". Natomiast tam, gdzie respektowana jest wolność sumienia, wcześniej czy później pojawią się inne wolności.

Osamotniony za życia, okazał się Acton prorokiem zmian, które przypieczętował w Kościele następny sobór. Dialog ze współczesną kulturą i nauką, aprobata dla wolności myśli, sumienia i religii, rozdział państwa i Kościoła - wszystkie te zasady, które angielski myśliciel przedstawiał jako rdzennie chrześcijańskie, weszły dzisiaj do kanonu nauczania Magisterium (choć niekoniecznie do potocznej mentalności świeckich i księży).

“Liberalnym katolikiem jest ten, kto domaga się wolności nie tylko dla Kościoła, ale również w Kościele, kto pragnie arbitralną władzę w sprawach religii zarówno Kościoła, jak i państwa podporządkować rządom prawa i tradycji. (...) Liberalizm głosi, że trzeba pozwolić Bogu działać - a nie kontrolować Jego działania poprzez dopasowane ograniczenia. Wolność Opatrzności tego wymaga. Głównym środkiem oddziaływania Boga jest łaska. A łaska jest czymś indywidualnym. (...) Nie grzebie sumienia pod ruinami wieków. Porywa berło z uścisku umarłych". Te słowa Lorda Actona mogłyby stanowić motto którejś ze społecznych encyklik Jana Pawła II.

JAROSŁAW GOWIN jest rektorem Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera i redaktorem naczelnym miesięcznika “Znak".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]