Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zdania recenzentów co do tego, czy rzeczywiście jest to dreszczowiec, są podzielone. Trup bowiem nie ściele się tutaj gęsto, ale napięcie rośnie od początku do samego końca. Dodam nawiasem, że wedle autora jednej z recenzji książka nic by nie straciła, gdyby ostatnich dziesięciu stronic w niej nie było...
Jak wskazuje tytuł, jest to powieść o (zmyślonym) konklawe. Nie pierwsza i pewnie nie ostatnia. Wydana w 2001 r. książka Roberta Pazziego pod tym samym tytułem znalazła się na liście 50 najlepszych książek roku magazynu „Publishers Weekly”. U Harrisa uderza dbałość o precyzję opisów tła: pomieszczeń, procedur, strojów, obyczajów. Autor obejrzał miejsca, w których toczy się akcja, i znalazł kardynała, który opowiedział mu przebieg konklawe oraz związane z nim detale. Oczywiście, nie obeszło się bez drobnych wpadek, jak pastorał w rękach kardynała Lomelego – pastorał nie jest używany w tych okolicznościach. Także tłumacz musiał sprostać specyficznemu nazewnictwu. Np. mucet, narzuta na ramiona, w polskim przekładzie nosi włoską nazwę mozzetta – dlaczego?
Tam, gdzie fabuła rozsadza istniejące przepisy, ich zmianę (w książce) przeprowadza zmarły papież, dzięki czemu kardynał in pectore (mianowany bez ujawnienia jego nazwiska) może, wbrew obecnym przepisom, brać udział w konklawe. Tajemniczy, niespodzianie przybyły na konklawe kardynał Benitez jest jak przysłowiowa strzelba na ścianie w pierwszym akcie przedstawienia. Łatwo się domyślić, że na końcu właśnie on się okaże najważniejszy, co nie znaczy, że i tak nas nie zaskoczy.
Powieść nie jest antyklerykalna ani złośliwa. Ten, którego oczami śledzimy przebieg wydarzeń – dziekan kolegium kardynalskiego kardynał Jacopo Lomeli – jest mądrym starym księdzem, człowiekiem modlitwy i autentycznej wrażliwości moralnej. Z mało wyrazistej masy kardynałów reflektor wyławia jeszcze cztery inne wyraziste postaci: to skrajny konserwatysta Tedesco, charyzmatyczny ciemnoskóry Adeyemi, postępowy intelektualista, sekretarz stanu Bellini. I jeszcze pozostający niemal do końca w cieniu tajemniczy kardynał in petto, arcybiskup Bagdadu, Filipińczyk Vincent Benitez.
Konklawe, z całym religijnym ceremoniałem, jawi się w gruncie rzeczy jako przedsięwzięcie podobne do wyborów w każdej wielkiej organizacji. Wszystko tam jest: zdobywanie zwolenników, brzydkie zagrania, ludzka małość, ale także prawość. Jest też watykański biskup, Polak, oczywiście... alkoholik. W żmudnych rozgrywkach wyborczych wychodzą na wierzch przewinienia stare i nowe. Odpowiedzialny za przebieg konklawe kardynał Lomelli przeżywa głębokie duchowe rozterki. Co chwila staje wobec dylematów: ingerować? Dzielić się swoją wiedzą (w jednym przypadku, można wnosić, uzyskaną na spowiedzi)? Milczeć? Kardynał się modli, medytuje, podejmuje odważne decyzje. Kiedy widzi, że wybory zmierzają w złym kierunku, by ratować sytuację... oddaje głos na siebie (można?). Potem wszystko jest inaczej, niż się zapowiadało, że będzie. Koniec jest prawdziwym zaskoczeniem.
Żeby wiedzieć, czy to się naprawdę tak odbywa, trzeba uczestniczyć w konklawe lub przynajmniej zasięgnąć opinii kogoś, kto uczestniczył i zechce – naruszając tajemnicę – o tym mówić. Czy historie takie, jak opowiedziana przez Harrisa, są możliwe? Tak czy inaczej, książkę czyta się świetnie. Choć autor się zastrzega, że postacie są zmyślone, a podobieństwo zmarłego (książkowego) papieża do Franciszka tylko powierzchowne, czytelnik doskonale wie, że wcale tak powierzchowne nie jest. Dla mnie w tej zmyślonej opowieści bardzo realistyczne jest pytanie o przyszłe konklawe. Rozumiem zastrzeżenia autora – nie jest w dobrym tonie snuć dywagacje pośmiertne o papieżu, który jeszcze żyje – ale z lektury watykańskiego „dreszczowca” zostało mi właśnie to jedno pytanie: o przyszłość Kościoła po Franciszku. Odpowiedzi jednak nie zna nikt, nawet Robert Harris. ©℗
Robert Harris, KONKLAWE, przeł. Andrzej Szulc, Albatros, Warszawa 2017