Warcaby czy szachy

Kiedy ksiądz wbrew naszym radom i zachętom porzuca kapłaństwo, nie przestaje być naszym synem, bratem, kolegą, wychowankiem czy przyjacielem. Sposób traktowania odchodzących przez rodzinę, społeczeństwo, środowisko kościelne - pokazuje uwarunkowania, jakim podlega nasza miłość do księży: ich funkcja bywa ważniejsza od ich osoby.

04.07.2004

Czyta się kilka minut

Listy byłych księży opublikowane na łamach “TP" (zob. numery od 19 do 24/04) są niewątpliwie bardzo poruszające i jednocześnie trudne do odczytania. Autorzy przywołują pewne fakty i odczucia, ale nie pokazują wewnętrznej drogi, która ich przywiodła do przyjęcia i zostawienia święceń. Mimo to podejmowanie szczegółowej polemiki z ich wypowiedziami byłoby - w moim odczuciu - nie tylko brakiem taktu, ale też brakiem sprawiedliwości. Można poddawać rozeznaniu duchowemu i ocenie cudze doświadczenia i przeżycia tylko w klimacie dialogu. Bez niego łatwo przytłoczyć bliźniego “obiektywnie poprawną oceną", z którą ma prawo się nie zgadzać. Nawet jeśli listy podpisano: “Dane osobowe do wiadomości redakcji", to za każdym stoi konkretna osoba, której ranić nie wolno. Nie ranić bliźnich, nie znaczy bynajmniej unikać za wszelką cenę szukania prawdy w sprawach, którymi oni żyją.

Listy te są jednak bardzo ważne. Jest to bowiem jakby głos ludzi “nieobecnych", głos z podziemia, przypominający trochę, przez styl refleksji, “Notatki z podziemia" Fiodora Dostojewskiego: “Całe życie spoglądałem jakoś w bok i nigdy nie mogłem patrzeć ludziom prosto w oczy" - wyznaje “człowiek z podziemia". Aby móc jednak popatrzeć bliźniemu prosto w oczy, ten musi wyrazić na to zgodę, musi tego chcieć. Aby móc opowiedzieć o swojej bolesnej przeszłości, ktoś musi jej wysłuchać lub przynajmniej o niej przeczytać. W sprawie eks-księży często patrzymy “jakoś w bok" i nie umiemy, a może i nie chcemy, patrzeć “prosto w oczy". Patrząc “w bok" usiłujemy uciec od prawdy, a ta - jak świadczą listy - jest bolesna.

Bolesne słowo "dezercja"

Na podstawie kilku listów nie można oczywiście tworzyć żadnych wielkich teorii, ale i one wystarczają, by wywołać problem “z podziemia". To jedynie czubek góry lodowej, która narastała od czasu kryzysu posoborowego. Jeżeli co roku w całym Kościele opuszcza szeregi kapłańskie i zakonne ok. tysiąca księży i zakonników, to w czasach posoborowych było ich cztery razy więcej. Były to dramatyczne lata dla wielu diecezji i zakonów w zachodniej Europie. To w tym czasie (1967) Paweł VI pisał w encyklice “Sacerdotalis caelibatus" o “bolesnych dezercjach".

Przygotowując niniejszy artykuł przeczytałem ponownie fragment tej encykliki, ale nie zacytuję go w całości, bo zabrzmiałby - w kontekście publikowanych listów - jako mocne oskarżenie. Już samo użyte przez papieża pojęcie “dezercja" może wielu zaboleć i mogą je odebrać jako niesprawiedliwe. Rzeczywiście: można niekiedy mówić o “odwadze" podjęcia decyzji rezygnacji z kapłaństwa, ale jedynie wówczas, kiedy jest się mocno kuszonym do hipokryzji podwójnego życia. Nie należy jednak zapominać, że zawsze większą odwagą jest decyzja wierności sobie, Bogu i Kościołowi, za cenę bolesnego zmagania i radykalnego nawrócenia. Ukazywanie jedynie odejścia z kapłaństwa jako “wielkiej odwagi", a walki o wierność kapłaństwu jako “braku odwagi" czy wręcz “tchórzostwa", nie jest ani sprawiedliwe, ani uczciwe.

O ile jednak wypowiedź Pawła VI utrzymana jest w tonie mocnego napomnienia i bólu, o tyle wypowiedź Jana Pawła II na ten temat pełna jest troski i współczucia. W książce “Wstańcie, chodźmy" Papież pisze: “Nie sposób nie wspomnieć o tych, którzy porzucili kapłaństwo. Również o nich biskup nie może zapomnieć - również oni mają prawo do miejsca w sercu biskupa. Ich dramat czasami wskazuje na zaniedbania formacji kapłańskiej". Te słowa nie oskarżają; są świadectwem zrozumienia i miłosierdzia.

Były ksiądz, były przyjaciel

Wypowiedź Papieża to odpowiedź na listy eks-księży, którzy domagają się (wprost lub między wierszami) szacunku, akceptacji, normalnego ludzkiego traktowania dla siebie i swoich nowych rodzin. Jeżeli bowiem były ksiądz ma prawo do miejsca w sercu biskupa, niezależnie od powodów porzucenia kapłaństwa, to dlaczego odmawiają mu go jego rodzice, rodzeństwo, koledzy, środowisko? “Miałem kiedyś kolegów, ale żaden (...) nawet się nie odezwał. Poza jednym. (...) Odmówiono mi przyjęcia do świeckiego zakonu dominikańskiego, a inni księża pokazują mnie palcami" - czytamy w jednym z listów. To gorzkie słowa. Ale nad kim i nad czym płacze tak naprawdę rodzina, koledzy, wychowawcy, przełożeni, parafianie, którzy odcinają się od byłego księdza jak od wyklętego?

W sytuacji zagubienia i niepewności kapłana, należy go wspierać tak, by dochował wierności słowu, jakie dał wobec Boga i Kościoła. “Do formacji kapłańskiej należy również - jeśli zachodzi taka potrzeba, odważne dawanie upomnienia braterskiego" - powie Jan Paweł II w cytowanej książce. Odejście księdza jest bowiem zawsze wielką raną zadaną wiernym, którzy z synowskim zaufaniem powierzali mu siebie i swoje trudne sprawy. Niewierność kapłańska rzuca cień na wierność Boga w sercach ludzi słabej wiary - tego elementu brakuje w listach do “TP".

Kiedy jednak ksiądz wbrew naszym radom i zachętom porzuca funkcję kapłańską, nie przestaje być naszym synem, bratem, kolegą, wychowankiem czy przyjacielem. To, o czym z takim bólem piszą wszyscy niemal autorzy listów - sposób traktowania eks-księży przez rodzinę, seminarium, społeczeństwo, środowisko kościelne - pokazuje uwarunkowania, jakim podlega nasza miłość do księży: ich funkcja bywa ważniejsza od ich osoby. Brutalną nieraz izolacją byłych księży, zrywaniem z nimi więzi, brakiem dobrego słowa dla ich żon i dzieci, wymierzamy karę za nasze zawiedzione oczekiwania i zranione ambicje. Odcinamy się od nich właśnie wtedy, kiedy najbardziej potrzebują pomocy i wsparcia. Ale tak właśnie dzieje się, gdy patrzymy na człowieka przez pryzmat spełnianej przez niego funkcji, a nie jako na brata. To mentalność klerykalna sprawia, że trudno nam oddzielić funkcję księdza od jego osoby.

Byłem słaby

Ale “prosto w oczy" muszą patrzeć także sami byli księża. Nie rozwiążą swojego problemu zamykając się w sobie, demonstrując “odwagę" zostawienia kapłaństwa i oskarżając innych. Nikt też nie rozwiąże im problemu sumienia “dobrowolnego związania się" kapłaństwem i “dobrowolnej" rezygnacji z niego. Nie jest łatwo mężczyźnie uznać porażkę (właśnie “dezercję"), jaką jest mimo wszystko zostawienie kapłaństwa czy też porzucenie żony z dziećmi. I tu wśród listów znajdujemy świadectwo, które czytałem ze wzruszeniem. Chodzi o krótki tekst “Szukałem Go daleko".

Jego autor nie zagląda w oczy otaczających go ludzi, ale w oczy własnego sumienia, w którym odkrywa oczy Boga. Kiedy bowiem próbujemy zrozumieć problem kapłaństwa (sprawowanego czy pozostawionego) jedynie w płaszczyźnie ludzkiej, wówczas zawsze w jakiś sposób “patrzymy w bok". Powołanie jest tajemnicą, łaską, która się nikomu nie należy i wobec której konieczny jest najwyższy szacunek. Kościół domaga się, by dla kapłaństwa zrezygnować z założenia rodziny. Zgoda na święcenia kapłańskie wymaga wiary, że ma on prawo domagać się takiej ofiary. Nikt nie musi być księdzem, a do ważności święceń należy dobrowolne wyrażenie na nie zgody.

Autor z pokorą wyznaje: “Nikt nie nauczył mnie modlitwy ani dostrzegania wartości milczenia. Byłem słabym człowiekiem i robiłem z tego »pożytek«, co doprowadziło mnie do odejścia". Te słowa wypowiedziane po wielu latach od chwili odejścia, kiedy zostały uregulowane wszystkie sprawy z Kościołem, są - w moim rozeznaniu - zarówno trafną diagnozą osobistej sytuacji, jak też dobrą oceną okresu formacji. Ale podobne słowa - być może - powinni wypowiedzieć koledzy, rodzina, wychowawcy Autora. Ukazują one bowiem najgłębsze przyczyny “bolesnych dezercji". Pachną prawdą, ponieważ wypływają z osobistego cierpienia, z woli szukania prawdy oraz z tęsknoty za Bogiem. Autor wskazuje, iż rozwiązanie dramatu odejścia z kapłaństwa (czy też jeszcze trudniejszego dramatu podwójnego życia) wymaga głębokiego nawrócenia. Życie w celibacie, które ma być służeniem Bogu i bliźnim, wymaga głębokiej motywacji duchowej, która może narodzić się tylko w klimacie głębokiej modlitwy i milczenia.

Maska człowieka poczciwego

Nam księżom, którzy często chorujemy na przepracowanie i brak czasu, świadectwo “Szukałem Go daleko" uświadamia, co naprawdę jest dla nas istotne. Zabiegane życie nie tyle ukazuje nasze pragnienia służenia ludziom i Bogu, ile raczej zasłania głębokie nieraz problemy, w tym szczególnie problemy emocjonalne. To, co da się ukryć w zapracowanej codzienności, bywa zdemaskowane w samotności i milczeniu. To właśnie modlitewna cisza najpełniej nas demaskuje i obnaża. Nie po to, by nas poniżyć, ale by odsłonić tęsknoty serca, które mogą być ukojone tylko przed Bogiem. Hans Waldenfels mówi, że w ciszy przed Panem “ujawnia się z całą mocą przytłumiony niepokój, brak uporządkowania, wina i pożądanie, strach i opór, wielorakie formy przywiązania i zniewolenia. Człowiek przeżywa wówczas swoje Ja, które kryje zwykle na co dzień za maską człowieka poczciwego". Maska człowieka poczciwego opada najczęściej dopiero w sytuacji trudności, problemów i różnorakich słabości. Im wcześniej opada, tym mniejsze przynosi cierpienie.

Przed święceniami kapłańskimi każdy alumn publicznie deklaruje: “Do święceń przystępuję z pełną świadomością powołania do stanu kapłańskiego. (...) Nie kierują mną żadne inne względy, jak tylko wielkie pragnienie służenia Bogu w kapłaństwie. Znam obowiązki wynikające ze święceń, które przy pomocy Bożej będę starał się godnie i gorliwie wypełniać przez całe życie. (...) Zobowiązuję się żyć w celibacie i czystości przez wszystkie dni kapłańskiego życia. Podejmuję to zobowiązanie miłości i ofiary po poważnym doświadczeniu samego siebie z odwagą i ewangelicznym spokojem. (...) Przyrzeczenia te i zobowiązania podejmuję świadomie i dobrowolnie".

Po takiej deklaracji ksiądz nie może zostawiać sobie furtki, by każdego dnia od nowa podejmować wolną decyzję, że “chce nadal pracować i służyć jako ksiądz" (jak pisze autor kolejnego listu do “TP"), ale winien raczej co dnia podejmować decyzję, że chce wiernie wypełnić to, na co świadomie i w wolności się zdecydował. Dane w wolności słowo, po kilkuletnim namyśle, zobowiązuje. Alumnów i narzeczonych trzeba dziś wychowywać do wierności danemu słowu. Wierność jest przecież podstawowym przymiotem miłości. O. Stanisław Musiał, znany z ewangelicznego radykalizmu, mówił w jednym z wywiadów: “Do białej gorączki doprowadza mnie sytuacja, gdy na celibat skarży się ksiądz, zakonnik. Jak się gra w szachy, to w szachy, a nie w warcaby".

To brak modlitwy i milczenia sprawia, że wygłaszamy wielkie deklaracje wobec Boga, Kościoła i ludzi, do zachowania których jesteśmy niezdolni, ponieważ żyjąc w masce nie znamy swojej prawdziwej twarzy (głębi własnej słabości) i nie liczymy na łaskę Boga. To brak pełnego poznania siebie, połączony z zadufaniem sprawia, że tak łatwo wypowiadamy słowa, które de facto nie mają pokrycia w rzeczywistości wewnętrznej. Dotyczy to nie tylko alumnów i księży, ale każdego człowieka, niezależnie od stanu, w jakim żyje.

Ks. Józef Augustyn jest specjalistą w dziedzinie formacji seminaryjnej, rekolekcjonistą i kierownikiem duchowym. Autor kilkunastu książek z dziedziny duchowości, redaktor naczelny “Życia Duchowego".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2004