Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Chyba za wcześnie na optymizm. Miłe gesty to dużo, zwłaszcza po gestach - i nie tylko gestach - nieprzyjaznych (pobicia dyplomatów, "wojna mięsna"). Ale, z drugiej strony, warto zobaczyć, co kryje się pod świeżo polukrowaną pokrywą tortu.
Weźmy choćby wypowiedź Putina ze spotkania z dziennikarzami. Oprócz pochwały polskiego wkładu w światową gospodarkę i kulturę zostały wówczas przedstawione warunki dobrego dialogu: Polska ma pozostawić historyczne rozliczenia i patrzeć w przyszłość. Patrzeć, dodajmy, wybiórczo, omijając obszary "szczególnej rosyjskiej wrażliwości". Warszawa powinna zatem wystrzegać się aktywności na obszarze WNP, szczególnie na Białorusi i Ukrainie, zaprzestać protestów przeciw budowie gazociągu bałtyckiego i energetycznej ekspansji Gazpromu w Europie, milczeć o łamaniu praw człowieka w Czeczenii.
Czy te zastrzeżenia można uznać za zaproszenie do szczerego dialogu? Siergiej Jastrzembski, zahartowany w dyplomatycznych bojach kremlowski pretorianin (wsławił się wściekłym atakiem na nowych członków Unii, zarzucając im "wniesienie do stosunków rosyjsko-unijnych ducha prymitywnej rusofobii"), przyjechał do Warszawy z misją zwiadowczą. O poprzedniej polskiej ekipie rządzącej Kreml miał wyrobione zdanie (słuszne czy nie, to inny temat. O nowej - dopiero zamierza sobie wyrobić. Prezydent Kaczyński zgłaszał intencje poprawy stosunków. Co z tych zamiarów zostanie, gdy zakończy się etap dyplomatycznej razwiedki?
Bo ewidentne jest to, że Moskwa sonduje gotowość Polski do respektowania żywotnych interesów Federacji Rosyjskiej. Na razie pozostajemy dla siebie - wedle zgrabnego porównania znanego reżysera, uznawanego za kandydata na ambasadora RP w Moskwie - starą walizką bez rączki: i nieść trudno, i wyrzucić żal.