W szkole łatwiej, czyli trudniej

Co może wierzący rodzic, jeśli szkolna katecheza zawodzi, a rozmowy z katechetą i interwencje w kurii nie pomagają? Może wypisać dziecko z lekcji religii – wtedy jednak zdany jest na siebie.

02.04.2017

Czyta się kilka minut

Nie musi być nudno: lekcja religii w Szkole Podstawowej nr 4 w Białymstoku / Fot. Piotr Mecik / FORUM
Nie musi być nudno: lekcja religii w Szkole Podstawowej nr 4 w Białymstoku / Fot. Piotr Mecik / FORUM

Mamo, co to jest gwałt?”, zapytało mnie kiedyś moje dziesięcioletnie dziecko, kiedy odwoziłam je ze szkoły – opowiada Magdalena Musiał. – Zmroziło mnie. Zapytałam ostrożnie, skąd w ogóle przyszło jej do głowy takie pytanie. Okazało się, że na religii pani katechetka zachęcała dzieci do udziału w konkursie literacko-plastycznym o bł. Karolinie Kózkównie. Wytłumaczyła im, kim jest bohaterka konkursu: to młoda dziewczyna, która nie chciała być zgwałcona przez żołnierza i wolała zginąć. Ale kiedy dopytywali, co to znaczy „zgwałcona” i dlaczego to jest tak straszne, że już lepiej zginąć, urwała temat, zostawiając dzieci z niewyjaśnionym niepokojem.

To był pierwszy sygnał. Kolejny pojawił się przy omawianiu tajemnic różańca. Uczniowie odgrywali scenki ilustrujące poszczególne tajemnice, także te bolesne. – Jedenastoletni chłopcy, śmiejąc się i wygłupiając, okładali Pana Jezusa wyimaginowanymi biczykami – mówi pani Magdalena. – Kiedy zwróciłam uwagę katechetce, że zabawa w przemoc jest dla dzieci bardzo szkodliwa, odpowiedziała mi, że drama jest uznaną metodą pedagogiczną. Wtedy zrozumiałam, że nie mamy o czym rozmawiać.

Już od dłuższego czasu jej córka narzekała, że nie chce chodzić na religię, bo się nudzi. Dotychczas nie zawsze możemy robić to, na co mamy ochotę. Ale w końcu uznała, że udział w lekcjach religii powoduje więcej szkody niż pożytku. Wypisała dziecko z katechezy.

– Nie tylko ja – dopowiada Magdalena. – W jej klasie, która liczy dwudziestu czterech uczniów, wypisało się aż siedmioro.

Córka Agnieszki i Jana Gadomskich jest w swojej klasie jedyna. – Ma dwanaście lat – mówi jej matka. – Wypisaliśmy ją z religii rok temu, na jej życzenie. Przyszła po lekcjach do domu wzburzona, bo pani katechetka opowiadała, że homoseksualizm to choroba i że nie powinno się stosować zapłodnienia in vitro. To kłóciło się z tym, co wyniosła z domu. Od najmłodszych lat uczyliśmy ją przede wszystkim tolerancji. Rozumiem, że katecheta ma obowiązek przekazywać oficjalne nauczanie Kościoła, z którym nie zawsze się zgadzamy. Zastrzeżenia mam tylko do formy: kategoryczne stwierdzenie, bez przestrzeni na dyskusję. No i czy naprawdę to są tematy, które trzeba poruszać wśród piątoklasistów?

– Mamy czwórkę dzieci, trójkę w wieku szkolnym i poza jedną wspaniałą siostrą katechetką nie mieliśmy szczęścia do katechetów – mówi Marek Łyskawa. – Doszliśmy do wniosku, że nie bardzo odpowiada nam akcent położony na przekazywanie wiedzy i surowe jej egzekwowanie. Syn przynosił z lekcji religii trójki, bo na przykład pomalował na zły kolor szaty liturgiczne. Dla nas przede wszystkim liczyło się, by nasze dzieci miały doświadczenie miłości Pana Boga. Uznaliśmy, że na tym etapie rozwoju możemy im to zapewnić głównie w domu, przez wspólną rodzinną modlitwę i krótkie katechezy wplecione w codzienne sprawy.

Deklaracja rezygnacji

W Krakowie od kilku lat liczba uczniów nieuczęszczających na religię utrzymuje się na stałym poziomie.

– W naszej archidiecezji to około 1,5 proc. – mówi ks. Krzysztof Wilk, dyrektor Wydziału Katechetycznego. – Najczęściej są to uczniowie z samego Krakowa, głównie ze szkół średnich.

– Kiedyś mówiło się, że to bierzmowanie jest sakramentem pożegnania z Kościołem – opowiada Magdalena Musiał. – Dziś zauważam wśród znajomych, że punktem granicznym coraz częściej staje się pierwsza komunia.

– Zapytałam, dlaczego uczniowie nie chcą chodzić na religię – mówi Marta Śpiewla, katechetka w liceum i technikum. – Większość z nich po prostu chce mieć o jedną lekcję mniej. Niestety sporo jest do religii uprzedzonych, bo na wcześniejszych etapach edukacji na tych lekcjach zwyczajnie się nudzili. To jest moment, w którym my, katecheci, musimy zrobić sobie rachunek sumienia. Bo jeśli nam nie będzie zależało, to czy możemy oczekiwać zaangażowania od naszych uczniów? Ale jest, jak mi się wydaje, jeszcze inny powód. Kiedyś na religii rozmawiałam z młodzieżą na temat Dekalogu. Byli zdziwieni, kiedy wskazywałam im, jakie zachowania są wykroczeniami przeciwko przykazaniom. Tłumaczyłam im wtedy, że jeśli nie mieli świadomości, że to zachowanie jest grzechem, to nie zgrzeszyli, ale jeśli teraz to wiedzą i to zrobią, będą musieli się wyspowiadać. Ich reakcja na te słowa była śmieszna, ale też wiele mówiąca: „To niech już pani nic nie mówi, wolimy dalej nie wiedzieć”. Myślę, że wielu młodych ludzi rezygnuje z religii właśnie dlatego, że chce wygodnego życia. A wiara jest wyzwaniem.

Ks. Bartosz Mrozek jest katechetą w szkole podstawowej: – Coraz częściej religia jest traktowana jak każdy inny przedmiot w szkole – mówi. – A gdy oceniana jest tą samą miarą, jak lekcje matematyki czy języka polskiego, to z nimi przegrywa. Znajomość rachunków lub poprawnego pisania jest potrzebna, żeby zdać na dobre studia i znaleźć satysfakcjonującą pracę. A znajomość prawd wiary i biblijnych przypowieści już niekoniecznie. Patrząc krótkowzrocznie, bardziej opłaca się wysłać dziecko na dodatkowy angielski niż na katechezę – zauważa.

– Zawsze mnie kartki z prośbą o wypisanie dziecka mocno frustrowały – wspomina o. Andrzej Tupek z zakonu pijarów. Przez wiele lat pracował jako katecheta, dziś jest proboszczem w parafii Matki Bożej Ostrobramskiej w Krakowie i nadzoruje pracę katechetów w kilku szkołach. – Widzisz, że ktoś odchodzi. Zastanawiasz się, dlaczego. Czy to ja coś źle zrobiłem? Ale nie masz odpowiedzi. Dostajesz deklarację z wypisaną formułką, bez słowa uzasadnienia.

Katecheza zastępcza

To, że pani Magdalena wypisała córkę z katechezy, nie oznacza, że religia przestała być dla niej ważna. – Wręcz przeciwnie. – Jesteśmy wierzący, co niedzielę chodzimy na „dwunastkę” do dominikanów – wyjaśnia. Tym bardziej nie chcę, żeby źle prowadzona katecheza zniechęciła do religii moje dziecko. Wiadomo, że w szkole bywa różnie. Zdarzają się nudne lekcje i nieudolni nauczyciele. Ale jeśli z powodu osoby historyka córka nie będzie lubiła historii, to jakoś to przeżyje. Równie dobrze może pasjonować się matematyką albo biologią. W przypadku zniechęcenia do religii sprawa jest dużo poważniejsza.

To dlatego zaczęła szukać dla córki zastępczej katechezy. To znaczy takiej, która nie jest organizowana w szkole, ale przy kościele. Dla tych dzieci, które z różnych przyczyn nie mogą lub nie chcą uczestniczyć w szkolnych zajęciach. O pomyśle opowiedziała znajomym zakonnikom: dominikanom i franciszkanom, ale nie spotkała się ze zrozumieniem. Rozmawiała też z biskupami, m.in. z biskupem Damianem Muskusem. – Powiedzieli, że sprawa jest delikatna i że trzeba ją na spokojnie rozważyć – relacjonuje.

– Nie, nie mamy żadnej alternatywnej propozycji dla rodziców, którzy wypisali dziecko z religii – przyznaje ks. Wilk. – Ale za każdym razem, kiedy rodzice przychodzą do nas ze skargą na katechetę, staramy się zażegnać konflikt lub przenieść nauczyciela na inną placówkę. W ciągu roku zdarza się kilka takich interwencji i po naszym działaniu znaczna większość dzieci wraca na lekcje religii.

– Zastępcza katecheza? Gdybym wiedziała, że jakiś mądry ksiądz o otwartym umyśle i dobrym podejściu do dzieci prowadzi takie zajęcia, nie wahałabym się ani chwili – mówi pani Agnieszka. – Mieszkamy na wsi pod Warszawą, ale byłabym gotowa dowozić córkę do miasta na takie zajęcia. Tylko że takiej możliwości niestety nie ma. Nie może też chodzić na katechezę do innego katechety w innej szkole. Wprowadzenie katechezy do szkoły miało być ułatwieniem. No i niby jest łatwiej, a tak naprawdę trudniej.

– Ja w ogóle nie jestem przekonana do katechezy w środowisku szkoły – przyznaje pani Magdalena.

Słabe strony szkolnej katechezy zauważają także katecheci: – Oczywiście, to duża wygoda dla rodziców, uczniów, również dla nas katechetów, bo nie musimy obawiać się o wynagrodzenie, ubezpieczenie zdrowotne – zauważa ks. Mrozek. – Ale z wprowadzeniem katechezy do szkolnych klas wiąże się też ryzyko, że zajęcia te sprowadzimy wyłącznie do przekazywania i sprawdzania wiedzy religijnej. Korzystam w mojej pracy z różnych pomocy dydaktycznych, m.in. ćwiczeniówek, w których dzieci uzupełniają zadania. Ale z niektórych ćwiczeń świadomie zrezygnowałem. Np. było takie, w którym uczniowie mieli oznaczyć, czy dany grzech jest lekki, czy ciężki. Jak w takich okolicznościach wytłumaczyć im, że waga grzechu zależy od naszych intencji, możliwości, świadomości popełnionego czynu?

Ale do zastępczej katechezy katecheci nie są przekonani. – To by było trochę strzeleniem samobója – mówi ks. Mrozek. – Zresztą nie wiem, jak taka katecheza miałaby wyglądać. Chyba nie chodzi o to, żeby w innym środowisku powielać to, co robimy w szkołach. Skąd pewność, że parafialne zajęcia spełnią oczekiwania rodziców?

Rodzice wiedzą, czego chcą. Dla pani Agnieszki najważniejszy jest sam katecheta, który zamiast wygłaszać kategoryczne sądy, powinien tworzyć przestrzeń do dyskusji na ważne tematy. W tematyce zajęć widziałaby elementy wiedzy o innych religiach, a przede wszystkim czytanie Biblii.

– O Biblii mieliśmy – wtrąca Zosia, córka pani Agnieszki. – Pani uczyła nas, jak szukać w Piśmie Świętym różnych ksiąg.

– No i co z tego, że wiedzą, jak je znaleźć, skoro nie czytają ich ze zrozumieniem – niecierpliwi się pani Agnieszka. – To tak, jak dać do ręki mapę, ale nie wytłumaczyć, co oznaczają narysowane na niej znaki.

– Ja bym widziała te zajęcia w formie szkółki niedzielnej – odpowiada krótko pani Magdalena.

Złota skrzynka

Są złote – bo są cenne. Mają kształt pudełka – bo każda jest jak prezent. I mają pokrywkę – żeby poznać ich sens, trzeba zajrzeć bardziej w głąb. Mieszkają w nich biblijne przypowieści.

W tej skrzynce jest przypowieść o Dobrym Pasterzu. Prowadząca zajęcia Patrycja Prostak najpierw wyciąga kawałek zielonego filcu – to pastwisko. Układa na nim filcowe łatki. Niebieska symbolizuje „wody spokojne”, czarna – niebezpieczną „ciemną dolinę”. Z filcowych paseczków układa zagrodę. Zamieszkają w niej drewniane owieczki. Na filcowym pastwisku pojawia się figurka dobrego pasterza, który wychodzi szukać jednej zagubionej owieczki. Jest też zwykły pasterz, który gdy owcom grozi niebezpieczeństwo (uosabia je drewniany wilk), ucieka. Tymczasem dobry pasterz kładzie się na drodze przed wilkiem. Oddaje swoje życie, a jego owce bezpiecznie wracają do domu.

– Potem pytam dzieci o ich własne doświadczenia, które pozwolą wczuć się w historię – mówi pani Patrycja. – A może ty kiedyś zgubiłeś się rodzicom? Jak się wtedy czułeś? Kiedy tak rozmawiamy, dzieci same dochodzą do najważniejszego wniosku: że Pan Jezus, opowiadając o dobrym pasterzu, miał na myśli samego siebie. I że my jesteśmy Jego owcami.

Metoda nazywa się Godly Play, wywodzi się z pedagogiki Montessori. Wykorzystywana jest w szkółce niedzielnej w grupie młodszoszkolnej u krakowskich luteranów.

– Dla mnie w tej formie zajęć najcenniejsze jest to, że dzieci nie tyle są uczone, kim jest Bóg, co odkrywają to same, przez zabawę – mówi pani Patrycja. – Sama jestem zaskoczona, jakie efekty przynosi ta praca, jak stopniowo wprowadza dzieci w świat osobistych doświadczeń religijnych.

Przy parafii

Czy doświadczenia z luterańskiej szkółki niedzielnej można przenieść do Kościoła katolickiego?

Metoda katechezy w duchu pedagogiki Montessori w szkołach wykorzystywana jest bardzo rzadko. – Realizowana jest tylko w szkołach Montessori – wyjaśnia ks. Wilk. – Wymaga dużego zaplecza i kosztownych pomocy dydaktycznych. Część katechetów stara się w swoje zajęcia wplatać elementy wywodzące się z tego nurtu. Przede wszystkim korzystamy jednak z podręczników Wydawnictwa św. Stanisława i proponowanych tam metod pracy dydaktycznej.

Czy taką katechezę można realizować przy parafii? – Przyznam, że gdybym miał prowadzić dodatkowe zajęcia dla dzieci ze wszystkich szkół zlokalizowanych na terenie parafii, całą naszą działalność duszpasterską musiałbym ograniczyć wyłącznie do tego – mówi o. Tupek.

Wyzwanie związane z regularną katechezą parafialną podjęła archidiecezja warmińska. Od września 2015 r. proboszczowie mają obowiązek realizowania systematycznej katechezy dla dzieci i młodzieży na każdym etapie edukacji, zgodnie z programem opracowanym przez Radę Katechetyczną Archidiecezji. Zajęcia prowadzą księża wikariusze, parafianie-wolontariusze, a w małych parafiach sami proboszczowie. Tak zorganizowana katecheza parafialna jest odpowiedzią na postulaty ostatniego Synodu Archidiecezji Warmińskiej, który zwrócił uwagę na słabnącą więź młodych ludzi ze środowiskiem parafialnym i podkreślił, że nawet najlepiej prowadzona katecheza szkolna nie zastąpi wychowania w wierze realizowanego w domu i parafii.

W samym środowisku katechetów pomysł oceniany był różnie. „Część głosów była przeciwna, wśród nich przeważały poglądy: że katecheza parafialna przyczyni się do usunięcia nauczania religii ze szkół, że nie będzie chętnych do udziału, że większość księży proboszczów nie podejmie organizacji spotkań, że parafie nie dysponują odpowiednim zapleczem (dawne salki katechetyczne zostały zlikwidowane), że nie ma odpowiedniej liczby osób świeckich przygotowanych do prowadzenia katechezy parafialnej – pisze w artykule dla „Studiów Katechetycznych” ks. dr Adam Bielinowicz, dyrektor Wydziału Nauki Katolickiej Archidiecezji Warmińskiej. – Wśród głosów na »tak« przeważały opinie, że należy koniecznie wprowadzić systematyczną katechezę parafialną, ponieważ jedynie niewielka część dzieci i młodzieży systematycznie uczestniczy w niedzielnych mszach i nabożeństwach, zaś większość katechizowanych nie ma żadnego kontaktu z parafią, że same lekcje religii nie wystarczą, aby budzić żywą wiarę, że współcześnie większość rodzin jest mało religijnych, a znaczna część rodziców poświęca niewiele czasu na wychowanie swoich dzieci”.

– Obecność na zajęciach w parafiach nie jest obowiązkowa – wyjaśnia ks. Bielinowicz. – Największa frekwencja jest w tych klasach, w których zajęcia są powiązane z przygotowaniem do sakramentów, czyli pierwszą komunią i bierzmowaniem. W pozostałych grupach przychodzą te dzieci, które są naprawdę zainteresowane.

W innych miejscach rodzice organizują się sami.

– Mieszkamy na warszawskim Bemowie – mówi Marek Łyskawa. – Zaczęło się od tego, że moja żona zorganizowała zajęcia katechetyczne dla maluchów. Gościnnie przyjął nas jeden z proboszczów. Z czasem zaczęła myśleć o katechezie dla starszych dzieci, przede wszystkim dla tych, które korzystają z edukacji domowej. Właśnie zbiera grupę chętnych i okazało się, że zainteresowani są również rodzice dzieci mających katechezę w szkołach. Opieramy się na Katechezie Dobrego Pasterza, bazującej na pedagogice Montessori. Dla mnie w tym podejściu szczególnie cenne jest to, że dostrzega ono w dziecku naturalny zmysł wiary i stwarza warunki, by mogła się ona rozwijać.

Co dalej?

Pani Magdalena nie traci nadziei, że w sprawie zastępczej katechezy dla jej córki i innych dzieci uda się coś zorganizować. Pytam o tę kwestię bp. Muskusa, odpowiedzialnego za katechezę w krakowskiej kurii. Odpowiada: – W sytuacjach spornych zachęcam rodziców, by najpierw próbowali je wyjaśnić z katechetą, a jeśli to nie wystarczy, by zgłosili sprawę do Wydziału Katechetycznego w Kurii Metropolitalnej lub ostatecznie do biskupa. W uzasadnionych przypadkach Wydział podejmuje odpowiednie kroki. Zachęcam, by rodzice powstrzymywali się w takich sytuacjach od podejmowania pochopnych decyzji o wypisaniu dziecka z zajęć katechetycznych. Wprawdzie mówi się dzisiaj coraz częściej o konieczności organizowania systematycznej katechezy parafialnej, proszę jednak pamiętać, że nie może ona stanowić alternatywy, ale raczej uzupełnienie szkolnych lekcji religii.

 

– Moim celem nie jest zmiana tej czy innej katechetki – tłumaczy pani Magdalena – ale znalezienie rozwiązania systemowego. Doskonale rozumiem, że jest to sprawa poważna i wymaga przemyślenia, ale wiem też, że nie możemy przed tym problemem uciekać. Chodzi o dobro naszych dzieci. ©


CZYTAJ TAKŻE:

Piotr Sikora: Rzeczywistość jaka jest – każdy, kto chce dostrzec, zobaczy: na lekcjach religii dzieje się wiele dobra, ale w wielu miejscach są one prowadzone na skandalicznym poziomie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2017