Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Reportaż Doroty Bidzińskiej pokazuje, że niski poziom szkolnej katechezy bywa problemem także dla głęboko wierzących rodziców. Martwią się oni, że to, co dzieje się – i jest przekazywane – na lekcjach religii, negatywnie wpłynie na wiarę ich dzieci. Ludzie ci właśnie w imię wiary – swojej i swoich dzieci – rozważają lub decydują się na wypisanie dziecka ze szkolnych lekcji religii. Jako ludzie wierzący i zaangażowani chcą oni jednak, by ich dzieci nie były pozbawione kształcenia religijnego. Stąd pomysły zorganizowania katechezy zastępczej, np. przy parafii.
Opisana trudna sytuacja może być okazją i inspiracją do innego działania: do tego, by rodzice wzięli wychowanie religijne swoich dzieci całkowicie w swoje ręce (a zgodnie z przekonaniem Kościoła to właśnie jest ich odpowiedzialność i prawo). Myślę tu o prowadzeniu katechezy domowej – trochę na wzór domowej edukacji – i uznaniu przez wspólnotę Kościoła takiej formy nauczania religii za pełnoprawną alternatywę dla uczestnictwa w szkolnych lekcjach religii (między innymi przez stworzenie jakiejś określonej formy egzaminu, po zdaniu którego dzieci uczone religii w domu otrzymywałyby świadectwo równoważne świadectwu ukończenia religii w szkole).
Praktyka ta wymagałaby, oczywiście, by sami rodzice pogłębiali swoją wiedzę religijno-teologiczną. Nie jest to łatwe, mówimy jednak o przypadkach rodzin głęboko wierzących i zaangażowanych: w tym przypadku pogłębianie zrozumienia swojej wiary wydaje się czymś naturalnym.
Bez wątpienia dobrze byłoby, gdyby rodzice nie zostali tu pozostawieni sami sobie. Zamiast więc organizowania zastępczej katechezy dla dzieci, może lepiej byłoby zorganizować regularne wsparcie – teologiczne i pedagogiczne – dla rodziców, którzy są w takiej sytuacji jak ludzie opisani w reportażu. ©℗