W rodzinie

Posiadanie wybitnego przodka może być obciążeniem, gdy wstępuje się w jego ślady. Wybitny malarz Jacek Mierzejewski miał dwóch synów, Andrzeja i Jerzego, i obaj zostali malarzami.

18.04.2004

Czyta się kilka minut

Warszawskie Muzeum Narodowe pokazuje właśnie malarstwo całej rodziny. W artystycznej drodze Andrzeja i Jerzego najważniejsza stała się swoista psychomachia z artystycznym dorobkiem ojca. Obaj wybrali skrajnie różne rozwiązania.

Zacznijmy jednak od przedwcześnie zmarłego Jacka (1883-1925), którego niezwykła twórczość napiętnowana została śmiertelną chorobą. Studiował w krakowskiej Akademii, m.in. u Wyczółkowskiego i Pankiewicza, i w szkole Mehoffera. Naukę przerywały wyjazdy lecznicze do Poronina i Zakopanego. W 1912 roku dostał trzyletnie stypendium zagraniczne. Wyjechał do Paryża, ale już po trzech miesiącach wrócił z powodu ostrego ataku choroby. Jednak spotkanie z malarstwem Cezanne’a i z wczesnym kubizmem pozostało zapładniające na całą jego twórczą drogę. Zapamiętując ową malarską lekcję, włączył się w artystyczne poszukiwania nowoczesnych form w sztuce polskiej. Stał się członkiem grupy Formistów, był jednak ich najmniej radykalnym przedstawicielem. Można by chyba zaryzykować tezę, że w tym gronie był malarzem najbardziej konsekwentnym, realizującym spójny program.

Natychmiast przykuwa pastelowa tonacja jego obrazów, zrównoważona forma i spokój w nich panujący - to, co Francuzi nazywają serenité. Zarazem w ten idealizowany świat pozbawiony gwałtownych napięć dość prędko wkracza groteska, a w ślad za nią śmierć. Trudno zresztą, by mogło być inaczej przy kimś tak mocno jej piętnem naznaczonym.

Obrazów Jacka Mierzejewskiego jest niewiele, tym cenniejszy każdy z nich. Warto oglądać je uważnie i w spokoju, patrzyć, jak delikatnie zostały namalowane. Wszystkie jakby spowijała mgiełka zmiękczająca kształty, odbierająca gwałtowność i poświadczająca, że z całą pewnością jesteśmy w świecie sztuki. Wiadomo, że śmierć jest na wyciągnięcie ręki, ale zarazem w autonomicznym świecie obrazu traci ona wiele ze swej brutalności i siły. Dwie najlepsze kompozycje Jacka Mierzejewskiego, “Umarlak" (1916-21) i “Pogrzeb" (1918-23), śmierć mające za wyłączny temat, są zarazem dziełami zawisłymi poza czasem, wolnymi od mortualnego gwałtu. Realia zbytnio obciążają, zatem znikły zupełnie.

Twórczość starszego z synów, Andrzeja (1915-1982), trudno jednoznacznie ocenić pod względem artystycznym, a gdyby koniecznie trzeba było to zrobić, ocena byłaby surowa. Warszawska prezentacja nie stanie na drodze owemu negatywnemu osądowi. Wybrano obrazy być może charakterystyczne, ale niezbyt udane. Znając, choć oczywiście nie w całości, twórczość Andrzeja Mierzejewskiego zapewniam, że można było dokonać lepszego wyboru i pokazać artystę nie aż tak neurotycznie niezdecydowanego. Wielki tu panuje rozgardiasz i wielkie malarskiej rzeczy pomieszanie.

Andrzej Mierzejewski studiował w warszawskiej ASP w latach 1935-39, w pracowni Mieczysława Kotarbińskiego. Zarówno profesorowie, jak i koledzy przyglądali się uważnie jego dokonaniom; był przecież synem Jacka. Zapewne czując to piętno i chcąc znaleźć własną drogę, nie zbliżał się zbytnio do tego, co stanowiło o wyjątkowości dokonań ojca. Z końcem lat 40. przewagę w jego malarstwie zyskuje ekspresja. Około połowy lat 60. dochodzi do stworzenia bardziej indywidualnego i jednorodnego stylu. Wtedy powstają “Kompozycja szara", “Zuzanna" czy “Światowid" (1965) i to pewnie jest najlepszy czas w jego twórczości.

Pracował nieregularnie. Powracał nawet po latach do dawnych szkiców i z ich pomocą tworzył nowe obrazy. Na charakterze wielu z nich zaciążyły z pewnością doświadczenia wojenne i tużpowojenne; w 1944 Andrzej Mierzejewski został aresztowany przez NKWD i przez kilkanaście miesięcy przetrzymywany był w strasznych warunkach. I jego droga artystyczna napiętnowana została śmiercią, na pewno najważniejszym tematem jego malarstwa.

Najmłodszy z trójki, Jerzy (ur. 1917), jest zarazem najbardziej dziś znany. Przez dwadzieścia pięć lat związany z Łódzką Szkołą Filmową, przyjaciel filmowców, stał się prawdziwym autorytetem artystycznym w tym środowisku. Od wielu lat niezwykle konsekwentnie buduje malarski świat swoich stonowanych obrazów w jawnym nawiązaniu do spuścizny ojca. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że tak malowałby Jacek Mierzejewski, gdyby dłużej żył. Oczywiście między malarstwem ojca i młodszego syna jest wiele różnic, ale na pewno mamy do czynienia z kontynuacją.

Jerzy Mierzejewski to najbardziej konsekwentna i spełniona artystyczna biografia w tej trójcy. Jego kompozycje, głównie pejzażowe, znacznych formatów, przyciągają stonowaną gamą barwną i redukcją wszelkich napięć. Czuje się zarazem silną więź rodzinną, o czym świadczą choćby obrazy: “Mój brat" (1985), “Rodzice" (1986). To sztuka klasyczna, tworzona poza głównym nurtem. Kameralna i wysmakowana, ale zarazem statyczna. Owszem, można zarejestrować niejakie wahnięcia, ale mieszczą się spokojnie w granicach błędu statystycznego. Swoistym zaakcentowaniem jej rangi są ekspozycyjne proporcje: połowę wystawy stanowią obrazy Jerzego.

Dwaj synowie i dwie kompletnie przeciwstawne malarskie realizacje. Dla jednego sztuka ojca jest tym, od czego należy odchodzić, dla drugiego tym, do czego powinno się jak najbardziej się zbliżyć. Co jednemu jawi się jako artystyczny balast, drugiego pociąga. W dawnych czasach byłoby jeszcze inaczej: odziedziczyliby warsztat i w nim pracowali, tworząc w pewnym sensie dzieło mimo różnic wspólne.

PS. Z przykrością powracam do kwestii wystawienniczych, które stają się najbardziej palącym problemem warszawskiego Muzeum Narodowego. To przestają być wystawy, to są raczej pospiesznie montowane pokazy. Może należy głośno powiedzieć: nie mamy w warszawskim Muzeum przestrzeni na wystawy czasowe...

“Jacek Mierzejewski, Andrzej Mierzejewski, Jerzy Mierzejewski. Dzieła ze zbiorów muzeów polskich i kolekcji prywatnych". Koncepcja wystawy: Jerzy Mierzejewski, Andrzej Wajda. Komisarz: Agnieszka Otroszczenko, oprawa plast.: Wojciech Neubart. Wystawa MNW marzec-kwiecień.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2004