W rezerwacie

Festiwal polskich debiutów filmowych "Młodzi i film pomyślany został jako impreza dowartościowująca coś, co w świadomości przeciętnego widza kinowego praktycznie nie istnieje.

03.07.2007

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu Xawerego Żuławskiego „Chaos” /
Kadr z filmu Xawerego Żuławskiego „Chaos” /

"Młode" polskie filmy przemykają przez ekrany niezauważone, w śladowej liczbie kopii, przy minimalnej promocji, często po kilku latach leżakowania na półkach. Nie pomagają nagrody na festiwalach ani szeptany PR. W zgiełku tytułów wchodzących każdego miesiąca na ekrany dziennikarze wybierają te najbardziej przebojowe albo najbardziej inspirujące artystycznie, a polskie kino rzadko zalicza się do którejś z tych kategorii. Od lat mówi się, że nasze filmy są za mało sexy, że odstają realizacyjną sprawnością od filmów z zagranicy i nie potrafią nawiązać bliższego kontaktu z widzem. Te wszystkie "przeklęte problemy" nabierają szczególnie destrukcyjnej mocy w przypadku twórców stawiających pierwsze kroki. Podcinają im skrzydła, zanim zdołają się w pełni rozwinąć. Uczą konformizmu i kalkulowania.

Koszaliński festiwal pokazał frustrację młodego środowiska filmowego. Frustrację, która często paraliżuje i każe szukać winy przede wszystkim na zewnątrz, w chorym systemie, dyskryminującym "młodszych, zdolniejszych". Impreza z jednej strony potwierdziła istnienie problemu, z drugiej uświadomiła, że sytuacja nie jest tak prosta, jak chcielibyśmy ją widzieć.

***

Z zewnątrz wygląda to wszystko nie najgorzej. Na ubiegłorocznym festiwalu filmowym w Gdyni większość filmów w konkursie stanowiły właśnie debiuty. Polski Instytut Sztuki Filmowej uruchomił specjalny program operacyjny wspierający tzw. filmy pierwsze. Ruszyła też inicjatywa "30 minut", dzięki której młodzi twórcy przed debiutem fabularnym mogą szlifować umiejętności warsztatowe pod opieką mistrzów, zgodnie z duchem nieodżałowanych zespołów filmowych, które tak znacząco przyczyniły się do świetności polskiego kina przed 1989 rokiem. Za owoc tych działań można z grubsza uznać koszaliński program konkursowy, zarówno krótkie, jak i długie debiuty fabularne nakręcone w ostatnich latach.

Dyrektor programowy festiwalu Jerzy Kapuściński zakwalifikował w tym roku 10 polskich tytułów pełnometrażowych, z których większość nie miała jeszcze premiery w kinach. Skupienie ich w jednej sali kinowej na przestrzeni trzech dni festiwalowych zrodziło uczucia mieszane. Budująca była przede wszystkim różnorodność. Kino ekspresyjne i z założenia młodo-gniewne ("Aleja gówniarzy" Piotra Szczepańskiego, "Chaos" Xawerego Żuławskiego) sąsiadowało ze spojrzeniem refleksyjnym ("Chłopiec na galopującym koniu" Adama Guzińskiego, "Z odzysku" Sławomira Fabickiego). Frywolna "Sztuka masażu" Mariusza Gawrysia, mroczno-erotyczne "Pod powierzchnią" Marka Gajczaka, przenosząca formułę thrillera w scenerię dzisiejszego Śląska "Hiena" Grzegorza Lewandowskiego pokazały jakże różne języki i wrażliwości.

Krytyka patrzącego na polskie kino młodych z lotu ptaka może ucieszyć ten indywidualny ton i ambitne na ogół intencje. Jednak kiedy spróbuje on wejść w skórę potencjalnego widza, optymizm słabnie. I przestaje obowiązywać taryfa ulgowa. Zaczynamy wyłapywać bezlitośnie fałszywe brzmienia i dostrzegać wyższościową postawę. Młodemu kinu wybaczyć można bowiem wszystko: warsztatowe niedoróbki, nadmiar pomysłów czy zapatrzenie twórcy we własne wnętrze. Za grzech nieszczerości i zadęcia rozgrzeszenia jednak nie będzie.

Pewnie dlatego taką furorę wśród koszalińskiej publiczności zrobił bezpretensjonalny "Rezerwat" Łukasza Palkowskiego, swojska, świeża i jakże niepolska w ciepłym spojrzeniu na rzeczywistość opowieść o perypetiach mieszkańców warszawskiej Pragi. Palkowski nie wspina się na palce, nie moralizuje, nie epatuje efekciarstwem. Przede wszystkim jednak nie lekceważy widza, wciąga go od początku w swoją historię i traktuje na równych prawach. Choćby za to należała się młodemu twórcy nagroda. Ostatecznie nie otrzymał Grand Prix, ale wyjechał z Koszalina z aż pięcioma ważnymi trofeami. Znając doświadczenia jego kolegów, należałoby zapytać: czy i ten, tak gorąco przyjęty w Koszalinie film, czeka ulotny żywot festiwalowy?

Jury pod przewodnictwem Filipa Bajona nagrodziło statuetką Wielkiego Jantara tytuł, który przy wszystkich walorach i niespełnieniach jak żaden inny uosabia niezdrową sytuację młodego filmu w Polsce. "Chaos" Xawerego Żuławskiego powstawał przez 5 lat. Debiutant w momencie ukończenia filmu był już 10 lat po ukończeniu studiów reżyserskich. Film trafił do kin z rocznym poślizgiem w liczbie 3 kopii i doczekał się ledwie 3 tysięcy widzów. Po drodze była nagroda za debiut w Gdyni, kilka zagranicznych festiwali, burzliwe opinie, które teoretycznie powinny podgrzewać atmosferę. Jednak ten kipiący energią, nierówny i przeładowany pomysłami, ale mocny i wyrazisty film nie zaistniał w szerszym obiegu.

Miejmy nadzieję, że dodatkowa nagroda prezesa TVP w wysokości 900 tysięcy złotych pozwoli jego twórcy dobrze wykorzystać swój potencjał. I że nie zadziała tak charakterystyczne dla naszego kina "przekleństwo drugiego filmu". Wśród młodych twórców panuje wręcz opinia, że decydenci rozdający publiczne pieniądze na kino fetyszyzują debiuty, by wykazać potem, jak bardzo wspierają młode kino. Tymczasem nawet najbardziej obiecujący debiutanci ostatnich lat: Magdalena Piekorz, Dariusz Gajewski, Wojciech Smarzowski czy Andrzej Jakimowski muszą czekać po kilka lat na sfinalizowanie nowych pomysłów.

Święto młodego kina (choć młodość to kategoria nieco umowna, jako że wielu debiutantów zdążyło dawno wejść w wiek męski) obchodzono w Koszalinie już po raz 26., ale dopiero w tym roku formuła konkursu skupiła się wyłącznie na filmie polskim. Debata "Czy polskie debiuty są komuś potrzebne?" zorganizowana przez TVP Kultura utrwaliła, niestety, podział polskiego kina na "młodych" i "starych". Obie strony mówiły różnymi językami, niespecjalnie się nawzajem słuchając. Z dość chaotycznej i niezbyt konstruktywnej wymiany poglądów zapamiętam z pewnością trzy wątki: problem ukrytej cenzury obyczajowej, na którą uskarżało się młodsze pokolenie; brak przejrzystości w ocenie projektów filmowych oraz feudalne stosunki panujące między "starymi" i "młodymi".

Nie czuję się powołana do dawania recept na uzdrowienie tej sytuacji. Myślę jednak, że w piersi powinni uderzyć się wszyscy. "Młodzi", którzy trwonią energię na tropieniu spiskowych teorii, zamiast uczyć się i rozwijać. "Starzy", dla których ci pierwsi to wieczni petenci w krótkich majtkach. Dystrybutorzy traktujący rodzime filmy niczym trefny towar. Wreszcie krytycy zachowujący się niczym surowi egzaminatorzy (jeśli nie egzekutorzy). Przy odrobinie dobrej woli wszystkich zainteresowanych można by to zmienić. Że w polskich warunkach jest to myślenie utopijne? Warto jednak czasem wyartykułować je głośno. I nie tylko przy okazji festiwalu w Koszalinie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2007