W pół drogi

Uzupełnieniem ustawy koszykowej powinno być stworzenie systemu dodatkowych dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych. Ale on nie powstanie, bo zbliżają się wybory.

28.07.2009

Czyta się kilka minut

/rys. Mirosław Owczarek /
/rys. Mirosław Owczarek /

Pan prezydent zapalił zielone światło dla komercjalizacji i prywatyzacji w służbie zdrowia. Zrobił to wbrew swoim wcześniejszym deklaracjom. Przygotowana przez rząd i podpisana właśnie przez Lecha Kaczyńskiego ustawa koszykowa pozwala wprowadzić nowy system finansowania usług medycznych. Obok środków publicznych z Narodowego Funduszu Zdrowia do szpitali i przychodni popłynie szeroki strumień prywatnych pieniędzy. Z naszych kieszeni, ma się rozumieć. Wszystkie świadczenia medyczne zostaną podzielone na te, które będziemy otrzymywać "za darmo" w ramach powszechnie płaconej składki, i na te, za które będziemy musieli w części lub w całości zapłacić. Pierwsze zmiany odczujemy już na początku przyszłego roku, jednak cały proces przemian zakończy się dopiero po wielu latach.

***

Wiceminister zdrowia Jakub Szulc zapowiedział w jednej ze stacji telewizyjnych, że być może już od stycznia będzie można w szpitalach całkiem oficjalnie płacić za leczenie. Przelewem lub gotówką, bez wyrzutów sumienia i łamania etycznych zasad. Projekt jest taki: ci, którzy będą płacili, nie będą wyprzedzać w kolejce tych, którzy czekają bez płacenia. W szpitalach skończy się łapownictwo, a lekarze przestaną po cichu, poza kolejnością, wciskać pacjentów ze swoich prywatnych gabinetów na listę osób oczekujących na zabieg. Kiedy dzienny limit operacji i badań zakontraktowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia wyczerpie się, szpital będzie mógł przyjąć prywatnego pacjenta. Skorzystać mają na tym wszyscy. Przede wszystkim skończy się podwójne płacenie. Do tej pory prywatne pieniądze, z tak zwanej szarej strefy, dzięki którym nielegalnie można było w szpitalu wszystko załatwić i przyspieszyć, trafiały do różnych kieszeni, ale na pewno nie do publicznej kasy. Teraz trafią na szpitalne konto, a zasilona w ten sposób placówka nie wyciągnie już ręki po opłatę za tego samego pacjenta do Narodowego Funduszu Zdrowia. Drogi, kupowany za miliony złotych sprzęt medyczny - tomografy, rezonansy, mammografy i wiele innych - wreszcie nie będzie stał bezczynnie po godzinach. Zapełnią się też puste popołudniami sale operacyjne. Dziś często po godzinie piętnastej lub nawet trzynastej planowe zabiegi, z braku pieniędzy, nie są wykonywane. Publiczny sprzęt marnieje, a kolejki oczekujących rosną. Teraz, po godzinach, tomografy będą działać dalej, lekarze zyskają dodatkową pracę, a szpital dodatkowe pieniądze, które będzie mógł przeznaczyć na podniesienie standardu usług dla wszystkich pacjentów, także tych najbiedniejszych. Nie będzie równo, ale będzie sprawiedliwiej i mądrzej.

Ministerstwo Zdrowia chciałoby, aby w ten sposób do publicznego systemu ochrony zdrowia (dysponującego w tej chwili 54 miliardami złotych) została wpompowana przynajmniej część z 28 miliardów złotych. Te pieniądze krążyły dotychczas poza systemem w postaci łapówek, abonamentów pracowniczych lub zwykłych opłat w prywatnych klinikach. Realizacja tego pomysłu przyniesie jednak marne rezultaty, jeżeli nie zostanie doprowadzona do końca. A zwieńczeniem tych prac, opartych na podpisanej właśnie przez prezydenta ustawie koszykowej, powinno być stworzenie systemu dodatkowych dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych.

***

Niestety, niemal na pewno ustawa wprowadzająca ubezpieczenia zdrowotne nie zostanie uchwalona przez rządzącą obecnie koalicję i na pewno nie uzyska promesy obecnie urzędującego prezydenta. Prace nad nią trwają od dawna - projekt miesiąc temu został już nawet przyjęty przez kierownictwo resortu zdrowia. Cóż z tego, kiedy za rok czekają nas wybory prezydenckie i żaden z dwóch głównych pretendentów do objęcia godności głowy państwa nie zdobędzie się na odwagę poparcia tych, budzących niechęć społeczną, rozwiązań. Lech Kaczyński - z zasady, Donald Tusk - z rozwagi.

Mogliśmy się po raz kolejny o tym przekonać tydzień temu. Pan prezydent ogłosił, że podpisuje ustawę koszykową tylko dlatego, iż Ewa Kopacz jednoznacznie zadeklarowała, że jej wprowadzenie nie doprowadzi do zwiększenia zakresu świadczeń współfinansowanych przez pacjentów ani też w żaden inny sposób nie przyczyni się do ograniczenia dostępu pacjentów do świadczeń z zakresu ochrony zdrowia. Pani minister oraz jej zastępcy to zapewnienie solennie potwierdzili we wszystkich możliwych wywiadach i konferencjach prasowych. Wcześniej w podobny sposób uspokajali pracujących nad ustawą posłów sejmowej komisji zdrowia. To zapewnienie jednak oznacza, ni mniej, ni więcej, pogrzebanie najważniejszej idei ustawy ubezpieczeniowej.

Wprowadzenie systemu dodatkowych dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych będzie miało bowiem sens tylko w takiej sytuacji, kiedy zostanie przez prawodawcę stworzone tak zwane ryzyko ubezpieczeniowe. Czyli mówiąc wprost: trzeba będzie coś ludziom zabrać - dajmy na to, darmowe wycięcie ślepej kiszki, albo transport sanitarny, albo badanie Pozytonową Tomografią Emisyjną, aby zmusić ich do ubezpieczania się od okoliczności, w których skorzystanie z tych usług okazałoby się konieczne. Niewytworzenie takiego ryzyka spowoduje, że system dodatkowych ubezpieczeń straci sens. Po co się ubezpieczać dodatkowo, skoro wszystko, tak jak dawniej, należy mi się w ramach powszechnego ubezpieczenia? Trudno się ubezpieczać od leczenia dentystycznego czy uzdrowiskowego, za które już teraz płacimy, oraz od takich egzotycznych usług jak zmiana płci czy usunięcie zmarszczek czołowych, które od zawsze pozostawały poza zasięgiem publicznej służby zdrowia. Niewielu chętnych skusiłoby się też na opłacenie polisy tylko po to, aby otrzymać w szpitalu jedynie pojedynczy pokój z łazienką i telewizorem.

Kiedy brakuje ryzyka ubezpieczeniowego, realną zachętą do wykupienia prywatnych polis mogłyby być ulgi podatkowe. Niestety - jak doniósł kilka dni temu "Dziennik" - minister finansów Jacek Rostowski zablokował ten projekt Ministerstwa Zdrowia. W sytuacji kryzysu i powiększającej się dziury budżetowej trudno się dziwić temu sprzeciwowi. Bez dodatkowych ubezpieczeń wpływy z prywatnego sektora do publicznych szpitali mogą się więc okazać mniejsze od oczekiwanych.

Bo o ile pojedynczy pacjent z grubym portfelem będzie w stanie zapłacić gotówką za wykonanie poza kolejnością kolonoskopii czy wycięcie woreczka żółciowego, o tyle niewielu zapewne będzie w stanie zapłacić, nie posiłkując się ubezpieczeniem, na przykład za nowoczesną chemioterapię, której koszty idą często w setki tysięcy złotych.

***

Jaka więc nas czeka przyszłość w ochronie zdrowia? Niestety, niejasna. Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało, że do końca sierpnia przygotuje trzynaście rozporządzeń do ustawy koszykowej. Trudno w tej chwili wyrokować, co się w nich znajdzie. Na ich podstawie (między innymi) szpitale będą mogły przyjmować prywatnych pacjentów. Najważniejsze jednak jest to, że w wielkim mozole, bardzo powoli, zacznie powstawać wykaz świadczeń gwarantowanych - to bardzo potrzebna praca, do wykonania której Trybunał Konstytucyjny zobowiązał instytucje państwa już pięć lat temu.

W styczniu 2004 r. sędziowie TK stwierdzili, że w sposób niewłaściwy jest w Polsce wypełniany art. 68 Konstytucji RP, w którego drugim ustępie zapisano, że zakres i warunki tego, co należy się obywatelom w ramach świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, powinny być określone w odrębnej ustawie. Ustawa koszykowa czyni zadość tym oczekiwaniom - opisane zostały w niej zasady tworzenia listy świadczeń, które należą się chorym w ramach publicznej składki. Agencja Oceny Technologii Medycznych będzie tą instytucją, która na zlecenie szefa resortu zdrowia wyceni poszczególne procedury medyczne, tak jak już teraz oblicza koszty leczenia nowymi preparatami i ocenia ich skuteczność. Specjaliści z Agencji będą wydawać opinie, czy Narodowy Fundusz Zdrowia stać na wycinanie pacjentowi polipa w jelicie grubym metodą operacyjną, czy może laparoskopową?

Wszystko to, co uznane zostanie za usługę ponadstandardową, zbyt kosztowną w stosunku do oczekiwanych rezultatów medycznych, jak i możliwości publicznego płatnika, powinno znaleźć się w koszyku świadczeń niegwarantowanych, czyli takich, za które będziemy musieli zapłacić.

Można przypuszczać, że wrzucone tu zostaną wszystkie nowoczesne metody leczenia, których z każdym rokiem medycyna proponuje nam coraz więcej, a na których finansowanie coraz mniej stać publiczny system. Z czasem więc, gdyby nawet zabrakło ustawy o dodatkowych ubezpieczeniach, chociażby z powodu postępu technologicznego, stworzone zostaną warunki do wykupywania dodatkowych polis zdrowotnych.

Pomimo propagandowych zapewnień polityków, że nadal nie będziemy płacić za leczenie, pierwszy krok w tym kierunku właśnie został wykonany.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2009