W oparach gazowego absurdu

Rosja i Ukraina zawarły w nocy z 17 na 18 stycznia pełne niedopowiedzeń ramowe porozumienie. Czy to przełom w energetycznym thrillerze, trzymającym w napięciu pół Europy?

20.01.2009

Czyta się kilka minut

Niewiele wiadomo, na czym polegają uzgodnienia w sprawie wznowienia dostaw gazu, które zapadły za zamkniętymi drzwiami podczas moskiewskich rozmów premiera Rosji Putina i premier Ukrainy Tymoszenko. To nieprecyzyjnie zakreślone warunki tranzytu w oparciu o dotychczasowe ceny i zagmatwana formuła ceny za gaz, jaką ma płacić Ukraina.

Obie strony poinformowały, że w handlu gazem obchodzić się będą bez pośredników. Pośrednikiem była firma RusUkrEnergo, w 50 proc. należąca do Gazpromu, a w 50 proc. do dwóch tajemniczych osób: Dmytro Firtasza i Iwana Fursina. Rosyjska propaganda ostatnich dni głosiła, że pośrednicy są zbędni, gmatwają, są świadectwem braku przejrzystości, o którą Rosja przecież tak zabiega, i że to strona ukraińska, konkretnie prezydent Juszczenko jest zainteresowany dotychczasowym schematem, gdyż czerpie z tego osobiście zyski. Ukraiński specjalista ds. energetyki Wołodymyr Saprykin twierdzi natomiast, że "żaden pośrednik, których było w handlu pomiędzy Ukrainą i Rosją wielu, nie działał bez zgody Rosji. To rosyjski wynalazek". Kto więc zarabia na tych otoczonych mgławicą tajemniczości dostawach?

"Kompania RosUkrEnergo nie tylko dostarcza gaz na granicę Rosji z Ukrainą, ale sprzedaje gaz Europie - mówi Saprykin. - Roczne zyski wynoszą mniej więcej miliard dolarów. To znaczy, RosUkrEnergo sprzedaje gaz z Azji Centralnej równolegle z Gazpromem, po cenach znacząco niższych niż Gazprom. A zatem jest konkurentem Gazpromu na rynku europejskim. Dlaczego Gazprom w swej łaskawości dopuścił do tego miliarda dolarów jakichś dwóch nieznanych w branży ludzi? Logiki doszukać się trudno. No bo po co Gazprom stworzył sam sobie konkurenta na rynku europejskim?".

Czy "wojna gazowa" toczyła się więc o miliard dolarów i wyeliminowanie dwóch szemranych biznesmenów? Wedle słów prezesa Gazpromu, koncern na zerwaniu dostaw dla europejskich odbiorców stracił ponad miliard dolarów. Na dodatek stracił dużo więcej w wartościach na razie niewymiernych, ale mogących się w przyszłości przełożyć na pieniądze: w swej oszalałej szarży na Ukrainę Gazprom stracił reputację niezawodnego dostawcy. Nie wiadomo, ile będą kosztować firmę zapowiadane skargi odbiorców do arbitrażu gospodarczego. Czy gra warta była świeczki?

Jeszcze więcej mgły

Można założyć, że w rozgrywce chodziło jednak nie tylko o pozbycie się zarejestrowanej w Szwajcarii firmy RosUkrEnergo, ale o osiągnięcie celów wartych więcej niż miliard dolarów. I to nie tylko gospodarczych, ale długofalowych politycznych.

Naszkicowane pobieżnie porozumienia między Moskwą i Kijowem mogą nie przetrwać długo, zwłaszcza że sytuacja gospodarcza zmienia się dynamicznie na niekorzyść - i w Rosji, i na Ukrainie. Być może obie strony zdają sobie sprawę, że to tylko prowizorka: na jeden kwartał, może dłużej. Bo na dobrą sprawę nawet jeśli uda się wyeliminować pośredników, to i tak schematy powiązań i zasady handlu gazem pozostaną tak samo niejasne jak dotąd. I to jeden pewny wniosek: ani stronie rosyjskiej, ani ukraińskiej nie zależy na rozjaśnieniu sprawy handlu gazem. Przeciwnie: obecność europejskich obserwatorów była jak najbardziej niepożądana.

W trakcie konfliktu stało się jasne: sprawa handlu gazem między Rosją a Ukrainą nie jest tylko sporem gospodarczym, ale przede wszystkim politycznym. Obie firmy gazowe - Gazprom i Naftohaz - są instrumentami w rękach polityków. Dopiero po rozmowach Putin-Tymoszenko w Moskwie szefowie koncernów mogli przystąpić do negocjacji. Bez politycznej decyzji ich rozmowy były bezprzedmiotowe.

W wielu komentarzach powtarza się teza, że jednym z najważniejszych powodów mocnego uderzenia w Ukrainę była osobista uraza Putina wobec Juszczenki za jego poparcie dla Gruzji w sierpniowej wojnie na Kaukazie. "Ja mu tego nie wybaczę" - miał wtedy, według kremlowskich dziennikarzy, powiedzieć Putin. Ale poparcie Juszczenki dla Gruzji było zapewne tylko kroplą przepełniającą puchar goryczy. Chodzi przecież generalnie o prozachodnią orientację ukraińskiej polityki w okresie niewygodnej dla Rosji prezydentury Juszczenki. Za rok na Ukrainie odbędą się wybory prezydenckie. I można się spodziewać, że Moskwa użyje całego dostępnego instrumentarium, by uniemożliwić wygraną niepożądanym politykom. Inna sprawa, czy to się uda.

Moskwa próbowała w trakcie zamieszania, jakie powstało w związku z zakręceniem przez Gazprom kurka, zorientować się w sytuacji, jaka panuje w systemie ukraińskich rurociągów. Interesujący dla niej był zwłaszcza stan i zapełnienie zbiorników gazu. Ukraina broniła się przed ujawnieniem informacji na ten temat. Od dawna nie jest tajemnicą, że Rosja pragnie objąć "patronat" nad trasami przesyłu gazu do Europy. Argumentuje, że zmniejszyłoby to ryzyko wstrzymania dostaw. A może bardziej wskazana byłaby w takim razie integracja ukraińskiego systemu rurociągów z europejskimi odbiorcami? Tylko jak do tego podejść, skoro ukraiński system rurociągów i sposób jego eksploatacji i otrzymywania finansowych dywidend spowija mgła?

Projekty obejścia Ukrainy

Kolejną receptą na uniezależnienie się Rosji od krajów tranzytowych, z którymi Moskwa nie znajduje "pełnego zrozumienia", ma być zbudowanie alternatywnych tras przesyłu gazu dla odbiorców w Europie: Nord Streamu przez Bałtyk i South Streamu przez Morze Czarne. Z ekonomicznego punktu widzenia oba projekty są pozbawione sensu: są drogie, a o pieniądze w dobie kryzysu jest trudniej. Ale z geopolitycznego punktu widzenia oba pomysły są dla Rosji uzasadnione: Nord Stream pozwala na ominięcie "zawalidrogi" w postaci Ukrainy i Białorusi, South Stream zablokuje alternatywny planowany przez UE gazociąg Nabucco i nie pozwoli przełamać monopolu Rosji na transport gazu z regionu kaspijskiego i środkowoazjatyckiego.

Słowem kluczem, które zrobiło zawrotną karierę w setkach dyskusji toczących się wokół konfliktu gazowego, jest "alternatywa". Dla Rosji alternatywą są nowe szlaki przesyłu gazu, dla Ukrainy - aspiracje europejskie, dla Europy - inne źródła energii.

Gra toczy się nadal.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2009