W oczach „onych”

Jak rok 1989 wyglądał z punktu widzenia władz? jaką strategię przyjęli rządzący?

03.02.2009

Czyta się kilka minut

Celem tego postępowania jest próba rozbicia opozycji. Gdyby udało się pozyskać część opozycji dla polityki porozumienia, skrzydło to musiałoby się koniecznie odciąć od sił radykalnych", zaś w zamierzeniach PZPR "chodzi o manewr polityczny (...) o pierwszą próbę »wbudowania« opozycji konstruktywnej w państwo socjalistyczne" - tak Józef Czyrek, członek Biura Politycznego KC PZPR, tłumaczył założenia Okrągłego Stołu zdumionym towarzyszom z NRD.

Już od połowy lat 80. w PRL (podobnie jak w całym "bloku wschodnim") rządzący rozpaczliwie szukali formuły pozwalającej na utrzymanie władzy w realiach gospodarczego bankructwa systemu. W 1986 r. Polska była winna krajom demokratycznym

33,5 mld dolarów, a krajom bloku sowieckiego 6,5 mld tzw. rubli transferowych. Niewydolność gospodarki spowodowała, że od 1981 do 1986 r. przeciętna płaca realna obniżyła się o 14 proc. Przywódcy PZPR, inspirowani sowiecką pierestrojką, rozważali wariant liberalizacji sfery gospodarczej. Nie zamierzali jednak wypuszczać z rąk władzy politycznej. Realizację tego celu utrudniała im postawa Kremla - deklarującego, że wobec tragicznej sytuacji w Sowietach poparcie dla ekipy Jaruzelskiego i jej posunięć ograniczone zostanie do "systemowej solidarności".

Kowale partyjnego losu

Plan wybrnięcia z kryzysu miał opracować "zespół trzech", powołany wiosną 1986 r. przy Jaruzelskim. Weszli do niego: Stanisław Ciosek (członek Biura Politycznego KC PZPR), Jerzy Urban (rzecznik prasowy rządu PRL) i gen. Władysław Pożoga (wiceminister spraw wewnętrznych). Uczestnictwo w zespole tego ostatniego - jednego z najbliższych współpracowników Czesława Kiszczaka, szefa MSW - miało gwarantować dopływ aktualnych informacji. W systemie powszechnego kłamstwa nie można było ufać sprawozdaniom instancji partyjnych, a o zakłamanie mediów dbał Urban. Tym samym źródłem względnie wiarygodnej informacji o sytuacji w kraju była bezpieka.

Rozważano trzy koncepcje: ponowne wprowadzenie stanu wojennego, stworzenie pozorów zmian ustrojowych przez budowę systemu prezydenckiego lub połączenie stworzenia systemu prezydenckiego z kooptacją do władzy części opozycji.

Z czasem, w związku ze stanowiskiem Kremla, zrezygnowano z planu powtórki stanu wojennego (przygotowania do jego wprowadzenia trwały jednak w MSW od wiosny do jesieni 1988 r.). Jednocześnie fiasko powołanej w 1986 r. przy Jaruzelskim tzw. Rady Konsultacyjnej i wotum nieufności dla władz, wyrażone w referendum w sprawie reform gospodarczych (z listopada 1987 r.), skłoniły partyjnych aparatczyków do skoncentrowania się na trzecim z możliwych rozwiązań.

Z danych napływających z bezpieki (w której działał Zespół Analiz MSW, zajmujący się oceną rzeczywistej sytuacji w kraju) i z diagnoz "zespołu trzech" wynikało, że w nieodległej przyszłości należy liczyć się z erupcją niezadowolenia społecznego - wywołaną przez zapaść gospodarczą. Zdaniem "zespołu trzech" opozycja była zbyt słaba, aby zagrozić władzy, jednak masowy protest społeczny byłby całkowicie niekontrolowalny i mógłby się skończyć obaleniem ekipy Jaruzelskiego.

Wyjściem z sytuacji wydawało się podjęcie działań naprawczych w gospodarce. Ale reforma musiała się łączyć z olbrzymimi kosztami społecznymi i każdy, kto zdecydowałby się na jej przeprowadzenie, musiałby paść jej ofiarą. Z analizy sytuacji wynikało więc, że dla ekipy Jaruzelskiego możliwe było tylko jedno wyjście: przeprowadzenie pozornych zmian politycznych, doprowadzenie do kooptacji części opozycji do władzy i powierzenie jej odpowiedzialności za resorty gospodarcze. Z nadzieją, że przeprowadzenie reformy gospodarczej siłami dotychczasowej opozycji spowoduje, iż to na niej skupi się społeczna frustracja.

Kiszczak dzieli, Kiszczak łączy

Z punktu widzenia władz PRL pozostawało zatem wyłonić "konstruktywną opozycję", a więc tę, którą można by dopuścić do - ograniczonego - udziału w rządzeniu. Dlatego realizację tego zadania powierzono Kiszczakowi. Wciąż mało wiemy o działaniach bezpieki (cywilnej i wojskowej), realizowanych przed, w trakcie i po obradach Okrągłego Stołu. Ale nie ulega wątpliwości, że jako rozmówców Kiszczak chciał mieć opozycjonistów ideowo skłonnych do zawarcia kompromisu z dyktaturą, a zarazem pochodzących ze środowisk głęboko zinfiltrowanych - także przez agenturę wpływu.

Równolegle z działaniami politycznymi - czyli wysyłaniem sygnałów do tejże części opozycji oraz pierwszymi z nią rozmowami - realizowano szeroko zakrojone tzw. działania operacyjne. Z jednej strony miały charakter inspiracyjny: nakłanianie przez agenturę wpływu wyselekcjonowane osoby do zmiękczenia stanowiska i zawarcia kompromisu. Z drugiej zaś dezinformacyjny: mnożono wizje negatywnych, społecznie i politycznie, skutków niepodjęcia rozmów. Koncentrowano się też na dezintegracji opozycji: na konfliktowaniu środowisk uznanych za "konstruktywne" z tymi, które kompromis z komunistami uznawały za zdradę ideałów (m.in. esbecka operacja "Żądło"), i przeciwdziałaniu jednoczeniu się przeciwników ugody (m.in. operacja "Hydra").

W tle tej aktywności wprowadzano zmiany w prawie, umożliwiające zajęcie komunistom uprzywilejowanej pozycji ekonomicznej w nowych realiach - czyli stworzenie tzw. kapitalizmu nomenklaturowego. Jednocześnie Jaruzelski pacyfikował nastroje w nierozumiejących sytuacji masach PZPR.

O co się toczy gra

Słowem kluczem w czasie Okrągłego Stołu był "pluralizm". Faktycznie oznaczał on, że komuniści utrzymają pozycję rozgrywającego na scenie politycznej. W końcu, jak mówił członek Biura Politycznego Janusz Reykowski: "Nie zapominajmy, że PZPR nie jest partią w tradycyjnym sensie tego słowa (...) partią, która ma stawać do wyborów i przekazywać władzę zależnie od wyników". Wybranym środowiskom opozycji planowano oddać prawo do wyborczej walki o część Sejmu (35 proc.) i - początkowo - część Senatu. Wejście do parlamentu miało się zatem odbyć na warunkach, które nie pozwalałyby "konstruktywnej" opozycji na skuteczne przeciwstawianie się PZPR.

Drugim celem było przesunięcie centrum władzy z KC PZPR do pałacu prezydenckiego. Dla obu stron było jasne, że fotel ten ma być zarezerwowany dla Jaruzelskiego. Co więcej, szerokie kompetencje prezydenckie umożliwiać mu miały uznaniowe rozwiązanie tzw. kontraktowego parlamentu.

Trzecim celem było zapewnienie lojalności "okrągłostołowych" partnerów w kwestiach ważnych (jeśli nie niezbędnych) dla dopuszczenia ich na scenę polityczną. Chodziło o niekrytykowanie liderów PZPR i ustroju "demokracji ludowej", o społeczną legitymizację "reformatorskiego" skrzydła w PZPR i o wsparcie władzy w sporze z "politycznymi radykałami", czyli z licznymi środowiskami opozycyjnymi, które sprzeciwiały się negocjacjom. Nie znalazły się one oczywiście w podpisanym porozumieniu, ale faktycznie były realizowane.

Tym samym komuniści - wbrew dzisiejszym deklaracjom - nie chcieli się podzielić władzą, ale ją utrzymać. Z kolei opozycja - wbrew powtarzanym po 1989 r. tezom - nie dążyła w czasie negocjacji do przejęcia władzy, ale do wniknięcia w struktury państwa i powolnego oddziaływania na nie, rozłożonego na lata, a nie na miesiące.

W kwietniu 1989 r., gdy podpisywano porozumienie Okrągłego Stołu, cele strategiczne stawiane przez PZPR zostały osiągnięte. Komuniści nie uniknęli tu błędów - np. propozycji w pełni demokratycznych wyborów do Senatu czy sprawy tzw. listy krajowej.

Słabością przedsięwzięcia stał się charakter tej strategii władz PRL, który dla skutecznej realizacji nie mógł być powszechnie znany. W niewtajemniczonych w jego istotę partyjnych masach PZPR rodził się strach przed nadmiernymi ustępstwami wobec dotychczasowego wroga systemu.

Demontaż

Skuteczność planu - zarysowanego przez "zespół trzech", a realizowanego przez Kiszczaka - załamała się w konsekwencji czerwcowych wyborów. Ich wynik w równej mierze zaskoczył architektów Okrągłego Stołu ze strony PZPR, jak i zwolenników ugody z władzą ze strony opozycji. Sytuacja zaczęła się wymykać spod kontroli, a przerażone porażką PZPR-owskie masy i partie "satelickie" (ZSL i SD) stały się podatne na wpływy kokietującej je opozycji.

Czerwcowe wybory były momentem, gdy plan wkomponowania "konstruktywnej opozycji" w system PRL przerodził się w proces demontażu systemu, bezpiecznego dla komunistów.

FILIP MUSIAŁ jest politologiem i historykiem, pracuje w krakowskim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej i w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej "Ignatianum" w Krakowie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2009