Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na papierze pula łóżek wzrosła o kilka tysięcy. A rzeczywistość? W Szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie lekarze sporządzili śluzę między strefą „czystą” i „brudną” z folii szklarniowej, z drzwiami na suwak, uszczelnioną workami na śmieci i taśmą klejącą.
Chorymi z COVID-19 zajmują się placówki bez zaplecza anestezjologicznego, nieposiadające tomografu (bez niego nie da się ocenić stanu pacjenta, a więc i dobrać leczenia). Coraz więcej chorych z ciężkim przebiegiem pozostaje w domach; karetki krążą od szpitala do szpitala, a od dyspozytorki można usłyszeć: „Skoro pan ze mną rozmawia, to jeszcze nie umiera”. A testy? Zatory powstają tak na etapie pobierania wymazów, jak i w laboratoriach.
Eksperci nie spodziewają się wypłaszczenia wykresów przed grudniem i ostrzegają, by przygotować się nawet na 30 tys. wykrytych zakażeń dziennie. Mogą je podbić listopadowe wizyty na cmentarzach, nie mówiąc już o trwających manifestacjach. Prezes PAN prof. Jerzy Duszyński napisał: „Gdy z dnia na dzień gwałtownie wzrasta liczba wykrytych przypadków, ogłasza się decyzję Trybunału Konstytucyjnego, która wyprowadza tłumy ludzi na ulice”.
Prezes samorządu lekarskiego prof. Andrzej Matyja obawia się, że Polskę może czekać scenariusz bardziej tragiczny od włoskiego, gdzie w marcu przybywało dziennie po kilka tysięcy przypadków, a system w błyskawicznym tempie uległ przeciążeniu, co spowodowało masowe zgony. W rozmowie z Radiem Zet prof. Matyja ocenił, że epidemia przebiega poza kontrolą państwa, że nie przygotowano się na jesień, a restrykcje wprowadzono zbyt późno. Podsumował: „Szybkość infekcji, liczba pacjentów wymagających hospitalizacji, tlenoterapii, przerosła wszelkie oczekiwania”. ©℗
Czytaj także: Maciej Muller: Obrona zdrowia