Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niektórzy zachodni politycy uznawali, że miniony tydzień będzie najważniejszy w stosunkach międzynarodowych od dziesięcioleci. Choć było w tym dużo przesady, to rozmowy amerykańsko-rosyjskie w Genewie, spotkanie Rady NATO-Rosja w Brukseli i posiedzenia OBWE w Wiedniu przykuły uwagę świata. Wszystko ze względu na trwającą od trzech miesięcy kolejną zmasowaną koncentrację wojsk rosyjskich wzdłuż granic Ukrainy, czemu towarzyszą rosyjskie żądania wobec Zachodu.
Przypomnijmy, że Kreml w sposób bezceremonialny domaga się, by państwa i instytucje zachodnie zrewidowały swoją współpracę z Ukrainą, w tym zagwarantowały, że nigdy nie zostanie przyjęta do NATO, aby zmusiły Kijów do realizacji porozumień z Mińska (niekorzystnych dla Ukrainy) i zobowiązały się, że w państwach wschodniej flanki nie będzie żadnych systemów i infrastruktury wojskowej Sojuszu.
W TRAKCIE SERII SPOTKAŃ Rosja nie pozostawiała wątpliwości, że oczekuje przyjęcia wszystkich jej żądań bez wyjątku, strasząc zarazem, że ich odrzucenie przyniesie „nieobliczalne konsekwencje” dla bezpieczeństwa europejskiego. Było to zwieńczenie wielotygodniowej operacji zastraszania Zachodu z intencją zmuszenia go do jednostronnych ustępstw. Rosyjskie ultymatywne działania, wyjątkowo bezczelny sposób ich formułowania i używany przy tym język (daleki od dyplomatycznego) nie mają precedensu w relacjach zachodnio-rosyjskich po 1991 r. A jednak mimo tej presji Zachód wystąpił zwartym frontem, odrzucając groźby i pokazując nieustępliwość – czym zaskoczył Moskwę, która najwidoczniej uważała, że przynajmniej w wybranych obszarach możliwe będą ustępstwa.
Najważniejsze dziś pytanie brzmi: co dalej? Dla wszystkich jest bowiem jasne, że kryzys jest daleki od rozwiązania. Co więcej, Moskwa uznaje, że skoro Zachód odrzucił jej warunki, to nie ma sensu dalej rozmawiać. Dlatego w kolejnych dniach i tygodniach nie są planowane żadne nowe rozmowy. Z punktu widzenia Rosji w grę nie wchodzi jednak jej pasywność, bo to oznaczałoby jej prestiżową porażkę i utratę twarzy. Rosyjscy oficjele sugerują pewne kroki, jakie może podjąć Moskwa.
NAJBARDZIEJ PRAWDOPODOBNA wydaje się nowa faza konfliktu w Donbasie, która wyjdzie poza ten okupowany przez Rosję region i będzie efektem rosyjskiej prowokacji – mającej służyć oskarżeniu Ukrainy, iż to ona jest winna eskalacji. Nie ma też wątpliwości, że Moskwa będzie podejmować inne działania destabilizujące państwo ukraińskie i Zachód.
Próbkę widzieliśmy w piątek 14 stycznia, gdy strony internetowe wielu ukraińskich instytucji państwowych – od MSZ i rządu po służbę finansową – zostały poddane zmasowanemu atakowi hakerskiemu. Przy czym zamieszczony przez hakerów komunikat informował (m.in. w kiepskim języku polskim), że jest to zemsta za… zbrodnie OUN-UPA na Wołyniu. Nietrudno stwierdzić, kto za tę oczywistą prowokację odpowiada. A wszystko wskazuje, że jest to dopiero początek podobnych ataków, które dają Moskwie możliwość do umywania rąk i powtarzania, przy równoczesnym mruganiu okiem: „To nie my”.
Asortyment działań, które Rosja może podjąć, jest zresztą szerszy. Może obejmować np. stacjonowanie rosyjskich systemów ofensywnych na Białorusi, czy nawet na Kubie lub w Wenezueli. W założeniu Moskwy działania destabilizujące mają jeszcze bardziej zwiększyć napięcie międzynarodowe, co z kolei ma służyć bardziej efektywnemu zmuszeniu Zachodu do kolejnych negocjacji i do oczekiwanych przez Moskwę ustępstw.
ZACHÓD ZDAJE SOBIE SPRAWĘ, w jak groźnym momencie znalazło się europejskie bezpieczeństwo – i coraz bardziej otwarcie próbuje pokazać Moskwie, jaką cenę zapłaci za swoje działania. Stąd pojawiające się propozycje nowych sankcji, jeśli w tej czy w innej formie dojdzie do kolejnej rosyjskiej agresji. W odpowiedzi Kreml grozi całkowitym zerwaniem relacji z Zachodem.
Pokuszenie się o bardziej konkretną prognozę, jak dalej rozwinie się ten kryzys, jest dzisiaj praktycznie niewykonalne. Warto natomiast pamiętać, że historia relacji Moskwy z jej zachodnimi sąsiadami uczy, iż dla efektywnego powstrzymania Rosji konieczne są nie ustępstwa, lecz ich brak – przy jasnym określeniu ceny, jaką Kreml może zapłacić za złamanie reguł prawa międzynarodowego.
Tekst ukończono w piątek 14 stycznia.