Ustawka większa niż życie

Stadion to jedno - wszystko, co najlepsze, dzieje się poza nim. Ściganie i bycie ściganym, przełamywanie własnego strachu, ból, który czujesz dopiero po. Adrenalina, o jakiej ty, człowieku, nie masz bladego pojęcia.

25.01.2011

Czyta się kilka minut

8 stycznia 2011 r., czwarta rano, Poddębice w okolicach Łodzi. W lesie słychać trzaskające drzwi samochodów, z których wysiadają dziesiątki potężnie zbudowanych mężczyzn w barwach zwalczających się łódzkich klubów - Widzewa i ŁKS-u. Las wypełniają krzyki, przekleństwa, odgłosy walki.

10 minut później jest po wszystkim, przyjazd policji wywołuje odwrót walczących. Na ziemi leży jeden ze zwolenników Widzewa. Lekarz stwierdza zgon 24-letniego mężczyzny, który zakrztusił się własną krwią.

Śmierć człowieka

Dziesięć dni później, w środku dnia, na jednym z krakowskich osiedli ginie 30-letni Tomasz C.,

pseudonim "Człowiek", jedna z czołowych postaci kiboli Cracovii. 15 morderców czeka na niego w skradzionych samochodach. C. ginie od blisko 40 ciosów maczet i noży. Prawdopodobnie zostaje zamordowany nie tylko z powodu miłości do piłki nożnej - w grę wchodzi również walka o kontrolę nad krakowskim rynkiem narkotykowym. Polskie stadiony już dawno stały się miejscem ubijania nielegalnych interesów.

Wbrew reakcjom klubów i polityków, którzy dowodzą, że wydarzenia te nie miały nic wspólnego z "prawdziwym" kibicowaniem, trzeba powiedzieć jasno: zbiory kibiców i bandytów mają część wspólną. I jest to część niemała.

W blasku monitora widać każdą jego bliznę i krzywy, dwukrotnie złamany nos. T. włącza filmik na laptopie. Na nim były lider kiboli klubu Millwall, jednej z najbrutalniejszych ekip chuligańskich w Wielkiej Brytanii, wylicza: "Do osiemnastego roku życia miałem pękniętą czaszkę, złamane obie kości policzkowe, straciłem 12 zębów, miałem złamany nos, szczękę, 4 złamane żebra, złamany obojczyk i krwotok wewnętrzny. I nadal żyję".

T. uśmiecha się i mówi: - No, ja też żyję, i tak to właśnie wygląda mniej więcej.

Ciężko powiedzieć, czy mniej, czy więcej. Według kiboli więcej: to ideologia, honor. Według policji, polityków i opinii publicznej - mniej: to zwykłe mordobicie, rozrywka ludzi z marginesu, którzy nie widzą przed sobą przyszłości.

T. to kibol jednego z klubów ekstraklasy. Pierwszy raz dostał lanie w wieku 16 lat i od tamtej pory buduje w sobie pewność, że gębę ma nie ze szkła. Spodobało mu się już wtedy, gdy pluł krwią z porozcinanych warg w obskurnym zaułku Zabrza. Spodobało mu się bardziej, gdy dwa lata później dopadł swojego kata.

Mniej

Tramwaj jechał szybko, a walkę było słychać dobre kilkadziesiąt metrów przed przystankiem. Motorniczy wahał się chwilę, ale zatrzymał pojazd w sercu krakowskiej dzielnicy Kazimierz. Nikt nie wysiadł. Pasażerowie patrzyli, jak kilkanaście osób wymieniało ciosy na ulicy. Był jakiś chłopak oparty o ścianę budynku: trzymał rękę przy twarzy i patrzył tępo w kłębowisko. Był inny, zasłaniający głowę przed kopniakami, wymierzanymi przez dwóch rosłych facetów. Jeszcze inny przytrzymywał za kołnierz przeciwnika, raz po raz bijąc go w twarz wolną ręką. Ktoś w tramwaju krzyknął: "Panie, jedź już!".

Dla opinii publicznej są synonimem raka, który toczy polską piłkę. Legia demolująca stadion w Wilnie, mozaika nienawiści na Śląsku, krakowska "święta wojna". Funkcjonariusze zespołu zajmującego się bandytyzmem stadionowym w Komendzie Wojewódzkiej w Krakowie demontują piłkarski mit: wielu bojówkarzy to żołnierze grup przestępczych, zajmujący się wymuszeniami, haraczem, a głównie handlem narkotykami. Wiele starć pomiędzy grupami to walka o rynki zbytu, efekt nieporozumień na tle rozliczeń czy wchodzenia na nie swój teren. Młodsi obstawiają osiedla, wypatrując obcych dilerów, starszyzna czerpie z tego korzyści, wmawiając aspirującym do grupy, że działają w ramach czegoś istotniejszego: konfrontacji kibiców zwaśnionych drużyn.

T. nie chce się wypowiadać na ten temat. Mówi tylko, że handel narkotykami w miastach kwitnie, z kibolami czy bez. A gangsterzy w bojówkach? - Bywają - ucina.

Morderstwa?

- Nikt ich nie chce, to chyba oczywiste, tylko w Krakowie jest inaczej. Tam jest zupełna dzicz.

Jak możliwe jest urządzenie egzekucji w środku miasta? Jak to możliwe, że o planowanym morderstwie z udziałem kilkunastu osób policja nie dowiedziała się wcześniej? Czy istnieją kręgi kibolskiego wtajemniczenia, do których policjanci nie mają dostępu?

Dariusz Nowak, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie: - Twierdzenie, że policja nic nie robi, by zapobiec walkom pseudokibiców, jest nieprawdą. Ale nie jesteśmy w stanie zapobiec wszystkim zdarzeniom tego typu, szczególnie jeśli do akcji wchodzą hermetyczne, towarzysko-rodzinne grupy - tłumaczy.

Dlaczego właśnie taka jest specyfika środowiska krakowskiego? Policyjny zespół do spraw stadionowego bandytyzmu nie potrafi wyśledzić źródła powszechnej tu przemocy: - Początkowo miał być to zwyczaj "odważnej" konfrontacji z pewnymi regułami - mówi jeden z funkcjonariuszy. - Przeciwnicy dźgają się nożami, ale tylko w miejsca, gdzie nie spowodują większych obrażeń, np. pośladki i uda. Miały to być raczej cięcia niż dźgnięcia, ale w ferworze walki raz i drugi ktoś zginął, i dzisiaj jako nowe narzędzie wchodzi maczeta.

Więcej

Są tacy, dla których mecz to prawie wszystko, np. dla Marcina Kaczorowskiego, niewidomego kibica Widzewa, dojeżdżającego na mecze aż z Suwałk, o którym zrobiło się głośno po artykule w "Wyborczej". Próbuje opowiedzieć nieopowiedziane: "Tak naprawdę to ja widzę, widzę więcej, niżby komukolwiek mogło się wydawać. Widzę sercem i w snach. Nie ma nocy, żeby coś mi się nie przyśniło. Wtedy widzę Widzew".

Ale z wypowiedzi T. wynika, że nie chodzi o futbol: - Stadion to jedno, wszystko, co najlepsze, dzieje się poza nim. Zrozumcie to wreszcie, ściganie i bycie ściganym, walka, przełamywanie własnego strachu, ból, który czujesz dopiero po. Adrenalina, o jakiej ty, człowieku, nie masz bladego pojęcia.

W 1999 r. David Fincher nakręcił "Fight Club". Film, który zyskał status kultowego, opisuje powstanie i działalność podziemnych stowarzyszeń, których celem jest organizowanie pięściarskich pojedynków dla przepracowanych japiszonów. To apoteoza ubranego w garnitur zwierzęcia, dla którego bójka i przemoc są krokiem do wybawienia z korporacyjnego świata.

Policja streszcza to inaczej: - Każdy szuka ideologii usprawiedliwiających zwykłe bandyckie zachowania.

T. znów się uśmiecha: - Przecież mógłbym po prostu iść na ulicę i pobić przypadkową osobę. Tak czy nie? A większość chuliganów bije się między sobą i z policją, ustawiają się w lesie. Uczestnictwo dobrowolne.

Kibole spisują własne "kodeksy", stanowiące, co wolno, a czego nie. Nie wolno np. kraść wrogom niczego, co nie jest związane z kibicowaniem, nie wolno znęcać się nad przeciwnikiem. Istnieją "porozumienia poznańskie", zakazujące używania "sprzętu" w konfrontacjach.

Błędem jest sądzić, że kibole to odurzona alkoholem masa. Są wśród nich bandyci po wyrokach, ale też ludzie z wyższym wykształceniem, studenci i nieźli uczniowie. Stadion to dla nich nowy Hyde Park, co to każdego przyjmie i wysłucha. Poza wszystkim lubią się bić, ten rodzaj adrenaliny jest dla nich jak narkotyk.

Trudno oczekiwać, by w walkę z przemocą wśród kibiców zaangażowały się kluby. Po pierwsze: liczba zadym stadionowych powoli spada, a bójki przenoszą się na tereny bez monitoringu i ochrony. Jest też argument, o którym mówi się niechętnie - kibole to często najwierniejsi fani drużyn, zrośnięci ze stadionem od dziecka. Prezesi przychodzą i odchodzą, oni zostają. Nieformalne układy na stadionach są w tej sytuacji nie do uniknięcia: dobre stosunki zarządu z kibolami gwarantują spokój na trybunach, o czym boleśnie przekonał się ITI, jak dotąd jedyny właściciel, który zdecydował się na otwartą wojnę ze stadionowym bandytyzmem. Bojkot meczy i liczne zadymy ostatecznie zmusiły bowiem firmę do zawarcia z kibolami ugody. W wielu miejscach kibole pracują na etatach klubowych. Mają wpływ na decyzje personalne, jak w Wiśle Kraków, która pod naciskiem trybun zrezygnowała z powtórnego zatrudnienia uznanego za "zdrajcę" Tomasza Frankowskiego.

Synteza

Za półtora roku w Polsce odbędą się Mistrzostwa Europy. Mamy monitoring i karty kibica, powstają nowoczesne stadiony. Mamy surowe kary i zakazy stadionowe, specjalne zespoły policji. I nadal mamy jednych z najgroźniejszych kiboli w Europie.

Prof. Günter A. Pilz z Uniwersytetu Leibniza w Hanowerze w raporcie dla Rady Europy: - Użycie siły przeciwko kibicom zawsze prowadzi do eskalacji przemocy. Środki represji nie likwidują przyczyn. Są konieczne, ale tylko w połączeniu i przede wszystkim w równowadze z działaniami prewencyjnymi.

T. odpala papierosa i wieszczy: - Fakt, jest inaczej niż kiedyś: mniej zadym na stadionach, ale niech nikt nie myśli, że uda się to zabić. Jak zniknie piłka nożna, przerzucimy się choćby na ping-ponga.

O ofiarach wojen pingpongowych dotychczas jednak nie słychać. Żaden inny ze sportów nie wywołuje tak potężnych emocji, żaden też nie zrósł się tak mocno z bandytyzmem. Futbol, wymyślony jako namiastka wojny i wentyl dla negatywnych emocji, sam staje się wojen przyczyną lub pretekstem. Na krakowskich forach internetowych można już przeczytać zapowiedzi rychłego rewanżu za śmierć "Człowieka".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2011