Uncle Tupelo: "Anodyne"

Amerykańska muzyka folk-rockowa w Polsce nigdy nie cieszyła się specjalnymi względami ani u radiowców, ani u słuchaczy. Podstawowa wiedza na jej temat ogranicza się zazwyczaj do kilku płyt Dylana i The Byrds.

07.09.2003

Czyta się kilka minut

Rzadko kto zdaje sobie sprawę, że młoda scena folk-rockowa - lub alternative country, jak też bywa nazywana - to jedna z najprężniej rozwijających się scen muzycznych w Stanach. A przede wszystkim posiada legendy, które nie ograniczają się tylko do Dylana, Byrdsów czy Parsonsa. Jedną z takich legend jest właśnie Uncle Tupelo, zespół, od którego powstania (1989 r.) bierze swój początek współczesna scena alternative country. “Anodyne" to ich ostatni album, oryginalnie wydany w 1994 roku, to uwieńczenie ich kariery, artystyczne opus magnum. Tegoroczny remaster poszerzony jest o pięć nagrań, wcześniej opublikowanych na promocyjnej, dostępnej tylko w Stanach, epce “The Long Cut". Uncle Tupelo bywało określane przez prasę Beatlesami country-rocka. Powody takiej etykiety są dwa. Po pierwsze: Uncle Tupelo podobnie jak Beatlesi na swoich albumach nigdy nie ograniczało się do jednej stylistyki. Na “Anodyne" tradycyjne country miesza się z hard rockiem, by momentami wpaść niemal w punk rockowe rejestry. Po drugie: Uncle Tupelo podobnie jak Beatlesi było zespołem dwóch osobowości - Jeffa Tweedy’ego i Jaya Farrara. Niemożność ich pogodzenia w efekcie końcowym doprowadziła do rozpadu grupy. “Anodyne" to jeden z tych nielicznych albumów w historii rocka, którego słuchając stajemy się równocześnie niemymi świadkami wewnętrznego konfliktu w grupie. Z piosenki na piosenkę poznajemy stanowisko względem siebie liderów, niemal namacalną nienawiść, jaką do siebie czują. Jednak o dziwo te niezdrowe emocje wpływają znakomicie na kompozycje. “Anodyne" to dwanaście urzekających pieśni o rozstaniu, utracie motywacji do życia i miłości - “No Sense In Lovin’", “The Long Cut". Ale także po poszukiwaniu miejsca na świecie, gdzie można zacząć od nowa, z czystym kontem - “New Madrid". Jeden z tych albumów, o których zwykliśmy mawiać - epokowy. Choć u nas w kraju niemal niezauważony.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2003