Umierał z wiarą, która była dla mnie porażająca

Niektórzy ludzie Kościoła zarzucali mu, że wyszukuje głównie niechwalebne wydarzenia z historii. A on po prostu mówił, że świat nie jest czarno-biały. Był moim nauczycielem.

28.04.2014

Czyta się kilka minut

Do redakcji „Tygodnika” często przynosił świeży chleb. Na zdjęciu z Katarzyną Morstin i Krzysztofem Kozłowskim, Kraków, 2000 r. / Fot. Danuta Węgiel
Do redakcji „Tygodnika” często przynosił świeży chleb. Na zdjęciu z Katarzyną Morstin i Krzysztofem Kozłowskim, Kraków, 2000 r. / Fot. Danuta Węgiel

Mój Profesor był człowiekiem zakochanym w archiwach, i to wszelkiego rodzaju. Tak samo pociągało go archiwum watykańskie, jak archiwum parafii w Radziszowie. I tu, i tam potrafił znaleźć świadectwa życia. Zawsze też uczył, że jeśli jesteś w archiwum i szukasz konkretnej rzeczy, a przy okazji znajdujesz coś ciekawego, to rób notatki, bo zawsze mogą ci się przydać. Nie było historyka w Krakowie, który by miał podobną wiedzę o archiwum kurialnym, co on.

Jako studenci uczyliśmy się od niego, że w historii nie ma rzeczy nieciekawych, gdyż ostatecznie historia to spotkanie z drugim człowiekiem. Spotkanie zawsze pasjonujące. Jako profesor pilnował także, abyśmy się uczyli zajmować różnymi tematami – nie tylko tymi, które nas interesowały: „Napisałeś artykuł, to teraz napisz recenzję, potem czyjś biogram, a potem monografię parafii”. Dbał o to, żeby jego studenci nie byli skoncentrowani tylko na jednym wątku; by nie byli „specjalistami” od wąskiego tematu, tylko patrzyli na historię szeroko.

W Kozach wszystko jest ciekawe

Pod kierunkiem Kracika pisałem pracę magisterską, potem doktorat, był on też jednym z recenzentów mojej habilitacji. Ponieważ zostałem jego asystentem, a potem ­adiunktem, wiele tematów opracowywaliśmy wspólnie. Nie wiem, czy bez jego wskazówek kiedykolwiek zająłbym się np. historią parafii w Kozach. Na pierwszy rzut oka wydaje się: cóż może być ciekawego w historii parafii w Kozach. Okazało się, że wszystko jest ciekawe. Powstała po najazdach tatarskich, które przetrzebiły polską ludność. Jej założenie związane jest z falą nowego osadnictwa z Niemiec. W XIX w. parafią kierują proboszczowie, którzy potrafią rozstrzygać samodzielnie kwestie społeczne – zatrudniają do remontu wykwalifikowanych parafian, płacąc im z pozyskiwanych na zewnątrz pieniędzy. Fascynujące jest też, że już w XIX w. funkcjonują tam z powodzeniem rady parafialna i ekonomiczna. Ich członkowie debatują m.in., jak zachować od zniszczenia strop z polichromią ze starego kościoła, gdyż mają świadomość, że jest to wielkiej klasy zabytek (dziś strop znajduje się w Muzeum Narodowym w Krakowie jako owoc wielkiej troski prostych chłopów koziańskich).

Sam Kracik napisał kilka monografii małych miejscowości – poczynając od swoich rodzinnych Spytkowic i niedalekiego Jordanowa. Jego rodzina pochodzi z Orawki. Potrafił proboszczowi z tej wioski zaproponować zastępstwo na wakacjach i podczas przerw w pracy duszpasterskiej zgłębić całe parafialne archiwum. Wiele razy namawialiśmy go, żeby napisał podręcznik do historii. Zawsze odpowiadał: „Po co? Macie tyle dobrych podręczników”. Wolał pisać o małych miejscowościach, bo tam odnajdywał życie.

Czarny PR i nieporozumienia

Wśród niektórych ludzi Kościoła ks. Jan Kracik miał czarny PR – uważali, że wyszukuje przede wszystkim niechwalebne wydarzenia z historii. To nieporozumienie. Np. zawsze twierdził, że aby zrozumieć Reformację, potrzebne są jeszcze co najmniej dwa pojęcia: kontrreformacja i reforma katolicka. Uczył nas rozróżniania, że nie wszystko, co działo się po stronie Kościoła, można sprowadzić do działań kontrreformacyjnych. Oczywiście te działania trzeba precyzyjnie nazwać, pokazać np. inkwizycję czy indeks ksiąg zakazanych. Ale takich postaci, jak Teresa z Avila, Jan od Krzyża, Ignacy Loyola, Tomasz More czy Erazm z Roterdamu, nie da się zamknąć w pojęciu „kontrreformacja” – choćby dlatego, że niektórzy czasowo wyprzedzają wystąpienie Lutra.

Kracik pokazywał, że nie ma czarno-białego oglądu historii, jest natomiast milion odcieni szarości. Bardzo krytycznie podchodził do pobożności barokowej i uparcie szukał pozytywów w katolicyzmie doby oświecenia – podczas gdy wykład podręcznikowy krytycznie oceniał oświecenie, a chwalił barok.

Zawsze potrafił wyrwać nas ze schematycznego myślenia. Wskazywał też istotną prawdę: mówienie o historii Kościoła w samych superlatywach trąci herezją, którą można by nazwać eklezjologicznym monofizytyzmem, czyli dostrzeganiem w Kościele jedynie boskiego pierwiastka.

Święty Kościół grzesznych ludzi

Głośne reakcje wzbudzała już jego habilitacja „Vix venerabiles: z dziejów społecznych niższego kleru parafialnego w archidiakonacie krakowskim w XVII-XVIII wieku”. Chyba jednak największe zainteresowanie wywołała książka napisana razem z Michałem Rożkiem o dziejach miejskiego marginesu społecznego, „Hultaje, wszetecznice i złoczyńcy w staropolskim Krakowie”. Z wypiekami na twarzy czytano także książkę o strachu: „Trwogi i nadzieje końca wieków”.

Jak było natomiast ze „Świętym Kościołem grzesznych ludzi”? Już sam tytuł wszedł do powszechnego obiegu – zresztą dobrze streszczając i to, jak ks. Kracik widział Kościół. W tej książce poruszane są poważne tematy, jak inkwizycja czy antysemityzm, ale jest też świetny tekst „Wielebni, przewielebni, najprzewielebniejsi” – przypomniany dziś przez „Tygodnik”, a pokazujący dzieje klerykalizacji Kościoła i hierarchizowanie się samej hierarchii.

Obraz Kościoła zawsze Profesora obchodził. Był historykiem Kościoła, więc musiał wiedzieć, czym jest Kościół. A wiedział, czym on jest, gdyż był człowiekiem głębokiej wiary i teologiem z wykształcenia. W eklezjologii był uczniem Soboru Watykańskiego II. To fantastyczne, że można być kimś, kto właściwie bez przerwy „siedzi” w XVI czy XVII wieku, i jednocześnie człowiekiem Kościoła Soboru Watykańskiego II.

Ksiądz Jan postrzegał Kościół jako komunię, a nie tylko strukturę. Wiedział, że ma on wymiar, który nie da się do końca opisać przez historyka.

W jego warsztacie wiara przekładała się na świadomość tego, czego mu powiedzieć nie wolno, gdyż wymyka się historycznej metodzie. Ale w opisywaniu ludzkich zachowań nie mógł abstrahować od tego, jakie były motywacje, czerpane z przeżywanej wiary. Jako człowiek wierzący, historyk nie może zawęzić perspektywy tylko do tego, co naturalne, jako historyk z kolei, człowiek wierzący nie może napisać, że to czy tamto sprawił Pan Bóg. Historyk nie może np. powiedzieć, że Duch Święty zstąpił na apostołów w dniu Pięćdziesiątnicy, może natomiast powiedzieć, że w tym dniu zaczynają się dzieje Kościoła.

Ostatnie chwile

Zdumiewał spokój, z jakim ks. Jan przyjmował zbliżającą się nieuchronnie śmierć. Umieranie zawsze jest bardzo intymne. Profesor wydał dokładne dyspozycje co do pogrzebu, najskromniejszego z możliwych, wybrał też pieśni, które mają być śpiewane. Gdy na oddziale paliatywnym poczuł się nieco lepiej, poprosił o przepustkę, by uporządkować ostatnie sprawy i zadysponować oszczędnościami, które przekazał ubogim. Umierał z wiarą, która była dla mnie porażająca. Gdy odprawialiśmy wspólnie pierwszą mszę na oddziale paliatywnym, poprosił o sakrament namaszczenia chorych. Był jeszcze na tyle silny, że mogło się to odbyć w kaplicy szpitalnej. Przy najważniejszych momentach (konsekracji, komunii) stał przy ołtarzu. W Wielki Czwartek odprawiał już Mszę „na leżąco”. Ostatnią odprawiliśmy wspólnie, w Poniedziałek Wielkanocny. To był przejmujący moment: jego brat, klęcząc przy łóżku, podtrzymywał rękę Profesora podczas Przeistoczenia.

Umierał tak, jak inni wybierają się na wakacje – wszystko miał zaplanowane. Jednak nie było w tym „pewniactwa”. Podczas Mszy z namaszczeniem chorych, przed błogosławieństwem, odczytał z kartki tekst (trzymam go w swoim Piśmie Świętym). Mówił, że śmierć to moment odjazdu windą Baranka Bożego do nieba, „zapewne z długim postojem czyśćcowym”. Nie było w tym zatem krzty pychy, było zaufanie Panu Bogu. W ostatniej rozmowie, w Poniedziałek Wielkanocny, dodawał, że jest w nim pewność wiary, ale jest też coraz silniejsza ciekawość, jak to będzie po drugiej stronie.

Ta jego wiara miała też momenty prostego posłuszeństwa Kościołowi. W Wielki Piątek od jego łóżka zadzwonił do mnie jego brat, z pytaniem, czy może zamienić recytację brewiarza na różaniec, ponieważ nie jest w stanie czytać. Odpowiedziałem, że to przecież oczywiste. Usłyszałem: „Jasiek chce zgody biskupa”. W Wielką Sobotę odwiedził go kard. Stanisław Dziwisz i pierwszym, co powiedział Profesor, było podziękowanie za tę oczywistą zgodę. Wielu krytykujących ks. Kracika zapewne nie podejrzewało, że jest w nim takie posłuszeństwo Kościołowi.

Podczas odwiedzin poprosił, abym powiedział kazanie na jego pogrzebie. Przy okazji otrzymałem też jego obrazek prymicyjny, abym miał już jeden z wątków w kazaniu. Są na nim dwa motta: wypowiedź Jana Chrzciciela – „Taka jest moja radość: on ma wzrastać, a ja stać się małym” (J 3, 30) i kantyk Zachariasza – „Poprzedzać będziesz Pana, aby przygotować mu drogę i nieść jego ludowi wieść o zbawieniu” (Łk 1, 76).


Notował Artur Sporniak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2014