Tylko niebo i morze

Na Lampedusie Gianfranco Rosiemu niespieszno do epatowania widokami cierpienia. Celowo odwraca od niego kamerę, kierując ją na wyspiarską codzienność.

13.06.2016

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Fuocoammare. Ogień na morzu” / Fot. Berlinale / AFP / EAST NEWS
Kadr z filmu „Fuocoammare. Ogień na morzu” / Fot. Berlinale / AFP / EAST NEWS

Syria kontra Erytrea – nie dowiemy się, niestety, jak zakończył się mecz piłki nożnej pokazywany przez chwilę w filmie Gianfranca Rosiego. Zapewne był to jeden z wielu rozgrywanych pomiędzy uchodźcami, zabijającymi czas w tymczasowym obozie na Lampedusie. W dokumencie padają za to zupełnie inne wyniki: ilu w danym tygodniu udało się dotrzeć do wybrzeży wyspy, ilu martwych, odwodnionych czy zaduszonych oparami paliwa znaleziono na dolnym pokładzie łodzi. Włoskiemu dokumentaliście niespieszno jednak do epatowania widokami cierpienia. Celowo odwraca od niego kamerę, kierując ją na wyspiarską codzienność. W samym centrum kadru znajduje się sympatyczna włoska rodzina, na jego obrzeżach – tysiące istnień, których los rozpływa się w anonimowości i danych statystycznych. „Tylko niebo i morze” – opowiada stary wilk morski swemu potomkowi, który już za chwilę przejmie ster, by kontynuować rodzinne tradycje w rybołówstwie. Samuele ma 12 lat i na razie nie czuje się dobrze na pełnym morzu. Wielka woda daje i odbiera. Babcia chłopca w trosce o swego syna w lokalnym koncercie życzeń dedykuje mu piosenkę „Fuocoammare”, czyli „Ogień na morzu”, nawiązującą do wspomnień z czasów II wojny światowej, kiedy mieszkańcy Lampedusy patrzyli na wystrzeliwane z okrętów race. Dziś służby wyłapują sygnały z łodzi płynących od strony Afryki. Między przytulną kuchnią babci Samuele’a a pracującymi dzień i noc ośrodkami pomocy nie ma połączenia, choć wyspa liczy zaledwie 20 km kw. To zestawienie nie prowokuje jednak do oskarżeń. Bez słowa komentarza film wskazuje na funkcjonowanie obok siebie dwóch zupełnie oddzielnych światów.

Rosi z tak wielką uważnością przygląda się zwykłemu życiu mieszkańców Lampedusy, pałaszowaniu domowego spaghetti z owocami morza czy łobuzowaniu miejscowych dzieciaków, że w pewnym momencie wszystko zaczyna znaczyć tu coś więcej. Kiedy Samuele strzela z procy do głów wyciętych w opuncjach, a następnie okleja je plastrem, łatwo wyczytać w tym metaforę europejskiej pomocy humanitarnej, będącej dziś w dużej mierze sklejaniem tego, co wcześniej zostało popsute. Warto wspomnieć, że reżyser „Fuocoammare” urodził się w Asmarze, stolicy Erytrei, dawnej włoskiej kolonii. Nawet jeśli nadużyciem byłoby uznanie jego filmu za próbę symbolicznego sklejania przeszłości, rzeczywistość podsuwa kolejną figurę retoryczną. Z powodu „leniwego” oka mały Samuele musi zasłaniać drugie sprawne oko, przez co ma kłopoty z ustrzeleniem ptaka. Ale może teraz, z tą chwilową ułomnością, widzi więcej i uważniej? Podobną metodę wybrał sam reżyser: zamiast „strzelać” do nas szokującymi obrazami czy snuć wciągające historie, woli zdystansowane, trwające miesiącami obserwacje, które w montażu nabierają nowego znaczenia. Kiedy lakoniczny, niemal reporterski finał zmusza nas wreszcie do bezpośredniego spotkania z realnym wymiarem tragedii na morzu, Rosi już chwilę potem przewrotnie go wygładza – niczym schludna włoska gospodyni, która przez kilka minut prasuje dłońmi zagniecenia pościeli na małżeńskim łożu.

Złoty Niedźwiedź dla „Fuocoammare” na tegorocznym Berlinale był gestem politycznym. Coraz mniej dziwi obecność kina dokumentalnego w konkursach wielkich festiwali, tak jak prozy spod znaku non-fiction w czołówkach literackich rankingów. I niezależnie od tego, co za tym stoi: przesyt fikcją, potrzeba odnalezienia swego miejsca w informacyjnym chaosie czy ideologicznych wojnach, a może po prostu zwykły moralny kac, trudno odmówić mocy takim filmom, jak ten. Choćby dla jednego prostego ujęcia, w którym świeżo ocalony uciekinier z gorszego świata patrzy przez długą chwilę wprost do kamery. Nie ma w tym spojrzeniu żadnej ulgi, żadnego poczucia triumfu, że wreszcie dotarł do swojej ziemi obiecanej. ©

„FUOCOAMMARE. OGIEŃ NA MORZU” (Fuocoammare) – reż. Gianfranco Rosi. Prod. Włochy/Francja 2016. Dystryb. Aurora Films. Pokazywany niedawno w ramach objazdowego festiwalu „Wiosna filmów”, do kin trafi 2 września.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2016