Tuskobook i dyktatura

Dyskusja nad jednym, świętym, niepodzielnym i oczywiście państwowym podręcznikiem pozornie dotyczy problemu „rządowy tani” czy „prywatne drogie”. A tak naprawdę dotyczy istoty pracy nauczyciela.

21.04.2014

Czyta się kilka minut

Od niepamiętnych czasów króluje u nas przekonanie, że edukacja jest państwowa, uczniowie należą do państwa, do państwa należą też wykonawcy poleceń ministerstw z Warszawy, np. nauczyciele. Miarą jakości edukacji jest powszechność wdrażania (tfu!) schematów edukacyjnych narzucanych gminowi przez Tych, Którzy Wiedzą Lepiej. Od lat wraca też dawna, peerelowska praktyka: dobry nauczyciel to nauczyciel posłuszny. Taki, który gorliwie wdroży.

Dyskusja po decyzji

Podkreślam, że mówię o praktyce. Teoria jest bowiem odwrotna – nauczyciele mają być kreatywni, samodzielni i... i tak dalej. W praktyce jednak w szkole pojawiają się liczne jak szarańcza i tak samo pożyteczne kontrole kuratoryjne, badające stopień konformizmu grona nauczycielskiego i jakość wypełnienia bezwstydnie już nonsensownej dokumentacji. Fakt, że rząd wprowadza w życie – na razie na poziomie pierwszych klas szkoły podstawowej – jeden podręcznik, przesądza wiele. Ci, Którzy Wiedzą Lepiej, wręczą nauczycielom najlepszy podręcznik, a następnie szarańcza zbada, jak trafnie nauczyciel odczytał intencje władzy, jak precyzyjnie wypełnił dobry, państwowy schemat.

Czytelnik zauważył już, że użyłem frazy „dyskusja nad podręcznikiem”, co było przecież spóźnionym prima aprilisem. Nie, skąd, żadna dyskusja nad podręcznikiem się nie odbyła! Jestem zwolennikiem ograniczenia liczby podręczników, więc może nawet poparłbym jakiś rządowy program mknący w tym kierunku. Podobnie jednak jak tysiące innych nauczycieli zostałem dopuszczony do dyskusji dopiero po podjęciu decyzji. Na to, aby debatować przed jej podjęciem, jesteśmy, my, nauczyciele, po prostu za głupi – uznał premier. Jeden podręcznik nie będzie owocem środowiskowej debaty: jest owocem kaprysu Tuska. Przykro patrzeć, jak ten zdolny i dobrze zaczynający polityk kończy tak smutno. Nie dał rady przeprowadzić ustawy o wydobyciu gazu łupkowego i zreformować sądów, stał się za to ekspertem od edukacji.

Ideał naprawdę sięgnął bruku.

Ostrożnie z podręcznikiem

Nauczyciel musi być człowiekiem samodzielnym. Również dlatego, że ma kształtować młodych ludzi w duchu samodzielności. Samodzielny nauczyciel musi sam decydować, jakiego podręcznika używać i w jaki sposób, a także podejmować decyzję, czy w ogóle podręcznika używać. Tak, tak, czy w ogóle używać, bo sprawa nie jest bezdyskusyjna.

Uczę, przede wszystkim, w liceum. I tu z zasady nie stosuję podręcznika. Wolę męczyć się z dobieraniem fragmentów różnych podręczników, artykułów, wywiadów, ilustracji, wolę odsyłać do Wikipedii i internetu, wolę współpracować z YouTube niż z ofertą podręcznikową. Nie dlatego tak robię, że uważam polskie podręczniki (do historii) za „słabe”, przeciwnie. Mam natomiast przekonanie, że uczenie na fundamencie podręcznika to uczenie XIX-wieczne. Kiedyś można było uważać, że szkoła nauczy podstaw dostępnej wiedzy. Nauczyciel był w takiej interpretacji przewodnikiem między światem profanów a światem cywilizowanym. Dzisiaj rozumiemy, że tej wiedzy jest po prostu nieskończenie wiele, nie ma podstaw. Na dodatek szkoła ma „przygotować do życia”, co nie jest równoznaczne z przygotowaniem do egzaminu „z wiedzy”. Podręcznik daje złudzenie, że świat informacji trzymany jest pod kontrolą, w rzeczywistości informacje walą drzwiami i oknami, a szkoła powinna oswoić ucznia ze zdobywaniem wiedzy z różnych źródeł.

Uczę też w gimnazjum, w jednej klasie (chwała wszystkim nauczycielkom i nauczycielom gimnazjalnym, nawiasem mówiąc!). I odwołuję się często do podręcznika. Tu akurat mam intuicję, że moi kreatywni uczniowie powinni dla przeciwwagi pouczyć się bogobojnie z książki. Jak bym się zachował, ucząc w klasach 1–3 szkoły podstawowej? Nie wiem. Na szczęście nie muszę wiedzieć. Tusk wie lepiej i zdejmuje mi z barków takie trudne decyzje. Nad sprawnym przeprowadzeniem akcji tuskobooka czuwa wyszkolona służba, już polerująca skrzydła szarańczy.

Nauczycielu, broń się

Może Państwo pamiętają, że w sumie podobną debatę przeżywaliśmy, kiedy ministrem edukacji był bliski teraz kolega liderów PO (Przypadek? Nie sądzę...) Roman Giertych. Minister uparł się, aby z listy lektur skreślić Gombrowicza, a ponownie wprowadzić Sienkiewicza oraz Jana Dobraczyńskiego. Awantura wybuchła na sto fajerek, tylko że nie dotyczyła tego, co najważniejsze. Najważniejsze nie było wcale to, czy na liście lektur będzie Dobraczyński, czy Gombrowicz, lecz to, czy zadaniem nauczyciela jest wykonywanie poleceń Tych, Którzy Wiedzą Lepiej, czy też, jednak, prowokowanie podopiecznych do czytania. Jeżeli to drugie (tak! tak!), to wybór lektur musi pozostawać w rękach polonistek i polonistów walczących na froncie. Oni po prostu wiedzą lepiej, co wybrać, aby mieć szansę. Niestety, entuzjaście Saramago albo Chandlera przyjdzie publicznie zachwycać się nowelą „Gloria Victis” (jej miejsce na liście lektur sponsoruje prawdopodobnie stowarzyszenie na rzecz obrzydzania młodym czytania polskiej literatury).

W polskiej edukacji panuje dyktatura. Nie po raz pierwszy w jej dziejach. W przeciwieństwie do czasów zaborów czy, powiedzmy, Gomułki, dzisiejsza dyktatura pozwala na siebie szczekać, także na gościnnych łamach „Tygodnika Powszechnego”. Żadnych złudzeń nie można jednak mieć, karawana jedzie dalej. My, nauczyciele, nie mówiąc o rodzicach, nie jesteśmy i w przewidywalnej przyszłości nie będziemy partnerem w podejmowaniu decyzji dotyczącej naszej pracy.


JAN WRÓBEL jest dyrektorem Zespołu Społecznych Szkół Ogólnokształcących „Bednarska”, nauczycielem historii, autorem podręczników i książek na temat edukacji (m.in. „Jak przetrwać w szkole i nie zwariować” z 2010 r.). Publicysta i dziennikarz, gospodarz porannego programu w radiu TOK FM.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2014