Nie ma dobrej zmiany bez dobrej kontynuacji

Reformatorzy polskiej szkoły z zasady nie korzystają z dorobku już istniejącego. Musi być zawsze Reforma przez wielkie R. To zawsze najazd kosmitów na niczego nie rozumiejącą Ziemię.

03.07.2016

Czyta się kilka minut

Zakończenie roku szkolnego w VIII Liceum Ogólnokształcącym i 58 Gimnazjum im. Króla Władysława IV w Warszawie, 29 czerwca 2012 r. / Fot. Krzysztof Wójcik / FORUM
Zakończenie roku szkolnego w VIII Liceum Ogólnokształcącym i 58 Gimnazjum im. Króla Władysława IV w Warszawie, 29 czerwca 2012 r. / Fot. Krzysztof Wójcik / FORUM

Wiele osób krytykuje minister Annę Zalewską, że robiąc tzw. debaty, w gruncie rzeczy nie robiła przewidzianych prawem i dobrym obyczajem tzw. konsultacji. Rzecz w tym, że w ogóle ministrowie edukacji obojga płci i wielu nurtów politycznych nigdy nie mieli smykałki do dialogowania w sprawie swoich pomysłów. Każdy z nich wchodził do ministerstwa z pewnym bagażem zawodowych i osobistych doświadczeń i starał się wykorzystać sprawcze 5 minut na skopanie ogródka po swojemu. Dialog służył doskonaleniu ich pomysłów. Jak na obyczaje polskie, nowa minister i tak zakonsultowała się prawie na śmierć.

Tylko że to wszystko za mało. W całej Polsce zdarzają się dobre szkoły – czyli te osiągające w trudnych warunkach (np. zabiedzone blokowiska) niezłe rezultaty. Egzaminy, które trafnie sprawdzają umiejętności. Uczące się matematyki klasy w liceach profilowanych. Nauczycielki wychowania fizycznego mające stuprocentową frekwencję na lekcjach. Podstawówki, w których przemoc jest limitowana do kuksańców, i gimnazja, w których jest tylko umiarkowany poziom hejtu internetowego. Są ponoć – chociaż traktuję te opowieści jako element miejskiej legendy – edukacyjne ewaluacje, które mają sens. W prezentacji pani minister okruchy dobrych zmian się nie pojawiły. Przypadek? Nie sądzę! Reformowanie polskiej szkoły z zasady nie wiąże się z wykorzystaniem dorobku już istniejącego. Musi być zawsze Reforma przez wielkie R. To zawsze najazd kosmitów na niczego nie rozumiejącą Ziemię. My, nauczyciele i rodzice, mamy w tym schemacie rolę do odegrania – oniemiałych ludów pierwotnych. Naszym dorobkiem nikt się w praktyce nie przejmuje, zostanie on i tak pochłonięty przez najeźdźców.

Gimnazjalne Zbaraże

Przesadzam, koloryzuję? To proszę pomyśleć, co czują pedagodzy, którym udało się stworzyć dobre gimnazja, dzisiejsze Zbaraże cywilizacji, kiedy dowiedzieli się, że ich szkołę, w ramach Reformy Systemu, politycy wygaszają w tempie, w którym nawet Margaret Thatcher nie likwidowała kopalń. Nie chodzi mi o to, że gimnazjów w ogóle nie wolno likwidować, tylko o brak dbałości o to, by osiągnięcia zespołów, które dobrze dały sobie radę w naprawdę trudnych warunkach, się nie zmarnowały. By „było lepiej”, nie wystarczy chcieć i nie wystarczy konsultować. Trzeba w pierwszej kolejności zadbać o to, by nie tracić tego, co jest dobre. Akurat w edukacji dobra kontynuacja jest dwadzieścia razy więcej warta niż dobra zmiana.

Nie jestem przeciwnikiem projektu przedstawianego w ostatnich tygodniach przez MEN. Kształtowanie wartości patriotycznych, wyduszanie z uczniów czytelnictwa, zwiększenie roli historii, czteroletnie liceum, silniejszy wobec samorządu dyrektor – łatwo mnie namówić do wspierania… ale właśnie, czego? Wdrożenia (fuj) Nowego, rzecz jasna odgórnego Projektu Ekspertów (od bycia ekspertami)? Czy upowszechnienia projektów, które już się komuś w technikum X czy w podstawówce Y sprawdziły? Wychowania patriotycznego nie ma co wymyślać, jest po prostu prowadzone w wielu szkołach różnymi sposobami. Poznać je, upowszechnić, mieć sukcesy.

Czy nie istnieją w Polsce szkoły, w których sporo się czyta? Zamiast powtarzać, że czytanie jest potrzebne, proszę zaprezentować nauczycieli, których uczniowie czytają – prędzej nauczymy się tej sztuki od praktyków niż od pełnych dobrych chęci ekspertów. Ci zresztą, skoro są z PiS-u, na bank zafundują nam zaraz jakiś komiczny spór o listę lektur zamiast rozwiązania zagadnienia, jak sprawić, aby lektury te były przeczytane. Wielu nauczycieli historii poległo próbując uczyć martwych dla młodzieży zagadnień, z kolei ożywili inne zagadnienia – czemu po prostu nie zebrać złych i dobrych doświadczeń i na ich stopniach stworzyć nową propozycję programową?

Korzystać z doświadczeń

I tak dalej, i tym podobnie… Dobrze, że Polska żyje problemem reformy oświatowej. Dobrze, że krytycy wskazują oczywiste braki projektu MEN (jaki sens ma urzędowy nakaz uczenia się tego samego języka obcego przez całą szkołę? Jaki ma sens debata nad nauczaniem różnych przedmiotów, skoro nie znamy pomysłów na zawarty w nich materiał?). Sprowadzanie założeń reformy do „powrotu do PRL” to typowe dla części polskiej klasy publicystycznej i politycznej paplanie bez treści – i niech tam, lepiej przy okazji dyskusji znosić hałas stukających o siebie pustaków, niż słyszeć ciszę. To, co naprawdę mnie przestrasza, to wizja koncentrowania się dyskusji na problemach ważnych, ale przesłaniających problem najważniejszy. Ważne to reorganizacyjny chaos, nowe podstawy programowe, centralizm nowej władzy. A najważniejszy to korzystanie z doświadczeń. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2016