Turystyka świetlna

Ciężar życia osiąga w Polsce krytyczność w lutym. Podrażnieni ludzie depczą sobie po piętach, szczypią się i popychają, wymieniają sekretne kuksańce.

07.02.2022

Czyta się kilka minut

Dorota Masłowska / fot. Grażyna Makara /
Dorota Masłowska / fot. Grażyna Makara /

Paszporty, certyfikaty, formularze, ubezpieczenia, kody QR. Cała teczka. Właściwie może dobrze. Człowiek, gdy tylko bierze ją do ręki, czuje ciężar swojej podróży. Czuje się petentem. Może wręcz oszustem, kombinatorem, skrytym parówkożercą, któremu na każdym kroku ktoś może powiedzieć: nie. Gdzieś w sobie wie, że planuje zdradzić, uciec; pokątnie szukając dla siebie słońca, ciepła. Na każdym kroku może też zostać zatrzymany, cofnięty, ciśnięty z powrotem w przepaść. Ostatniego dnia przed wyjazdem wciąż błąkamy się po mieście, żeby zrobić cholerny test. Śnieg pada jak w baśni, teatralnie oświetlone reflektorami place budowy, ryk i pipczenie cofających dźwigów przypominają, że to jednak rzeczywistość, że nie idziemy donikąd przez sen.

W pierwszym punkcie kobieta w polarze patrzy gdzieś daleko przed siebie, informując nas opryskliwie, że przyszłyśmy za późno, że „przecież tam pisze”. Chodzi o przyklejone do namiotu wojskowego kartki A4, które prawdopodobnie, nim zaczął padać śnieg, coś tłumaczyły i zastrzegały. Brniemy dalej przez miasto, od punktu do punktu. Szlabany, słupki, budki. Wegetujący na zimnie ochroniarz, który pyta nas z satysfakcją, czy mamy skierowanie. Test podróżny? Bez skierowania tutaj żadnego testu nie zrobimy. Widać z jego postawy, z jego twarzy, że lubi to robić, lubi odmawiać. Rozczarowywać zaśnieżonych wędrowców, zamykać im drzwi przed nosem, sycąc się ich frustracją; że nie ma tu dla nich dodatkowego talerza. Gdy pytam „To gdzie zrobimy?”, prycha teatralnie, wykonując staropolski gest „Proszę pana, to jest kiosk ruchu, ja tu mięso mam!”. Wreszcie odpuszcza jak kot, gdy ofiara przestaje mu się ruszać. „Na Górskiego, w Domu Chłopa”.

Więc brniemy. Śnieg sypie w oczy, rozmazuje cienie i tusze. Mrygają kolorowe światła kasyna, sypią się snopy barwnych mgnień, puste rzędy automatów nęcą fantastyczną zabawą i odmianą losu. W Domu Chłopa, wielkim i pustym, zastajemy jednak tylko pogrążoną w profesjonalnej melancholii recepcjonistkę. Ona też wydaje się osobiście urażona głupim pytaniem o testy. „Nie wiem, czemu państwo tutaj przychodzicie, to nie jest tutaj”. „A gdzie?” „Proszę panią, nie tutaj” – ucina z bareistycznym Schadenfreude, tuląc ciasno do serca tę wielką tajemnicę. Wtedy myślę, że Blue Monday to sztucznie zaimplementowane nam pogańskie amerykańskie święto. Ciężar życia osiąga w Polsce krytyczność w lutym. Podrażnieni ludzie depczą sobie po piętach, szczypią się i popychają, wymieniają sekretne kuksańce i muki. „Co?” „Gówno w zoo”.

Gdy wracamy, przysiada się do nas w autobusie kilkuletnia dziewczynka. W wieku gdy jeszcze wolno chodzić śniegowcami po tapicerce. Jej główkę trzymają, niczym dwie dodatkowe pluszowe głowy, stare jednorożce, z rogami już niesprężystymi, w uwiądzie. W dłoni ma paczkę żelków, jeden szczególnie wielki, zielony i błyszczący, zwisa z jej ust. Wyjmuje go i wkłada z powrotem, zasysa i wysuwa, jakby prowokacyjnie na naszych oczach memłała w ustach tłuściutki zarazek, wielki omikron.


Rozmowa z Dorotą Masłowską: Ludzie wychowani przez tych, którzy przeżyli tu wojnę, a potem komunizm, mają w sobie złogi cierpienia.


 

Z domu musimy wyjść jeszcze właściwie nocą – nieprzebrany granat nieba rozwarstwia się nieznacznie na horyzoncie, pokazując skąpe przebłyski błękitu. Lotnisko pełne zombie, z bambetlami, wózkami. Bobasy. Toboły. W informacji wykłóca się młoda Rosjanka. Spóźniła się na lot i robi dziką haję z innego obrządku kulturowego. A może z tego. Jakaś pierwotna figura. Tak krzyczy zwykły szary człowiek w starciu z bezdusznym systemem, gdy nie ma już nic wobec niesprawiedliwości, tylko swój wrzask, załamywanie rąk i rwanie włosów z głowy. A może – to też niewykluczone – pięć godzin do następnego lotu i nic lepszego do roboty. Młode pracownice informacji w uniformach, z wiotkimi chusteczkami w butonierkach, włosami spiętymi w firmowe koczki, wiją się, jak pod ostrzałem. Nie miały tego na kursach przygotowujących, nie znają obsługi takiej awantury. Kobieta bierze się pod boki i wywrzaskuje im w twarz swoje żale, uprawnione lub może całkiem bezzasadne. Przesłony przeciwwirusowe gną się i łopoczą; ona, po każdym secie, dosadnym gestem odwraca się w kierunku kolejki i powołuje wszystkich wzrokiem na świadków. Szuka popleczników, kibiców toczonego przez siebie pojedynku – jak breakdancer po wykonaniu szczególnie wymagającej akrobacji.

Na próżno. Wszyscy zażenowani czy niezainteresowani zaglądają do swoich dokumentów, certyfikatów, zaświadczeń, potwierdzeń. Za chwilę w lodowatej ciemności autobus powiezie ich do samolotu. Zaspane stewardesy o wielkich rzęsach. I już za chwilę maszyna oderwie się od mokrego asfaltu; z góry będzie wyglądać to jak makieta, szare klocki. I po paru sekundach przez kłęby dymu, spalin i chmur samolot wyrwie się w niebo obłędnie niebieskie, prosto w słońce.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i autorka sztuk teatralnych, od września 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zadebiutowała w 2002 r. powieścią „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” (Paszport „Polityki”), a wydany cztery lata później „Paw królowej” przyniósł jej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2022