Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Grecja znów jest na krawędzi bankructwa. Tuż przed przerwą wielkanocną (katolicką; święta prawosławne, także w Grecji, są tydzień później) zdawało się, że jeśli w ostatniej chwili Ateny nie porozumieją się z instytucjami unijnymi (aby otrzymać nowe kredyty) i wierzycielami, w tym z MFW (któremu do 9 kwietnia Grecja miała oddać 400 mln euro długu), to krajowi grozi niewypłacalność. Szukając nowych kredytów – albo/i usiłując szantażować w ten sposób Unię – premier Alexis Tsipras zapowiedział, że 8 kwietnia leci do Moskwy. Wcześniej udzielił wywiadu agencji TASS, w którym krytykował unijne sankcje wobec Rosji – będące odpowiedzią Europy na agresję Kremla wobec Ukrainy. Tsipras mówił, że sankcje to „droga donikąd”, a Grecy i Rosjanie to bliscy sojusznicy, i że Rosja mogłaby zdjąć embargo na import greckiej żywności. Podkreślał, że „w krytycznych momentach historycznych, prowadząc wspólną walkę, nasze narody wykuwały braterskie relacje”. Miało to dotyczyć II wojny światowej, ale zabrzmiało (celowo?) wieloznacznie. Rosja już wcześniej deklarowała, że może pomóc finansowo Grecji. W unijnych stolicach skrytykowano awanse Tsiprasa wobec Kremla. ©℗